W pierwszym tygodniu wakacji zafundowałam
swojemu umysłowi prawdziwie odmóżdżający detoks i przeczytałam aż dwa typowo babskie czytadła. Przy takich
książkach odpoczywam, relaksuję się – nie myślę, nie
analizuję – po prostu czytam… Poza tym ciekawa byłam ‘co w
trawie piszczy’, czyli jak piszą popularne nazwiska z tej lżejszej
części polskiej sceny literackiej. Na pierwszy ogień poszła
nieznana mi dotychczas Natasza Socha i jej „Dziecko last minute”.
Książka o późnym macierzyństwie i, jak się zorientowałam dopiero po lekturze - drugi tom trylogii, choć w sumie nie przeszkadzało mi to
jakoś specjalnie podczas czytania. Powieść Sochy to lekko i sprawnie napisana pozycja, ale raczej średnio zabawna i bez większego polotu. Wydaje mi się, że okres ciąży to na tyle ciekawe źródło różnorakich anegdot i perypetii, że spokojnie można by przedstawić ten temat z większym humorem i dystansem - zachcianki, burza hormonów, zmiany zachodzące w ciele kobiety itd. - coś w stylu filmu "Jak urodzić i nie zwariować". Niby trochę tu tego jest, ale jednak wszystko jakoś tak do bólu oklepane. Moim zdaniem autorka nie wykorzystała w
pełni ciążowego tematu, a w zasadzie był to jej jedyny pomysł na fabułę
- szkoda.
Jednak po pierwszej lekturze, którą wspominam bez
zachwytu, nadeszła pora rewelacyjnej i prześmiesznej „Awarii
małżeńskiej” – powieści napisanej przez Sochę w duecie z
dobrze mi już znaną Magdaleną Witkiewicz. To naprawdę urocza
pozycja, którą czyta się jednym tchem – jak mężczyźni
radzą sobie bez kobiet w domu... Co więcej, pod płaszczykiem
zabawnych sytuacji, skrywa się tu sporo mądrości na temat
związków - jak to kobiety na własne życzenie potrafią sobie piekiełko zgotować
- wiadomo, 'sama zrobię lepiej’. Oj tak… dało mi to do
myślenia. ;) A "Awarię małżeńską" gorąco polecam!
W każdym razie czuję się trochę jakby ktoś mi ostatnio nieco w głowie poprzestawiał i przemeblował - ciągnie mnie bowiem do lekkiej literatury kobiecej na zmianę z thrillerami psychologicznymi, kryminałami i horrorami. Taka faza widocznie i nie zamierzam sobie żałować. ;)
6 komentarzy:
Masz rację - nie żałuj sobie! Obie książki mam już za sobą i bardzo miło je wspominam. :)
Uwielbiam tę autorkę! Jej książki dają niesamowitego kopa :)
Masz rację z tą Awarią małżeńską - zabawna i jednocześnie mądra. :)
Prosimy o więcej notek! :)
A ja wypożyczyłam sobie właśnie z biblioteki "czereśnie zawsze muszą być dwie". To pierwsze moje spotkanie z tą autorką, więc jestem bardzo ciekawa.
Księgozbiór Kasiny - "Czereśnie..." też mam w planach na najbliższą przyszłość, daj znać jak wrażenia! :) W międzyczasie przeczytałam jeszcze "Cześć, co słychać?" Witkiewicz - i również jest super, polecam :)
Prześlij komentarz