Nie
należę do czytelników, którzy lubią książkową stagnację i
monotonię – są krótkie okresy kiedy rzucam się tylko i wyłącznie na
nowości, mam fazy na kryminały czy biografie, ale równie często zdarzają się też chwile gdy
nachodzi mnie ogromna ochota na lekturę ambitną, wyszperaną i
nikomu nieznaną – która będzie dla mnie wyzwaniem oraz
weryfikacją moich czytelniczych gustów i upodobań. Czy ktoś z Was
słyszał kiedyś o książce napisanej przez Sophie Marceau?
Przyznam, że to moja ulubiona aktorka - zachwyca mnie jej sposób
bycia, uroda, osobowość – tylko dzięki temu natrafiłam na tę
pozycję w internecie i szybciutko zamówiłam na allegro. Jestem w
tym przypadku stronnicza i nieobiektywna, ale ogromnie podobała mi
się ta książka. To także lektura niesamowicie trudna językowo i
stylistycznie – czasami brniecie przez tekst to prawdziwe wyzwanie,
ale tkwi w tym też pewien urok. I poezja. „Kłamczucha” to
monolog kobiety, płynący prosto z rozdartego serca. Nie ma tu akcji
czy klarownie przedstawionych uczuć. Są za to półcienie emocji,
niedomówienia, aluzje... zdrada? porzucenie? Jest w tej książce
coś takiego, co dotyka serca. Szczerość. Kobiecość. Samotność.
Miłość. I pytanie – na ile jest to fantazja, a na ile
autobiografia? Nikt tak nie potrafi pisać o bolącej, samotnej
duszy jak Francuzi – Patrick Modiano, Delphine de Vigan... I Sophie
Marceau.
"Czułam podmuch życia gdzieś ponad głową, jak kurczę wyczekuje aż skorupka pęknie i ktoś po nie przyjdzie. Byłam gotowa."
"Jest niedziela, niechybna niedziela, rozpoznawalna nawet bez wytykania nosa z pościeli. Słyszę dzwony i wyobrażam sobie złocistość ciepłych rogali na wielkiej tacy, psy, dzieci, piłki co o mało nie rozlewają wrzącej herbaty, skarpetki na stopach jak w reklamach rozpuszczalnej kawy, w telewizyjną niedzielę."
"Ze stopami wtopionymi w ruchome piaski, rozpaczliwie budowałam chwiejne rusztowanie mojego świeżego panieńskiego życia."
"Czułam podmuch życia gdzieś ponad głową, jak kurczę wyczekuje aż skorupka pęknie i ktoś po nie przyjdzie. Byłam gotowa."
"Jest niedziela, niechybna niedziela, rozpoznawalna nawet bez wytykania nosa z pościeli. Słyszę dzwony i wyobrażam sobie złocistość ciepłych rogali na wielkiej tacy, psy, dzieci, piłki co o mało nie rozlewają wrzącej herbaty, skarpetki na stopach jak w reklamach rozpuszczalnej kawy, w telewizyjną niedzielę."
"Ze stopami wtopionymi w ruchome piaski, rozpaczliwie budowałam chwiejne rusztowanie mojego świeżego panieńskiego życia."
0 komentarzy:
Prześlij komentarz