środa, 30 grudnia 2015 | By: Annie

"Pewnego dnia, w grudniu" - Martyna Ochnik

                  Lubię odkrywać nieznane nazwiska z polskiej literatury – nieraz natknęłam się na wyjątkowe, ukryte smaczki - wspominam tu szczególnie dobrze powieści Katarzyny Enerlich oraz „Słońce w słonecznikach” Dominiki Stec. Tę oto książkę Martyny Ochnik nabyłam za całe 8,90 podczas zakupów spożywczych – nagle poczułam zew instynktu czytelniczego. Mimo mieszanych wrażeń, nie żałuję tego zakupu. A jako, że jestem zwolenniczką dopasowywania książek tematyką i klimatem do warunków otoczenia - latem ciągnie mnie do lekkich czytadeł, natomiast w chłodniejsze miesiące mam ochotę na kryminały i gęste od emocji obyczajówki – to „Pewnego dnia, w grudniu” wydawało mi się idealne na kilka zimowych wieczorów - podpuścił mnie tytuł, a także piękna, chmurna okładka.

                  Historia toczy się dwutorowo. W pewien grudniowy wieczór dwoje przyjaciół spotyka się w wydawnictwie, a noc upływa im na lekturze powieści, która zwiera w sobie historię życia Poli – zwykłej-niezwykłej dziewczyny z Warszawy. Poznajemy jej życie - dorastanie, pierwsze kroki w trudną dorosłość i samodzielność. Brzmi intrygująco, prawda?

                    Co mi się podobało – praktycznie cała książka. Lubię ten typ pisarstwa – dużo wątków pobocznych, rozbudowane postacie drugoplanowe, wiele drobiazgów z życia bohaterów – duży nacisk na obyczajowość i codzienność. Co szczególnie przykuło moją uwagę, to styl pisania pani Martyny Ochnik – oryginalny, niebanalny, intrygujący i bardzo barwny. Długie, rozbudowane zdania, zawiłe przemyślenia, ale ujęte w sposób przystępny i przewrotny – czyta się to znakomicie. Nie zaliczę jednak tej lektury do szczególnie udanych, gdyż koniec... ech... najchętniej wymazałabym go i napisała całkowicie od nowa. Nie zdradzę nic więcej, bo może ktoś z Was upoluje tę książkę i jednak skusi się na jej lekturę - dodam tylko, że zawiodłam się i rozczarowałam okrutnie, szczególnie, że tak dobrze mi się tę powieść czytało, tak mi się podobała, więc siłą rzeczy oczekiwania co do zakończenia miałam wysokie... a tu jeden wielki zgrzyt - dziwny, ezoteryczno-psychologiczny misz-masz... Nie wiem zatem czy polecać... chętnie poznałabym Wasze zdanie, podyskutowała... Kłębią się we mnie myśli i słodko-gorzkie odczucia na temat tej lektury. I dużo pytań bez odpowiedzi. Książka nie pozostawi nikogo obojętnym. To na pewno. Ale wrażenia w sumie średnie... :/

4 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Grudzień już się kończy i okazja do przeczytania też. Tym bardziej, że nie jest zbyt dobra :)

My Slow Nice Life pisze...

Okładka rzeczywiście piękna :) I wiesz co? Z ciekawości, cóż to za zakończenie, chyba po sięgnę po tę książkę ;) Mam nadzieję, że zakończenie mojej (pod tym samym logo) nie rozczaruje. Ale drżę, szczerze mówiąc. Naprawdę. Wszystkiego dobrego na cały nowy rok!
Wiola

Czarne Espresso pisze...

Nie znam nazwiska tej autorki :)

Annie pisze...

My Slow Nice Life - wydajesz książkę??!!! :D :D napisz coś więcej proszę! :))))

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...