![]() |
Książka leniwie czytana o poranku... |
"Ta chwila" - Guillaume Musso
Który
to już raz..? Guillaume Musso - mój wakacyjny towarzysz,
nieprzerwanie od 5 lat. :) I choć marudziłam i złorzeczyłam na jego poprzednią książkę, a nawet odgrażałam się, że to koniec i
rozstanie, to jednak nie potrafiłam przejść obojętnie obok kolejnej
nowości tego pana. I tym razem całkiem pozytywnie się
rozczarowałam, gdyż Musso, który już kilka razy zjadł swój
literacki ogon, teraz powrócił z historią świeżą oraz
zaskakującą. I jak zwykle bardzo filmowo, wciągająco napisaną –
ale to akurat jest u niego niezmienne i dotyczy wszystkich jego
powieści. „Ta chwila” - mamy tu tajemnicę rodzinną,
latarnię morską, która przenosi w czasie, Nowy Jork na przestrzeni lat i wielką miłość. Czyli
czysta rozrywka, reset umysłu - bez zobowiązań i wyrzeczeń. Cieszę
się, że przeczytałam tę książkę u schyłku letnich, sierpniowych dni – bo
wakacje bez Musso to wakacje niezaliczone.;) A tymczasem myślami
odlatuję już ku jesiennym lekturom, gdyż ta pora roku zdecydowanie
sprzyja u mnie ambitniejszemu czytaniu, a także wiele smakowitych
nowości wychodzi na dniach. Ach, już zacieram rączki co też
smacznego przeczytam tej jesieni!
"Harry Potter and the Cursed Child" - J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany

Wiele osób czepia się, marudzi i ja też mogłabym oczywiście zaserwować tu litanię na temat odcinania kuponów i krytykę niepowieściowej formy, w jakiej ukazała się ta pozycja. Owszem, przyznaję, że nie jest to książka potrzebna, a świat mógłby się bez niej spokojnie obejść... Ale co z tego, kiedy ja po prostu nie chcę oceniać jej surowo, bo dostarczyła mi naprawdę doskonałej rozrywki, której nie zamierzam analizować i niczym umniejszać. Co więcej, w głębi serca, tak szczerze. bardzo się cieszę, że ta pozycja powstała i cieszę się również, że ją przeczytałam. Podobało mi się. Bardzo. Taki sentymentalny powrót do korzeni mojego książkowego nałogu. :) Myślę, że nie ma sensu zachwalać - fani Harrego Pottera i tak przeczytają. Jedno jest pewne – będzie to największy hit nadchodzącej jesieni w Polsce. Premiera 22 października w wydawnictwie Media Rodzina.
"Nieobecna" - Agnieszka Olejnik
Przyznam,
że moja wyobraźnia i ciekawość były rozpalone do czerwoności na
myśl o tej lekturze. Powinnam była trochę poczekać, dokończyć
chociaż to, co aktualnie miałam na czytelniczej tapecie – ale
nie, uległam, skusiłam się i tak oto jestem już 'po'. A wrażenia
mam bardzo pozytywne. Już sam opis kusi i intryguje, bo otóż mamy
tu historię dwóch bliźniaczek, choć z charakteru różnych jak woda
i ogień. Julia i Julita. Zabawa zaczyna się w momencie, gdy Julia zostaje
zamordowana, a Julita wchodzi w jej życiową rolę – tylko z pozoru perfekcyjnej pani domu, matki i żony... Agnieszka Olejnik pisze naprawdę dobrze, sama historia też wciąga, ekscytuje i intryguje. A ja przede wszystkim podziwiam oryginalny pomysł i bardzo
skomplikowaną, dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach intrygę - myślę, że nieuważny
autor mógłby się tu bardzo łatwo 'wyłożyć' – autorka wybrnęła
z tego perfekcyjnie. Jest to pozycja zdecydowanie kobieca, gdy macie ochotę na
kryminał, ale z dużą dozą obyczajowości, lub też na dobrą
powieść obyczajową z nutką zbrodniczego dreszczyku – co kto woli
:))) Rok temu przeczytałam „Dante na tropie” - bardzo sympatyczną powieść pióra tej samej autorki - również polecam. I choć nie kupuję i nie czytam
wszystkiego, co wydaje, to śledzę uważnie - bo moim zdaniem warto.
Przy okazji kilka ujęć, ku pamięci, aby uwiecznić wakacyjny weekend, który upłynął mi na lekturze tej oto własnie książki:
Przy okazji kilka ujęć, ku pamięci, aby uwiecznić wakacyjny weekend, który upłynął mi na lekturze tej oto własnie książki:
Czytam sobie...
Mało
jest w ciągu roku chwil, kiedy mogę poddać się takiemu prawdziwie
beztroskiemu i niczym niezmąconemu czytaniu. Zazwyczaj do swojej
dyspozycji mam ledwie momenty, chwile wydarte z codzienności,
wyszarpane siłą – podczas dojazdu na uczelnię, między domowymi
obowiązkami czy też późnym wieczorem, gdy oczy same zamykają się do snu. Dlatego do tego absolutnie wyjątkowego i przez cały rok wyczekanego, wakacyjnego lenistwa z książką podchodzę zawsze bardzo serio –
tych pięknych chwil jest tak mało, że chcę się nimi nasycić na zapas,
wycisnąć z nich tyle, ile się da. A piszę o tym, ponieważ jutro raniutko ruszamy w drogę - przed nami kilka
beztroskich dni w tym samym miejscu, co zawsze - ten sam domek nad Biebrzą, ta sama cisza, jeziorko, przyroda, krowy i święty spokój. Siłą rzeczy wybór lektur na tych kilka dni to sprawa najważniejsza.
Bez kremu do twarzy i dodatkowej pary butów mogę przeżyć.. Ale bez książki? Nigdy w
życiu! Co zatem zapakuję...
Pojedzie ze mną na pewno Justyna Sobolewska i jej „Książka o czytaniu” - delektuję się tą pozycją od kilku dni, dawkuję sobie tę przyjemność, bo jest to lektura absolutnie zachwycająca i tak do szpiku kości bibliofilska. Uczta. Ze względu na tytuł, który ciekawi wszystkich odwiedzających nas gości, pakuję też „Mam łóżko z racuchów”. Jedzie ze mną równie intrygująca „Nieobecna” - świeżutka, dziś przed południem odebrana na poczcie. Dorzucam jeszcze podobno niezłą „Isolę” i kolejny smaczek Agaty Christie do połknięcia. :)
Ach... jak ja kocham czytać! :)))
Pojedzie ze mną na pewno Justyna Sobolewska i jej „Książka o czytaniu” - delektuję się tą pozycją od kilku dni, dawkuję sobie tę przyjemność, bo jest to lektura absolutnie zachwycająca i tak do szpiku kości bibliofilska. Uczta. Ze względu na tytuł, który ciekawi wszystkich odwiedzających nas gości, pakuję też „Mam łóżko z racuchów”. Jedzie ze mną równie intrygująca „Nieobecna” - świeżutka, dziś przed południem odebrana na poczcie. Dorzucam jeszcze podobno niezłą „Isolę” i kolejny smaczek Agaty Christie do połknięcia. :)
Ach... jak ja kocham czytać! :)))
"Dziewczyna, którą nigdy nie byłam" - Caitlin Moran

"Mam na imię Lucy" - Elizabeth Strout
Doskonała
obyczajówka! Bardzo żałuję, że nie udało mi się napisać notki
świeżo po lekturze - niestety, pokonał mnie czas, a szkoda, bo
emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania były ogromne,
choć teraz już nieco wyblakły. Co ciekawe, książka ta
zbiera skrajne opinie – od zachwytu po niechęć. Ja należę do
tej entuzjastycznie nastawionej grupy czytelników, co więcej -
naprawdę urzekł mnie styl w jakim opowiedziana jest ta historia.
Fabuła jest wielowarstwowa, gdyż mamy tu tak jakby książkę w
książce – to, co czytamy, to niejako powieść autorstwa głównej
bohaterki, przepleciona fragmentami relacji z jej pisania oraz rozmowami
z wydawcą, z których dowiadujemy się informacji pominiętych
w 'głównej' linii fabularnej. Narracja zdecydowanie stanowi smaczek
i czyni tę pozycję wyjątkową, bo opowiedziana historia sama w sobie jest bardzo prosta - autobiograficzne rozliczenie dorosłej kobiety z
jej przeszłością. Właściwie ciężko opisać treść,
bo jest to po prostu opowieść o życiu i dorastaniu na głębokiej prowincji, z dużym
akcentem na relację matka-córka oraz kwestię zmiany tożsamości przy przeprowadzce do 'wielkiego świata'. A wszystko to
napisane pięknym językiem, wiarygodnie, poruszająco. Co
wyjątkowe - nie ma tu stopniowego zanurzania w temat, nie ma
tłumaczenia i prowadzenia za rękę – czytelnik zostaje rzucony na
głęboką wodę, a co wyniesie z treści – to jego.
Rozumiem, że taki styl może wielu osobom nie odpowiadać,
ja natomiast czasami lubię wystawiać się na próbę, gdy autor
testuje moją inteligencję i bystrość umysłu, zostawia mnie zdaną
samą na siebie w literackim świecie pełnym zakamarków i
możliwości. A że ostatnio odnajduję się właśnie w powieściach
bardziej wymagających i trudniejszych, to ta książka idealnie
wpasowała się w moje literackie potrzeby. Jeśli macie smaka na ciekawie napisaną, rasową obyczajówkę, ale też nie
z tej najwyższej, nieprzystępnej półki – gorąco polecam najnowowszą powieść Elizabeth Strout!
"Żebyś nie zgubił się w dzielnicy" - Patrick Modiano
Jest
taka samotna pora dnia, kiedy wieczór kładzie się cieniami nad
miastem, a poczucie nostalgii, melancholia chociaż na chwilę
wypełniają serca przechodniów. Lampka, fotel, domowa cisza, a za
oknem szum wieczornego ruchu - to wówczas, u zmierzchu zabieganego
dnia, należy czytać książki Patricka Modiano. Bo w jego
słowach tkwi poezja samotnej duszy. Zachwyca mnie ta proza. Nie
umiem ująć tego wrażenia w słowa, ciężko pisze się o jego
powieściach, bo one same w sobie są nieuchwytne i tajemnicze.
Cienkie, niewielkie objętościowo... a jednak tak pełne treści,
myśli, przestrzeni i czasu. To przystępnie napisana literatura, ale
paradoksalnie wcale nie da się czytać jej szybko i zachłannie.
Wymaga pochylenia, skupienia, ale warto, oj warto. Ten nastrój
melancholijnego Paryża, gdzie bohaterowie
żyją jakby poza głównym nurtem, jak cienie snują się po ulicach
miasta, od kawiarni do kawiarni... To kwestia magii, czaru, tajemnicy, ale też pewnej dozy niepokoju i pustki duszy. Nie chcę
opisywać treści, mam wrażenie, że każdy może z niej wyczytać
coś innego. Dla mnie to historia o zapominaniu, ale też i o
odkrywaniu minionych wydarzeń na nowo, w formie zniekształconej
przez czas - jak przeszłość przenika się z teraźniejszością,
splątana nitką wspomnień. Po lekturze zostaje niedosyt, pewne
niedopowiedzenie, ale to jest potrzebne, wręcz niezbędne, gdyż
nagie fakty zabiłyby ten klimat i siłę wymowy. Szkoda tylko, że
to piękne uczucie oderwania od świata tak szybko ulatuje po
zakończeniu lektury, jednocześnie też jakoś ciężko rozstać mi
się z tą książką - odłożyć ją na półkę i myślami odlecieć
ku kolejnej pozycji. Proza Patricka Modiano jest jak rewers
rzeczywistości – to mroczniejsza, bardziej oniryczna warstwa
świadomości, naznaczona zapomnieniem i nostalgią. Uwielbiam. I
jeszcze ta boska okładka... Mistrzostwo.
"Czwartkowe wdowy" - Claudia Piñeiro
Od
dawna intryguje mnie cała Ameryka Południowa, ale z dużym
naciskiem na Argentynę właśnie. Kiedyś, dawno temu, wymyśliłam
sobie, że muszę koniecznie zamieszkać w Buenos Aires – nie wiem,
czy to kwestia tej pięknej nazwy, czy raczej jakiegoś zapomnianego snu.
Tak sobie w każdym bądź razie wymarzyłam i choć mieszkanie w
Argentynie na daną chwilę niekoniecznie wciąż figuruje na liście
moich życiowych celów, to zwiedzenie i odkrycie literatury tego
intrygującego kraju – już jak najbardziej tak. Ze smakiem połknęłam zatem „Czwartkowe
wdowy”, czyli fantastycznie napisaną i przetłumaczoną obyczajówkę z
wątkiem kryminalnym, dziejącą się na luksusowym osiedlu pod Buenos
Aires. Za zamkniętymi drzwiami wielkich rezydencji mieszkańcy skrywają swoje mroczne sekrety - wszystko w atmosferze zamożności, plotek i zamętu gospodarczo-politycznego. Bardzo mi ta książka zapachniała " Gotowymi na wszystko" - aż zatęskniłam za tym serialem. I choć może nie był
to najszczęśliwszy tytuł do czytania w okresie okołoślubnym, to ja jednak nie mogłam się oderwać. Czytadło z ciut wyższej półki. Oryginalne i
naprawdę dobre, idealne na wakacje. Polecam.
***
Ostatnio porwało mnie życie. Myślę, że nie ma co rozwlekać szczegółowo wydarzeń, z resztą żadne opisy nie oddadzą w pełni tego ogromu emocji, chwil szczęścia, wzruszeń. Poza tym komu by się chciało to czytać... W skrócie: Otworzyłam nowy rozdział życia - nowy mąż, nowe mieszkanie, a przyjaciółki wciąż stare, haha. ;) Zdjęcia ukazują ostatnie szalone dwa tygodnie, oczywiście z naciskiem na akcenty książkowe. A zatem:
Wspaniały wieczór panieński, na który zostałam porwana do Gdańska przez moje Panny (gorąco pozdrawiam!). Przez cały dzień towarzyszyła mi urocza walizeczka, w której stopniowo pojawiały się zdjęcia najbliższych mi kobiet, drobiazgi dla Perfekcyjnej Pani Domu i... książki. :) Wszystko, łacznie z lotem, było dla mnie jedną wielką niespodzianką. Musiałam czekać pod moim domem o 5:45 rano, a w torebce mieć miedzy innymi: marchewkę, ulubioną książkę i plastikową łyżkę. I to wszystko faktycznie przydało mi się podczas tego szalonego, ale też i przepięknego dnia. :)
Wspaniały wieczór panieński, na który zostałam porwana do Gdańska przez moje Panny (gorąco pozdrawiam!). Przez cały dzień towarzyszyła mi urocza walizeczka, w której stopniowo pojawiały się zdjęcia najbliższych mi kobiet, drobiazgi dla Perfekcyjnej Pani Domu i... książki. :) Wszystko, łacznie z lotem, było dla mnie jedną wielką niespodzianką. Musiałam czekać pod moim domem o 5:45 rano, a w torebce mieć miedzy innymi: marchewkę, ulubioną książkę i plastikową łyżkę. I to wszystko faktycznie przydało mi się podczas tego szalonego, ale też i przepięknego dnia. :)
30 lipca 2016 - ŚLUB!!!
Chyba wciąż to jeszcze do mnie nie dotarło, ale... mam MĘŻA! Najwspanialszego :)
Ceremonia odbyła się w ogrodzie. Według mnie było idealnie, a nawet piękniej niż to sobie wymarzyłam. To były absolutnie magiczne chwile - jak wspaniale jest zobaczyć tyle życzliwych, bliskich osób w koło... :))) Zdjęć mam na razie bardzo niewiele, może później jeszcze kilka dorzucę...
Zamiast kwiatów poprosiliśmy o książki. Cóż mogę napisać - ja to nazywam RAJEM!!! :D
A tak prezentują się zbiory literackie w naszym przytulnym mieszkanku. Wzięłam tylko niewielką część książek z domu - przede wszystkim te, których jeszcze nie przeczytałam, a bardzo chcę, od dawna. Regały stoją złączone do siebie plecami i jednoczesnie oddzielają część 'jadalnianą' od salonowej.
I na miłe zakończenie kolekcja Agaty Christie. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)