czwartek, 25 czerwca 2020 | By: Annie

"Seks w wielkim mieście... i co dalej?" - Candace Bushnell

                        Lata lecą, zmarszczek przybywa, kolejne pokolenia czytelniczek wchodzą w dorosłość, biorą śluby i rodzą dzieci, a Candace Bushnell nadal pozostaje uroczo trzpiotowata i beztrosko infantylna. Czas się jej nie ima. Jest w tym jednak pewna doza uroku, i już, kiedy myślisz sobie ‘o rany, jaka pusta, głupia baba’, ona nagle puszcza oko i wstyd Ci się robi, że nie załapałaś ironii i brałaś to wszystko na serio. ;) 

                       W „Seksie w wielkim mieście” zaczytywałam się mając lat kilkanaście (nie wiem czy pozwoliłabym na to samo swojej córce :P) – podobnie jak serial, ta książka była dla mnie swego rodzaju wyrocznią, prawdą objawioną jeśli chodzi o relacje-damsko męskie. Do kontynuacji podchodzę ze zdecydowanie większym dystansem i krytycyzmem, już jako dorosła mężatka. Swoją drogą aż dziw, że dorastając na książkach Bushnell i patrząc jak jej bohaterki uwielbiają na własne życzenie komplikować sobie życia, udało mi się stworzyć trwały i zdrowy związek. Niemniej, choć los szczęśliwie poskąpił mi miłosnych turbulencji, nadal uwielbiam czytać o romantycznych perypetiach, jak również zawsze kochałam długie nocne pogaduchy z przyjaciółkami i analizowanie na dziesiątą stronę ‘co ON miał na myśli’. W podobnym tonie babskich zwierzeń, kosmetycznych nowinek i towarzyskich ploteczek utrzymana jest również nowa książka Bushnell, która mimo upływu lat, nadal potrafi pisać ze swoim specyficznym pazurem - ten styl albo pokochasz, albo momentalnie cię odrzuci. Tym razem poznajemy od podszewki życie uczuciowe obecnych 50 i 60-latków. Mimo różnicy wieku, bawiłam się jak zwykle doskonale – całość połknęłam szybko i z wielką przyjemnością. 

                     Z jednej strony najłatwiej podejść do tej lektury bezrefleksyjnie - z przymrużeniem oka, potraktować ją bardziej jako ciekawostkę i beztroskie guilty pleasure. Natomiast kiedy spojrzeć na tę książkę bardziej ‘serio’, robi się jakoś tak smutno na sercu... Bo ileż można poszukiwać tej wielkiej, jedynej miłości..? Okazuje się, że czasami bywa już za późno na happy end. Pod cienką warstwą lukru i blichtru skrywa się tu naprawdę niegłupia, słodko-gorzka lektura. Pod pewnymi względami jest to również pozycja przełamująca kulturowe tabu dotyczące wieku kobiety i przypisanej jej roli w społeczeństwie. Feministyczny, szczery głos, aczkolwiek zupełnie nieprzystający do polskich realiów.

4 komentarzy:

Natalia | natalia-recenzuje.pl pisze...

Raczej nie dla mnie to lektura. "Seks w wielkim mieście" jakoś nigdy mnie nie porwał, więc po tej książce też się tego nie spodziewam. Chyba za duża "sztywniara" ze mnie na takie książki. ;) Ale na pewno na plus jest to, co poniekąd sama zauważasz. Że w tej książce mowa głównie o 50-60 latkach. Fakt, u nas w społecznej świadomości takie osoby to już wręcz "nie powinny" sobie głowy seksem zwracać. A to właśnie nie tak...

Annie pisze...

Natalia - rozumiem, kwestia gustu :) żeby czerpać frajdę z tych książek trzeba uwielbiać babrać się w emocjach, myślę, że niekoniecznie jest to nawet kwestia 'sztywności', bo według mnie nie jest to lektura w jakikolwiek sposób gorsząca czy szokująca ;) Temat życia erotycznego 50, 60, czy nawet 70-latków zupełnie nie istnieje w Polsce, w książce Bushnell otrzymują oni natomiast pełne prawo do randkowania, seksu, nowych związków i korzystania z życia - i to jest wspaniałe.

JestemLika pisze...

Nie oglądałam serialu ale może skuszę się na książkę :D

Mój blog

Annie pisze...

JestemLika - książka i serial mają niewiele wspólnego, oprócz ogólnego zarysu historii. Książka to zbiór luźno powiązanych felietonów, nie ma tam historii czterech przyjaciółek. Serial jest o niebo lepszy moim zdaniem :D

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...