piątek, 21 lipca 2017 | By: Annie

American dream

                  Walizka spakowana. Już jutro lecę stęskniona przez ocean prosto w ramiona męża i zaczynamy nasze długo wyczekiwane, amerykańskie wakacje! Wątpię, żebym w trakcie podróży miała możliwości oraz skupienie do pisania na blogu, natomiast planuję wygospodarować czas na czytanie – w samolocie, na wydmach Cape Cod, w drodze podczas jazdy, w parku Boston Common, w Central Parku i gdzie tylko nadarzy się okazja. W walizce mam 9 sukienek i zero powieści – po raz pierwszy w życiu. Nastała u mnie era Kindla - co prawda nie pachnie papierem, ale jednak doceniam jego niesamowitą wygodę. ;) Planuję natomiast poszaleć po amerykańskich księgarniach – ciekawe co tam na półkach króluje. Oczywiście pokażę stosik po powrocie. Mąż zapowiedział, że będzie mnie rozpieszczał, więc zamierzam korzystać, hihi. Przy okazji spędzimy w Nowym Jorku naszą pierwszą rocznicę ślubu - can't wait. :) Oczywiście przedwyjazdowy plan czytania przewodników i samych książek o Ameryce spalił na panewce, ale nie przejmuję się - na co innego miałam akurat smaka. Jestem natomiast dumna z kilku zmian, które udało mi się wprowadzić w moim życiu w lipcu, i oby tak dalej... :)

                   Ciekawa jestem jak spodobają mi się Stany, jak odbiorę Nowy Jork... To ma być początek dłuższej znajomości, więc mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.. ;)

Do napisania w sierpniu!
niedziela, 16 lipca 2017 | By: Annie

"Córeczka" - Anna Snoekstra

                      I znowu przykurzył mi się blog – to wszystko wina nagłego, odurzającego oddechu wolności i cudownego smaku wakacji, którym delektuję się na co dzień. Spotkania, spacery, kino, teatr, zakupy, ćwiczenia, zdrowe jedzenie – łapię wiatr w żagle, a także dbam o siebie i bezwstydnie się rozpieszczam – zasłużyłam. Owszem, czytam też sporo, choć jak zwykle nie tak dużo jak bym chciała – niemniej trochę lektur za mną, ale jakoś zupełnie weny nie miałam, żeby opisywać swoje perypetie czytelnicze na bieżąco. Tymczasem połknęłam kolejny thriller psychologiczny – faza zdecydowanie nie mija. Tak sobie myślę – kiedy mi się to znudzi? No bo ileż tych thrillerów można wymyślić, żeby się nie powtarzały w kółko te same historie? Chyba jednak jeszcze sporo przede mną, bo mimo iż jest to n-ty thriller w mojej karierze, to „Córeczka” zaskoczyła mnie totalnie – zakończenie czytałam z wypiekami na twarzy. I chyba właśnie dlatego, iż wciąż mnie ten gatunek potrafi naprawdę zaintrygować, zadziwić, porwać - apetyt nie mija. 

                      Owa książka to historia ukradzionej tożsamości – pewna dziewczyna w tarapatach wykorzystuje podobieństwo do zaginionej przed laty Rebeki – wkrada się w jej życie, w jej rodzinę, przyjaciół. Oczywiście przy okazji uwikłana zostaje w niewyjaśnione wydarzenia sprzed lat… Powieść jest sprawnie napisana, wciąga, a końcówka wbija w fotel. Bardzo mi się podobał ten thriller – może nie najlepszy jaki czytałam, ale zdecydowanie polecam. I już myślę jaki następny sobie zapodać – bowiem w to lato mój kindle pęka w szwach od thrillerowych lektur… :)
wtorek, 4 lipca 2017 | By: Annie

Dwa kobiece czytadła - "Dziecko last minute" i "Awaria małżeńska"

                     W pierwszym tygodniu wakacji zafundowałam swojemu umysłowi prawdziwie odmóżdżający detoks i przeczytałam aż dwa typowo babskie czytadła. Przy takich książkach odpoczywam, relaksuję się – nie myślę, nie analizuję – po prostu czytam… Poza tym ciekawa byłam ‘co w trawie piszczy’, czyli jak piszą popularne nazwiska z tej lżejszej części polskiej sceny literackiej. Na pierwszy ogień poszła nieznana mi dotychczas Natasza Socha i jej „Dziecko last minute”. Książka o późnym macierzyństwie i, jak się zorientowałam dopiero po lekturze - drugi tom trylogii, choć w sumie nie przeszkadzało mi to jakoś specjalnie podczas czytania. Powieść Sochy to lekko i sprawnie napisana pozycja, ale raczej średnio zabawna i bez większego polotu. Wydaje mi się, że okres ciąży to na tyle ciekawe źródło różnorakich anegdot i perypetii, że spokojnie można by przedstawić ten temat z większym humorem i dystansem - zachcianki, burza hormonów, zmiany zachodzące w ciele kobiety itd. - coś w stylu filmu "Jak urodzić i nie zwariować". Niby trochę tu tego jest, ale jednak wszystko jakoś tak do bólu oklepane. Moim zdaniem autorka nie wykorzystała w pełni ciążowego tematu, a w zasadzie był to jej jedyny pomysł na fabułę - szkoda. 

                      Jednak po pierwszej lekturze, którą wspominam bez zachwytu, nadeszła pora rewelacyjnej i prześmiesznej „Awarii małżeńskiej” – powieści napisanej przez Sochę w duecie z dobrze mi już znaną Magdaleną Witkiewicz. To naprawdę urocza pozycja, którą czyta się jednym tchem – jak mężczyźni radzą sobie bez kobiet w domu... Co więcej, pod płaszczykiem zabawnych sytuacji, skrywa się tu sporo mądrości na temat związków - jak to kobiety na własne życzenie potrafią sobie piekiełko zgotować - wiadomo, 'sama zrobię lepiej’. Oj tak… dało mi to do myślenia. ;) A "Awarię małżeńską" gorąco polecam!

                        W każdym razie czuję się trochę jakby ktoś mi ostatnio nieco w głowie poprzestawiał i przemeblował - ciągnie mnie bowiem do lekkiej literatury kobiecej na zmianę z thrillerami psychologicznymi, kryminałami i horrorami. Taka faza widocznie i nie zamierzam sobie żałować. ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...