
I
choć zgadzam się z większością zarzutów, to niemała
część wydaje mi się jednak trochę czepialstwem i jest moim
zdaniem zupełnie niezasadna w kontekście oceniania romansu. Na przykład zarzut "mało
autentycznej fabuły i mało realistycznie ukazanej głębi narodzin
uczucia". Serio? Właśnie po to sięga się po romansidło z
włoską mafią w tle, żeby oczekiwać prawdopodobnych wydarzeń..?
Podobnie jak nie powinno się wymagać od zwykłego, prostego
harlequinu pięknego, wyszukanego języka, więc jego nieobecność
nie powinna być moim zdaniem krytykowana. Zastanowiło mnie również czemu na Goodreadsie obcojęzyczne romasidła mają tak wysokie oceny. Mam wrażenie,
że ludzie przede wszystkim oceniają tam książki porównując je z innymi tego samego gatunku.
Czytasz romans? Oceniaj go porównując z romansami, a nie z
laureatami Bookera. Wydaje mi się, że silną komponentą krytyki
jest tu również osoba autorki - to, że jest Polką, jak również
to, jak wygląda. Stereotyp o
głupiej, pustej blondynce nadal w cenie.

Do czego zmierzam - moim zdaniem część krytyki, zrównanie z ziemią jest w tym przypadku nieadekwatne. Książka jest zła. Ale nie aż tak. Dajmy sobie trochę czytelniczego luzu, patrzmy z czym porównujemy, w jakiej kategorii lektur się poruszamy. Przede wszystkim oceniajmy książki, a nie ludzi. Nie bądźmy snobami, nie wywyższajmy się. Niech czytanie łączy, niech będzie beztroską przyjemnością, polem do radosnego spełniania zachcianek, bez obaw o ocenę innych czy krytykę naszego gustu. Ważne, że w ogóle czytamy, chyba o to w tym wszystkim chodzi? A zatem - jeśli ktoś szuka piekielnie wciągającego, naiwnego i głupiego jak but czytadła-bajeczki, ale napisanego tak, że masz ochotę zarwać noc, albo przejechać przystanek - polecam książki Blanki Lipińskiej. Być może nadal mam ma oczach ciążowo-macierzyńskie klapki pod tytułem 'czytam cokolwiek i jestem szczęśliwa, że w ogóle czytam' - ale mi się podobało. Wyznaję już bez wstydu.
Edit: Opinię tę napisałam jakiś czas temu i ciągle coś stawiało mi na drodze, żeby ją opublikować. Cieszę się, że tak się stało, bo wczoraj zobaczyłam okładkę najnowszego magazynu Książki i... jestem zniesmaczona. Dokładnie coś takiego mnie odstręcza i mierzi - mam na myśli podtytuł "25 przyjemnych książek, z którymi nie wstyd pokazać się na plaży". Ja rozumiem, że to pewnie tylko wygodny, chwytliwy slogan, ale litości - nie ma czegoś takiego jak książka, z którą wstyd się pokazać - powiedzmy to raz na zawsze!