Na widok zapowiedzi wydawniczej tej książki szybciej zabiło mi serce. Czekałam niecierpliwie na jej premierę (swoją drogą kilka razy przesuwaną), kupiłam ją natychmiast, jak tylko było to możliwe, postawiłam na półce... i bałam się po nią sięgnąć przez kilka dobrych miesięcy. Bałam się, że nie udźwignę jej emocjonalnie, że przeczołga mnie psychicznie - ja nadal świeżo pamiętam myśl, która pojawiła się w mojej głowie zaraz po urodzeniu Laurki - że właśnie oto stworzyłam swój najsłabszy punkt. I z czasem tylko się w tym utwierdziłam. Pojawienie się dziecka to bowiem odkrycie zupełnie nowego wymiaru - zarówno szczęścia, jak i zmartwień. I mając w pamięci jak przeżywałam przedłużony o kilka dni pobyt Laurki w szpitalu po porodzie, nie wyobrażam sobie co muszą czuć rodzice dzieci spędzających długie miesiące na oddziale neonatologii...
Pierwsze zaskoczenie po lekturze - nie przeżyłam jej aż tak emocjonalnie, jak się spodziewałam - widocznie uodporniłam się dzięki codziennym porcjom szpitalnych opowieści męża. Autorka, sama będąca matką wcześniaka, zgrabnie przeplata swoje wspomnienia z opowieściami innych rodzin oraz z historią perinatologii i neonatologii. Pionierskie operacje wewnątrzmaciczne, jak powstawało USG, diagnostyka prenatalna, pierwsze próby ratowania wcześniaków, bardzo ciekawe spojrzenie czym tak naprawdę jest choroba genetyczna... dla mnie to była po prostu niesamowicie interesująca lektura - zarówno jako dla osoby zaintrygowanej tematem od strony naukowej, jak i dla kobiety w ciąży (choć raczej nie poleciłabym tej książki innym ciężarnym). "Pierwszy oddech" to jednocześnie skarbnica wiedzy medycznej i świadectwo bolesnych doświadczeń wielu rodzin - naprawdę piorunująca mieszanka.
2 komentarzy:
Myślę, że mogłaby mnie mocno przeczołgać ta książka.
Lubię takie publikacje. Będę miała ten tytuł na uwadze. ;)
Prześlij komentarz