sobota, 18 lutego 2017 | By: Annie

"Marlene" - Angelika Kuźniak

                        Miałam w lutym mnóstwo czytać i pisać, ale w ostatnich dniach spadło na mnie niespodziewanie przygotowywanie plakatu na konferencję, a potem także silne przeziębienie, które sprawiło, że przez parę dni nie miałam siły ruszyć ręką. Niemniej co nieco udało mi się w ostatnim tygodniu przeczytać i mam w zanadrzu do polecenia dwie ciekawe lektury. Po pierwszą z nich sięgnęłam pod wpływem koncertu Krystyny Jandy „Piosenki z teatru”, którego pod koniec stycznia miałam wielką przyjemność wysłuchać. Piosenki, teksty i wykonania cudne, same perełki, ale to historii, anegdotek o życiu i kulturze, które Janda opowiadała w przerwach od śpiewania mogłabym słuchać godzinami… Jedna z nich dotyczyła Marleny Dietrich – tego, że uczestniczyła ona w wyzwalaniu Berlina, a na koniec podobno wjechała do niego siedząc na czołgu, jakie niesamowite życie wiodła i jakie tragiczne było jego zakończenie w samotności paryskiego mieszkania. Muszę przeczytać biografię – postanowiłam już podczas spektaklu. Jeśli chodzi o postać Dietrich to miałam w głowie tylko czarno-biały obrazek obojętnej kobiety w męskim garniturze, z papierosem w dłoni. Niestety, gdy zaczęłam szukać, okazało się, że wybór jest naprawdę kiepski. To znaczy kilka pozycji biograficznych o Marlenie jest, ale trochę byle co, że tak powiem. Jeden album, jedno przesłodzone streszczenie z kiepskimi recenzjami, reszta już niedostępna. Książka Angeliki Kuźniak wydała mi się zdecydowanie najrozsądniejszym wyborem. Kluczem i inspiracją do napisania tej pozycji była kartka z notesu, na której Dietrich zapisała kilka polskich adresów i telefonów. Ruszamy śladem koncertów, które Marlene w latach 60’ odbyła w Polsce i w zasadzie towarzyszymy jej aż do śmierci w Paryżu. Jak pisze sama autorka - „Ta książka nie jest biografią. To reporterska opowieść o Marlenie Dietrich.” Niemniej, między innymi dzięki sprawnie zredagowanemu kalendarium na końcu książki, czuję, że otrzymałam dokładnie to, co chciałam – możliwie bliskie prawdy życie Marleny Dietrich w pigułce.

Źródło: http://wehadfacesthen.tumblr.com
                        „Marlene” to portret sklejony ze wspomnień, rozmów, utkany z fragmentów, niuansów, drobnych spostrzeżeń. Bardzo autentyczny, wyrazisty, na pewno nie ugładzony. Wyłania się z niego słodko-gorzki obraz Dietrich – zimnej perfekcjonistki i wielkiej, ale samotnej artystki. Zaszokowały mnie emocje, które wzbudza w Niemczech – ta niechęć do niej, bo ‘zdradziła’ ojczyznę walcząc po stronie aliantów i krytykując Hitlera… Te protesty, które wywołał jej pogrzeb w 1992 roku… Jednak przede wszystkim to opowieść o niesamowicie silnej, samowystarczalnej kobiecie, która wiodła fascynujące, barwne życie. Romanse, wojna, podróże, zawrotna kariera i ten hipnotyzujący głos... (Wyobrażacie sobie jakąś współczesną hollywoodzką diwę, która rzuca wszystko u szczytu kariery i jedzie na wojnę?!) To wszystko napisane chłodno, zdawkowo, jakby z dystansu, ale chyba właśnie dzięki temu obraz jest pełny i wyraźny – dzięki temu cała Marlene zmieściła się w kadrze.

                         Poruszyła mnie notatka, którą 20-letnia Marlene zapisała w swoim dzienniku: „Dlaczego przypada mi w udziale tak okropny czas? Chciałam przecież złotej, pogodnej młodości.”…

1 komentarzy:

To Read Or Not To Read pisze...

Zapowiada się na piękną i wzruszającą przygodę czytelniczą

Pozdrawiam
To Read Or Not To Read

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...