Lubię
odkrywać nieznane nazwiska z polskiej literatury – nieraz
natknęłam się na wyjątkowe, ukryte smaczki - wspominam tu szczególnie dobrze
powieści Katarzyny Enerlich oraz „Słońce w słonecznikach”
Dominiki Stec. Tę oto książkę Martyny Ochnik nabyłam za całe 8,90 podczas zakupów
spożywczych – nagle poczułam zew instynktu czytelniczego. Mimo mieszanych wrażeń, nie żałuję tego zakupu. A jako, że jestem zwolenniczką
dopasowywania książek tematyką i klimatem do warunków otoczenia - latem ciągnie mnie do lekkich czytadeł, natomiast w chłodniejsze miesiące mam
ochotę na kryminały i gęste od emocji obyczajówki – to „Pewnego
dnia, w grudniu” wydawało mi się idealne na kilka zimowych wieczorów - podpuścił mnie tytuł, a także piękna, chmurna okładka.
Historia toczy się dwutorowo. W pewien grudniowy wieczór dwoje przyjaciół
spotyka się w wydawnictwie, a noc upływa im na lekturze powieści,
która zwiera w sobie historię życia Poli – zwykłej-niezwykłej
dziewczyny z Warszawy. Poznajemy jej życie - dorastanie,
pierwsze kroki w trudną dorosłość i samodzielność. Brzmi intrygująco, prawda?
Co
mi się podobało – praktycznie cała książka. Lubię ten typ
pisarstwa – dużo wątków pobocznych, rozbudowane postacie drugoplanowe, wiele drobiazgów z życia bohaterów – duży
nacisk na obyczajowość i codzienność. Co szczególnie przykuło moją
uwagę, to styl pisania pani Martyny Ochnik – oryginalny,
niebanalny, intrygujący i bardzo barwny. Długie, rozbudowane
zdania, zawiłe przemyślenia, ale ujęte w sposób przystępny i
przewrotny – czyta się to znakomicie. Nie zaliczę jednak tej
lektury do szczególnie udanych, gdyż koniec... ech... najchętniej wymazałabym
go i napisała całkowicie od nowa. Nie zdradzę nic więcej, bo może ktoś z Was upoluje tę książkę i jednak skusi się na jej lekturę - dodam tylko, że zawiodłam się i rozczarowałam okrutnie,
szczególnie, że tak dobrze mi się tę powieść czytało, tak mi
się podobała, więc siłą rzeczy oczekiwania co do zakończenia miałam wysokie... a
tu jeden wielki zgrzyt - dziwny, ezoteryczno-psychologiczny misz-masz... Nie wiem
zatem czy polecać... chętnie poznałabym Wasze zdanie,
podyskutowała... Kłębią się we mnie myśli i słodko-gorzkie
odczucia na temat tej lektury. I dużo pytań bez odpowiedzi. Książka
nie pozostawi nikogo obojętnym. To na pewno. Ale wrażenia w sumie średnie... :/
4 komentarzy:
Grudzień już się kończy i okazja do przeczytania też. Tym bardziej, że nie jest zbyt dobra :)
Okładka rzeczywiście piękna :) I wiesz co? Z ciekawości, cóż to za zakończenie, chyba po sięgnę po tę książkę ;) Mam nadzieję, że zakończenie mojej (pod tym samym logo) nie rozczaruje. Ale drżę, szczerze mówiąc. Naprawdę. Wszystkiego dobrego na cały nowy rok!
Wiola
Nie znam nazwiska tej autorki :)
My Slow Nice Life - wydajesz książkę??!!! :D :D napisz coś więcej proszę! :))))
Prześlij komentarz