czwartek, 23 lipca 2020 | By: Annie

"Zostań ze mną" - Ayobami Adebayo

                     Lubię snuć czytelnicze plany, tworzyć różnego rodzaju listy i brać udział w wyzwaniach, ale chyba jeszcze mocniej kocham po prostu zanurzyć się w ciemno w świecie literatury. Zdać się na przypadek, intuicję, spontanicznie pozwolić się poprowadzić przez kolejne książki, łapiąc gdzieś w locie nić przewodnią – kraj, autor lub temat – zgłębić, poznać, rozsmakować się. Za sprawą „Moja siostra morduje seryjnie” odwiedziłam Nigerię i… zostałam w niej chwilę dłużej niż planowałam. W kilka wieczorów połknęłam powieść „Zostań ze mną”, czyli cudną, pełnokrwistą i genialnie skonstruowaną obyczajówkę, od której po prostu nie mogłam się oderwać. 

                     Poznajemy historię życia Yejide – jej małżeństwa, problemów z zajściem w ciążę oraz różnych dramatów szeroko postrzeganego macierzyństwa. A to wszystko osadzone w nigeryjskiej rzeczywistości, historii i kulturze - w obyczajach i przesądach - fascynująco egzotycznych, niekiedy też mocno zaskakujących. Myślę, że na szczególną uwagę zasługuje tu teściowa głównej bohaterki – jeśli macie trudne relacje z własną, to dzięki tej książce będziecie ją całować po rękach. ;) Uwielbiam tego typu lektury, gdzie poprzez kontrast kulturowy mam poczucie nałożenia dwóch różnych klisz na siebie – zadziwiające jak duża część obrazu pokrywa się w zakresie tych najbardziej fundamentalnych ludzkich uczuć i emocji – właśnie w takich momentach najłatwiej jest dostrzec to, co naprawdę w życiu ważne. Cieszę się, że natrafiłam na tę pozycję. Dotknęła mnie, wciągnęła, poruszyła. Wielki smaczek, szczególnie jeśli ktoś uwielbia czytać różnorodnie i za sprawą literatury zwiedzać świat. Myślę, że dla mnie to będzie jedna z najlepszych książek tego roku.
środa, 22 lipca 2020 | By: Annie

Stosik czerwcowo-lipcowy

                     Mimo licznych postanowień i szczerych chęci niestety przerasta mnie regularne robienie zdjęć i wrzucanie comiesięcznych stosików. :( A bardzo bym chciała – to świetna pamiątka, jak również namiastka kontroli nad kolejnymi zakupami. Ostatnio, podczas drzemki Laurki, wreszcie się zmobilizowałam i udało mi się sfotografować nasze czerwcowo-lipcowe łowy – tym razem są to głównie lektury dla mojej wiecznie spragnionej czytania córki. W ramach nabytków 'na zaś' udało mi się skompletować cały cykl o Mary Poppins oraz sześć kolejnych tytułów z serii Mistrzowie Ilustracji. Do tego kilka poradników, mnóstwo kartonówek i parę nieoczywistych smaczków. Wszystkie tytuły widać na zdjęciach - kto ma ochotę przejrzeć, zapraszam. :) Wpadło nam jeszcze kilka Kici Koci i Zuzi, ale tu już kompletnie straciłam rachubę co i kiedy. Także oto nowości w naszej biblioteczce, a w głowie powoli kiełkują myśli o reorganizacji i regałach w nowym mieszkaniu… Mam parę ciekawych pomysłów, kuszą mnie półki tematyczne itd. Ale o tym innym razem… :)



poniedziałek, 20 lipca 2020 | By: Annie

"Horyzont" - Jakub Małecki

                      To moje trzecie spotkanie z Jakubem Małeckim i powiem szczerze, że z książki na książkę jestem coraz bardziej zauroczona! Pierwsza przeczytana - "Nikt nie idzie" - nie urzekła mnie. Ot, po prostu dobra obyczajówka. Następnie był "Dygot", który podobał mi się bardzo, bardzo i koniecznie muszę popełnić o nim osobną notkę. No i wreszcie ostatnio przeczytany "Horyzont", który łyknęłam w dwa wieczory, czytając nierozsądnie długo w noc. Cały następny dzień musiałam się ratować hektolitrami kawy, ale warto było, oj warto.

                      "Horyzont" to opowieść o dwójce zagubionych życiowo ludzi. On - zawodowy żołnierz, parę miesięcy temu wrócił z misji w Afganistanie. Ona - sporo młodsza, niedawno wyprowadziła się z domu, ale trop rodzinnej tajemnicy nie daje jej spokoju. On nadaje jej rozterkom odpowiednią perspektywę, ona pomaga mu wrócić do życia. Bo czasem najważniejszy w życiu jest odpowiednio odległy horyzont... Książka jest świetnie skonstruowana, bohaterowie są autentyczni, z krwi i kości, no i dodatkowy smaczek dla mnie - dobrze znany mi Mokotów, okolice Mordoru, kładka przy Galerii Mokotów, którą swego czasu codziennie chodziłam... Lubię gdy prawdziwe życie w tak subtelny sposób odbija się na kartach czytanej przeze mnie książki. "Horyznot" to powieść o zwykłym-niezwykłym życiu i jego nagłych meandrach, a napisana tak, że momentalnie wsiąkasz w tę historię, wierzysz, czujesz i przeżywasz całym sercem. Piękna opowieść, która dotyka i porusza. Nieodkładalna. Uwielbiam takie lektury - są jak możliwość zerknięcia w życie przypadkowo mijanej osoby na ulicy lub stojącej obok w tramwaju. Obyczajówka przez duże O. Świetna!!! Małecki, Orbitowski, Twardoch - to dla mnie wielka trójca nowego pokolenia wybitnych polskich pisarzy.
"W Warszawie nie ma wschodów i zachodów. Noc niezauważenie przechodzi w dzień, a dzień w noc, i raczej nikogo specjalnie to nie interesuje. Wszystko toczy się własnym, niezależnym rytmem - słońca po prostu nie ma, a zaraz potem jest, by wieczorem, ukryte za budynkami, z powrotem po cichu zniknąć." 
"Nakrywam mokrą głowę ręcznikiem i przez chwilę mnie nie ma, wydłużam ten moment, zamykam oczy, dzień trwa beze mnie, wszystko trwa beze mnie, w końcu wycieram twarz i spoglądam w lustro."
niedziela, 19 lipca 2020 | By: Annie

"Grace i Grace" - Margaret Atwood

                        Twórczość Margaret Atwood leży według mnie dokładnie w tym punkcie, w którym literatura piękna spotyka się z literaturą popularną - z jednej strony jej książki są zaskakująco przystępnie napisane, czyta się je łatwo, z przyjemnością, niesamowicie wciągają, a z drugiej dają do myślenia i zachwycają autentyzmem przedstawionego świata. Ja, z niewiadomych przyczyn, przez lata utożsamiałam jej powieści wyłącznie z bardzo ambitną, wyszukaną, nieprzystępną prozą – w związku z czym podświadomie ich unikałam, a do pierwszego spotkania podchodziłam jak przysłowiowy pies do jeża, szykowałam się i przymierzałam długie miesiące. Myślę, że obecnie, mając już na koncie trzy przeczytane powieści pióra Atwood, mogę śmiało stwierdzić – nic bardziej mylnego. Dla mnie osobiście to poziom wyżej niż wciągająca obyczajówka, ale na pewno nie jest to ambitna proza z najwyższej półki, potrafiąca dotknąć najgłębszych zakamarków duszy czy uchwycić nieopisywalne, jak robią to McEwan, Modiano czy Vargas Llosa. Atwood stawia bardziej na samą fabułę, na akcję, na historyczne realia, niż na głębię psychologiczną i emocje. Pod tym względem jej proza bardzo przypomina mi twórczość Sarah Waters.

                     „Grace i Grace” to powieść oparta na faktach. Grace Marks była jedną z najsłynniejszych kobiet w XIX-wiecznej Kanadzie, służącą zamieszaną w brutalne zamordowanie swojego pracodawcy i jego gospodyni. Grace zasłaniała się zanikami pamięci – czy faktycznie je miała, a może cierpiała na chorobę psychiczną? Czy była wyrafinowaną manipulantką, niemalże złem wcielonym? Własną interpretację tych wydarzeń przedstawiła również Atwood. To sprawnie i ciekawie opowiedziana historia – wciąga bez reszty, w zasadzie ciężko się oderwać od lektury. Autorce udało się uchwycić ówczesne realia, ukazać często dramatyczny los służących. W ramach czepialstwa – liczyłam, że trochę bardziej zaangażuję się emocjonalnie. Książkę czytałam co prawda z wielkim zainteresowaniem, ale raczej ‘na chłodno’. Historia jest opowiedziana zbyt jednostronnie, zbyt jednoznacznie, by zaangażować uczucia i mieć wątpliwości co do motywów kierujących postacią Grace, by analizować tu głębię psychologiczną, a trochę na to liczyłam. Szczerze – bazując tylko na książce Atwood, nie rozumiem fenomenu Grace, czemu przez tyle lat ta zbrodnia rozgrzewała i nadal rozgrzewa umysły. Jako ciekawostkę dodam, że „Grace i Grace” było jedną z książek, które jako pierwsze dodałam do listy ‘chcę przeczytać’ prawie 10 lat temu, kiedy namiętnie czytywałam blogi książkowe, dopiero nieśmiało myśląc o założeniu własnego. Zatem dekadę czekała ta powieść na swój czas, ale najważniejsze, że wreszcie się doczekała :). To również kolejna pozycja w ramach naszego małego wyzwania czytelniczego, cieszę się, że na czerwiec wylosowałyśmy właśnie ją. Może moja notka nie jest jakoś mocno entuzjastyczna, ale w zasadzie nie wiem czemu taka wyszła, bo książka naprawdę baaardzo mi się podobała, nie mogłam się oderwać, sama historia jest niezmiernie ciekawa, literacko też nie mam zastrzeżeń. Jak najbardziej polecam. :)
sobota, 11 lipca 2020 | By: Annie

"Moja siostra morduje seryjnie" - Oyinkan Braithwaite

                        Kolejna bardzo dobra powieść, którą połknęłam w ostatnim czasie - podczas jednego tych cudownych, letnich, lekkich jak pianka wieczorów, które mogłyby trwać w nieskończoność - aż szkoda kłaść się spać. Mąż na dyżurze, dziecko śpi spokojnie w pokoju obok, w tle odgłosy zmęczonego upałem miasta, a ja z kubkiem ulubionej, różanej herbaty zatracam się bez reszty w kolejnej książce… 

                       Uwielbiam czytać różnorodne, nie dla mnie lektury na jedno kopyto, a szczególnie w wakacje jakoś nachodzi mnie ochota na wędrówki po świecie - w tym roku, z wielu względów, zostały mi chociaż te literackie. Za sprawą książki „Moja siostra morduje seryjnie” odbyłam nietuzinkową podróż do Nigerii, do gorącego Lagos, by poznać historię dwóch sióstr, z których jedna ma nieco podejrzanego pecha do związków. Jej mężczyźni dość szybko… umierają. To lekka, oryginalna i przewrotna lektura, czyta się ją błyskawicznie i z wielką przyjemnością. Intryguje, wciąga, bawi. Coś ciekawego i świeżego - możliwość liźnięcia innej kultury, świata, do którego na co dzień nie mamy dostępu. To również doskonała alternatywa dla całej rzeszy wakacyjnych czytadeł z jednej kalki, w których grupa przyjaciółek wyjeżdża do Grecji i tam poznaje miłość swojego życia. ;) Polecam - smaczek wprost idealny na lato.
wtorek, 7 lipca 2020 | By: Annie

"Turbulencje" - David Szalay

                     Książka niewielka, cienka, ale genialna i zachwycająca w swojej prostocie. David Szalay w „Turbulencjach” opisuje zaledwie wyimki z życia swoich bohaterów – parę godzin, jeden wieczór czy poranek - a jednak mam wrażenie jakby w tej niewielkiej ilości tekstu udało mu się zamknąć cały świat. Wszystkie postaci łączy jedno – podróże samolotem. Ktoś siedzi na sąsiednim fotelu podczas lotu, nitki losów kolejnych bohaterów krzyżują się za sprawą serwisu randkowego, przypadkowego spotkania w sklepie czy jazdy taksówką. Wraz z kolejnymi lotami i kolejnymi bohaterami odbywamy prawdziwą podróż dookoła świata, skacząc z portu do portu, jak po rozżarzonych kamieniach. Londyn, Dakar, Sao Paulo, Seattle, Hongkong, Delhi… to zaledwie kilka z odwiedzonych miejsc. Ta książka to niepowtarzalna możliwość zajrzenia w cudze życie, choć na chwilę, choć na moment. Co skrywa zamyślona mina kobiety siedzącej dwa rzędy przed nami w samolocie, o czym z takimi emocjami rozmawia przez telefon mijany na lotnisku mężczyzna..? Powieść Davida Szalay tymczasowo usuwa wszelkie maski i bezlitośnie likwiduje pancerze skrywające największe sekrety - umożliwia poznanie myśli i losów pozornie obcych osób.

                       Dotknęła mnie ta lektura i niesamowicie wciągnęła – przeczytałam ją w jeden wieczór, za jednym posiedzeniem. Jest świetnie, bardzo wciągająco skonstruowana, a jednocześnie ta jej lapidarność, szybkość doskonale współgrają z przesłaniem – i dodatkowo jeszcze je podkreślają. Bo czy w dzisiejszych czasach nie pędzimy jak szaleni? Czy mamy czas by nawiązywać długofalowe, głębokie relacje – zarówno na poziomie rzeczywistym, jak i z bohaterami czytanych przez nas książek? Często czujemy się samotni, a jednak wszystkich ludzi na świecie oplata niewidzialna siatka powiązań i nieuświadomionych zależności. Każdy z nas jest inny, każdy pisze swoją własną historię, a przecież na tym najbardziej uniwersalnym, emocjonalnym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami. Tempo życia, stukot butów po lotniskowych korytarzach, nocne loty, pita w biegu kawa. Poranek w deszczowym Londynie, wieczór w parnej Afryce. Książka ma niesamowity klimat, za jej sprawą czujesz się częścią jakiejś większej całości, świata, który zrobił się mały za sprawą ery lotów pasażerskich. Rewelacyjna książka. Polecam każdemu. Niestety obudziła we mnie również tęsknotę za odległymi podróżami, więc teraz skręca mnie okrutnie.
niedziela, 5 lipca 2020 | By: Annie

"W ciemnym, mrocznym lesie" - Ruth Ware

                    Wraz z pierwszymi, letnimi burzami nagle i niespodziewanie powrócił mi apetyt na thrillery. Nie jest to co prawda tak intensywna faza jak w wakacje trzy lata temu – bo wtedy nie sięgałam praktycznie po nic innego – niemniej znowu zaczęłam śledzić ukazujące się w tym gatunku nowości, jak również wracać myślami do starszych pozycji, które kiedyś już planowałam przeczytać. Dodatkowo, moje ostatnie dni pełne były intensywnych dyskusji nad kolejnymi zapisami umowy notarialnej. Myślę, że w tym miejscu mogę się już pochwalić - wreszcie znaleźliśmy idealne, wymarzone mieszkanie dla naszej trójki, w którym zakochałam się bez reszty, od pierwszej chwili. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to tegoroczne Święta spędzimy już TAM. :) Oczywiście wiąże się to z załatwianiem tysiąca papierków itd. Dlatego bardzo potrzebowałam umysłowego resetu w postaci lekkiej i wciągającej lektury – sięgnęłam zatem po, jak mi się wydawało, thrillerowy pewniak, który miałam zachomikowany na taką właśnie chwilę.

                    „W ciemnym, mrocznym lesie” to historia wieczoru panieńskiego zorganizowanego w pewnym dziwnym, szklanym, otoczonym lasem domu na odludziu. Myślę, że więcej pisać nie trzeba… Oczywiście wydarzenia nie przebiegają tak, jak planowali uczestnicy spotkania. Historia ma dość wolny rozbieg, natomiast gdzieś tak od połowy akcja zaczyna pędzić i wtedy już dosłownie nie da się od niej oderwać. Tak szybkie tempo sprzyja tej opowieści, czyta się ją doskonale. Dopiero gdy przychodzi chwila wytchnienia, emocje zwalniają, a myśli zaczynają krążyć wokół motywów oraz ogółem szwów całej powieści – i niestety, nie jest to coś, w co można by ‘na zimno’ bezkrytycznie uwierzyć. Natomiast ja, mimo wszystko, książkę połknęłam z apetytem, bardzo mnie wciągnęła i ogólnie spełniła swoje zadanie – zrelaksowała mnie i rozerwała. Na pewno sięgnę po kolejne pozycje pióra Ruth Ware – to był jej debiut, i choć z drobnymi niedociągnięciami, to myślę, że nadal bardzo udany. Dobry warsztat zdecydowanie jest, trzeba by tylko ciut dopracować fabułę i motywy.
Idzie nowe... pierwsza umowa podpisana :)))
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...