Od czasu do czasu nachodzi mnie nagła, gwałtowna ochota na taką zwykłą, babską i koniecznie polską literaturę obyczajową. Nie walczę z tym, bo i po co? Zamiast tego radośnie rzucam się do przeglądania zasobów mojego kindla w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji. Dodatkowo nadal pociągają mnie historie, w których bohaterka jest w ciąży, zostaje matką, zmaga się z początkami macierzyństwa itd. "Niebieskie migdały" wydały mi się zatem lekturą idealną.
Główna bohaterka, Ina, na skutek romansu z przystojnym, choć parszywym wewnętrznie prezenterem telewizyjnym, zostaje samotną mamą uroczego Kajtka. Macierzyństwo oczywiście nie okazuje się być kaszką z mleczkiem, nowej rzeczywistości nie ułatwiają również bliscy, którzy starają się za wszelką cenę wyswatać bohaterkę. Opis początków życia z niemowlakiem udał się autorce całkiem realistycznie, naprawdę - czytałam z wielką przyjemnością, co i raz kiwając głową. Natomiast dalej to już się zrobiła taka typowa słodka, przewidywalna bajeczka i oczywiście, jak to w tego typu historiach bywa, dziecko szybko zeszło na dalszy plan, by ustąpić pola miłosnym perypetiom. A że mi bardziej zależało na elementach macierzyńskich niż romansowych, to w sumie uczucia mam letnie. Było ok, autorka ma lekkie pióro, książkę czytało mi się przyjemnie i muszę przyznać, że momentami było naprawdę zabawnie. Szkoda tylko, że większy akcent nie został tu jednak położony na początki życia z dzieckiem - takich lekkich, zabawnych lektur dla młodych matek zdecydowanie brakuje. Natomiast błahych romansów z jednej kalki jest na pęczki, także w rezultacie "Niebieskie migdały" nieco zmarnowały swój potencjał i okazały się być takim typowym czytadłem - bez szału, ale i bez bólu. W porządku było, o. Tylko tyle albo aż tyle.
Główna bohaterka, Ina, na skutek romansu z przystojnym, choć parszywym wewnętrznie prezenterem telewizyjnym, zostaje samotną mamą uroczego Kajtka. Macierzyństwo oczywiście nie okazuje się być kaszką z mleczkiem, nowej rzeczywistości nie ułatwiają również bliscy, którzy starają się za wszelką cenę wyswatać bohaterkę. Opis początków życia z niemowlakiem udał się autorce całkiem realistycznie, naprawdę - czytałam z wielką przyjemnością, co i raz kiwając głową. Natomiast dalej to już się zrobiła taka typowa słodka, przewidywalna bajeczka i oczywiście, jak to w tego typu historiach bywa, dziecko szybko zeszło na dalszy plan, by ustąpić pola miłosnym perypetiom. A że mi bardziej zależało na elementach macierzyńskich niż romansowych, to w sumie uczucia mam letnie. Było ok, autorka ma lekkie pióro, książkę czytało mi się przyjemnie i muszę przyznać, że momentami było naprawdę zabawnie. Szkoda tylko, że większy akcent nie został tu jednak położony na początki życia z dzieckiem - takich lekkich, zabawnych lektur dla młodych matek zdecydowanie brakuje. Natomiast błahych romansów z jednej kalki jest na pęczki, także w rezultacie "Niebieskie migdały" nieco zmarnowały swój potencjał i okazały się być takim typowym czytadłem - bez szału, ale i bez bólu. W porządku było, o. Tylko tyle albo aż tyle.