Myślę, że właśnie tego typu pisarką jest dla mnie Manuela Gretkowska, do której dopiero dorastam, z którą dopiero zaczynam znajdować nić porozumienia na płaszczyźnie intelektualnej, życiowej, emocjonalnej. Od pierwszego spotkania była dla mnie autorką dość ‘niewygodną’. Pamiętam jak frustrowałam się przy lekturze „Na linii świata”, jak zachwycałam się opisami Paryża w „My zdies’ emigranty”, jak przy lekturze „Kosmitki” miałam ochotę rzucać książką o ścianę. Nie zgadzałam się z nią, kłóciłam, irytowała mnie, a jednocześnie podobało mi się co robi z moim umysłem, jak zmusza mnie do konfrontacji z własną osobowością, poglądami. Wiele się od tego czasu zmieniło, a ja, ku własnemu zaskoczeniu, z coraz większą ilością przemyśleń Gretkowskiej się zgadzam, a w „Polce”, która stanowi dziennik z okresu ciąży autorki, znalazłam odbicie własnych ciążowych perypetii.
„Polka” to dziennik błyskotliwy, politycznie niepoprawny, brutalnie szczery i intelektualnie sycący. To również cudownie kobieca, feministyczna lektura. Gretkowska potrafi zachwycić stylem – zarówno opisami („Dzień, jakby słońcu nie chciało się otworzyć powieki, zaropiałej chmurami.”), jak i umiejętnością ubrania ulotnej myśli w jedno celne, piękne zdanie. Jej spostrzeżenia zatrzymują, niekiedy naginają rzeczywistość, rzucają na nią nowe światło, otwierają przestrzenie w umyśle. Czytałam „Polkę” z ołówkiem w ręku, co chwila zaznaczając całe akapity. Czy odebrałabym tę książkę tak mocno i osobiście gdybym sama nie miała za sobą doświadczenia ciąży..? Nie wiem, ale cieszę się, że sięgnęłam po nią dopiero teraz. I zacieram już ręce na lekturę macierzyńskich perypetii Gretkowskiej, opisanych w „Europejce”.