To był bardzo udany, ale i intensywny rok. Matura, trochę podróży, rozpoczęcie studiów, po raz pierwszy samodzielne mieszkanie przez parę tygodni w związku w wyjazdami rodziców. Parę zaskakujących wydarzeń, przemyśleń i przygód. Przyjaciółki w tym samym składzie, chłopak również wciąż ten sam. :)
W 2012 roku na moje regały zawitało mnóstwo nowym mieszkanek, z czego bardzo się cieszę.
Jeśli chodzi o liczbę przeczytanych pozycji to w tym roku jest nieco gorzej niż w poprzednim (92 przeczytane) - przeczytałam 82 pozycje, ale i tak jestem zadowolona z tego wyniku. :)
W 2012 roku czytałam bardzo różnorodnie; i prozę ambitną, i lekką, a także dramaty oraz poezję. Poznałam wielu interesujących autorów. Moje największe odkrycia to Franz Kafka, Sarah Winman, Lesley Lokko, Kazuo Ishiguro oraz seria Pretty Little Liars. Wreszcie zaznajomiłam się z niektórymi bestellerowymi twórcami, mi.in. z Jodi Picoult oraz Guillaume Musso. Odkryłam także wiele wspaniałych, polskich pisarek, m.in. Małgorzatę Wardę, Olgę Rudnicką, Bognę Ziembicką, Magdalenę Witkiewicz oraz Katarzynę Zyskowską-Ignaciak. Także pod względem czytelniczym był to bardzo udany rok. :) Ale już nie przedłużając...
Oto moje kandydatki do książki roku:
"Światu nie mamy czego zazdrościć" Barbary Demick
"Serce w chmurach" Jennifer E. Smith
"Gorzka czekolada" Lesley Lokko
"Do ostatniej łzy" Anny Quindlen
"Kiedy Bóg był królikiem" Sarah Winman
"Służące" Kathryn Stockett
"Dziecko Rosemary" Iry Levin
"Nie opuszczaj mnie" Kazuo Ishiguro
"Matylda Savitch" - Victor Lodato
"Zgubieni" - Charlotte Rogan
"Trafny wybór" J.K. Rowling
A książką roku zostaje "Kiedy bóg był królikiem" - ta powieść trafiła prosto do mojego serca i cały czas wracam do niej myślami. Gorąco polecam! :)
Jeśli chodzi o plany na 2013 rok to są one następujące: przede wszystkim czytać, czytać i czytać! :) Chciałabym też więcej podróżować, mam nadzieję, że w najbliższe wakacje uda mi się odwiedzić jakieś egzotyczne miejsce. :) A, no i chciałabym oczywiście zaliczyć pierwszy rok studiów. :)
Wszystkim życzę udanego Sylwestra i wszystkiego, co najlepsze w nowym roku! :)
"Pamiętnik" - Nicholas Sparks

Mój główny zarzut dotyczy proporcji w książce, czyli ilości
treści poświęconej kolejnym etapom historii Allie i Noaha. Akcja skupia się
głównie na ich spotkaniu po latach, a na opowiedzenie o narodzinach ich miłości
kilkanaście lat wcześniej poświęcone zostały może ze dwa akapity - czyli mniej
więcej tyle samo, co na opis parzenia herbaty. To, że Sparks skupia się mocno
na emocjach i uczuciach towarzyszących spotkaniu głównych bohaterów po tak
długiej rozłące jest fajne. Bardzo podobało mi się, że nie była to raz-dwa
jedna scena i koniec, tylko stopniowe odkrywanie siebie na nowo, odradzanie się
uczuć, wątpliwości. Jednak bardzo żałuję, że ten pierwszy i chyba najważniejszy
etap miłości został tak bardzo zepchnięty na drugi plan, zupełnie jakby książce
brakowało początku. A przecież jak można uwierzyć, wczuć się w dalsze losy Allie i Noaha skoro brakuje podstaw dla ich wielkiej miłości? Co najmniej pół filmu
jest poświęcone temu etapowi ich życia – i jest to moim zdaniem lepsze pół
filmu. Także takie potraktowanie po macoszemu ich pierwszego zakochania bardzo
mnie rozczarowało. Dalej książka
rozkręca się, jest lepiej, a końcówka podobała mi się zdecydowanie najbardziej.
Jednak nie do końca zatarła początkowe złe wrażenie.
Na filmie przeżywałam mnóstwo silnych emocji, wciągnął mnie
w wir wydarzeń i zostawił zapłakaną na napisach końcowych. W książce mi tego zabrakło – nie wiem, czy to dlatego, że znałam już zakończenie, czy kwestia tego, że po prostu sztuczki pisarza na mnie nie podziałały. Niemniej nie czułam praktycznie nic.
A pod choinką....
Oto najnowsze mieszkanki moich regałów. :) Większość to prezenty świąteczne. Na samym dole leży "Czarodziejska góra" Manna, czyli moje wyzwanie na 2013 rok - chciałabym zmierzyć się z tym opasłym tomiszczem. Wyżej "Dryft" i "Tajemnica Abigel", czyli książki które od dawna chciałam i ku mojej radości dostałam od rodziców. Kolejne 5 książek od dołu oraz "Mam łóżko z racuchów" to prezenty o mojego kochanego chłopaka, wynik szaleństwa zakupowego w Dedalusie - jeszcze raz bardzo dziękuję! :) Dalej znajduje się jedyna pozycja do recenzji "Dubo...Dubon...Dubonnet", którą zaczęłam już czytać i zapowiada się naprawdę świetnie. Wyżej dalsza porcja prezentów świątecznych. A samej górze dwie książki Magdy Szabo upolowane na Allegro. Ostatnio zasmakowałam w szperaniu w internecie i wyszukiwaniu rożnych zapomnianych perełek. :)
"Kłamczuchy" - Sara Shepard
Cofnęłam się kilka lat wstecz, do czasów
podstawówkowo-gimnazjalnych, kiedy to miałam jeszcze mało nauki i co drugi
dzień wędrowałam do biblioteki po świeżą porcję lektur. Zazwyczaj wybierałam
tzw. literaturę młodzieżową – przeczytałam wówczas dziesiątki takich książek i
bardzo żałuję, że nie zapisywałam ich tytułów. Przyznam szczerze, że do
niektórych chętnie bym teraz wróciła, a za nic nie przypomnę sobie ani nazwy,
ani autora. Potem nastał czas liceum, stopniowe odkrywanie „dorosłej”
literatury i ogromna fascynacja tym niedostępnym dotąd światem – młodzieżówki
poszły w kąt. :) Jak miło było za pomocą serii Pretty Little Liars przypomnieć
sobie dlaczego jeszcze parę lat temu zaczytywałam się w tego typu powieściach. :)
Niewielkie miasto w Stanach, pięć przyjaciółek. Jedna z
nich, Alison, znika bez śladu, w tajemniczych okolicznościach. Mijają trzy
lata... Przyjaźń pozostałych dziewczyn nie wytrzymała próby czasu. Jednak gdy
do ich klasycznych zmartwień (w co się ubrać, jak poderwać chłopaka itd.:))
dojdą jeszcze tajemnicze smsy od A.,
zawierające informacje, o których wiedziała tylko zaginiona Alison, dziewczyny
będą zmuszone ponownie nawiązać kontakt...
Łatwo, prosto i przyjemnie, pomysł jest świetny, lekko się
czyta – idealna rozrywka. Z ogromną przyjemnością sięgnę po kolejne części – przyznaję, zżera mnie
ciekawość. :) Nie jest to mistrzostwo świata, czy ambitna lub wymagająca
literatura, ale spędziłam z tą książką naprawdę miły czas. Polecam. :)
"Święta z kardynałem" - Fannie Flagg
Słodko, słodko aż do bólu. Małe, sielskie miasteczko w
Alabamie, nieszczęśliwy i chory samotnik, który przyjeżdża tam w okresie Świąt
oraz idealnie mili mieszkańcy, czyli jednym słowem popis amerykańskiego kiczu,
łudząco podobnego do książek Debbie Macomber. :)
Nie poczułam tu atmosfery Świąt. Jest zbyt słodko, zbyt
idealnie, a przez to zbyt nierealnie. Boże Narodzenie jest tu wspomniane jakby
mimochodem. Historia składa się z samych schematów, ale sama jestem sobie winna
– chciałam czego lekkiego, przyjemnego, niewymagającego skupienia, co
jednocześnie wprowadzi mnie w świąteczny nastrój. Trochę się rozczarowałam. Są
czytadła lepsze i czytadła gorsze, a „Święta z kardynałem” należą raczej do tej
drugiej kategorii... Na moich półkach czekają jeszcze dwie kolejne książki tej
autorki i mam szczerą nadzieję, że reprezentują sobą nieco wyższy poziom...
Powiem tak; w okresie przedświątecznym powieść jest jeszcze
do strawienia – mimo całej jej przewidywalności i przesłodzenia jest lekko,
przyjemnie i sprawnie napisane. Jednak o każdej innej porze ci schematyczni,
nieskazitelnie dobrzy bohaterowie byliby dla mnie nie od zniesienia. I jeszcze
taka mała dygresja; czemu na okładce książki, w której jednym z ważniejszych
bohaterów jest ptak z gatunku kardynałów narysowana jest papuga?! ;)
Ach, ten Świat Książki...
Smutna wiadomość, która zmąciła mi radość z pierwszego dnia ferii świątecznych... Wydaje się, że pewne rzeczy będą istniały zawsze - a tu taka przykra niespodzianka; Świat Książki upada. Smutna dla wszystkich czytelników, którzy zaczytywali się w książkach Wydawnictwa, ale również znak, że źle się dzieje z czytelnictwem w Polsce - sondaże przedstawiają suche fakty, ale upadek jednego z największych Wydawnictw mówi sam za siebie...
Smutno mi bardzo, szczególnie, że Świat Książki zawsze, odkąd pamiętam, gdzieś tam istniał w tle; czy to jego katalogi leżały u mojej babci kiedy byłam mała, czy gdy potem zaczytywałam się w "Ali Makocie" w podstawówce. Potem przyszła pora na pierwsze, doroślejsze już odkrycia czytelnicze, w których również Świat Książki brał czynny udział, m.in. za pomocą "P.S. Kocham Cię" Ahern i przepięknego "Malowanego welonu"...
Myślę, że nie ma domu, w którym nie byłoby choć jednej książki tego wydawnictwa. U mnie na regałach stoi ich mnóstwo, nie wspominając nawet o zatłoczonych regałach rodziców... Pokusiłam się na porobienie zdjęć moich zdobyczy tego Wydawnictwa i przy okazji powspominałam sobie chwile spędzone przy tak wspaniałych powieściach jak np. "Jeden dzień" czy "Gorzka czekolada"...
Wiele książek ze Świata Książki stoi na moich półkach nieprzeczytanych i cierpliwie czeka na swoją kolei. I mimo, że ta kolejka jest już bardzo długa, to chciałabym żeby wciąż się wydłużała nowościami wydawanymi przez Wydawnictwo... Mam nadzieję, że będziemy świadkami bożonarodzeniowego cudu i już wkrótce dowiemy sie o kupnie Świata Książki przez kochającego książki inwestora. :) A na razie zachęcam do wzięcia udziału w akcji na facebooku. I trzymania kciuków oczywiście. :)
Smutno mi bardzo, szczególnie, że Świat Książki zawsze, odkąd pamiętam, gdzieś tam istniał w tle; czy to jego katalogi leżały u mojej babci kiedy byłam mała, czy gdy potem zaczytywałam się w "Ali Makocie" w podstawówce. Potem przyszła pora na pierwsze, doroślejsze już odkrycia czytelnicze, w których również Świat Książki brał czynny udział, m.in. za pomocą "P.S. Kocham Cię" Ahern i przepięknego "Malowanego welonu"...
Myślę, że nie ma domu, w którym nie byłoby choć jednej książki tego wydawnictwa. U mnie na regałach stoi ich mnóstwo, nie wspominając nawet o zatłoczonych regałach rodziców... Pokusiłam się na porobienie zdjęć moich zdobyczy tego Wydawnictwa i przy okazji powspominałam sobie chwile spędzone przy tak wspaniałych powieściach jak np. "Jeden dzień" czy "Gorzka czekolada"...
Wiele książek ze Świata Książki stoi na moich półkach nieprzeczytanych i cierpliwie czeka na swoją kolei. I mimo, że ta kolejka jest już bardzo długa, to chciałabym żeby wciąż się wydłużała nowościami wydawanymi przez Wydawnictwo... Mam nadzieję, że będziemy świadkami bożonarodzeniowego cudu i już wkrótce dowiemy sie o kupnie Świata Książki przez kochającego książki inwestora. :) A na razie zachęcam do wzięcia udziału w akcji na facebooku. I trzymania kciuków oczywiście. :)
"Trafny wybór" - J.K. Rowling
Ta jesień obfitowała w przeróżne, długo wyczekiwane
świeżynki wydawnicze, na widok których każdemu molowi książkowemu przyspieszało
serce. Jednak premiera „Trafnego wyboru” przyćmiła wszystkie pozostałe.
Rozreklamowana, a jednocześnie treść strzeżona niczym największe sekrety
państwowe. Kto nie był ciekawy jaką to książkę, po kilkuletniej przerwie od
czasu ulubionej serii mojego dzieciństwa o Harrym Potterze, napisała słynna J.K.
Rowling?
Od razu, na wstępie, zastrzegam, że tych, którzy spodziewają
się ponownie czegoś w stylu Harry’ego spotka wielkie rozczarowanie. Książka jest
zupełnie inna, co nie znaczy, ze gorsza. :) Rowling przenosi nas do małego,
angielskiego miasteczka – Pagford. Pewnego dnia umiera radny Barry Fairbrother i to wydarzenie to
wywołuje kaskadę skutków, które wpływają na losy innych mieszkańców
Pagford. Powieść jest wielowątkowa, przeplatają się w niej losy wielu
bohaterów. Śmierć Barry’ego odmienia ich życia w przeróżny sposób...
Nie będę się tu rozwodziła nad problematyką czy ważnymi
kwestiami społecznymi (a poruszone zostały chyba wszystkie możliwe :)) - to każdy czytelnik odnajdzie sam i rozważy
wedle własnego sumienia. Jestem pewna, że ta powieść będzie przedmiotem
licznych analiz specjalistów, którzy rozbiorą ją na części pierwsze – naprawdę,
jest co analizować :). Problemy, tajemnice, hipokryzja i wiele innych - to
wszystko składa się na niezwykle autentyczny obraz małego, angielskiego
miasteczka, tak zupełnie odmienny od tego znanego z nam książek Agaty Christie.
Myślę, że dzięki tej powieści Rowling udowodniła, że nie
jest autorką jednej książki, że potrafi pisać różnorodnie, sięgać głębiej,
poruszać tematy cięższe i dokonywać ich dogłębnych analiz. Po prostu - umie
pisać i co więcej, robi to naprawdę świetnie. Jest bardzo dobrą autorką
obdarzoną sprawnym, lekkim piórem, rewelacyjnymi pomysłami i, co najważniejsze,
świetną obserwatorką. Zawsze stawiałam ją o klasę wyżej od innych
bestsellerowych pisarzy takich jak np. Stephenie Meyer. Po „Trafnym wyborze”
Rowling wskoczyła w moim osobistym rankingu na najwyższy poziom, plasując się
zaraz za McEwanem i Ishiguro. Widać jak wiele pracy, serca i uwagi włożyła w
napisanie tej książki – bo nie oszukujmy się, równie dobrze mogłaby już nic nie
pisać (ma z czego żyć :)) lub napisać byle co. Firmowane jej nazwiskiem i tak
świetnie by się sprzedało.
„Trafny wybór” odbieram jako solidną, wielowątkową
obyczajówkę, choć nie łatwą i na pewno nie do połknięcia w jeden wieczór. Mimo,
że nie ma tu porywającej akcji czy czarodziejskich zaklęć, to jednak nie sposób
się nudzić. A to za sprawą genialnie skonstruowanych bohaterów – każdy ma
wyrazistą osobowość, własną historię i każdy bez wyjątku wzbudza jakieś emocje;
pozytywne lub negatywne - żadna z postaci nie pozostawia czytelnika obojętnym.
I, o dziwo, nie gubiłam się w imionach, a przyznam, że właśnie tego najbardziej
obawiałam się przed rozpoczęciem czytania.
Zaległy stos :)
Listopad minął w błyskawicznym tempie, początek grudnia również. Nagle wokół zrobiło się bardzo zimowo i świątecznie. Obecnie zajmują mnie głównie sprawy związane ze studiami i przygotowaniami do Świąt. Także niestety, czasu na czytanie i blogowanie brakuje. :( Czytam obecnie "Trafny wybór" - bardzo dobra książka, ale gruba i na pewno nie jedna z takich, które można pochłonąć w jeden wieczór. A w najbliższych planach zamierzam skończyć "Pamiętnik" oraz przeczytać coś na wskroś świątecznego - może "Święta z Kardynałem"? :)
Ale już nie przedłużając, prezentuję Wam mój nieco opóźniony stosik listopadowy. :)
Trzy pierwsze pozycje od góry i trzy pierwsze z dołu to egzemplarze recenzenckie. Reszta to moje własne nabytki.
I tradycyjnie widok an okładki:
Jak widać listopad by nieco skromniejszym miesiącem jeśli chodzi o zakupy książkowe. Jak oceniacie moje nowe nabytki? :)
Ale już nie przedłużając, prezentuję Wam mój nieco opóźniony stosik listopadowy. :)
Trzy pierwsze pozycje od góry i trzy pierwsze z dołu to egzemplarze recenzenckie. Reszta to moje własne nabytki.
I tradycyjnie widok an okładki:
"Cyrk nocy" - Erin Morgenstern
Ta książka to
prawdziwa uczta dla wyobraźni, popis kreatywności i pomysłowości. Zachwyca już
sama okładka, pod którą skrywa się niesamowity świat czarno-białego cyrku na
przełomie XIX i XX wieku, który służy jako arena walki dwóch czarodziejów. Cyrk
składa się z wielu namiotów, a każdy z nich skrywa inny, magiczny świat. Mamy
tu między innymi lodowy ogród, labirynt, drzewo życzeń i mój absolutny faworyt
– pokój z przeróżnymi buteleczkami, słoikami i pudełkami, skrywającymi historię
zamkniętą w postaci zapachu. Kiedy myślałam, że po wampirach, wilkołakach i
aniołach nic mnie już na polu tej „lżejszej” fantastyki nie zaskoczy, spotkało
mnie ogromnie przyjemne rozczarowanie w postaci „Cyrku nocy”.
Ale... No właśnie – jest niestety kilka ale. Denerwowało
mnie przerywanie wątków, skakanie po datach. Było to tym bardziej irytujące, bo
zupełnie zbyteczne. A że nie mogłam czytać książki tak jak najbardziej lubię,
czyli „na raz”, to trochę się gubiłam, szczególnie w chronologii wydarzeń. Być
może gdyby nie przerwy w czytaniu mój odbiór byłby inny – ale niestety, nie
dało się inaczej. :( Wyjaśnienia części wątków też pozostawiły pewien niedosyt. Szczerze mówiąc liczyłam, że będą bardziej spektakularnie zamknięte...
Zdaję sobie sprawę, że sporo jest tych zarzutów, jednak
muszę koniecznie zastrzec, że nie umniejszają one znacząco wartości książki i
nie stanowią przeszkody w czerpaniu przyjemności z jej czytania. Mogą wydawać
się poważne, ale tak naprawdę nikną w niesamowitej, magicznej atmosferze cyrku.
I to chyba właśnie ten tajemniczy i mroczny nastrój wykreowany przez Erin
Morgenstern oczarował mnie najbardziej. Ogromnie podobało mi
się to, że autorka działa na wszystkie zmysły jednocześnie – nie ma tu jedynie
opisów wyglądu, ale czujemy także zapachy, dźwięki, smaki... Uczta dla
wyobraźni.
Myślę, że warto sięgnąć po tę powieść, poznać historię cyrku
i odwiedzić świat, w którym jedynym ograniczeniem jest wyobraźnia. Naprawdę
warto. Nie jest to książka genialna, ale na pewno dobra, nietuzinkowa i bardzo
oryginalna.
Środowe popołudnie, czyli dylemat :)
Mam dylemat w czyim towarzystwie lepiej spędzić dzisiejszy wieczór; z chemią analityczną czy może z "Trafnym wyborem" - długo wyczekiwaną świeżynką prosto z księgarni... Chyba nietrudno się domyślić co mnie bardziej kusi, ale zobaczymy co wygra; rozsądek czy książkoholizm. ;)
Powiem Wam, że dawno nie towarzyszyły mi tak intensywne emocje przy odbieraniu zamówienia, taka niecierpliwość i radość. Książkę zaczęłam czytać od razu, w metrze, i widziałam zazdrosne spojrzenia co poniektórych pasażerów skierowane na mój egzemplarz... :)
Miłego wieczoru! :)
"Dom z papieru" - Carlos Maria Dominguez
Strasznie brakuje mi ostatnio czasu na czytanie, zaniedbuję bloga, a książki kurzą się na półkach. A to wszystko przez studia – przyznaję, nauki jest sporo, szczególnie botanika i biologia dają się we znaki. Do tego dochodzi jeszcze dodatkowy angielski i na książki zostaje ledwie parę chwil, z trudem wygospodarowanych wieczorem. Ale obiecuję poprawę! Tyle, tak długo wyczekiwanych nowości i perełek wydawniczych zawitało ostatnio na moje półki, że już dłużej nie dam rady się im opierać. Parę dni temu sięgnęłam na chwilkę po „Cyrk nocy” i... przepadłam. Książka jest świetna, recenzja pojawi się w ciągu kilku najbliższych dni, tak samo jak moja opinia o „Pamiętniku” Sparksa. Także, mam nadzieję, powoli wracam do czytelniczej formy. :)
A dziś prezentuję Wam smaczek o książkach, stworzony wprost dla wszystkich moli książkowych - „Dom z papieru” Carlosa Marii Domingueza. To pozycja, która przez dłuższy czas mieszkała w mojej torebce i wszędzie ze mną podróżowała. Podczytywałam ją przy każdej nadążającej się okazji – zazwyczaj w autobusie lub metrze, choć niestety, tylko w takich dniach, kiedy nie jechałam na żadną kartkówkę/kolokwium, a takich dni było niewiele... :)
Książka zawiera mnóstwo smakowitych cytatów i niuansów, na przykład:
„Jako czytelnicy szpiegujemy biblioteki przyjaciół, choćby tylko dla rozrywki. Czasami po to, żeby odkryć książkę, którą chcielibyśmy przeczytać, a której nie mamy, czasami po to, żeby dowiedzieć się, co pożarło zwierzę, z którym się zadajemy.” – rewelacja :) To jeden z moich ulubionych cytatów, ale więcej takich literackich smaczków można by wypisywać i wypisywać. :)
Książka jest skierowana głównie do nałogowych moli książkowych; prawdziwych i fanatycznych czytelników. Wydaje mi się, ze tylko takie osoby będą miał siłę i determinację, żeby docenić tę pozycję i zasmakować w niej. Język jest bowiem dość trudny, momentami miałam wrażenie, że jakby specjalnie przekombinowany - to, co można było ubrać w kilka prostych słów tu jest zrobione na niewiadomo jak intelektualne i wyszukane – przez tę warstwę trzeba się przebić. Ale jak już się uda wgryźć w ten specyficzny sposób pisania, to naprawdę jest w czym smakować, a stylem można się nawet delektować – jest tajemniczy, poetycki, z nutką magii i nieco podszyty smutkiem. Całościowe wrażenia po tej nietuzinkowej lekturze mam jak najbardziej pozytywne. To pierwsza „książka o książkach” jaką miałam okazję przeczytać; polecacie jeszcze jakieś inne pozycje w podobnym stylu? :)
_____
* z okładki
Nabytki październikowe :)
Listopad powitał nas deszczowo; za oknem ulewa, a wiatr taki, że głowę urywa. Ale za to w najbliższej perspektywie mam kilka dni wolnego, z czego ogromnie się cieszę. Dziś planuję zaszyć się na kanapie, pod grubym kocem i cały wieczór czytać. Co może być milsze na taką pogodę niż kubek ulubionej herbaty i wielki stos książek czekających na pochłonięcie? Mam ochotę rzucić się na wszystkie na raz. :) Zatem prezentuję Wam moje nabytki z całego października - to był bardzo owocny okres. :) Po za tym błyskawicznie minął pierwszy miesiąc mojego studiowania. Nauki jest sporo, mam jednak nadzieję, że w listopadzie uda mi się znaleźć więcej czasu na czytanie niż w październiku. Przecież tyle smaczków czeka niecierpliwie na moich półkach!
Nie przedłużając, oto główni bohaterzy dzisiejszego wpisu:
Pierwszy stos to pozycje do recenzji. Poczta wreszcie wzięła się do roboty i dostarczyła długo wyczekiwane przesyłki, nawet te, na których przyjście zupełnie już zdążyłam stracić nadzieję. Jak widać, poczta lubi być nieprzewidywalna, tym razem pozytywne zaskoczenie. :)
A to nabytki własne. Większość to efekt zakupów w promocji Weltblidu. Za to wyprawa po odbiór "Trafionej-zatopionej" to była prawdziwa przygoda i sprawdzian mojej determinacji, ale o tym innym razem... :)
To stos książek otrzymanych w prezencie. "Gorycz szczęścia" jako nagroda za Złotą Zakładkę (chyba, bo żadnego dopisku nie było... :)), a pozostałe 3 pozycje to prezent od mojego kochanego G. Jeszcze raz bardzo dziękuję! :)
Stos z wymian:
I tradycyjnie widok na okładki:
Moje plany czytelnicze na najbliższy czas prezentują się następująco: Obecnie czytam "W krainie białych obłoków", bardzo fajną, nowozelandzką sagę historyczną. Potem czaję się na "Po zmierzchu" Maurakamiego, "Pamiętnik" Sparksa, "Cyrk nocy", "Trafioną-zatopioną" Anny Fyczkowskiej oraz "Mały pamiętnik" Saramago. Jak myślicie, od czego najlepiej zacząć? :)
Miłego wieczoru! :)
Nie przedłużając, oto główni bohaterzy dzisiejszego wpisu:
Pierwszy stos to pozycje do recenzji. Poczta wreszcie wzięła się do roboty i dostarczyła długo wyczekiwane przesyłki, nawet te, na których przyjście zupełnie już zdążyłam stracić nadzieję. Jak widać, poczta lubi być nieprzewidywalna, tym razem pozytywne zaskoczenie. :)
A to nabytki własne. Większość to efekt zakupów w promocji Weltblidu. Za to wyprawa po odbiór "Trafionej-zatopionej" to była prawdziwa przygoda i sprawdzian mojej determinacji, ale o tym innym razem... :)
To stos książek otrzymanych w prezencie. "Gorycz szczęścia" jako nagroda za Złotą Zakładkę (chyba, bo żadnego dopisku nie było... :)), a pozostałe 3 pozycje to prezent od mojego kochanego G. Jeszcze raz bardzo dziękuję! :)
Stos z wymian:
I tradycyjnie widok na okładki:
Moje plany czytelnicze na najbliższy czas prezentują się następująco: Obecnie czytam "W krainie białych obłoków", bardzo fajną, nowozelandzką sagę historyczną. Potem czaję się na "Po zmierzchu" Maurakamiego, "Pamiętnik" Sparksa, "Cyrk nocy", "Trafioną-zatopioną" Anny Fyczkowskiej oraz "Mały pamiętnik" Saramago. Jak myślicie, od czego najlepiej zacząć? :)
Miłego wieczoru! :)
"Jestem blisko" - Lucyna Olejniczak
Mam ostatnio wielki apetyt na dobrą, polską literaturę
obyczajową. To chyba przez tę jesienną pogodę; raz mgła, raz deszcz, a dzisiaj
nagle śnieżyca! Warszawa oczywiście zasypana, a świat za oknem wygląda jakby
lada chwila miały nadejść już Święta – i taką właśnie przedświąteczną atmosferę
można wyczuć w powietrzu, tylko jeszcze ozdób brakuje na ulicach i odpowiednich
wystaw w sklepach – no, ale to już od 2 listopada. :) Na taką zimną aurę
najlepsze są pełne ciepła i dobrego humoru powieści, a moje literackie
zapotrzebowanie na tego typu literaturę zaspokoiła ostatnio książka „Jestem
blisko” Lucyny Olejniczak. W moim odczuciu to kawałek naprawdę dobrej i
ciekawej prozy, który szkoda by było przegapić.
Lucyna i Tadeusz jadą w odwiedziny do swojej mieszkającej w
Irlandii przyjaciółki. Jednak ich spokojnie zapowiadający się urlop nagle
przyjmuje zupełnie zaskakujący przebieg. Mamy tu i tajemnicę z przeszłości, i
kryminalną zagadkę, i piękną scenerię Irlandii, i trochę celtyckiej magii, a
także wielu sympatycznych bohaterów, z których każdy ma własną osobowość –
czego chcieć więcej?
Widok z mojego balkonu - zima nadeszła :) |
"Opowieść niewiernej" - Magdalena Witkiewicz
Jak ja uwielbiam takie zwyczajne, proste, i
nieprzekombinowane powieści obyczajowe. Bez nie wiadomo jakich udziwnień,
fajerwerków czy istot nadprzyrodzonych skaczących po sufitach. Żeby nie było,
takie książki również lubię, jednak obyczajówki mają dla mnie szczególny urok,
zwłaszcza o tej porze roku, kiedy w towarzystwie pierwszej porannej kawy, gdy
za oknem dopiero budzi się dzień, mogę zagłębić się w historię zwyczajnych
osób, z których każda mogła by być moim sąsiadem lub przypadkowym przechodniem
na ulicy.
Taką właśnie historię otrzymałam w „Opowieści niewiernej”
Magdaleny Witkiewicz – prostą, niekoniecznie przebojową, a za to ciekawą i
dobrze napisaną. Główna bohaterka to Ewa, młoda mężatka, której życie dla
postronnego obserwatora może wydawać się spełnieniem marzeń każdej kobiety
- dobra praca, mieszkanie, kochający
mąż, budowa domu, a w niedługiej perspektywie dzieci. Niby wszystko idealnie, a
jednak coś nie do końca gra i właśnie to „coś” popycha Ewę do zdrady...
"Bóg mordu" - Yasmina Reza

Niby fajnie, niby ta sama historia, szybko i lekko się
czyta, a jednocześnie czegoś mi tu brakuje...
Chyba chodzi o opisy, dzięki którym mogłabym lepiej wczuć się w
książkę, dokładniej wszystko sobie wyobrazić, mieć czas na wsiąknięcie w
opisywaną sytuację i szansę na pełne
posmakowanie jej niuansów. A tak, przeczytałam błyskawicznie i pewnie gdyby nie
film, nie zostałaby we mnie ta historia ani na chwilę. Jak dla mnie dramaty
czyta się zbyt szybko – są takie suche, oschłe, zanim się wczuję i zaangażuję,
już się kończą. Pewnie niektórzy powiedzą, ze właśnie taki jest ich urok, ale
ja pozostaję wierna grubym, opasłym tomom pełnym szczegółowych opisów i przeżyć
wewnętrznych bohaterów.
Nie wiem jak odebrałabym ten dramat gdybym wcześniej nie
widziała filmu, ale wydaje mi się, że też by mnie nie zachwycił. Także nie
chodzi tu o złamanie zasady pierwszeństwa książki nad filmem – po prostu chyba
nie dla mnie dramaty. :( Wkrótce zrobię jeszcze jedno podejście z twórczością
Tennessee Willimsa, podobno geniusza tego gatunku. Może jemu uda się w końcu
mnie przekonać do tego typu utworów.:)
"Zbyt dumna, zbyt krucha" - Alfonso Signorini
Nazwisko Marii Callas obiło się o uszy chyba każdemu. To
wielka diwa operowa, zwana Boską – prawdziwa ikona swoich czasów, w latach 50’
jej gwiazda świeciła na równi z gwiazdami Audrey Hepburn i Marylin Monroe. Dziś
nazwisko Callas wydaje się być nieco zapomniane i przykurzone, a szkoda, bo
Maria była kobietą niezwykle ciekawą, skomplikowaną i inspirującą.

Jednak mam parę zarzutów jeśli chodzi o samą konstrukcję
książki. Po pierwsze, brak jakiejkolwiek bibliografii i potwierdzenia
prawdziwości opisywanych wydarzeń. Na tylnej okładce napisane jest, że powieść
powstała „na podstawie fascynującej korespondencji artystki.” I od razu aż chce
się zadać pytanie; co konkretnie zostało zaczerpnięte z jej listów, a co jest
jedynie inwencją twórczą autora? Jej wypowiedzi? Przemyślenia? Drobne ciekawostki
z życia codziennego? Autor czasami wkładał w usta albo myśli Marii takie słowa,
że, jeśli nie są one zaczerpnięte z listów, oparte na jej prawdziwych
przemyśleniach, to powiedziałabym, że pisarz ma, delikatnie mówiąc, niezły
tupet. Przez te czynniki ciężko jest ocenić jak bardzo zgodna z rzeczywistością
jest ta książka. Pewnie najważniejsze fakty są prawdziwe, ale co z drobnymi
szczegółami, detalami i niuansami? Jak dla mnie, książka bardzo traci w tym
miejscu na autentyczności. I jeszcze sposób pisania niezbyt mi się spodobał –
coś nie do końca zaklikało; styl jest dość toporny i sztuczny. Niestety, nie
porwała mnie ta powieść.
A tu próbka talentu Marii Callas:
"McDusia" - Małgorzata Musierowicz
Ach ta Jeżycjada... Istnieje w moim życiu już od dziesięciu
lat. W pewne wakacje, kiedy chodziłam jeszcze do pierwszych klas podstawówki,
mama podsunęła mi „Szóstą klepkę”... i tak to się zaczęło. Zakochałam się w tej
serii po uszy, w kilka tygodni pochłonęłam wszystkie tomy, które były wówczas
wydane (chyba do „Kalamburki”) i od tamtej pory, z niecierpliwością, wypatruję
każdej nowej części. A tym razem wyjątkowo długo kazała nam pani Musierowicz
czekać na najnowszy, dziewiętnasty już tom – aż 4 lata! Jak tylko zobaczyłam w
zapowiedziach „McDusię”, wiedziałam, że muszę ją mieć teraz, zaraz,
natychmiast!
Temat przewodni to ślub mojej ulubionej bohaterki, Laury
zwanej Tygrysem. Ponownie odwiedzamy pełen ciepła oraz wspaniałych osobowości
dom Borejków i trafiamy prosto w gorączkę świąteczno-przedślubnych przygotowań.
Uwielbiam ten niepowtarzalny klimat Jeżycjady, jej bohaterów, rodzinną
atmosferę – niewiele jest książek, które emanują aż tak silnym ciepłem,
pozytywnymi uczuciami i optymizmem. Szcególnie podobały mi się momenty, kiedy przez karty powieści przewijały się dawno niewidziane postaci z poprzednich tomów, m.in. Jurek Hajduk, Janusz Pyziak czy Genowefa Bombke. Szkoda, że ta lektura już za mną, trochę mi
mało. :( Mam nadzieję, że powstanie jeszcze wiele, wiele części, bo Jeżycjady
nigdy za dużo. :)
Moja biblioteczka - najnowsza odsłona :)
Dawno temu prezentowałam Wam moje książkowe zbiory, jednak przez ten rok wiele się zmieniło. Po poście dotyczącym moich książkowych porządków pojawiły się głosy, żebym ponownie pokazała zdjęcia mojej biblioteczki. Z przyjemnością spełniam tę prośbę. :)
Pamiętacie, jakiś czas temu krążyła po blogach akcja z pokazywaniem naszych domowych biblioteczek - może warto by to powtórzyć? Ja uwielbiam oglądać Wasze zbiory, wgapiać się co tam stoi u Was na półkach i skrupulatnie wypisywać nowe tytuły do kupienia. Mam nadzieję, że Wam oglądanie moich zbiorów również sprawi trochę przyjemności. :)
Zachęcam wszystkich do zaprezentowania domowych biblioteczek!
Niestety, cześć zdjęć powychodziła rozmazana, bo dziś strasznie słabe światło było. Ale mam nadzieję, że coś widać. Enjoy. :)
Mam nadzieję, że wycieczka się podobała. :)
Jeszcze raz zachęcam i gorąco Was namawiam do pokazywania biblioteczek! :)
Pamiętacie, jakiś czas temu krążyła po blogach akcja z pokazywaniem naszych domowych biblioteczek - może warto by to powtórzyć? Ja uwielbiam oglądać Wasze zbiory, wgapiać się co tam stoi u Was na półkach i skrupulatnie wypisywać nowe tytuły do kupienia. Mam nadzieję, że Wam oglądanie moich zbiorów również sprawi trochę przyjemności. :)
Zachęcam wszystkich do zaprezentowania domowych biblioteczek!
Niestety, cześć zdjęć powychodziła rozmazana, bo dziś strasznie słabe światło było. Ale mam nadzieję, że coś widać. Enjoy. :)
Widok na całość |
Dwie najwyższe półki z prawego regału - tu mieszka Virginia Woolf, Yates, znaczna część Lessing i Picoult, Llosa, seria z miotłą i wiele innych :) |
Środkowe półki z regału po prawej - tu bardzo kobieco i obyczajowo - Musso, Sparks, Enerlich, Allende, Sebold, Blixen, McEwan... :) |
Najniższe półki ze środkowego regału, czyli fantastyki ciąg dalszy. Na najniższej półce zapodziało się trochę innej literatury, ale to z braku miejsca na innych półach. :) |
Półki z górnej części lewego regału - od lewej trochę biografii, potem moja kolekcja Oates - perełki!, trzy części "Przeminęło z wiatrem" - jeszcze większe skarby! i trochę klasyki. :) Niżej półka z literaturą kobiecą - moja ukochana Sharon Owens, Oliwkowa seria, Ahern, Bushnell... Dziura jest po "Wiośnie w Różanach", w której aktualnie zaczytuje się moja mama. :) |
Środkowe półki z lewego regału - wyżej półka "kryminalna", niżej książki wieku nastoletniego; Jeżycjada - własnie czytam "McDusię"!, seria Ewy Nowak, Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów, itd. :) |
Najniższe półki z regału po lewej - trochę lektur, które zostały po czystkach - większość poszła do piwnicy + segregatory z notatkami, podręczniki i "Kubuś Puchatek". :) |
A to półka wisząca nad łóżkiem, czyli trochę romansów i Agatha Christie. |
Widok z boku na półkę nad łóżkiem. |
A tu niestety bardzo ciemne zdjęcia wyszły. :( To taka mała szafka stojąca przy biurku. |
Sarah Waters, "Alibi na szczęście", Marias, czyli jak zwykle miszmasz. :) |
Jeszcze raz zachęcam i gorąco Was namawiam do pokazywania biblioteczek! :)
"Wyznania upiornej mamuśki" - Jill Smokler
Wracając samolotem z Hiszpanii zaobserwowałam taką sytuację; kilka miejsc ode mnie siedziała młoda kobieta z kilkumiesięcznym dzieckiem, które w momencie startu zaczęło rozpaczliwie płakać. Na początku wszyscy pasażerowie znosili to ze stoickim spokojem, ale w miarę jak płacz się przedłużał z kilku do kilkunastu, a potem do kilkudziesięciu minut, coraz więcej osób okazywało zniecierpliwienie i niechętnie zerkało w stronę matki, która sama ze łzami w oczach i wstydem wypisanym na twarzy bezskutecznie usiłowała uspokoić swoje dziecko - głupio się przyznać przyznać, ale ja również należałam do tej niecierpliwej grupy osób. W końcu inna kobieta, także podróżująca z dziećmi, pomogła uspokoić płaczą dziewczynkę. "Wyznania upiornej mamuśki" nieco odmieniły mój pogląd na całą tę sytuację. :)
Być może za kilka/kilkanaście lat powrócę do tej książki już jako mama i spojrzę na cały temat z zupełnie innej strony. Jednak na daną chwilę nie mam dzieci i żadnego doświadczenia na tym polu, więc patrzę na zagadnienie jako osoba „niewtajemniczona” i muszę przyznać, że książka spodobała mi się i zaciekawiła mnie. Uważam, że to dużo jak na kogoś, kogo dane zagadnienia bezpośrednio nie dotyczą. Teraz już na pewno więcej nie spojrzę krzywo na rodziców niemowlęcia wrzeszczącego w samolocie, bo ja, jak pisze autorka, w przeciwieństwie do nich, będę mogła o tym dziecku zapomnieć natychmiast po lądowaniu. :)
Lubię takie przerywniki od zwykłych powieści – coś a la poradnik, ale napisane dowcipnie, z polotem i iskrą. Ta książka pozwoliła mi spojrzeć na moje dzieciństwo z zupełnie innej strony – z punktu widzenia mojej mamy. Dostrzegłam także wiele oczywistych prawd, jak na przykład to, że matki absolutnie nie brzydzą się swoich dzieci. No i książka sprawiła, że jeszcze bardziej doceniam i szanuję moją wspaniałą mamę – osobę niezastąpioną. Na co dzień nie uświadamiam sobie jak ważne jest szczęśliwe dzieciństwo – to taki bagaż, który dostajemy od rodziców, naładowany miłością, zrozumieniem, który będzie nam towarzyszył do końca życia i stanowił podporę w ciężkich chwilach. Spotkałam wiele osób, które tego bagażu nie miały lub był on bardzo uszczuplony - jest im o wiele ciężej.
Stosy wrześniowe + studenckie życie
Ostatnio trochę zaniedbałam mojego bloga, nad czym bardzo ubolewam.
Brakuje mi naszego blogowego świata, Waszych komentarzy, czasu na pisanie
recenzji i pochłanianie powieści. Od półtora tygodnia mam już zajęcia na uczelni, powoli wgryzam
się w studenckie życie, nowe środowisko, jest też sporo nauki. Farmacja podoba
mi się, a zwłaszcza indywidualna praca na ćwiczeniach - samodzielne
przeprowadzanie doświadczeń, tworzenie preparatów i własne mikroskopy. Jednak gdy do nauki botaniki dochodzi jeszcze sobotni kurs angielskiego przygotowujący
do IELTSa to czasu na czytanie bardzo mi brakuje, szczególnie, że wolne chwile staram się przeznaczać na spotkania z przyjaciółkami i moim kochanym G., który uczy się teraz całej anatomii. Ciężko jest się przestawić na tak intensywną pracę po 4-miesięcznych wakacjach, a doba jest nieubłaganie krótka. :)
Na daną chwilę mam parę zaległych recenzji, które, mam
nadzieję, uda mi się napisać w ciągu
kilku najbliższych dni. Mam tez sporo książek pozaczynanych i liczę, że wkrótce uda mi się je skończyć. Ale już nie przedłużając, prezentuję Wam moje nabytki z września:
I tradycyjnie, rozbierając stos na mniejsze stosiki:
Moje własne nabytki ("Wodospad" od G.) |
Pozycje do recenzji |
Z wymian - perełka to "Szafranowe niebo", ostatnia książka Lesley Lokko, której mi brakowało. :) |
Pour Ania - autograf! :) |
Widok na okładki |
A tu trochę studenckiego życia... :) |
Miłego wieczoru! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)