Raz na rok lub nawet rzadziej udaje mi się w moich literackich poszukiwaniach natrafić na książkę, która jest tak bardzo 'moja', że mam poczucie, jakby autor stworzył ją zaglądając w najgłębsze zakamarki mojego umysłu. Jakby pisał tylko o mnie i tylko dla mnie. I nie chodzi tu bynajmniej o jakiś wybitny styl, język czy inne walory literackie. To emocjonalna prawda, niesamowite zestrojenie, które stawia mnie w konfrontacji z samą sobą - opisuje i nazywa to, co skrycie mieszka na samym dnie mojej duszy… Ostatnio takie odczucia towarzyszyły mi przy lekturze "Normalnych ludzi" Sally Rooney. A teraz ponownie przy "Wizycie".
Molly
jest zmęczona. Usiłuje pogodzić opiekę nad dwójką dzieci, prowadzenie domu i
pracę zawodową. Pewnego dnia, gdy jest sama z córką i synem, słyszy
kroki w sąsiednim pokoju... złudzenie, włamywacz..? To nie thriller, to nie
horror - to najbardziej pełnokrwista, realistyczna opowieść o macierzyństwie, na
jaką kiedykolwiek natrafiłam w literaturze. I jest to o tyle paradoksalne, bowiem klimat tej powieści jest mocno psychodeliczny, wręcz oniryczny. A jednak
właśnie w tym surrealizmie udało się autorce tak pięknie uchwycić całą nagą
prawdę o macierzyństwie – coś w tym jest, prawda? Nadal rezonuje we mnie ta historia,
powraca czkawką przemyśleń wielokrotnie w ciągu dnia. Moim zdaniem można ją
analizować na wiele sposobów, dyskutować, omawiać. Jednocześnie zgadzam się z
opiniami - to nie książka dla każdego, to pozycja, która dzieli czytelników na
tych rozczarowanych i zachwyconych - trudno pozostać wobec niej obojętnym. Czyta się ją na jednym wdechu, w pełnym napięciu - porywa, zaskakuje, szokuje. Mam ochotę polecać "Wizytę" wszystkim wzdłuż i wszerz, choć
wiem, że raczej nie powinnam. Dla mnie to bardzo mocna kandydatka do tytułu najlepszej
książki tego roku. Zachwyt totalny.
„(…) jej serce biło szybciej, jak zawsze, gdy sama opiekowała się dziećmi, nawet jeśli nie słyszała wymyślonych kroków. Zastanawiało ją, czy inne matki też tego doświadczają, tego permanentnego stanu lekkiej paniki, i martwiła się, że może nie, że to z nią jest coś nie tak.”
1 komentarzy:
Przyznam, że ten wspomniany psychodelizm bardzo mocno mnie zachęca do tej lektury.
Prześlij komentarz