niedziela, 26 stycznia 2020 | By: Annie

"Niebieskie migdały" - Katarzyna Zyskowska-Ignaciak

                          Od czasu do czasu nachodzi mnie nagła, gwałtowna ochota na taką zwykłą, babską i koniecznie polską literaturę obyczajową. Nie walczę z tym, bo i po co? Zamiast tego radośnie rzucam się do przeglądania zasobów mojego kindla w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji. Dodatkowo nadal pociągają mnie historie, w których bohaterka jest w ciąży, zostaje matką, zmaga się z początkami macierzyństwa itd. "Niebieskie migdały" wydały mi się zatem lekturą idealną. 

                          Główna bohaterka, Ina, na skutek romansu z przystojnym, choć parszywym wewnętrznie prezenterem telewizyjnym, zostaje samotną mamą uroczego Kajtka. Macierzyństwo oczywiście nie okazuje się być kaszką z mleczkiem, nowej rzeczywistości nie ułatwiają również bliscy, którzy starają się za wszelką cenę wyswatać bohaterkę. Opis początków życia z niemowlakiem udał się autorce całkiem realistycznie, naprawdę - czytałam z wielką przyjemnością, co i raz kiwając głową. Natomiast dalej to już się zrobiła taka typowa słodka, przewidywalna bajeczka i oczywiście, jak to w tego typu historiach bywa, dziecko szybko zeszło na dalszy plan, by ustąpić pola miłosnym perypetiom. A że mi bardziej zależało na elementach macierzyńskich niż romansowych, to w sumie uczucia mam letnie. Było ok, autorka ma lekkie pióro, książkę czytało mi się przyjemnie i muszę przyznać, że momentami było naprawdę zabawnie. Szkoda tylko, że większy akcent nie został tu jednak położony na początki życia z dzieckiem - takich lekkich, zabawnych lektur dla młodych matek zdecydowanie brakuje. Natomiast błahych romansów z jednej kalki jest na pęczki, także w rezultacie "Niebieskie migdały" nieco zmarnowały swój potencjał i okazały się być takim typowym czytadłem - bez szału, ale i bez bólu. W porządku było, o. Tylko tyle albo aż tyle.
sobota, 18 stycznia 2020 | By: Annie

"Krysia. Mała książka wielkich spraw" - Michalina Grzesiak

                     Miła, przyjemna i zabawna książka o macierzyństwie - krótki, lekki przecinek pośród innych lektur. Sięgnęłam po nią w zeszłym tygodniu, żeby trochę przewietrzyć głowę i wyluzować - wymiana rur gazowych w całym bloku dała się nam bowiem mocno we znaki. Owa pozycja to nie poradnik, a raczej zbiór wielu krótkich historyjek, ciekawych i dających do myślenia spostrzeżeń, anegdotek i najlepszych tekstów pewnej zaradnej, kilkuletniej Krysi. Opowiedziane z punktu widzenia matki, która dzielnie walczy z rzeczywistością, z nieobecnością męża, z ciągłym brakiem czasu - a to wszystko ubrane w dużą dawkę ciętego humoru i ironii. Bo rodzicielska codzienność nie zawsze bywa łaskawa, ale jest za to nieustannie rozjaśniania promyczkami słońca - obecnością dzieci, które jak męczące by nie były, to jednak jak nikt potrafią jednym gestem czy słowem poprawić nastrój i przywrócić wiarę w świat. Jest szczerze, nielukrowato, z początku trochę trudno było mi się wgryźć w styl pisania autorki, ale dość szybko wszystko zaklikało. Dla mnie ta książka to był taki krótki podgląd przyszłości - jak to będzie za parę lat z moją własną, rezolutną i żywiołową córeczką. I powiem szczerze, że nie mogę się doczekać! 😉

"Mrucząca pralka, namydlone szklanki i niedokończone kanapki zupełnie nam nie przeszkadzały (...). Kolejny rozgrzebany wieczór wnosił do domu ciepły chaos, w którym każdy walczył o atencję. Gdyby ktoś obserwował nas z zewnątrz, pomyślałby, że we wszystkim tonę, podczas gdy ja tak naprawdę unosiłam się na morzu sprawnie, nie zwracając uwagi na stan łajby, na pokładzie której witałam codzienne sztormy."

"Brak dolnej jedynki odebrał jej nieco z zadziorności i nawet najpoważniejsze zdania brzmiały jak pokryte pluszem."

"Możemy się jedynie starać, w coś wierzyć, ale przede wszystkim musimy kochać do szaleństwa. Tylko ten drogowskaz ma realną szansę wskazać dziecku dobrą drogę."
niedziela, 12 stycznia 2020 | By: Annie

"Równonoc" - Anna Fryczkowska

                        To już druga pozycja przeczytana wspólnie z Mamą w ramach naszego małego, bo dwuosobowego klubu czytelniczego, w którym co miesiąc, z puli wcześniej wybranych książek - raczej ambitniejszych, takich które zbyt długo czekają na półce 'do-przeczytania' - Laurka wylosowuje nam jedną karteczkę z tytułem. Tym razem padło na "Równonoc" Anny Fryczkowskiej - opartą na faktach opowieść o zaginięciu czterech nastoletnich chłopców pod koniec lat 90' w województwie zachodniopomorskim. Przypadkowa zbieżność czy grasujący seryjny morderca? Jednak wbrew pozorom to nie kryminał, a rasowa proza obyczajowa, która z perspektywy rodzica usiłuje opisać rzecz absolutnie nieopisywalną - dziurę w sercu o rozmiarach całego wszechświata, nieskończony strach i niepokój rodzica, który stracił swoje dziecko. Mamy możliwość obserwowania bohaterów na wielu płaszczyznach - czasowej, małżeńskiej, religijnej - widzimy różne podejścia, różne sposoby radzenia sobie z tragedią, kolejne stadia żałoby. Jest w tych portretach coś niezwykle intymnego, szczerego, poruszającego - uwierzyłam w każde słowo.

                         Od kiedy sama zostałam mamą omijam tego typu lektury szerokim łukiem i przyznam, że po "Równonoc" byłam w stanie sięgnąć tylko dlatego, że opowiada o nastolatkach. A i tak ładunek emocjonalny był ogromny. To kolejna pozycja z serii Na F/Aktach wydawnictwa Od Deski Do Deski, którą przeczytałam i ponownie się nie zawiodłam. Książkę się dosłownie połyka, jest świetnie napisana. Chwyta za serce, daje do myślenia, porusza. W ramach czepialstwa - troszkę zabrakło mi sprecyzowania co jest fikcją, a co prawdą, co domysłem, a co gołym faktem. Czy autorka faktycznie rozmawiała z rodzinami? Co z postacią księdza? Na szczęście trochę poszperałam i okazało się, że doskonałym uzupełnieniem lektury jest wywiad dostępny TUTAJ.

                          Książki Anny Fryczkowskiej czytuję regularnie od lat, to jedna z moich ulubionych polskich pisarek. A "Równonoc" to moim zdaniem najlepsza i zdecydowanie najdojrzalsza pozycja w całym jej dorobku. Gorąco polecam!
niedziela, 5 stycznia 2020 | By: Annie

"Zwierzenia popkulturalne" - Katarzyna Czajka-Kominiarczuk

                      Rok 2020 literacko zaczynam z bardzo mocnym przytupem - od lektury świetnie napisanej, błyskotliwej, inspirującej oraz - moim zdaniem - szalenie wartościowej. Niestety, nie widzę nigdzie jej reklam, recenzji, polecanek - wielka szkoda! Nie przegapcie zatem tej pozycji, bo jeśli choć odrobinę intryguje Was fascynujący świat filmów i popkultury ogółem, a także zjawiska socjologiczne z nimi powiązane - to będzie to czytelniczy strzał w dziesiątkę. Mowa tu o książce "Zwierzenia popkulturalne" Katarzyny Czajki-Kominiarczuk - autorki kultowego już bloga Zwierz popkulturalny, którego, przyznam ze wstydem, nigdy nie czytałam (choć teraz żarliwie nadrabiam!). Myślę, że jest to o tyle warte zaznaczania, bo wszystkie teksty zawarte w książce stanowiły dla mnie zupełną, fascynującą nowość, a jednocześnie nie umiem ocenić ich na tle treści bloga. Owa książka to bowiem zbiór szeroko rozumianych felietonów i przemyśleń autorki, dotykających przeróżnych tematów popkulturalnych - zaczynając od zjawiska binge-watchingu, przez naukę analizowania wyników box office i kategorii wiekowych, trudny wybór ulubionego filmu i historię romansu kina z popcornem, kwestie dubbingu, spoilerów, upodobania twórców komedii romantycznych do lotnisk, aż po kinowy savoir-vivre czy charakterystykę porównawczą współczesnych postaci Sherlocka Holmesa. A to raptem tylko kilka pierwszych przykładów z brzegu.

                       Kilka uwag. Choć tytuł może nieco błędnie sugerować, że jest to książka o szeroko rozumianej popkulturze, to myślę, że aby uniknąć potencjalnego rozczarowania, warto sprecyzować, iż autorka skupia się tylko na filmach i serialach. Na próżno szukać tu nawiązań do świata książek, muzyki czy sztuki. Mam również wrażenie, że Zwierzowi parę razy nie udało się niestety uciec od lekkiego naciągania toku rozumowania i przytaczania przykładów ciut na siłę pod uprzednio postawioną tezę. Nie złapałam jej ani razu za rękę, to moje czysto subiektywne odczucia, niemniej jest to na tyle subtelne, że nie przeszkadza w lekturze i jest jak najbardziej wybaczalne. Marzyłoby mi się także jeszcze więcej przykładów filmów, aktorów, historii do każdego z poruszanych tematów, ale to ten typ książki, którą mogłabym czytać w nieskończoność, więc szczerze nie sądzę, że jakakolwiek ilość byłaby dla mnie w pełni satysfakcjonująca. Jeden, najbardziej dokuczliwy minus to kiepska korekta - niestety, w tekście znajduje się sporo literówek, powtórzeń, błędów stylistycznych. Szkoda, że książka nie znalazła się pod skrzydłami jakiegoś większego, 'silniejszego' wydawnictwa - z korektą z prawdziwego zdarzenia oraz zapleczem finansowym na promocję tytułu - bo dla mnie ewidentnie ma potencjał na naprawdę wartościowy bestseller, a boję się, że zniknie gdzieś bez echa w tłumie...

                        Wyliczam tu same 'zarzuty', ale właśnie na ich tle chcę podkreślić, jak bardzo podobała mi się ta lektura - do tego stopnia, że nijak nie umniejszają one jej wartości w moich oczach i nadal będę ją gorąco wszystkim polecała. Dużo sympatii wzbudziła we mnie również sama autorka - jest bardzo dowcipna i, co ważniejsze, zupełnie wyzbyta jakiegokolwiek snobizmu. Zarówno jej styl pisania, jak i samo podejście do filmów i seriali jest bardzo wyrozumiałe, nie oceniające, na luzie. Dla mnie "Zwierzenia popkulturalne" to lektura niemal idealna - stanowiąca swego rodzaju przewodnik, drogowskaz dla współczesnych widzów. Może nie dla małej grupki tych najbardziej wysublimowanych, którzy do śniadania oglądają niezależne kino węgierskie z lat 50', ale dla tych zwyczajnych, którzy z przyjemnością odpalają wieczorem serial z Netflixa, lubią chodzić do kina, a jednocześnie nie mają pretensji do tytułu znawcy czy eksperta, i chcą nieco poszerzyć swoją wiedzę oraz horyzonty. Ja właśnie siebie umiejscawiam w tej drugiej kategorii, a po zakończonej lekturze faktycznie czuję się mądrzejsza, wzbogacona, również moje spojrzenie na pewne filmowe kwestie uległo znacznemu rozwinięciu. Jednocześnie książka stanowi też po prostu niesamowicie wciągającą i przyjemną rozrywkę - nie mogłam się oderwać! Lekkie pióro, dużo dowcipu - czyta się to znakomicie. Gorąco polecam!!!
środa, 1 stycznia 2020 | By: Annie

Podsumowanie roku 2019

                     Rok 2019 zapamiętam przede wszystkim jako rok, w którym pełnoetatowo spełniałam się w roli mamy małego ludzika. Pierwsze posiłki, pierwsze kroki, pierwsze słowa - aż ciężko uwierzyć ile nowego taki maluch potrafi się w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy nauczyć! Ponadto był to rok, w którym zaliczyliśmy nasz pierwszy większy wyjazd we trójkę, a także rok, w którym mój kochany mąż zakończył postudiowe, beztroskie stażowanie i w listopadzie rozpoczął już bardzo 'na serio' pracę na etacie lekarza rezydenta w szpitalu. Gdzieś w tle tego wszystkiego przeczytałam natomiast aż 69 książek - wszystkie tytuły TUTAJ. Szczerze mówiąc jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą liczbą, nie czyniłam żadnych założeń czy planów, nie spodziewałam się tak dobrego wyniku. Czytałam przede wszystkim na kindlu, a przez to, że mam abonament w Legimi, łakomie sięgałam głównie po nowości, za przewodnika mając jedynie swój czytelniczy instynkt. I przyznam, że intuicja nie zawiodła mnie - przeczytałam całkiem sporo naprawdę fajnych książek. Co wyróżnia ten rok czytelniczo to fakt, iż nagle poczułam dziwną miętę do horroru - i planuję konsekwentnie pogłębiać tę fascynację. Udało mi się również zaliczyć parę pozycji z półki 'must read', które chciałam przeczytać od lat - między innymi "Drogę" McCarthy'ego oraz "Opowieść podręcznej" Atwood. Dodatkowo poznałam kilku nowych, ciekawych autorów - takich, jak wspomniani już Atwood i McCarthy, ale również Jakub Małecki, Mariusz Szczygieł czy rewelacyjna Miranda July. Ponadto czytałam dużo literatury parentingowej, poradników, trochę romansów oraz częściej niż zwykle sięgałam po literaturę młodzieżową. A do tego dochodzą jeszcze dziesiątki książeczek, które przeczytałam Laurce niezliczoną ilość razy - niepostrzeżenie literatura dziecięca stała się moim nowym konikiem.


                        Co do książki roku 2019 wyjątkowo nie mam trudności z wyborem - zostaje nią horror(!) "Szczelina" Jozefa Kariki, po którego lekturze wciąż jeszcze nie pozbierałam szczęki z podłogi. To mroczna, przesiąknięta tajemnicą, podszyta niepokojem i grozą opowieść o słowiańskim trójkącie bermudzkim - o tym, że prawdziwe demony i strach czają się przede wszystkim w ludzkim umyśle. W trakcie lektury nie sądziłam, że okaże się to dla mnie aż tak ważna książka, że wiele miesięcy później nadal będę często wracała do niej myślami i nachalnie polecała wszystkim w koło. Inne warte polecenia pozycje to zdecydowanie "Pierwszy bandzior" Mirandy July, "Nie otwieraj oczu" Josha Malermana i "50 twarzy Tindera" Joanny Jędrusik. Ogromne wrażenie i lawinę przemyśleń wywołała we mnie lektura "W głębi kontinuum" Jean Liedloff - uważam, że każdy świadomy, chcący się rozwijać człowiek powinien ją obowiązkowo przeczytać - na pewno podaruję jej osobną notkę. Najgorsza pozycja to zdecydowanie "Obłęd" Justyny Kopińskiej - takiego gniotka dawno nie spotkałam. 

                       Wielu książek przeczytanych w tym roku nie odpisałam na blogu, czego ogromnie żałuję. Pokonały mnie obowiązki oraz zmęczenie. I tak płynnie przechodząc do postanowień noworocznych... Chciałabym przede wszystkim regularnie, w miarę możliwości na świeżo po lekturze, zamieszczać tu notki. Oczywiście czytać więcej i ambitniej również - wiadomo. ;) Natomiast życiowo nie czynię jakiś większych postanowień - żadnych diet, codziennych ćwiczeń czy innych dziwactw. ;) Po prostu chciałabym jeszcze bardziej docenić swoje życie - częściej cieszyć się z tej naszej zwykłej, pięknej codzienności, nie dać się rutynie i każdą chwilę wyciskać do ostatniej kropelki szczęścia. Nie przejmować się drobiazgami, cieszyć z życia i mniej się stresować. Nowy rok na pewno przyniesie wiele zmian - rozpoczynamy poszukiwania nowego mieszkania, Laurka jest coraz starsza, a ja nadal jestem w fazie przemyśleń 'co chcę robić w życiu'. Oby nowy rok był równie dobry, co ten miniony i niósł ze sobą same pozytywne wydarzenia. Tego życzę sobie i Wam. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...