
"Nie mów nic, kocham Cię" - Mhairi McFarlane

"Dom i jego głowa" - Ivy Compton-Burnett
Szczerze
mówiąc nie za bardzo wiem, co myśleć o tej książce. Cieszę
się, że ją przeczytałam, zmierzyłam się z klasyką i poznałam
tę słynną pisarkę. Natomiast sama historia nie przemówiła do
mnie na tyle, abym mogła tę powieść szczerze i gorąco polecać
czy zachwalać. „Dom i jego głowa” przedstawia losy
wiktoriańskiej rodziny Edgeworthów – pełnej konwenansów i
hierarchiczności. Ich historię poznajemy tylko z dialogów i to
stanowi zarówno smaczek tej książki, wyróżniający ją spośród
wielu innych powieści, ale także jej największą trudność. Brak
opisów siłą rzeczy uniemożliwia dogłębne poznanie bohaterów,
kluczowe wydarzenia także są zaprezentowane bardzo pobieżnie.
Wszyscy mówią bez ładu i składu, przekrzykują się, docinają
sobie nawzajem – bohaterowie wiedzą co się wydarzyło, dyskutują
na ten temat, a czytelnik może tylko dociekać rzekomych wydarzeń
na podstawie półsłówek i fragmentów wypowiedzi. Jednocześnie te
dialogi są tak błyskotliwe, inteligentne, dowcipne i rozbrajająco
zabawne, że czyta się je z ogromną przyjemnością. Autorka za ich
pomocą zgrabnie portretuje ludzkie ułomności, dwulicowość
charakteru, a także życie rodzinne i wiktoriańską obyczajowość.
Z jednej strony książkę pochłania się zwodniczo szybko – słowa przeciekają
między palcami, przesuwają się przed oczami w zaskakującym tempie. Natomiast z drugiej strony niewiele z tych błyskotliwych dialogów
zostaje w głowie - lektura tej pozycji nie jest łatwa, bo aby cokolwiek z niej zrozumieć i wniknąć głębiej, trzeba poświęcić jej dużo skupienia i uwagi. Wydaje mi się, że mam
zdecydowanie za małą wiedzę na temat literatury, aby w pełni
docenić tę powieść, rozkoszować się jej czytaniem i aby móc ją w
jakiś sposób oceniać, krytykować. Przyzwyczajona jestem do współczesnego
wygodnictwa, kiedy to wszystkie opisy są mi podawane przez autora jak na tacy –
nigdy nie muszę kartkować książki, aby połapać się w
bohaterach, dociekać, co tak naprawdę się wydarzyło - a „Dom i
jego głowa” bezwzględnie zmusza swojego czytelnika do nasilonego
wysiłku intelektualnego. Zachwycona tą powieścią nie jestem, ale
jako, że uwielbiam czytać różnorodnie, nie czuję się także rozczarowana.
Coś nowego, może nie rzucającego na kolana, ale w sumie ciekawa,
interesująca lektura. Inna. A serię Nowy Kanon na pewno będę
miała na uwadze przy moich kolejnych wyborach czytelniczych.
Książki, których oczekuję z niecierpliwością...
Głównie ku mojej pamięci,
ale może ktoś skorzysta – całkowicie subiektywna lista. :)
- "Nie taka dziewczyna" Leny Dunham – ta książka pojawia się w każdym możliwym zestawieniu wyczekiwanych nowości. Czekam i ja. Premiera już 28 stycznia.


- Kazuo Ishiguro "Buried Giant" – najnowsza powieść autora, który rozkochał mnie w sobie genialną powieścią „Nie opuszczaj mnie”. To jego pierwsza książka po 10-letniej przerwie.
- "Blackout" Marca Elsberga – bardzo zaintrygował mnie opis – wizja Europy odcietej od elektryczności...
- Od kilku miesięcy wypatruję tłumaczenia najnowszej powieści Iana McEwana „Children Act” - niestety, nie znalazłam go w żadnych polskich zapowiedziach... Nie pozostaje mi nic innego, jak zakupić wydanie angielskojęzyczne - czytanie w oryginale nie stanowi dla mnie problemu, tkwi on raczej w fatalnej dostępności książek w tym języku, szczególnie jeśli chodzi o nowości... Jeśli ktoś zna jakieś dobre źródełko książek angielskojęzycznych we w miarę przystępnych cenach, będę wdzieczna za informację. :)
- Czekam
także na tłumaczenie najnowszej powieści Jojo Moyes „The One
Plus One”.
- „Bądź przy mnie” Bogny Ziembickiej – czwarty tom serii o Różanach, na pewno kupię i pochłonę, choć przyznam, że chętniej przeczytałabym teraz o współczesnych perypetiach Zosi... A tu znowu Zuzanna. ;)

- „Odpływ” Larsa Saabye Christensena – mam tego pisarza od dawna na uwadze, byłam już nawet bliska zakupu „Półbrata”, jednak trochę zniechęciły mnie monumentalne rozmiary tej powieści. Ta jest o ponad połowę cieńsza (zaledwie 416 stron ;)). Chętnie poznam wreszcie tego najsłynniejszego norweskiego pisarza.

- "W sieci" Thomasa Pynchona – bardzo interesuje mnie tematyka 11 września i jej echa w obyczajowości Amerykanów. W dodatku pisarz jest często wymieniany jako jeden z najbardziej prawdopodobnych kandydatów do literackiej Nagrody Nobla.
- „Soumission” Michela Houellebecq'a – w obliczu ostatnich dramatycznych wydarzeń w Paryżu najnowsza powieść jest przerażająco aktualna – przedstawia niedaleką przyszłość, kiedy to partia muzułmańska wygrywa wybory i rządzi krajem. Przeczytam jak tylko ukaże się polskie tłumaczenie.
- „How to be Both” Ali Smith – najnowsza powieść autorki słynnego „Brick Lane”. Książka zdobyła już liczne nagrody, m.in. Costa Book Award. Czekam na tłumaczenie, ale jeśli uda mi się zdobyć egzemplarz, to z przyjemnością przeczytam w oryginale.
- "God Help the Child" Toni Morrison – najnowsza powieść autorki z mojej listy 'przeczytam wszystko, co tylko napisze'. Wydanie angielskojęzyczne ukaże się w kwietniu, mam nadzieję, że polskie tłumaczenie też niewiele później.
"Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś" - Anne Berest, Caroline de Maigret, Audrey Diwan, Sophie Mas

Małe zwyczaje czytelnicze.
Za
każdym blogiem stoi jakaś osoba, przeważnie prawie całkowicie
anonimowa. Ostatnio, rozmyślając (bo ja w ogóle dużo rozmyślam,
podobno za dużo.. :)), stwierdziłam, że najbardziej cenię i lubię
właśnie te strony, których autorów w pewien sposób udało mi się
poznać, chociażby wirtualnie, od strony prywatnej. Nie przepadam za
bezosobowymi recenzjami, bardzo długimi opiniami pełnymi
streszczeń, w których nie czuć emocji autora. Być może są one
bardziej profesjonalne, ale to nie jest to, czego szukam. Najbardziej
lubię krótkie, treściwe notki nacechowane osobowością autora, co
nie znaczy, że dłuższych nie czytam – jednak w tym przypadku
moja cierpliwość jest zarezerwowana dla zaledwie garstki stron. Bo
ja oprócz dobrej książki poszukuję także ciekawych,
inspirujących ludzi, których mogę zwyczajnie polubić. Chcę
wiedzieć czy podczas lektury za oknem szalała wichura, czy świeciło
słońce, czy książka wpadła komuś do wanny, czy stała się
przyczyną przegapienia właściwego przystanku? A może kosztowała
właściciela zarwaną noc? Cenię sobie tę 'prywatę' - właśnie o
tym lubię czytać... O urywkach z cudzej codzienności, wkomponować
sobie czytane książki w życie danej osoby – oczywiście wszystko
z umiarem, nie zaglądam nikomu do talerza i pod łóżko.
;) Ciężko mi ocenić na ile sama dałam się poznać poprzez to, co
piszę. Chciałabym, żeby na blogu było więcej 'mnie', żeby
lepiej odzwierciedlał on moją osobowość, mój charakter, moje
poglądy. Planuję zamieszczać tu więcej przemyśleń, krótkie
notatki, wrażenia – cokolwiek tylko przyjdzie mi do głowy. Na
pierwszy ogień coś, z czym nosiłam się już od bardzo dawna –
moje małe czytelnicze przyzwyczajenia – to, co czyni czytanie
jeszcze większą przyjemnością:
- Mam całą kolekcję zakładek z przeróżnych zakątków świata – moje ulubiona to ta z Malezji oraz przywieziona z Krakowa. Nie przywiązuję jednak szczególnej wagi do tego, czym zakładam książkę – może to być dla mnie równie dobrze piękna zakładka, ale też skasowany bilet czy luźna kartka z numerem telefonu – nie jestem pedantyczna w tym aspekcie. Nigdy natomiast nie zaginam rogów, aby zaznaczyć miejsce przerwania lektury – uważam, że to zbrodnia największa i niewybaczalna!
- Lubię zostawiać w książkach i po latach odkrywać w nich zasuszone wspomnienia – często jest to bilet, zaproszenie, suchy liść, rachunek... I tak np. w „Pokucie” McEwana znajdę kiedyś pamiątkę z Londynu, w jeszcze innej powieści mieszka bilet wstępu na wieżę Eiffela. Bardzo lubię znajdować takie małe okruchy codzienności innych ludzi w książkach z biblioteki. Ostatnio nawet sama świadomie zostawiłam w jednej z rzadko wypożyczanych powieści bilet do teatru (wykorzystany oczywiście) – może za kilka lat ktoś go znajdzie..?
- Był okres kiedy kupowałam mnóstwo książek, znosiłam je dziesiątkami do domu. Obecnie moja pazerność została poskromiona przez brak miejsca, a mój apetyt na nowe książki zaspokaja doskonale wyposażona biblioteka – śledzę nowości, rezerwuję, odbieram – nie rożni się to za bardzo od zakupów na Merlinie, a moją chciwość zaspokaja. Czyżby rozwiązanie idealne?
- Staram się nie zwracać uwagi na okładkę, ale przyznam, że są to bezowocne starania – jak każdy, ulegam czasem (często?) pięknej obwolucie, nieraz spotyka mnie przez to rozczarowanie. Bardzo lubię czytać grube, opasłe tomiszcza. Niestety, zazwyczaj wybieram jednak książki 300-400 stronicowe, tak, aby móc je nosić w torebce. A właśnie, bez książki w torebce nie ruszam się z domu, nawet jeśli wychodzę tylko na pół godziny. Jeśli książkę poleca zaufana osoba lub jest to kolejna powieść lubianego przez mnie autora, w ogóle nie czytam jej opisu, streszczenia – uwielbiam gdy lektura stanowi dla mnie całkowitą niespodziankę.
- Bardzo lubię czytać w podróży – zawsze skrupulatnie wybieram książkę, która będzie mi towarzyszyła podczas lotu samolotem czy też w jeździe pociągiem. Dobrze czyta mi się też w komunikacji miejskiej, szczególnie w metrze. Ja ogolenie mam taką tendencję i dziwną cechę charakteru, że im więcej mam przeszkód, rozpraszaczy, tym lepiej i łatwiej się skupiam. Nigdy nie uczy mi się tak dobrze jak wtedy, gdy muszę to robić 'wbrew czemuś'. Natomiast cisza i święty spokój jedynie utrudniają mi zadanie..:)
- Nie mam swojego stałego kącika czytelniczego w domu. Lubię czytać na kanapie w salonie, mam swój ulubiony fotel pod lampką w mieszkaniu babci, uwielbiam też czytać w wannie – mogłabym to robić godzinami! Natomiast nie przepadam za czytaniem w łóżku, sama nie wiem dlaczego. Lubie też czytać 'na mieście' – wybrać się samotnie do kawiarni, najlepiej takiej o książkowej tematyce, zamówić kawę czy herbatę, a następnie przez godzinę czytać, co pewien czas przerywając lekturę, aby poobserwować ludzi, co także sprawia mi dużą przyjemność.
- W trakcie czytania rzadko jem i piję, choć lubię gdy obok książki stoi kubek gorącej herbaty. Jednak zazwyczaj tak wciąga mnie lektura, że po pewnym czasie herbata robi się zimna... Latem natomiast uwielbiam skubać słonecznika w trakcie czytania – to dla mnie najwyższy poziom przyjemności.
- Kiedy bardzo spodoba mi się książka jakiegoś pisarza zaczynam go kochać bezwarunkowo i ufam mu bezgranicznie - natychmiast dopisuje go do listy pisarzy, których autorstwa chcę przeczytać absolutnie wszystko, co tylko stworzyli – a lista się wydłuża... Aktualnie znajdują się na niej m.in. Ian McEwan, Kazuo Ishiguro, Carol Ruiz Zafon, Virginia Woolf, Lesley Lokko, Sue Monk Kidd, Toni Morrison, Kiran Desai...
-
Kiedyś bardzo przywiązywałam się do posiadanych książek, każdej pilnowałam, każda musiała stać na swoim miejscu – obecnie ta więź bardzo się rozluźniła. Mam świadomość, że już wkrótce się wyprowadzę, prawdopodobnie wyruszę w świat – a książki zostaną...
- Uważam, że nie jestem pedantyczna jeśli chodzi o stan książek (choć na pewno znaleźliby się tacy, którzy mają nieco inne zdanie na ten temat ;)) - nie lubię tylko gdy są bezmyślnie niszczone, natomiast to, że powieść jest 'zaczytana' nie przeszkadza mi w żadnym stopniu – wprost przeciwnie, bardzo to lubię. Nie przepadam za pożyczaniem swoich książek i nie ukrywam tego – zbyt wiele miałam przykrych doświadczeń w przeszłości. Wyjątki robię tylko dla zaufanych osób i rodziców.
- Marzy mi się, aby zostać kiedyś na kilka miesięcy odcięta od świata, oczywiście z pokaźnym zapasem lektur. Może jakaś zima tysiąclecia zasypie mnie w mieszkaniu, tak abym wreszcie mogła zgłębić moje zbiory? Jeśli jesteśmy przy marzeniach to nie mogę nie wspomnieć o wyśnionym pokoju-biblioteczce. Mam nadzieję, że to marzenie kiedyś się spełni...
- Jak już wielokrotnie powtarzałam uwielbiam czytać różnorodnie – pochłaniam praktycznie wszystko – kryminały, biografie, reportaże, kocham obyczajówki. Nie czytam tylko literatury sensacyjnej i przygodowej – nudzi mnie. Niestety, nie za bardzo umiem czytać dramaty i poezję – mam nadzieję, że to się jeszcze zmieni.. W moim przypadku żadne kolejki książek do przeczytania, ustalona z góry lista nie mają żadnego sensu – ja i tak wybiorę książkę od czapy, zupełnie z innej planety. U mnie w domu zawsze mnóstwo się czytało, odkąd pamiętam zawsze gdzieś w tle były książki, dlatego nie wyobrażam sobie bez nich życia, uwielbiam wszystko, co się z nimi wiąże. Być może to snobistyczne, ale jeśli słyszę jak ktoś chwali się, że od czasów liceum nie przeczytał żadnej książki, to taka osoba automatycznie budzi we mnie antypatię...
Uff,
to chyba na tyle. Literatura i jej przyległości to dla mnie temat
bez dna – mam tylko nadzieję, że nikogo nie zanudziłam.
Wszystkich, którzy mają ochotę podzielić się swoimi
czytelniczymi zwyczajami zapraszam do wypowiedzenia się w komentarzu
lub do zamieszczenia podobnego wpisu u siebie na blogu – wszystko z
przyjemnością i uwagą przeczytam. :)
"Oriana Fallaci. Portret kobiety" - Cristina De Stefano
Lektura
gęsta od emocji, każda strona przepełniona jest mądrymi zdaniami oraz błyskotliwymi spostrzeżeniami. Ona – Oriana Fallaci - kobieta o
niezwykłej sile i odwadze, a wewnątrz krucha i delikatna... Świetna
pisarka, która świat podbiła jako bezkompromisowa dziennikarka potrafiąca przyszpilić największych przywódców i
dyktatorów. Postać fascynująca i inspirująca, pokazująca jak nie
iść po najmniejszej linii oporu, jak walczyć o swoje marzenia i po
prostu żyć pełną życia. Osoba bardzo kontrowersyjna, szczególnie
w ostatnich latach swojego życia, obdarzona trudnym charakterem, ale
też fantastyczną osobowością i inteligencją. Niesamowicie
wyrazista postać – absolutnie nie do zapomnienia. W trakcie
swojego życia była świadkiem wszystkich najważniejszych wydarzeń
drugiej połowy XX wieku - bo ta książka to także niepowtarzalna
podróż po najnowszej historii i jej bohaterach – wojna w
Wietnamie, Solidarność, lądowanie na Księżycu, irańska
rewolucja islamska, World Trade Center - Oriana była wszędzie,
Oriana widziała wszystko...
Nie chcę zabrzmieć tu pompatycznie,
ale jeśli jakieś książki mogą zmieniać życie swoich
czytelników, to właśnie takie jak ta – motywujące do działania,
walczenia o swoje marzenia, dające siłę i odwagę. Nie mogłam się
oderwać od lektury, połknęłam ją praktycznie 'na raz'.
Dużo rozmyślałam w trakcie czytania, ta pozycja skłoniła mnie do
wielu refleksji - nad szczęściem, spełnieniem, pogonią za
marzeniami... Umysł wciąż mam wypełniony Orianą – jej silną,
bezkompromisową osobowością, a także podziwem dla jej odwagi do
kroczenia przez życie z zawsze wysoko podniesioną głową, zawsze w
zgodzie z samą sobą. Dla jej determinacji w walce o realizację
marzeń i dla jej siły życia po swojemu, na przekór innym – jak
sama pisała: „nigdy się nie obawiaj przeszkód ani
cierpienia.” Książka ukazuje także jak cudownie ogromny i
różnorodny jest nasz świat – co prawda gości koszmarne wojny,
ale także wielu wspaniałych ludzi, piękne miejsca, niezwykle
bogatą kulturę, którą można zgłębiać bez końca... Muszę
teraz chwilę odczekać przed kolejną lekturą, ochłonąć – a
taka potrzebę odczuwam naprawdę bardzo rzadko, praktycznie nigdy.
Rewelacyjna biografia. A odkrycie i przeczytanie na przestrzeni lat wszystkich książek Oriany Fallaci to mój nowy cel.
"Uwikłanie" - Zygmunt Miłoszewski
Ostatnia
lektura przeczytana jeszcze w 2014 roku... Zygmunta Miłoszewskiego
nikomu przedstawiać nie trzeba – to chyba obecnie
najpopularniejszy polski autor, w każdym bądź razie pełno go we
wszelkich zestawieniach bestsellerów, nowościach, głośno jest o
ekranizacji jego powieści itd. „Uwikłanie” to bardzo dobry
kryminał – czworo pacjentów i ich psycholog na weekendowej sesji
terapeutycznej. Jeden z nich ginie, zostaje znaleziony z rożnem
wbitym przez oko w mózg – i tradycyjne pytanie – kto zabił?
Chyba najbardziej podobała mi się postać prokuratora Szackiego i wszelkie wstawki obyczajowe – w stylu zakupy w Carrefourze, spostrzeżenia na temat współczesnych mediów itd. Mnóstwo cytatów-perełek i trafnych puent – te elementy pozytywnie wyróżniają „Uwikłanie” z tłumu innych porządnych i poprawnych kryminałów. Dodatkowy smaczek stanowiło dla mnie czytanie o miejscach, obok których codziennie przechodzę, bywam, przejeżdżam – okolice, w których chodziłam do liceum, mój ulubiony Park Ujazdowski... po prostu moja Warszawa. Oczywiście sama zagadka kryminalna też jest świetna – misternie utkana, oparta na intrygującej terapii ustawień Hellingera. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy z serii, polubiłam prokuratora Teodora Szackiego, cieszę się, że nie jest krystalicznie czysty, nudny i czarno-biały - ten pan zdecydowanie budzi moją sympatię. Dobra rozrywka, porządny kryminał – czytało się bezboleśnie, a nawet bardzo przyjemnie.
Chyba najbardziej podobała mi się postać prokuratora Szackiego i wszelkie wstawki obyczajowe – w stylu zakupy w Carrefourze, spostrzeżenia na temat współczesnych mediów itd. Mnóstwo cytatów-perełek i trafnych puent – te elementy pozytywnie wyróżniają „Uwikłanie” z tłumu innych porządnych i poprawnych kryminałów. Dodatkowy smaczek stanowiło dla mnie czytanie o miejscach, obok których codziennie przechodzę, bywam, przejeżdżam – okolice, w których chodziłam do liceum, mój ulubiony Park Ujazdowski... po prostu moja Warszawa. Oczywiście sama zagadka kryminalna też jest świetna – misternie utkana, oparta na intrygującej terapii ustawień Hellingera. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy z serii, polubiłam prokuratora Teodora Szackiego, cieszę się, że nie jest krystalicznie czysty, nudny i czarno-biały - ten pan zdecydowanie budzi moją sympatię. Dobra rozrywka, porządny kryminał – czytało się bezboleśnie, a nawet bardzo przyjemnie.
"Przyjechał cyrk" - Patrick Modiano
Rok
2015 rozpoczynam zachwytem nad książką najnowszego noblisty,
Patricka Modiano. „Przyjechał cyrk” to zaskakująca, mroczna
historia znajomości pewnego młodego mężczyzny z tajemniczą
kobietą. Oczarował mnie klimat tej powieści, coś nieuchwytnego
między jej stronami – ciężko mi to sprecyzować... Wielkie
miasto, dziwne przypadki, tajemnicze postacie – a w tym wszystkim
nasi zagubieni bohaterowie – pozornie wolni i niezależni, a
jednocześnie bezładnie motający się w uwięzi relacji
międzyludzkich i sidłach ciążących im wspomnień. Każde
zagubione w swoim mieście, w swoim życiu, bez jasnej przeszłości
i z niesprecyzowaną przyszłością... Bez domu, bez rodziny,
chaotycznie przemierzają ulice i zaułki Paryża, podążając od
kawiarni do kawiarni...
Każda strona przesycona jest dziesiątkami
wątpliwości i niewypowiedzianych pytań. Zadziwia mnie jak dużo
treści i emocji udało się autorowi zawrzeć w tak
niewielkiej objętościowo książeczce... Zapomniane uliczki, parki,
jesienne spacery w słońcu... Poczułam to miasto całą sobą –
jego obraz wyłania się niezwykle klarownie z zaskakująco
nielicznych opisów – a jest ono tak piękne, przesycone nostalgią
i sekretami, tak niepowtarzalne, tak wyraźnie czuć je tętniące
pod powierzchnią kartek... Ten tajemniczy, mroczny, nieprzewidywalny i melancholijny Paryż urzekł mnie – uwielbiam ten motyw w
literaturze - ogromne miasto, zagubieni w jego trzewiach bohaterowie
- każde z przytłaczającym sekretem na samym dnie duszy... Spędzają
kolejną bezsenną noc w blasku latarni i neonów wpadających przez
okno hotelowego pokoju... Ciężko się pisze o takich powieściach,
je po prostu trzeba czytać i poczuć. Jest coś zdecydowanie
magicznego i niepowtarzalnego w stylu pisania tego pana – z ogromną
ciekawością sięgnę po kolejne książki jego autorstwa.
104 książki przeczytane w 2014 roku...
Rok
2014 był dla mnie bardzo udany, zarówno pod względem czytelniczym,
jak i osobistym. Szczerze mówiąc nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego
roku. Przeczytałam aż 104 książki – były lektury lepsze, były też
gorsze i kilka wybitnych. W roku 2014 poznałam sporo nowych twórców,
m.in Zygmunta Miłoszewskiego, Ignacego Karpowicza, Anne Fadiman czy
Grażynę Jeromin-Gałuszkę
– to tylko kilka przykładów.
Udało mi się także przeczytać sporo pozycji z półki 'lektury
absolutnie obowiązkowe' - np. „Rok 1984” Orwella, „Sto lat
samotności” Marqueza czy „Zabić drozda” Harper Lee.
Przeczytałam również kilka książek
po angielsku – mam nadzieję, że w roku 2015 będzie ich jeszcze
więcej. Tradycyjnie już nie jestem w stanie wskazać tylko jednego, najlepszego tytułu – wymienię listę naprawdę rewelacyjnych:
"Pokuta", "Sobota" oraz "Enduring love" Iana McEwana
"Miss
Hazel and the Rosa Parks League" - Jonathan Odell
"Strasznie
głośno, niesamowicie blisko" - Jonathan Safran Foer
W tym roku miałam prawdziwe szczęście jeśli chodzi o dobór czytanych pozycji - na 104 tytuły mocno rozczarowałam się 3, może 4 razy...
Wszystkie
tytuły TUTAJ.
Wciąż walczę też ze stosem zaległych notek - powoli, ale do przodu..
Nie
jestem wielką fanką postanowień noworocznych, podobnie jak
wszelkich wyzwań czytelniczych, narzucających przeczytanie
konkretnych pozycji w określonym czasie – cenię sobie swoją
wolność, niezależność i możliwość czytania tego, na co akurat
najdzie mnie ochota. Jeśli chodzi o dobór lektur jestem bardzo
niekonsekwentna i zmienna. Dlatego żadnych postanowień nie robię,
żadnych grafików nie spisuję – mogę się podzielić jedynie
zbiorem luźnych sugestii. Przede wszystkim bardzo chciałabym
sięgnąć po książki takich gigantów jak Mario Vargas Llosa,
Alice Munro, Javier Marias czy Doris Lessing – autentycznie wstyd
mi, że nie czytałam jeszcze nic ich autorstwa i bardzo chciałabym
to zmienić w najbliższej przyszłości. Moim marzeniem jest
częstsze mierzenie się z klasyką - „W stronę Swanna”, „Anna
Karenina”, „Wybór Zofii”, dramaty Tennessee'ego Williamsa... To wszystko
przede mną. Chciałabym też kontunouwać czytelnicze znajomości z ulubionymi autorami - mam tu na myśli oczywiście genialnego Iana McEwana, Agathę Christie, Annę Fryczkowską, Małgorzatę Wardę...
Rok
2014 minął też bez większych rewolucji w życiu osobistym - te same
studia, ten sam chłopak, ten sam adres – stateczny spokój i
szczęście. A w głowie mnóstwo planów na przyszłość – tę
najbliższą, ale także tę dalszą... Przede wszystkim podróżować!
Otaczać się przyjaciółmi – ludźmi życzliwymi i pełnymi pasji
– zarówno na żywo, jak i w internecie. Doceniać małe
przyjemności dnia codziennego, mieć czas na życie - na spacer ze
spokojnym umysłem i wypicie kawki w miłej kawiarni – na szczęście
trzeci rok studiów pozwolił mi nieco odetchnąć... Optymizm,
śmiech, zdrowie i chęć do życia – umiejętność cieszenia się
małymi drobnostkami – chmurą na błękitnym niebie, wiatrem we
włosach, nową książka i kubkiem herbaty - to jest
najważniejsze... :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)