"Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności" - Maciej Stuhr, Beata Nowicka
Rozmowa Macieja Stuhra z Beatą Nowicką.
O życiu, rodzinie, dorastaniu, filmie (tu wynotowałam sobie nawet
kilka tytułów do obejrzenia), teatrze, kulturze... Czytając
wspomnienia osób, które dzieciństwo spędziły w PRL'u, mam
wrażenie, że coś mnie zwyczajnie ominęło. Oczywiście nie
zazdroszczę, ale jednocześnie wiem, że będąc dzieckiem, nie
zauważa się prozy szarego życia, a doświadczenie na przykład
tej legendarnej radości na widok puszki coli wydaje mi się bezcenne
– a ja tego nie przeżyłam... Czy jest to książka warta naszego
czasu i uwagi? Na pewno dla fanów Macieja Stuhra stanowi nie lada
gratkę, ja aż taką wielbicielką nie jestem. Nie powiem, że dużo
bym straciła przegapiając tę pozycję, choć również jej
czytanie nie sprawiło mi jakiegoś szczególnego bólu. Natomiast czy
warto było poświęcić jej bezcenny czas? Tu mam mieszane uczucia,
gdyż nie jest to jakaś szczególnie fascynująca lektura – w miarę
ciekawa, miejscami zabawna, ale nic wybitnego, poruszającego czy
zapadającego w pamięć. Zdecydowanie wolę Stuhra w wydaniu
felietonowym.
Łowy :)
Upychając ostatnio nowe nabytki na
przepełnionych półkach mojej domowej biblioteczki, doszłam do
wniosku, że nigdy na blogu nie poświęciłam dostatecznej uwagi
pewnemu miejscu, w którym ogromnie lubię zaopatrywać się w takie właśnie wyszperane i zupełnie nietuzinkowe lektury – a mianowicie sieci księgarni
Dedalus. Niestety, Warszawa to nie Kraków – muszę przyznać, że mało jest tu tanich,
klimatycznych księgarenek (a może to ja mam pecha i po prostu nie znajduję takich miejsc?), znikają za to jedna po drugiej przytulne
książko-kawiarnie - do dziś nie odżałowałam Czułego
Barbarzyńcy i Tarabuka, który w nowej lokalizacji to już jednak
nie to samo... :( Zatem tym bardziej doceniam tę mini-sieć, gdzie
godzinami można szperać, a ceny są naprawdę zachęcające – kilka, no góra kilkanaście złotych za książkę, co
więcej, widać, że to miejsce przyciąga ludzi z pasją czytelniczą. Czuć klimat. A przede wszystkim można tu znaleźć książki nieoczywiste, sprzed
lat, pozycje niekrzykliwe i nienarzucające się swoją obecnością - one w ciszy regałów skromnie czekają na swojego czytelnika. Ciekawy jest również sam pomysł rozmieszczenia książek - seriami i wydawnictwami, co moim zdaniem bardzo ułatwia szperactwo i stanowi dodatkowy smaczek. Uzbierało mi się
trochę tych nowych nabytków, oczywiście kupowałam na raty, przez kilka czy nawet kilkanaście ostatnich tygodni. Z zapałem i ogromną satysfakcją – kierując się
intuicją, tytułem, ciekawą okładką czy intrygującym pierwszym zdaniem - powstał taki oto dedalusowy stosik - zamieszczam, bo a nuż
coś Was zaciekawi? :)
Kilka pozycji ("W poszukiwaniu istoty czasu", "Gwiazdy mają czerwone pazury", "Porządek alfabetyczny"), to książki, które chciałam mieć i przeczytać praktycznie 'od zawsze'. Cieszę się też na myśl o lekturze pozostałych powieści - na pewno będą one stanowiły nie lada gratkę, gdyż jest to literatura pochodząca z przeróżnych, niekiedy bardzo tajemniczych zakątków świata. Mamy tu akcent izraelski, sudański realizm magiczny, kulturę beduinów oraz tajemnice wielkiego miasta. Do tego podróż tropem wieloryba wzdłuż wybrzeży Ameryki Południowej i samotność dziewczyny pracującej w perfumerii na promie kursującym na trasie Dania-Niemcy. Chciałabym to wszystko jak najszybciej przeczytać, pochłonąć, ciekawość mnie zżera - jednak czasu jak zwykle brakuje... na szczęście od piątku zaczynam 10 dni ferii wiosennych, wiec mam nadzieję, że już wkrótce chociaż nadgryzę to stosisko. :)
Kilka pozycji ("W poszukiwaniu istoty czasu", "Gwiazdy mają czerwone pazury", "Porządek alfabetyczny"), to książki, które chciałam mieć i przeczytać praktycznie 'od zawsze'. Cieszę się też na myśl o lekturze pozostałych powieści - na pewno będą one stanowiły nie lada gratkę, gdyż jest to literatura pochodząca z przeróżnych, niekiedy bardzo tajemniczych zakątków świata. Mamy tu akcent izraelski, sudański realizm magiczny, kulturę beduinów oraz tajemnice wielkiego miasta. Do tego podróż tropem wieloryba wzdłuż wybrzeży Ameryki Południowej i samotność dziewczyny pracującej w perfumerii na promie kursującym na trasie Dania-Niemcy. Chciałabym to wszystko jak najszybciej przeczytać, pochłonąć, ciekawość mnie zżera - jednak czasu jak zwykle brakuje... na szczęście od piątku zaczynam 10 dni ferii wiosennych, wiec mam nadzieję, że już wkrótce chociaż nadgryzę to stosisko. :)
"Pajęczyna" - Agata Christie

"I że ci nie odpuszczę" - Joanna Szarańska
Poczułam nagły przebłysk intuicji
czytelniczej, a może to fakt iż ostatnimi czasy, z wiadomych
względów, jestem po prostu wyczulona na tematykę ślubną, choć też bardzo staram
się zachować w tym obszarze dystans i umiar – wydaje mi się, że z
powodzeniem. W każdym bądź razie książka mnie zaintrygowała,
ale po wypożyczeniu jej z biblioteki zmieniłam zdanie i
postanowiłam jednak jej nie czytać – ostatnio zwyczajnie żal mi
czasu na tego typu błahe, babskie lektury, szczególnie gdy tyle
powieści genialnych, nagrodzonych i kultowych czeka w zanadrzu. Z
ciekawości zerknęłam na pierwszych 20 stron, po czym książkę
odłożyłam, ale coś mnie znowu podkusiło i... tym razem zaklikało! Powieść połknęłam z ogromną przyjemnością w dwa dni.
Historia jest prosta i dość przewidywalna - w dniu ślubu Kalina dowiaduje się, że pan młody nie był jej wierny, co więcej, zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką – Kalina rzuca go zatem spektakularnie przed ołtarzem i w ramach zadośćuczynienia wykorzystuje otrzymany w prezencie ślubnym voucher do spa. Oczywiście nic nie idzie po jej myśli - "I że ci nie odpuszczę" to urocza komedia pomyłek, a także plejada zabawnych postaci oraz wątek kryminalny – miejscami zalatuje nawet Chmielewską, co traktuję jako najwyższy komplement. ;) Sympatyczna, zabawna i zwyczajnie mila pozycja - wiadomo, nie jest to książka odkrywcza, zagadka kryminalna nie rzuca na kolana, a raczej jest prosta i schematyczna, ale... właściwie co z tego? Urzekł mnie humor autorki, dowcip, lekki styl pisania, przesympatyczna bohaterka oraz dodatkowe smaczki w stylu: upalne lato i kawa pita w rześkie poranki na tarasie o 5 rano. Wyłapuję i skrupulatnie delektuję się takimi fragmentami. Sama jestem zaskoczona jak przyjemnie spędziłam czas - mam same pozytywne odczucia względem tej lektury i będę z niecierpliwością wypatrywała następnych części serii Kalina w Malinach. ;) Bo jeśli już w ogóle czytać tego typu powieści, to tylko w takim wydaniu!!!
Historia jest prosta i dość przewidywalna - w dniu ślubu Kalina dowiaduje się, że pan młody nie był jej wierny, co więcej, zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką – Kalina rzuca go zatem spektakularnie przed ołtarzem i w ramach zadośćuczynienia wykorzystuje otrzymany w prezencie ślubnym voucher do spa. Oczywiście nic nie idzie po jej myśli - "I że ci nie odpuszczę" to urocza komedia pomyłek, a także plejada zabawnych postaci oraz wątek kryminalny – miejscami zalatuje nawet Chmielewską, co traktuję jako najwyższy komplement. ;) Sympatyczna, zabawna i zwyczajnie mila pozycja - wiadomo, nie jest to książka odkrywcza, zagadka kryminalna nie rzuca na kolana, a raczej jest prosta i schematyczna, ale... właściwie co z tego? Urzekł mnie humor autorki, dowcip, lekki styl pisania, przesympatyczna bohaterka oraz dodatkowe smaczki w stylu: upalne lato i kawa pita w rześkie poranki na tarasie o 5 rano. Wyłapuję i skrupulatnie delektuję się takimi fragmentami. Sama jestem zaskoczona jak przyjemnie spędziłam czas - mam same pozytywne odczucia względem tej lektury i będę z niecierpliwością wypatrywała następnych części serii Kalina w Malinach. ;) Bo jeśli już w ogóle czytać tego typu powieści, to tylko w takim wydaniu!!!
"Z pokorą i uniżeniem" - Amélie Nothomb

„Z pokorą i uniżeniem” to zapis perypetii z rocznej pracy bohaterki (alter ego samej Nothomb) w japońskiej korporacji. Oczywiście można sobie wyobrazić jak to wyglądało - sztywna hierarchia, konwenanse, brak emocji czy empatii - inny świat - a dla Europejczyka kosmos. Wyobraźcie sobie sytuację, że aby nie krępować innych pracowników, musicie udawać, że nie znacie języka, którego uczyliście się całe życie. Wyobraźcie sobie bezwzględny kult pracy, brak stosunków koleżeńskich, ciągłe donosicielstwo i możliwość, że szef bezkarnie upokorzy was i poniży na oczach całej firmy... Czy przedstawiony w tej książce obraz Japonii jest prawdziwy? Myślę, że tak - i jest to przerażające... choć jednocześnie też nie do końca, gdyż czytałam kilka artykułów i notek o tej tematyce - na pewno sporo się zmieniło w tym obszarze od początku lat 90', czyli okresu, który obejmuje ta książeczka. Niemniej moja wiedza na temat kultury japońskiej jest szczątkowa, więc się nie upieram. Nie jest to również literatura faktu, a raczej zbeletryzowane wspomnienia i przemyślenia autorki - w każdym razie czyta się to znakomicie, z dużym zainteresowaniem wniknęłam w ten niedostępny, dziwny świat biurowców o szklanych szybach. W dodatku jestem teraz ogromnie zaintrygowana całą postacią Amelie Nothomb, chcę sięgnąć po inne książki jej pióra, poznać ją lepiej, zrozumieć... "Z pokorą i uniżeniem" to naprawdę ciekawa, świetnie napisana lektura – jeden kęs soczystej prozy, która poszerza horyzonty. Oby jak najwięcej takich odkryć! Zacieram rączki na myśl co też przyniosą mi następne 'wyszperane' lektury z listy....
"Zazdrośnice" - Eric-Emmanuel Schmitt
Mam problem z twórczością Erica-Emmanuela
Schmitta – przez wielu kochany i uwielbiany, ja mam wobec niego
letnie uczucia, co gorsza – niczym nieuzasadnione. Mimo, że
podobały mi się trzy książki jego autorstwa, które miałam
okazję dotychczas przeczytać, to jakoś paradoksalnie nie czuję
'chemii' do tego pisarza – nie ma w tym żadnej logiki. Przechodzę
obojętnie obok jego powieści – nie wypożyczam, nie kupuję –
zwyczajnie nie ciągnie mnie, nic nie wzbudza zainteresowania. Jednak
ostatnio, za sprawą Moniki, odwiedziła mnie najnowsza pozycja pióra Schmitta – skusiłam się i przeczytałam.
„Zazdrośnice” to historia czterech przyjaciółek z liceum, które przeżywają swoje pierwsze miłości – ich życie poznajemy w formie fragmentów z dzienników, prowadzonych przez każdą z dziewczyn. I muszę przyznać, że jestem baaardzo pozytywnie zaskoczona – jak mi się ta książka podobała! Po pierwsze - jak zwykle dotknęła mnie ta słynna francuska emocjonalność, wrażliwość, a jednocześnie bezkompromisowa swoboda w wyrażaniu siebie, w stawianiu swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Podobała mi się bezpruderyjność, wolność obyczajowa, popołudnia spędzane w gronie przyjaciółek na piciu czekolady w paryskich kawiarniach – powspominałam sobie swoje licealne czasy oraz pewną nieistniejącą już kawiarnię na Placu Zbawiciela... ;) Podobała mi się także sama historia i jej autentyczne bohaterki. Zauważyłam to już dawno – nikt nie potrafi pisać tak delikatnie, a zarazem bezpośrednio o miłości, obejmując przy tym wszystkie jej niuanse czy meandry złamanego serca, jak robią to pisarze francuscy. Tak jest i już. Francuski romantyzm charakteryzuje swoboda, kobiecość, a jednocześnie bezwzględna walka i wola życia – miłość jest zawsze na pierwszy miejscu. Do tego jest w nim także pewna doza melancholii i samotności... Mnie to urzeka. Pytanie, czy teraz sięgnę po następne książki tego pana? No właśnie... nie wiem. Ale podobało mi się, naprawdę!
Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na tytuł, który w oryginale brzmi moim zdaniem znacznie lepiej i bardzie pasuje do tej książki..."Le Poison d'amour"... Pięknie, prawda?
"Są tylko dwa czasowniki, które potrafię z przekonaniem odmienić w czasie przyszłym: będę kochała, umrę. A zatem oświadczam wam: zanim umrę, będę bardzo kochała!"
„Zazdrośnice” to historia czterech przyjaciółek z liceum, które przeżywają swoje pierwsze miłości – ich życie poznajemy w formie fragmentów z dzienników, prowadzonych przez każdą z dziewczyn. I muszę przyznać, że jestem baaardzo pozytywnie zaskoczona – jak mi się ta książka podobała! Po pierwsze - jak zwykle dotknęła mnie ta słynna francuska emocjonalność, wrażliwość, a jednocześnie bezkompromisowa swoboda w wyrażaniu siebie, w stawianiu swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Podobała mi się bezpruderyjność, wolność obyczajowa, popołudnia spędzane w gronie przyjaciółek na piciu czekolady w paryskich kawiarniach – powspominałam sobie swoje licealne czasy oraz pewną nieistniejącą już kawiarnię na Placu Zbawiciela... ;) Podobała mi się także sama historia i jej autentyczne bohaterki. Zauważyłam to już dawno – nikt nie potrafi pisać tak delikatnie, a zarazem bezpośrednio o miłości, obejmując przy tym wszystkie jej niuanse czy meandry złamanego serca, jak robią to pisarze francuscy. Tak jest i już. Francuski romantyzm charakteryzuje swoboda, kobiecość, a jednocześnie bezwzględna walka i wola życia – miłość jest zawsze na pierwszy miejscu. Do tego jest w nim także pewna doza melancholii i samotności... Mnie to urzeka. Pytanie, czy teraz sięgnę po następne książki tego pana? No właśnie... nie wiem. Ale podobało mi się, naprawdę!
Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na tytuł, który w oryginale brzmi moim zdaniem znacznie lepiej i bardzie pasuje do tej książki..."Le Poison d'amour"... Pięknie, prawda?
"Są tylko dwa czasowniki, które potrafię z przekonaniem odmienić w czasie przyszłym: będę kochała, umrę. A zatem oświadczam wam: zanim umrę, będę bardzo kochała!"
"Sprostowanie" - Renée Knight
Tak sobie myślę i dochodzę do wniosku, że
naprawdę ciężko jest mi zrozumieć jakimi drogami wędrują
bestsellery ostatnich lat. Czemu akurat ta książka, a nie inna? Czemu
taka głośna reklama zupełnie przeciętnej pozycji...? Co sprawia,
że wydawca stawia na przeciętne czytadło, a nie poświęca
wartościowej, pięknej pozycji ani chwili uwagi? Nie mogę tego
jakoś pojąć, a wątpliwości mam stąd, gdyż moim zdaniem
„Sprostowanie” to książka co najmniej 3 razy lepsza i znacznie bardziej dopracowana niż
„Dziewczyna z pociągu” - nie jest to tylko moja odosobniona
opinia. Natomiast czy powieść ta pojawia się na plakatach w metrze?
Czy zdobywa tytuły bestsellerów roku..? Otóż z nieznanych mi
przyczyn – nie. Nie twierdzę, że jest to pozycja genialna i
zasługująca na aż taką uwagę – owszem, jest sprawnie i bardzo
umiejętnie napisana, historia porywa i wciąga, można powiedzieć, że czyta
się ją z zapartym tchem. W każdym bądź razie na pewno ma
wszelkie predyspozycje do zostania bestsellerem i coś dziwnie mało
o niej słychać, a na pewno nieadekwatnie do tego, jaką reklamę
zafundowano właśnie takiej całkiem zwyczajnej moim zdaniem „Dziewczynie z pociągu”. Czy jest w tym jakaś logika? Jeśli
tak, to ja jej nie widzę, proszę o oświecenie. ;)
„Sprostowanie” to historia Catherine - dojrzałej kobiety sukcesu, o której można powiedzieć, że osiągnęła wszystko - ma syna, męża, piękny dom i wspaniałą karierę. Jednak jej idealne życie zostaje zburzone, gdy za sprawą tajemniczej książki do głosu dochodzi nieprzepracowana tajemnica z przeszłości - w postaci głównej bohaterki Catherine rozpoznaje siebie... Dalej czytelnika czekają co najmniej trzy porządne zwroty akcji, mnóstwo wrażeń i emocji. Od wybitności dzieli tę powieść jeszcze spory kawałek drogi, ale to nie zmienia faktu, że w kategorii 'thrillery psychologiczne do połknięcia w dwa wieczory z wypiekami na twarzy' sprawdza się idealnie. Polecam spragnionym pełnokrwistej, psychologicznej prozy, od której nie sposób się oderwać. Doskonała rozrywka.
„Sprostowanie” to historia Catherine - dojrzałej kobiety sukcesu, o której można powiedzieć, że osiągnęła wszystko - ma syna, męża, piękny dom i wspaniałą karierę. Jednak jej idealne życie zostaje zburzone, gdy za sprawą tajemniczej książki do głosu dochodzi nieprzepracowana tajemnica z przeszłości - w postaci głównej bohaterki Catherine rozpoznaje siebie... Dalej czytelnika czekają co najmniej trzy porządne zwroty akcji, mnóstwo wrażeń i emocji. Od wybitności dzieli tę powieść jeszcze spory kawałek drogi, ale to nie zmienia faktu, że w kategorii 'thrillery psychologiczne do połknięcia w dwa wieczory z wypiekami na twarzy' sprawdza się idealnie. Polecam spragnionym pełnokrwistej, psychologicznej prozy, od której nie sposób się oderwać. Doskonała rozrywka.
"Stacja jedenaście" - Emily St. John Mandel
Książka jak na mnie nietypowa – obecnie
rzadko sięgam po dystopie czy gatunek fantastyki w ogóle. Jednak internet aż huczy od zachwytów nad tą pozycją, skusiłam się zatem i powiem
Wam – nie żałuję. "Stacja jedenaście" to wielopłaszczyznowa
historia o ostatnich chwilach ludzkości przed, a także po
apokalipsie wywołanej wirusem gruzińskim - mutacją wirusa świńskiej grypy. Przede wszystkim urzekło mnie jak
misternie utkaną sieć tworzą tu tylko pozornie niepowiązane wątki, które przeplatają się i mieszają, prowadząc do wspólnego rozwiązania. Wszystko
w tej książce ma swój głębszy sens i cel, nie ma tu jednego zbędnego zdania - to pozycja dopracowana w najdrobniejszym
detalu, nawet elementy dotyczące biologii czy chemii – wszystko chodzi bez
zgrzytu. To pierwszy zachwyt. Drugi to dotknięcie psychiki - kruchość cywilizacji i ludzkość w obliczu jej upadku. Jest to
przedstawione bardzo wiarygodnie i przejmująco ukazane - można mieć aż ciarki, naprawdę, w pewnym momencie to dociera... wrażenie jest porażające. W dodatku powieść tę czyta się świetnie, płynnie i przyjemnie. Dołączam się zatem do lawiny zachwytów. Piękna, poruszająca
pozycja – zapamiętam ją na długo. Gorąco polecam!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)