Kolejna odsłona naszego małego wyzwania w ramach dwuosobowego klubu czytelniczego - na styczeń łapka Laurki wylosowała nam do przeczytania "Prochy Angeli" Franka McCourta. To nagrodzona Pulitzerem pozycja, swego czasu wielki hit w Stanach, w Polsce wydana daaawno temu, obecnie zupełnie zapomniana. Dla mnie osobiście to jedna z tych książek, które od lat ciągle mam wysoko na liście TBR i jednocześnie wielki czytelniczy wyrzut sumienia. Wynalazłam ją podczas jednego z maratonów szperania w sieci w poszukiwaniu przykurzonych smakołyków. Instynkt mnie nie zawiódł i ogromnie sie cieszę, że trafiłam na tę perełkę - to była prawdziwa literacka uczta.
"Prochy Angeli" to autobiograficzna opowieść obejmująca dzieciństwo i wczesną młodość autora. Frank McCourt, urodzony w Nowym Jorku, w wieku kilku lat powrócił wraz z rodziną do Irlandii. Tam wiódł życie naznaczone ubóstwem i alkoholizmem ojca, często mieszkając w dramatycznych, nieludzkich wręcz warunkach... Kilka razy podczas lektury niemal pękło mi serce, choć patrząc całościowo, nie jest to przygnębiająca pozycja, a wręcz przeciwnie - daje nadzieję i inspiruje beztroską, żywiołową młodością. Mamy tu również dokładnie ten poziom szczegółowej obyczajowości, który uwielbiam w literaturze i którego ciągle namiętnie poszukuję - poznajemy bohaterów od podszewki, wiemy o nich wszystko. Niesamowite jak Frank McCourt opisał swoje dorastanie - nie wiem czy faktycznie tak ukształtowały się jego wspomnienia, czy to po prostu genialny zabieg literacki - autor bowiem przez wiele lat nauczał kreatywnego pisania - natomiast możliwość stopniowego obserwowania jak jako młody chłopak powoli dostrzega otaczającą go biedę, jak zaczyna mu ona przeszkadzać, potem zaczyna się jej wstydzić... mistrzostwo świata. A jednocześnie jest to napisane tak, że momentalnie wsiąkasz w ten tekst, w ten ubogi, mroczny świat, który już nie istnieje. Czujesz wszystko. Jesteś tam, w brudnym, cuchnącym Limerick, razem z młodym Frankiem nosisz dziurawe buty, obrywasz w szkole, szukasz czegoś do jedzenia, zawierasz przyjaźnie i walczysz o swoje. Coś niesamowitego. To gęsta, mięsista, soczysta lektura, po którą warto sięgnąć chociażby dla samych jej walorów literackich. Wciąga, pochłania, oczarowuje pięknym stylem i językiem. Uwierzyłam bezkrytycznie w każde słowo. Dla mnie osobiście - dzieło. Będę tę pozycję polecała wszem i wobec, bo to, że uległa całkowitemu zapomnieniu, to niemal zbrodnia na literaturze! Rozpaczam, że nie ma dostępnych ebooków następnych części - powstały bowiem jeszcze dwie książki, opowiadające o dalszych losach autora, które koniecznie muszę przeczytać!