wtorek, 29 września 2020 | By: Annie

Zapasy na jesień

                   Wstaje słońce, parzę kawę. Poranną rutynę próbuję przeplatać chwilami z książką – chociaż kilka zdań, chociaż jeden akapit – to moje momenty wykradzione codzienności. Z niesamowicie aktywnym i wszystkiego ciekawym dwulatkiem nie da się inaczej – taki to etap – niezwykle satysfakcjonujący, ale też męczący. Wieczorami często padamy razem, obie wykończone. Jest jednak coś pięknego w tym okresie, kiedy tak wspólnie odkrywamy świat. Mamy czas, żeby oglądać chmury gnane przez wiatr po niebie, śledzić wędrówkę mrówki po chodniku, zbierać kamyki i liście, nazywać warzywa na straganie. Dziecko nieświadomie narzuca zupełnie inną perspektywę, wyhamowuje, uczy celebrowania codzienności – wszystko jest takie ciekawe, takie nowe. A ja odkrywam świat z zupełnie innej perspektywy, widziany jej oczami. To fascynujące i piękne. Wkroczyłyśmy również szturmem w fazę prac plastycznych oraz pytań ‘a co to?’. Cieszy mnie ta nasza mała zwykła-niezwykła codzienność, cieszy mnie ta jesień, przeprowadzka, wszystkie plany, zbliżające się Halloween, Święta i czas domowej przytulności. A odpoczywam myśląc o książkach, co przekłada się niestety również na zakupy, hihi… Nadal namiętnie uzupełniam braki w biblioteczce… oto moje najnowsze nabytki. Trochę nowości, ale większość to efekt buszowania na allegro, od czego się już chyba uzależniłam. :)






Oto stosik wyjątkowy - postanowiłam zebrać wszystkie książki Pauzy. Jeszcze kilku mi brakuje, dawkuję sobie tę przyjemność... :)


niedziela, 27 września 2020 | By: Annie

"Anonimowi heretycy" - Katie Henry

                       Nie wiem, czy to kwestia mojego zestarzenia się, choć chyba jednak wolę postrzegać to jako rezultat nabycia pewnej czytelniczej dojrzałości - w każdym razie ostatnio zawsze, kiedy sięgam po młodzieżowe, bookstagramowe hity - jestem rozczarowana. A "Anonimowi heretycy" zapowiadali się arcyciekawie - owa powieść dotyczy tajnego stowarzyszenia, działającego w konserwatywnej, katolickiej szkole. Obnażona kościelna hipokryzja, bunt, herezje - jednym słowem mniam.

                     "Anonimowi heretycy" to książka dobra. Co więcej, to również lektura mądra, bardzo wciągająca i ciekawa. Jednak zabrakło mi w niej większego pazura, wielopłaszczyznowości, szerszej palety odcieni szarości. Znudziła mnie poprawność w prowadzeniu wątków, idealnie nieidealne zachowania bohaterów i wynikające z nich morały - czyli wszystko to, co charakteryzuje dobrą, edukującą literaturę młodzieżową. Jednocześnie rozumiem, że to po prostu po prostu kwestia skierowania historii do sporo młodszego czytelnika, ja jestem tylko gościem w tym gatunku. Dlatego swoich spostrzeżeń nie traktuję w ramach zarzutu, nie oceniam w kategoriach dobre-złe. Byłoby to równie absurdalne jak sięgnięcie po romans i narzekanie, że to historia o miłości. Ot, po prostu pewna obserwacja poczyniona, że zwyczajnie na pewne lektury jestem już za stara lub, jak wolę myśleć - 'czytelniczo doświadczona', by czerpać z nich prawdziwą satysfakcję. Za dużo wielowymiarowych, nieoczywistych książek już w życiu przeczytałam - po prostu. Natomiast uważam za fantastyczne, że podobne lektury powstają, jak również żałuję, że nie było takich ciekawych tytułów w czasach, kiedy jeszcze zaczytywałam się w młodzieżówkach. "Anonimowi heretycy" to naprawdę dobra powieść, ale to już po prostu nie jest to, czego obecnie poszukuję w literaturze. 

niedziela, 20 września 2020 | By: Annie

"Prawdziwy lekarz będzie za chwilę. Rok z życia stażysty" - Matt McCarthy

                    Kolejna okołomedyczna książka na moim czytelniczym koncie - po prostu nie mogę się oprzeć takim lekturom! I choć każdym razem wydaje mi się, że już nasyciłam swój głód, to apetyt na różnego typu medyczne historie zawsze nawraca i nie mogą go zaspokoić nawet liczne, często bardzo krwawe opowieści mojego męża, które przynosi codziennie z pracy. Na szczęście, na rynku pojawiają się coraz to nowe tytuły w tej tematyce, co bardzo skrupulatnie i uważnie śledzę. Co ciekawe, ani trochę nie pociąga mnie praca lekarza jako taka, jak również ani przez chwilę nie żałowałam, że nie zdecydowałam się na studiowanie medycyny, choć przyznam, że był taki moment kiedy chodziło mi to po głowie. Bardzo lubię natomiast swoją wygodną, bezpieczną pozycję obserwatora-podglądacza, z czego bezwstydnie korzystam.

                     "Prawdziwy lekarz będzie za chwilę. Rok z życia stażysty" to autobiograficzna książka, w której uchwycony został trudny proces przemiany studenta w lekarza - moment, w którym medyk zaczyna brać prawdziwą odpowiedzialność za swoje decyzje. Co prawda realia są amerykańskie, więc cały system jest nieco odmienny – w odniesieniu do polskiej rzeczywistości opisany zakres obowiązków bardziej przypomina początki rezydentury, co z przyczyn osobistych było mi szczególnie bliskie - czytałam podwójnie uważnie. Owa pozycja to szczery, powiedziałabym, że nawet boleśnie szczery i obdarty z lekarskiego patosu, opis pracy młodego lekarza - jedynym słowem mieszanka stresu, strachu, całej masy wątpliwości, braków w wiedzy i doświadczeniu. Trochę w kontrze do bohaterskich, medycznych seriali, autor pokazuje się nam tu jako lekarz zagubiony, bezradny, przerażony nagłą odpowiedzialnością za cudze życie - dzięki temu jest tak autentyczny. Okres pomiędzy zakończeniem studiów a zdobyciem chociaż podstawowego doświadczenia jest chyba najtrudniejszy w całej lekarskiej karierze, a przez to również tak fascynujący i ciekawy - tak myślę. Zatem kogo interesują lektury okołomedyczne - polecam!

czwartek, 10 września 2020 | By: Annie

"Wyjątkowy rok" - Thomas Montasser

                     Uwielbiam tego typu bibliofilskie smaczki i na wstępie zaznaczę - jestem wobec nich totalnie nieobiektywna. Często wystarczy, że główny bohater lubi czytać, że w tle występuje księgarnia, lub nawet, że bohaterka nosi książkę w torebce - i jestem kupiona. "Wyjątkowy rok" to historia pewnej młodej kobiety, która otrzymuje zadanie zaopiekowania się księgarnią swojej ciotki, co oczywiście odmienia jej życie. Jednak książki nie stanowią tu tła dla jakiejś ckliwej, romantycznej opowieści, a są niemalże głównym bohaterem - miłość do literatury przepełnia każdą stronę. To nieco bajkowy, przykurzony świat pełen tajemnic... Mnóstwo tu bibliofilskich smaczków - poczynając od opisów zakamarków pełnych regałów, picia herbaty i czytania późno w noc, aż po cudne cytaty, które sprawiły, że kończąc tę lekturę miałam już wynotowana całą listę książek, które koniecznie muszę gdzieś zdobyć i przeczytać. Wraz z bohaterką zanurzamy się w radości czytania - i to jest piękne. 

                       "Wyjątkowy rok" to pewnego rodzaju wyznanie uwielbienia dla literatury i hołd oddany małym, niezależnym księgarniom. I choć książka sama w sobie nie posiada wielkich walorów literackich, a historia bohaterki nie jest specjalnie odkrywcza czy porywająca, to... właściwie co z tego? Naprawdę rzadko trafia się na tak sympatyczną, klimatyczną opowieść o miłości do książek!


„Zwykle byle jakie rzeczy mają wspaniałe opakowania, żeby dobrze wyglądały. Z książkami jest na odwrót. Opakowanie nigdy nie jest tak piękne jak zawartość.”

„Odkrywanie książki to swobodne unoszenie się nad koniecznościami codzienności, wyrwanie się z tu i teraz i przeniesienie w jakiś inny czas i inne miejsce.”

 

Półka honorowa - 'książki o książkach'
                    Półka honorowa w mojej biblioteczce - czyli 'książki o książkach' :)

piątek, 4 września 2020 | By: Annie

"Historia przemocy" - Edouard Louis

                     „Historia przemocy” stanowi lipcową odsłonę naszego małego, domowego wyzwania czytelniczego – od dawna bardzo chciałam ją przeczytać, ale ciągle jakieś inne lektury wpychały się w kolejkę. Teraz wreszcie nastał jej czas – i właśnie dokładnie temu służy to nasze wyzwanie. :) To jedna z tych książek, których nie potrafię jednoznacznie ocenić. Jedna z tych, które zostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Jest to również obiektywnie świetna książka, która mi się nie podobała – choć tylko w warstwie fabularnej…

                     Cała treść sprowadza się do autobiograficznego opisu wydarzeń pewnej wigilijnej nocy, kiedy to nasz autor-bohater zaprosił obcego, poznanego na ulicy mężczyznę do swojego domu. Ten przypadkowy romans niespodziewanie przekształcił się w straszną spiralę przemocy… Narracja jest prowadzona w sposób trudny, ale bardzo umiejętny – dramatyczne wydarzenia poznajemy z perspektywy głównego bohatera, który podsłuchuje swoją siostrę, która z kolei relacjonuje jego historię swojemu mężowi. Dodatkowo w jej monolog wplecione są też przemyślenia i objaśnienia bohatera, który niejako komentuje dla nas to, co go spotkało. Poziom obyczajowości, głębia przemyśleń – poraża. Już sam dysonans pomiędzy wspomnieniami bohatera, a tym co opowiedział siostrze oraz tym, co ona uwypukla w historii opowiadanej mężowi - zasługuje na uwagę i dogłębną analizę, gdyż doskonale obnaża mechanizmy ludzkiego umysłu i jego nieunikniony subiektywizm. Na pewno jest to treść, którą można badać, o której można dyskutować, myślę też, że u każdego czytelnika może wywołać zupełnie inne emocje. Miałam poczucie, że momentami autorowi naprawdę udało się uchwycić ulotną prawdę o ludzkiej naturze. Motywy, styl, język zachwycają, ale historia - którą przecież napisało samo życie - niestety odrzuca. Usilnie próbuję nie oceniać, ale główny bohater – jak się okazuje, sam autor, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę! – kładzie się przed nami bezbronny, obnażony, niczym na stole sekcyjnym. Nie wzbudził mojej sympatii, jego postępowanie nie wzbudziło mojego zrozumienia. Może jest to kwestia przykrycia tej opowieści wieloma płaszczyznami narracji – fakt, iż nie poznajemy jej z pierwszej ręki, a jedynie za sprawą monologu siostry bohatera – może przez to historia wydawała mi się tak nieprzystępna, chłodna, obojętna i… jakaś taka nieludzka? Może to wina tej szczegółowości, bezwględnej dosadności w opisywaniu uczuć, w której jest paradoksalnie coś bardzo bezosobowego - jakby nazwane emocje traciły swoją moc, jakby ulotne myśli schwytane w sieć słów nagle traciły na wiarygodności... Tu każde odczucie, każdy gest mamy rozebrane na tak drobne detale, że wydają się niemal odczłowieczone. A może taki był po prostu cel tych zabiegów stylistycznych, nie wiem. Jak twierdzi sam bohater: „Sam już nie poznawałem tego, co mówiłem. (…) Prawda oddalała, się wymykała. (…) Miałem świadomość, że każde wypowiedziane do policjantów słowo chwilę później na zawsze zamykało drogę innym słowom, zdawałem sobie sprawę, że są pewne sytuacje, pewne sprawy, o których nie należy mówić po to, żeby wszystko zapamiętać, że pamiętać można, tylko zapominając.” A może: „Nauczyłem się, że nie chodzi o to, czy zapomnieć, czy nie, bo to fałszywa alternatywa, jedyne wyjście to osiągnąć taką formę pamięci, która nie powtarza przeszłości, i od tamtej nocy nad tym pracuję. Usiłuję wypracować pamięć, która umożliwiłaby mi uwolnienie się od przeszłości poprzez jej wyolbrzymienie, a zarazem unicestwienie.” Każda opowieść jest w pewnym sensie interpretacją, a prawda wymyka się opisom. Słowa potrafią ranić, słowa potrafią leczyć. Nie ma tu łatwych odpowiedzi, podanych na tacy rozwiazań. To jest genialna, trudna książka, ale na pewno nie jestem w stanie o niej napisać – ‘podobała mi się’. Niekoniecznie musiała. Nie żałuję, że przeczytałam.
„W pociągu, którym tu przyjechałem, natrafiłem w czasopiśmie na cytat z Hannah Arendt: „Innymi słowy, rozmyślna negacja rzeczywistości – i zdolność kłamania – i możliwość negowania faktów – i działania – są ściśle ze sobą związane, wywodzą się z tego samego źródła: wyobraźni. Gdyż nie jest zrozumiałe samo przez się, że jesteśmy w stanie powiedzieć ‘świeci słońce’ w chwili gdy pada deszcz (…). Fakt ten wskazuje raczej na to, że będąc w pełni zdolni do objęcia świata zmysłami i rozumem, nie jesteśmy jednak w nim trwale osadzeni, związani z nim w tym znaczeniu, w jakim część jest nierozłączna do całości. Wolno nam świat zmieniać i wprowadzać w nim innowację”. Temu właśnie zawdzięczam uzdrowienie. Tej możliwości negowania prawdy.”
środa, 2 września 2020 | By: Annie

"Lekarz od cudu życia" i "Bez znieczulenia", czyli dwie książki o profesorze Dębskim

                    Z racji pracy mojego męża z ciekawością czytam niemal wszystko, co wydawane jest w tematyce, nazwijmy to, ‘popularno-ginekologicznej’. „Lekarz od cudu życia” to swego rodzaju pośmiertna książka-laurka, hołd złożony wybitnemu ginekologowi - profesorowi Dębskiemu. Pierwszą i najciekawszą część lektury stanowią historie kobiet, którym pomógł – kobiet, którym nikt nie dawał szans na ciążę lub urodzenie zdrowego dziecka. Opowieści są ciekawe, poruszające, ale zabrakło mi tu trochę takiego bardziej naukowego, obiektywnego podejścia, możliwości zagłębienia się w każdą z historii od strony medycznej. Na drugą część składają się natomiast wspomnienia osób znających Profesora prywatnie. Z przykrością stwierdzam, że na uwagę zasługuje tu głównie żenująca wypowiedź celebryty-lekarza Krzysztofa Gojdzia, po prostu śmiech na sali, myślałam, że jego ego wyleje się ze stron książki.

                     „Lekarz od cudu życia” to pozycja na pewno zasłużona, ale niestety, o nikłej wartości literackiej – ot, ewidentnie lektura trochę na siłę, taki nieco rozbudowany reportaż z gazety. Może było zapotrzebowanie na taką książkę, a może wydawnictwo chciało po prostu zarobić, nie wiem. W każdym razie jeśli kogoś interesuje ten temat i chce podrążyć głębiej oraz zobaczyć znacznie mniej wyidealizowany obraz pracy Profesora - polecam gorąco pozycję „Bez znieczulenia”  - wywiad-rzekę z Romualdem Dębskim i jego żoną, Marzeną Dębską, również wybitną ginekolożką. Pamiętam, że sięgnęłam po nią zaraz po urodzeniu Laurki, specjalnie odłożyłam ją na ten czas, żeby nie straumatyzować się opisanymi historiami przed własnym porodem. Do dziś jest to jedna z lepszych pozycji, które w tym gatunku przeczytałam. Z całą paletą odcieni szarości i trudnych wyzwań zawodu lekarza - szczera, kontrowersyjna, fascynująca.

                     Z „Bez znieczulenia” wyłania się autentyczny, bardzo ludzki obraz Profesora, natomiast „Lekarz od cudu życia” przedstawia jego sylwetkę w sposób wyidealizowany, spłycony, powierzchowny. Jeśli miałabym wybierać jedną z tych książek to zdecydowanie polecam „Bez znieczulenia”.
wtorek, 1 września 2020 | By: Annie

Książki, na które czekam tej jesieni...

                        Przegląd jesiennych nowości wydawniczych to moja coroczna tradycja, którą kultywuję z ogromną przyjemnością i pietyzmem. Wraz z pierwszymi powiewami chłodniejszego powietrza wyciągam mój książkowy notes, otaczam się gazetami, katalogami, stronami wydawnictw oraz księgarni interentowych, a następnie przeglądam, notuję, analizuję... Oto książki, na które czekam tej jesieni najbardziej. Wiadomo, jestem ciekawa znacznie większej ilości pozycji, ale tu wybrałam tylko takie, na widok których szybciej bije mi serce - i tak wyszło ich mnóstwo! Zamieszczam okładki, a nuż kogoś jakaś zaintryguje, ale opisów już nie wklejam - kto ciekaw, niech googluje. ;) A na co Wy czekacie tej jesieni?

"Drogi Edwardzie" - Ann Neapolitano
"Calypso" - David Sedaris
"Edukacja" - Malcolm XD
"Friends. Ten o najlepszych odcinkach"
"Jesień" - Ali Smith
"Księga bezimiennej akuszerki" - Meg Elison
"Pełnia miłości" - Sigrid Nunez
"Pieprzenie i wanilia" - Joanna Jędrusik
"Pierwszy oddech" - Olivia Gordon
"Saturnin" - Jakub Małecki
"Stan krytyczny" - Paweł Reszka
"Ten, w którym są wszystkie przepisy" - Teresa Finney
"Z niejednej półki. Wywiady" - Michał Nogaś
"Zakłamane życie dorosłych" - Elena Ferrante
I coś dla Laurki - kolejne części ulubionych serii. :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...