Drugi
tom cyklu o Lipowie za mną i na usta ciśnie mi się jedno wielkie
wow! Jakie to są dobre kryminały! Zagadka i misterne plątanie
wątków - moim zdaniem mistrzostwo świata, dopracowane w
najdrobniejszych szczegółach. „Więcej czerwieni” to upalne lato i seria morderstw w Lipowie oraz pobliskich Żabich Dołach. Ponownie
spotykamy się ze znajomymi bohaterami, powoli poznajemy ich coraz
lepiej - i tu brawa za nieschematyczność wątków
obyczajowych oraz rozbudowanie psychiki postaci. Doskonale bawiłam się prowadząc śledztwo razem z policjantami z Brodnicy, choć oczywiście także i tym razem nie odgadłam kto jest mordercą. Pudło. A kombinowałam ile wlezie. Myślę, że Katarzyna Puzyńska już wkrótce nieźle
namiesza w polskim światku kryminalnym – czekam na nagrody,
wywiady i oczywiście na ekranizacje powieści. Życzę jej tego z
całego serca. Miałam teraz czytać coś innego, ale od razu sięgam
po tom trzeci serii i odliczam dni do premiery czwartej części...
Bardzo, bardzo polecam!!!
"Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga" - Dariusz Kortko, Judyta Watoła
Zawsze
uważałam, że żeby zostać dobrym lekarzem trzeba mieć do tego
powołanie, a także specjalny zestaw cech charakteru, obejmujący
między innymi ogromną empatię, cierpliwość, żelazne nerwy i
umiejętność wyczucia ludzi. Że trzeba włożyć w medycynę całe
serce, umysł i wolny czas. Pasja również jest niezbędna. Ja
natomiast znam siebie i wiem, że zwyczajnie nie byłabym w stanie
oddać się temu w 100% - nie mam także cierpliwości do
ludzi, boję się szpitalnego cierpienia, brzydzą mnie
choroby, brud i zaniedbanie. Ten zawód to ogromna odpowiedzialność,
poświecenie, wręcz służba – a przy braku wewnętrznego przekonania, kierowanie się jedynie prestiżem, kwestią zarobków i 'bo wszyscy
tam idą' jest moim zdaniem błędne z samego założenia. Dlatego,
mimo że miałam takie możliwości, nie zdecydowałam się na
studiowanie medycyny – wiele osób to dziwi, wiele nie rozumie, że
można świadomie zrezygnować z bardziej 'prestiżowego', 'lepszego'
kierunku... Ja jednak cieszę się, że w owym czasie podjęłam
właśnie taką decyzję, a ta książka jedynie utwierdziła mnie w
jej słuszności. To fascynująca historia człowieka zakochanego w
medycynie - wielkiego wizjonera, niezwykle odważnego, empatycznego
lekarza, ale jednocześnie osoby z krwi i kości – z wadami,
nałogami, z charakterem. Religa został bardzo autentycznie
sportretowany w tej książce – bez wybielania, ugładzania –
bije z tego jakaś szczerość, prawda. Może dlatego nie sposób nie
polubić Religi, nie poczuć się oczarowanym jego osobowością...
Inspirująca lektura. Film "Bogowie" także zachwyca, a książka może wedle uznania stanowić jego zwieńczenie lub wstęp - co kto woli. To również kawał polskiej historii i obyczajowości. Nie przegapcie!
Cieszę
się, że dużo pozycji o medycznej tematyce się ostatnio ukazuje...
wreszcie mam co kupować mojemu ulubionemu prawie-lekarzowi. ;)
"Zadyma w dzikim sadzie" - Kiran Desai
Leciutka,
typowo wakacyjna lektura, do pochłonięcia w jedno słoneczne
popołudnie, ale dobra też na rozświetlenie kolejnego deszczowego
dnia, gdy świat za oknem zlewa się w mokrą plamę. Wyróżnia ją
swoista egzotyka, czyli indyjskie smaki i zapachy ubrane w bardzo
kolorowe barwy, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że z
pogranicza absurdu czy parodii. Ale być może tak właśnie wygląda
hinduska rzeczywistość... Sampath to bardzo nietuzinkowa postać –
ku przerażeniu swojej rodziny postanawia zamieszkać na drzewie, aby
w ciszy móc kontemplować piękno przyrody. Jednak spokój nie jest
mu dany – okoliczni mieszkańcy okrzykują go mędrcem i ustawiają
się w kolejkach, aby uzyskać poradę – pod drzewem zaczyna
kwitnąć handel wraz ze wszystkimi okołopielgrzymkowymi
atrakcjami, a gangi małp skutecznie uprzykrzają wszystkim życie.
To była całkiem przyjemna lektura, która jednak nie zachwyciła –
zdecydowanie nie jest to jedna z 'naj' powieści o Indiach, które
miałam okazję poznać. To zupełnie inna liga niż przepiękne,
trafiające prosto do serca ”Brzemię rzeczy utraconych” tej
samej autorki czy też „Slumdog”, którego przeczytałam lata
temu, ale wciąż doskonale pamiętam multum wrażeń jakich dostarczyła mi ta lektura. I stąd może moje małe
rozczarowanie, bo żadnej głębi i emocjonalnych przeżyć w
„Zadymie w dzikim sadzie” nie znalazłam. Żeby było jasne–
to książka dobra, ale nie rewelacyjna. Nie żałuję poświęconego
jej czasu – warto było ją przeczytać dla kilku godzin całkiem
niezłej rozrywki w rytm hinduskich barw, zapachów i smaków oraz
chociażby dla takiego oto cytatu:
„(...)Jak
dziwne jest przeżywanie piękna. Łaknął go, łaknął
nienasycenie. Mógł patrzeć na nie bez ustanku i nie był w stanie
go w pełni oddać... Z początku wpatrywał się usilnie, obserwował
wszystko wokół siebie z gwałtownym pragnieniem, by wziąć to i
odbić w swoim wnętrzu, każdy szczegół, każde poruszenie.”
"Rok 1984" - George Orwell
Książka-legenda.
Absolutnie nie czuję się na siłach, nawet nie zamierzam próbować
opisywać jej treści, snuć wywodów, analiz, interpretacji... Nie będę
też tu wyrzucała z siebie monologu zachwytów i pisała hymnów pochwalnych.
Uważam, że czasami spotykamy na swojej drodze książki, o których lepiej z szacunkiem milczeć,
które należy przeżywać w ciszy swojego serca. Książki-arcydzieła, które nie potrzebują zachwalań, reklamy,
tony komplementów i wykrzykników. Niemniej chciałam, żeby jakiś ślad, podobnie jak po każdej innej, przeczytanej przeze mnie pozycji, na
blogu się pojawił. I zdradzę tylko, że „Rok 1984” podobał mi się o niebo
bardziej niż utrzymany w podobnej, antyutopijnej tematyce „Nowy
wspaniały świat” Huxleya. Zdecydowanie warto - gdzieś w natłoku
świeżynek, literackich nowości i bestsellerów, znaleźć dla
tej powieści czas. Obowiązkowo. Porażająca, wybitna lektura.
"Oddech" - Monika Jaruzelska

"Zdrowo czy przyjemnie? Raczej stawiam na to drugie. Palić, leniuchować z książką, napić się wina z przyjaciółmi... (...) Bawi mnie zdrowotny puryzm naszych czasów. Kiełki, koktajle oczyszczające, kasza quinoa i inne ortodoksyjne natręctwa. I żeby było zdrowe, musi być bardzo drogie, wtedy lepiej działa. (...) A potem, bęc i sto pięćdziesiąt osób, zapewne zdrowych i może odżywiajacych się według najmodniejszych zaleceń dietetyków, ginie nagłą i niespodziewaną śmiercią we francuskich Alpach."
Ach...
"Najpiękniejsza na niebie" - Małgorzata Warda

Szczęśliwe
dzieciństwo to dar od losu – prezent, loteria, przypadek.
Zazwyczaj niedoceniane – mimo usilnych prób ciężko jest, nie
znając innej rzeczywistości, nie traktować go jak czegoś
oczywistego. Osoby połamane przez trudne dzieciństwo – dopiero
ich widok uświadamia nam jak wiele mieliśmy szczęścia, jak wiele
dostaliśmy w prezencie od losu... Tacy ludzie są jak samotny okręt
dryfujący przez życie – niezdolni do zaufania, marzący o
prawdziwej rodzinie, a jednocześnie niepotrafiący tworzyć
prawidłowych relacji, związków. Przeszłość kłębi się w ich
sercach, nie dając o sobie zapomnieć, nie pozwalając także iść
do przodu... Pewnego dnia u progu domu dziennikarki Poli zjawia się
chorująca na anemię aplastyczną Sylwia – prosi o pomoc w
odnalezieniu biologicznej rodziny, która może być jej jedyną
szansą na przeszczep i wyzdrowienie... I jak to u Małgorzaty Wardy
– od pierwszych stron płynie proza, w którą momentalnie
wsiąkasz, która przemawia wprost do serca. Autorka pięknie maluje
świat, bohaterów, klimat – jest w jej piórze coś nieuchwytnego,
jakaś magia, która mnie osobiście niemal za każdym razem zachwyca
i głęboko porusza. Chyba chodzi o to jak snuta jest ta opowieść –
piękna prozą, ale też o głębię emocji, ich autentyczność, o
nastrojowe opisy i niebanalne prowadzenie fabuły. I o to jak
misternie upleciona jest ta historia - z fragmentów wspomnień,
myśli i okruchów codzienności, jak puzzle składają się wydarzenia przeszłości i
teraźniejszości. Doskonała, poruszająca powieść. Nie
zawiodłam się. Co prawda, „Jak oddech” wciąż podobało mi się
nieco bardziej, ale akurat tej książki już chyba nic nie
przebije...
"Księżniczka z lodu" - Camilla Läckberg

Camilli Lackberg nikomu przedstawiać nie trzeba, swego czasu było
jej wszędzie pełno i miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą,
która jej książek jeszcze nie zna – bo króciutkiego spotkania z
„Zamiecią śnieżną i wonią migdałów” raczej nie liczę.
Uwielbiam to uczucie towarzyszące rozpoczynaniu nowych cykli, kiedy
tyle tomów i wrażeń jeszcze przede mną – lubię towarzyszyć
bohaterom przez dłuższy czas ich życia, śledzić ich losy,
perypetie, lubię też na przestrzeni lat wracać do znanych mi już
miejsc i postaci. W myślach przymierzam się do kolejnych części
serii, bo „Księżniczka z lodu” bardzo przypadła mi do gustu i
w związku z tym chciałabym poznać cały cykl. Napiszę krótko, bo
o tych książkach powiedziano już tyle, że aż szkoda się
powtarzać.. Zagadka kryminalna doskonale dopracowana, klimat małej
Fjallbacki z jej malowniczymi widokami urzeka, jestem też bardzo
ciekawa dalszych perypetii głównych bohaterów. Spotkanie zaliczam
do bardzo udanych. :)
Potargowe wrażenia i stos.
Dawno
nie wrzucałam stosów, ale tak sobie pomyślałam, że ten potargowy
– czemu nie? Targi odwiedziłam głównie w piątek, na chwilę
wpadłam także w sobotę i w niedzielę. Piątek był oczywiście
najlepszym wyborem, kiedy przez kilka godzin mogłam na spokojnie
wszystko ogarnąć i pozwiedzać - pospacerować, pooglądać,
porozmawiać – jednym słowem delektować się książkową
atmosferą. Natomiast w sobotę szybciutko uciekłam z tych tłumów,
choć oczywiście po drodze zdążyłam jeszcze w locie zakupić
kilka pozycji. ;) Autografy nie kręcą mnie za bardzo, a
przynajmniej nie na tyle, aby stać w kilometrowych kolejkach do
pisarzy, których nie darzę żadnym specjalnym uczuciem - nie mam na
to zwyczajnie cierpliwości. Natomiast co innego jeśli chodzi o
ulubionych autorów – tu jak najbardziej poproszę o autograf! :) I
tak w tym roku skusiłam się na piękne podpisy Katarzyny Puzyńskiej
oraz Małgorzaty Wardy.
Atmosfera targów, ta radość, pasja i
książki wszędzie wokół – niepodrabialne. Z wypiekami na
twarzy, obłędem w oczach i torbami pełnymi książek, wędrować
od stosika do stoiska, wyszukiwać nowe tytuły, nowe nazwiska -
uwielbiam! Książki to moja największa pasja, niemal obsesja, nie
wyobrażam sobie bez nich życia - jak miło zobaczyć, że mnóstwo innych osób podziela ten entuzjazm i radość. Patrząc na tłumy,
aż trudno uwierzyć, że tyle osób w Polsce nie czyta... Mam
wrażenie, że z roku na rok na targach robi się coraz fajniej,
żałuję tylko, że w tym razem nie spotkałam nikogo z naszego
blogowego światka – może za rok..? :)
Stos
uzbierał się praktycznie bez żadnych planów, mocno wynikowy i
spontaniczny, z dużą pomocą mojego chłopaka, który rozpieszcza
mnie i rozpuszcza bez opamiętania, niestrudzenie wspierając i
podsycając mój książkowy nałóg. ;) Seria o Lipowie Katarzyny
Puzyńskiej - „Motylka” już czytałam, ale wypożyczonego i
koniecznie musiałam nabyć własny egzemplarz, a kolejne tomy leżą
już teraz przy moim łóżku, kusząc okładkami i rozmiarami.
Zacieram też ręce na lekturę pozycji o upalnym lecie 1953 roku,
które Sylvia Plath spędziła w Nowym Jorku, i które opisała
później w „Szklanym kloszu”. Zresztą równie mocno nie mogę
doczekać się zanurzenia w przepięknie wydanych „Listach
niezapomnianych”, które zamierzam sobie powoli dawkować, aby
przyjemności czytania starczyło na dłużej... Konsumpcję stosu
zacznę chyba jednak od najnowszej powieści Małgorzaty Wardy, choć
najchętniej czytałabym wszystko naraz - dzisiejszy wieczór i noc
zdecydowanie poświęcę lekturze...
"Przekleństwa niewinności" - Jeffrey Eugenides
Duszna,
parna atmosfera tej książki od pierwszych stron oblepia czytelnika,
pochłaniając zmysły i wciągając w sam środek pewnego gorącego
lata na przedmieściach Detroit lat 70'. Historia oscyluje wokół
pięciu dorastających sióstr Lisbon, będących główną atrakcją
i fascynacją chłopców z sąsiedztwa, którzy obsesyjnie, ze
skrawków wspomnień i rzeczy należących do dziewcząt, próbują
odtworzyć przebieg wydarzeń i znaleźć przyczynę tragedii. Bo
pięć sióstr to pięć samobójstw... Zawsze otaczała je
tajemnica, jakby mieszkały we własnym świecie, do którego nikt
postronny nie miał dostępu – były dziwaczne, wyjątkowe i
nieprzewidywalne. Mnóstwo niedopowiedzeń, niedomówień, sekretów
i snutych fantazji – w tym tonie nakreślone są wydarzenia tych
letnich dni, podczas których wieczorne powietrze buzowało od
hormonów, marzeń i dojrzewającej seksualności... Klimat tej
książki na myśl przywodzi mi duszną, makabryczną atmosferę
panującą na stronach „Betonowego ogrodu” pióra Iana McEwana...
„Przekleństwa niewinności” to powieść, która zapada w pamięć
– jest mroczna, miejscami porażajaca, oblepia duszę i serce, a
jednocześnie jest w niej coś perwersyjnie intrygującego – przez dziurkę od
klucza podglądamy historię - zarazem straszną, ale też
fascynującą.... Niezapomniana, bardzo intensywna lektura.
"Białe kruki" - Christer Mjåset
Doskonała
książka obyczajowa! Tematyka skusiła mnie głównie ze względu na
przyszłą pracę mojego chłopaka - mogłabym godzinami słuchać
jego podyżurowych opowieści o pacjentach, o operacjach, o
szpitalnej, neurochirurgicznej rzeczywistości... Jednak zawsze szczególnie interesują
mnie sami lekarze – jacy są? jak wygląda ich codzienność?
Medycyna zaprząta przecież 99% ich myśli, czasu i uwagi... „Białe
kruki” to historia trzech stażystów, którzy rywalizują o stałą
posadę na oddziale neurochirurgii w szpitalu w Bergen. A w tle ich
życie codziennie, problemy osobiste i szpitalne intrygi... Książka
jest bardzo umiejętnie napisana, a dzięki
cliffhangerom i niespodziewanym zwrotom akcji czyta się ją znakomicie, nie sposób oderwać się
od lektury – niby obyczajówka, a wciąga jak najlepszy
kryminał – choć zaznaczam - to w żadnym razie nie jest kryminał!
Czytałam tę książkę jakoś w marcu, trochę wrażeń i emocji
niestety już uleciało, przez co ciężko jest mi napisać coś na tyle
sensownego i odkrywczego, aby zachęcić do lektury - a warto,
naprawdę warto! Przeczytajcie, to doskonała, wciągająca powieść
– ciekawie i podobno bardzo autentycznie oddaje
fascynującą, a jednocześnie bardzo trudną rzeczywistość i
atmosferę panującą na szpitalnych korytarzach oddziałów neurochirurgii...
"Kurort Amnezja" - Anna Fryczkowska
Czwarta
książka Anny Fryczkowskiej, którą przeczytałam. Wrażenia bardzo
pozytywne, z resztą jak zawsze w przypadku tej autorki - po jej
powieści sięgam w ciemno i z pełnym zaufaniem. Nadmorski kurort
poza sezonem, mroczny i zimny luty, kobieta z amnezją powypadkową
umieszczona w niewielkim pensjonacie przez swojego dziwacznego
narzeczonego. Za nią z Warszawy przyjeżdża żona mężczyzny,
który zginął w tym wypadku, który prowadził samochód... Mnożące
się pytania i trupy, wścibstwo i dziwne zachowania okolicznych
mieszkańców, narastająca atmosfera grozy... Może tylko
zakończenie nie rzuciło mnie na kolana – ale klimat, nastrój,
stopniowanie napięcia – to jak najbardziej na plus. Mam ostatnio
fazę i smaka na takie właśnie małomiasteczkowe kryminały z zimą
w tle, oczywiście nie może w nich zabraknąć także rozbudowanych
wątków obyczajowych. „Kurort Amnezja” bardzo mi się podobał,
nie mogłam oderwać się od lektury i przypuszczam, że w okresie
wakacyjnym książkę połknęłabym 'na raz'. Tymczasem czekam
niecierpliwie na kolejne powieści Anny Fryczkowskiej, a wkrótce
planuję zapodać sobie jedyną pozycję tej autorki, której
jeszcze nie czytałam - „Z grubsza wenus”. Anna Fryczkowska ma
niezaprzeczalny talent do snucia takich obyczajowo-kryminalnych
historii – czyta się je znakomicie – lekko, ciekawie, wciągają
bez reszty.
"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" - Weronika Murek
Dziwna
to książka. Oryginalna. Na pewno bardzo inna, co nie znaczy,
że zła. Zastanawiająca, intrygująca, miejscami nieco
zniechęcająca swoim absurdem, miejscami zabawna, czasami
fascynująca. Najbardziej doceniam pióro autorki – zabawę słowem,
sprawne operowanie językiem. Podobał mi się też klimat –
oniryczny, czułam się jakbym przez chwilę przebywała w cudzym
śnie, dryfowała w oparach absurdu – takie wejrzenie w
alternatywną rzeczywistość, w której absolutnie wszystko jest
możliwe. Nawet nie będę próbowała silić się tu na jakiekolwiek
streszczenia – Matka Boska robiąca skarpety dla Jezusa, katalog
fryzur ze zdjęciami zmarłych ludzi i przedszkolak bojący się, że
Jezus ukradnie mu kapcie – to tylko przedsmak tego, co czeka na
czytelnika na stronach książki Weroniki Murek.
„Uprawa roślin
południowych metodą Miczurina” to ciekawa i nietuzinkowa lektura,
choć na pewno nie jest to pozycja z półki 'do błyskawicznego
połknięcia z wypiekami na twarzy'. Mimo jej niewielkich rozmiarów,
książkę czytałam długo, na raty, przeplatając ją z innymi,
mniej 'dziwacznymi' lekturami. Nie porwała mnie ta pozycja i nie
zachwyciła, ale jednocześnie cieszę się, że po nią sięgnęłam
- ja lubię takie wyzwania – lubię wciąż na nowo weryfikować
swój gust, chcę wiedzieć co w literaturze piszczy. Wywiad z
autorką zaintrygował mnie skutecznie i skusił do sięgnięcia po
tę pozycję. Książka zdecydowanie ma w sobie to 'coś', ale
uważam, że skierowana jest do bardzo wąskiej grupy
czytelników. Mnie się całkiem podobało, ale zachwycona i rzucona
na kolana też nie jestem - nie wiem czy poleciłabym tę książkę
innym. To kwestia gustu, oczekiwań, a także otwartości na wyzwania
i ciekawości odkrywania nowych regionów literackiego świata.
"Motylek" - Katarzyna Puzyńska

Jeśli
podobała się Wam „Kobieta bez twarzy” Anny Fryczkowskiej, to
książka Katarzyny Puzyńskiej także Was nie zawiedzie. "Motylek" jest utrzymany w bardzo podobnym
klimacie, a jego ogromną zaletę i dodatkową przewagę stanowi fakt, iż jest to
dopiero pierwszy tom cyklu – dotychczas ukazały się jeszcze dwie
następne części, a kolejne dwie są już w zapowiedziach wydawniczych.
Tak się cieszę! Nowe odkrycie, nowe nazwisko do wynotowania i
zapamiętania – natknęłam się całkiem przypadkiem, dziwię się,
że wcześniej nie trafiłam na te powieści – a przecież ciągle
szperam, szukam nałogowo... Czysta przyjemność lektury, świetna
zagadka, doskonale skonstruowana i napisana. W dodatku ciekawe oddane
realia polskiej wsi, autentycznie i wiarygodnie sportretowane. Plus
sympatyczni bohaterowie z krwi i kości. Przez 600 stron lektury nie nudziłam
się ani sekundy. Pochłonęłam błyskawicznie i szykuję się od
razu na następne części. Gorąco wszystkim polecam!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)