Myślę,
że potrzebowałam tej książki znacznie bardziej niż ona mnie.
Takie dziwne poczucie towarzyszy mi już po zakończeniu lektury i
chyba po raz pierwszy w życiu - a to nie lada paradoks, zważywszy,
iż wyznaję zasadę, że bez swojego czytelnika żadna książka nie
istnieje. Żeby zgłębić ten tom potrzebowałam ciszy, wypoczętego
umysłu i pełni skupienia. W zanadrzu czekał ołówek do
podkreślania fragmentów. To pozycja niełatwa, nie powiem, że
niedostępna, ale pokryta jakby wielowarstwową powłoką – tylko
od czytelnika zależy ile czasu poświęci - ile tych warstw odkryje,
jak głęboko sięgnie. I choć w wielu innych lekturach taka
narzucona przez autora ekwilibrystyka umysłowa mierzi, a nawet
irytuje - bo przecież książka jest dla czytelnika, a nie
czytelnik dla książki - to akurat Knausgard potrafi tak omamić, że
jestem mu wdzięczna za tę możliwość intelektualnej gimnastyki,
za gonitwę myśli i skojarzeń. Za rozbudzenie mojego umysłu. Bo
mam poczucie, że było warto, a w zamian za wysiłek otrzymałam coś
naprawdę wyjątkowego.
„Jesień” to dzieło w pewien sposób ponadczasowe, napisane w postaci
krótkich rozdziałów, każdy skupia się na jakimś przedmiocie,
emocji, pojęciu. To swoisty hołd dla świata, jego złożoności,
głębi. Właściwie nie wiem co bardziej mi się podobało – czy
piękny język, czy zaskakujące spostrzeżenia rzucające nowe
światło na rzeczy oczywiste, a może to magiczne uczucie tuż
po lekturze, kiedy świat wokół zwalnia i staje się nagle jakby
pełniejszy, bardziej wyraźny? Knausgard to ten typ pisarza, który
potrafi sprawić, że czytanie o jabłku staje się intensywniejszym
doznaniem niż jego faktyczne jedzenie. Ta książka pokazała mi
jaką literaturę warto czytać, ponownie dostrzegłam to, co umknęło
mi w ostatnich miesiącach – w ciągłym biegu pod hasłem ‘więcej,
szybciej’. Chyba po prostu potrzebowałam przypomnienia o co
naprawdę w tym całym czytaniu chodzi. I co dobra książka
potrafi zrobić z otwartym, chłonnym umysłem. A Knausgard, choć
niekiedy pisze bezpruderyjnie o rzeczach obrzydliwych, to wciąż
jest to literatura (zaskakująco) piękna.
4 komentarzy:
A ja czuje, że to nie dla mnie :(
Bardzo ciekawa pozycja. Może nawet się skuszę :)
Buziaczki! ♥
Zapraszam do nas 😍
Świat oczami dwóch pokoleń
A czytałaś "Moją walkę"? Bo ja pokochałam Knausgarda dzięki tej książce, ale "Jesień" świadomie omijam - wydaje mi się, że to w dużym stopniu powtórzenie tego co już z "Mojej walki" znam. Mam na myśli styl narracji. Chyba chciałabym teraz przeczytać Knausgarda w prawdziwej powieści, nie w kolejnej wariacji dziennika.
Pozdrawiam:)
Rosemary - nie, nie czytałam jeszcze, choć wszystkie dotychczas wydane tomy "Mojej walki" mam u siebie na półce. Czekam na spokojniejszy czas, bo wydaje mi się, że nie są to książki, które powinno się czytać z doskoku, na szybko, w biegu. Zatem "Moja walka" wciąż przede mną. Myślę, ze po napisaniu pracy magisterskiej sięgnę po nią.:) Niestety nie porównam stylów narracji, ale zauważyłam, że w "Jesieni" Knausgard często powołuje sie na swoją rodzinę, wspomnienia z dzieciństwa i dorastania - wiec pewnie te fragmenty pokrywają się z "Moją walką". A co do powieści to pewnie prędzej czy później przetłumaczą je na polski - na pewno się to opłaci ;) Pozdrawiam serdecznie :)
Prześlij komentarz