Książka jest świetnie skonstruowana, fabuła nieustannie trzyma w napięciu, a wplecione w tekst w konwencji wywiadu fragmenty wypowiedzi trzecioplanowych bohaterów jeszcze potęgują wrażenie autentyzmu opisywanych wydarzeń. Czyta się to rewelacyjnie, wciąga bez reszty. Takie czytadło z wysoką jakością. Trochę kryminału, tajemnica i dużo obyczajowości. Smaczek. A teraz biję się z myślami czy skusić się na serial... Boję się, że nie dorówna książce, a zatrze obrazy wyobraźni... A powieść oczywiście gorąco polecam!
"Wielkie kłamstewka" - Liane Moriarty
Książka jest świetnie skonstruowana, fabuła nieustannie trzyma w napięciu, a wplecione w tekst w konwencji wywiadu fragmenty wypowiedzi trzecioplanowych bohaterów jeszcze potęgują wrażenie autentyzmu opisywanych wydarzeń. Czyta się to rewelacyjnie, wciąga bez reszty. Takie czytadło z wysoką jakością. Trochę kryminału, tajemnica i dużo obyczajowości. Smaczek. A teraz biję się z myślami czy skusić się na serial... Boję się, że nie dorówna książce, a zatrze obrazy wyobraźni... A powieść oczywiście gorąco polecam!
"Zgiń, kochanie" - Ariana Harwicz
"Zgiń, kochanie" to kolejna trudna książka na moim czytelniczym koncie, której nie umiem - i zdecydowanie nie chcę - jednoznacznie ocenić. Na pierwszy rzut oka to opowieść o kobiecie, której przytrafiło się macierzyństwo, tak jak innym ludziom przytrafiają się nieszczęścia. Jednak moim zdaniem opis na okładce wprowadza w błąd, to nie jest bowiem lektura o stawianiu się matką, jest to natomiast opowieść o obłędzie, o chorobie psychicznej, które wyszły na światło dzienne jedynie wyzwolone małżeństwem i macierzyństwem - próbą odegrania w prawdziwym życiu telewizyjnej reklamy płatków śniadaniowych - oczywiście z góry skazaną na porażkę. Dom na wsi, sielska przyroda i dramat w duszy - ta książka pokazuje co by się stało, gdyby w chwili emocjonalnego kryzysu nie wziąć oddechu, nie stawić czoła rzeczywistości, a beztrosko zatracić się w szaleństwie...
"Zgiń, kochanie" to w moim odczuciu pozycja pełna paradoksów. Niektóre spostrzeżenia są zaskakująco trafne, niektóre niezrozumiałe i wydumane. Język momentami zatrzymuje pięknem metafory, by chwilę później wzbudzić obrzydzenie niepotrzebną wulgarnością i drastyczną przemocą. Jest w tej prozie jednocześnie coś odstręczającego i perwersyjne fascynującego. Brudnego, brzydkiego oraz pięknego i delikatnego. Na tekst składają się urywane obrazy z pogranicza snu i jawy - czytało mi się to ciężko, z wysiłkiem, trudno było mi wniknąć w historię, ale gdy już przełamałam tę barierę niedostępności, wsiąkłam w gęsty, erotyczny, rozedrgany i oniryczny świat, który ciut przypomniał mi klimatem "Przekleństwa niewinności".
"Zgiń, kochanie" to jedna z tych pozycji, o których można dyskutować bez końca, w której każdy poprzez pryzmat swoich własnych doświadczeń dostrzeże coś zupełnie innego. Czy to jest dobra książka? Szczerze mówiąc - nie wiem. Mam poczucie, że zabrakło mi skupienia, jasnego umysłu, że mogłam z tej lektury wyciągnąć więcej, że być może nie udało mi się dostrzec i zgłębić wszystkich jej niuansów. Niekoniecznie trafiła na swój czas - jestem notorycznie niewyspana, zmęczona, zabiegana. Jednym słowem - uroki macierzyństwa. Jednak, co znamienne - chociaż bywam neurotyczna, ani przez chwilę nie dostrzegłam siebie w tej książce, nie zrozumiałam bohaterki, nie utożsamiłam się z nią, co czynię niejako 'z automatu' czytając książki 'macierzyńskie'. Dla mnie to zdecydowanie nie jest uniwersalna opowieść o byciu matką, a raczej historia nieprzystosowania, obłędu, szaleństwa, nieudanej próby wciśnięcia niestabilnej, chorej duszy w ciasne ramy oczekiwań i społecznych ról. Nie mam niestety poczucia poznania tej historii w pełni, zgłębienia tematu, a jednocześnie pewne obrazy, opisy i wywołane przez nie emocje oraz przemyślenia zostaną ze mną na długo. Więc w sumie wrażenia mam mieszane... Niemniej nie żałuję, że przeczytałam.
"Zgiń, kochanie" to w moim odczuciu pozycja pełna paradoksów. Niektóre spostrzeżenia są zaskakująco trafne, niektóre niezrozumiałe i wydumane. Język momentami zatrzymuje pięknem metafory, by chwilę później wzbudzić obrzydzenie niepotrzebną wulgarnością i drastyczną przemocą. Jest w tej prozie jednocześnie coś odstręczającego i perwersyjne fascynującego. Brudnego, brzydkiego oraz pięknego i delikatnego. Na tekst składają się urywane obrazy z pogranicza snu i jawy - czytało mi się to ciężko, z wysiłkiem, trudno było mi wniknąć w historię, ale gdy już przełamałam tę barierę niedostępności, wsiąkłam w gęsty, erotyczny, rozedrgany i oniryczny świat, który ciut przypomniał mi klimatem "Przekleństwa niewinności".
"Zgiń, kochanie" to jedna z tych pozycji, o których można dyskutować bez końca, w której każdy poprzez pryzmat swoich własnych doświadczeń dostrzeże coś zupełnie innego. Czy to jest dobra książka? Szczerze mówiąc - nie wiem. Mam poczucie, że zabrakło mi skupienia, jasnego umysłu, że mogłam z tej lektury wyciągnąć więcej, że być może nie udało mi się dostrzec i zgłębić wszystkich jej niuansów. Niekoniecznie trafiła na swój czas - jestem notorycznie niewyspana, zmęczona, zabiegana. Jednym słowem - uroki macierzyństwa. Jednak, co znamienne - chociaż bywam neurotyczna, ani przez chwilę nie dostrzegłam siebie w tej książce, nie zrozumiałam bohaterki, nie utożsamiłam się z nią, co czynię niejako 'z automatu' czytając książki 'macierzyńskie'. Dla mnie to zdecydowanie nie jest uniwersalna opowieść o byciu matką, a raczej historia nieprzystosowania, obłędu, szaleństwa, nieudanej próby wciśnięcia niestabilnej, chorej duszy w ciasne ramy oczekiwań i społecznych ról. Nie mam niestety poczucia poznania tej historii w pełni, zgłębienia tematu, a jednocześnie pewne obrazy, opisy i wywołane przez nie emocje oraz przemyślenia zostaną ze mną na długo. Więc w sumie wrażenia mam mieszane... Niemniej nie żałuję, że przeczytałam.
"Chodzimy z dzieckiem do parku w swetrach z wełny jagnięcej, on mówi "brum-brum", a ja nie mogę złapać tchu. W środku nadal płonie ogień".
"Powinnam mu ugotować jakiś makaron czy zupę, przynieść jakąś zieleninę z warzywnika sąsiada, ale mi się nie chce. Macierzyństwo jest tak okropnie nieciekawe. Strasznie mi się już chce. W środku rośnie coraz większa gula. Upuszczam go i zaciskam nogi. Biegnę, zamykam się. On zawodzi histerycznie jak płaczki na pogrzebie. Nie wytrzymuję i otwieram drzwi, myśląc przy tym, jakie to wszystko obrzydliwe."
"I czułam się tak, jakby coś mnie dusiło, łapało za gardło, jakby kleszcz łaził mi po szyi, jakby coś mnie oplatało, wpijało się we mnie, wbijało szczypczyki w krtań."
Subskrybuj:
Posty (Atom)