
Historia toczy się dwutorowo. W pewien grudniowy wieczór dwoje przyjaciół spotyka się w wydawnictwie, a noc upływa im na lekturze powieści, która zwiera w sobie historię życia Poli – zwykłej-niezwykłej dziewczyny z Warszawy. Poznajemy jej życie - dorastanie, pierwsze kroki w trudną dorosłość i samodzielność. Brzmi intrygująco, prawda?
Co mi się podobało – praktycznie cała książka. Lubię ten typ pisarstwa – dużo wątków pobocznych, rozbudowane postacie drugoplanowe, wiele drobiazgów z życia bohaterów – duży nacisk na obyczajowość i codzienność. Co szczególnie przykuło moją uwagę, to styl pisania pani Martyny Ochnik – oryginalny, niebanalny, intrygujący i bardzo barwny. Długie, rozbudowane zdania, zawiłe przemyślenia, ale ujęte w sposób przystępny i przewrotny – czyta się to znakomicie. Nie zaliczę jednak tej lektury do szczególnie udanych, gdyż koniec... ech... najchętniej wymazałabym go i napisała całkowicie od nowa. Nie zdradzę nic więcej, bo może ktoś z Was upoluje tę książkę i jednak skusi się na jej lekturę - dodam tylko, że zawiodłam się i rozczarowałam okrutnie, szczególnie, że tak dobrze mi się tę powieść czytało, tak mi się podobała, więc siłą rzeczy oczekiwania co do zakończenia miałam wysokie... a tu jeden wielki zgrzyt - dziwny, ezoteryczno-psychologiczny misz-masz... Nie wiem zatem czy polecać... chętnie poznałabym Wasze zdanie, podyskutowała... Kłębią się we mnie myśli i słodko-gorzkie odczucia na temat tej lektury. I dużo pytań bez odpowiedzi. Książka nie pozostawi nikogo obojętnym. To na pewno. Ale wrażenia w sumie średnie... :/