Kolejne tygodnie mijają niepostrzeżenie, a ja nadal nie zamieściłam wpisu z nowymi nabytkami z września! Wyjazd wakacyjny do reszty rozregulował naszą i tak mocno fantazyjną i spontaniczną rutynę, i nie wiem czy teraz, ku schyłku kolejnego miesiąca, taka notka nie mija się już właściwie z celem, niemniej, żeby tradycji stała się zadość, nadrabiam! Tym razem trochę mniej książek, a pewnie w październiku i listopadzie będzie jeszcze skromniej, bo szykuję się już mentalnie i finansowo na święta. :)
Wrześniowe nabytki to głównie uzupełnienie kolejnych tomów naszych ulubionych i namiętnie czytanych serii - o Puciu, Kici Koci i Nunusiu, o Janie i Wicie. Dodatkowo przepięknie ilustrowany "Jeden dzień" niezawodnych Mizielińskich, który Laurka od razu polubiła, oraz kolejne książki po angielsku. Nie wywieram jakiejś wielkiej presji na naukę, ale uważam, że warto osłuchiwać dziecko z melodyką obcego języka, szczególnie, że pozycje anglojęzyczne oferują doznania wizualne i sensoryczne w polskiej literaturze dziecięcej jeszcze niedostępne. Polecam zakupy w TK Maxx oraz na bookdepository. "Historie spod podłogi" kupiłam na próbę, żeby zaznajomić się ze specyfiką tej znanej serii do nauki samodzielnego czytania. Myślałam, że sięgniemy po tę pozycję dopiero za parę lat, ale Laurka już teraz zafascynowała się śmieszno-strasznym Kudełkiem, więc czytamy wspólnie. A "Pieski" to wiadomo, miłość nadal kwitnie. :)
W serii "Jak to działa?" Nikoli Kucharskiej zakochałam się od pierwszego wejrzenia i od razu zakupiłam wszystkie dostępne części. Swoją drogą mam ostatnio nauczkę - jeśli chodzi o literaturę dziecięcą, to trzeba kupować od razu, póki jest, nie myśleć i nie czaić się - bo nakłady znikają na pniu. Parę razy w ciągu ostatnich tygodni tak się przykro przejechałam, szczególnie za sprawą "Gruffalo" i "Mary Poppins". :( "Rok w lesie" to ilustratorskie arcydzieło, nie mogło go zabraknąć w naszej kolekcji. Kultowe "Room on the Broom" Julii Donaldson to kolejna pozycja anglojęzyczna, czytamy już teraz, mam wrażenie, że Laurce bardzo się podoba rytmiczność tego utworu, a przyznam, że ja też uległam urokowi tej przeuroczej historii. Ulicy Czereśniowej nikomu przedstawiać nie trzeba, uwielbiamy i oglądamy namiętnie, a w miarę zmieniających się pór roku dokupuję kolejne części. "Kim jest ślimak Sam?" nabyłam na 'zaś', bo kto wie czy zaraz nie będzie to 'książka zakazana', a polecankę wynotowałam z magazynu Książki - to opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości przez ślimaka... który jest obojnakiem. :)
Tu z kolei odniosłam pełen sukces i udało mi się upolować te podobno 'białe kruki' rynku literatury dziecięcej. Każda z książek to króciutkie opisy zwierząt i po 50 bardzo różnorodnych dźwięków. Mam mieszane odczucia, z jednej strony pomysł fajny i wreszcie mogę łatwo dziecku pokazać jak np. robi prawdziwy jeż, a z drugiej trochę to wszystko naćkane i za dużo tego w tak małej objętości.
Na deser kolejne porcje fiszek Kapitana Nauki (uwielbiamy!) oraz nowe puzzelki do układania. I jeszcze jeden zakup książkowy, o którym przypomniałam sobie w ostatniej chwili podczas robienia zdjęcia - grubaśny zbiór wszystkich kultowych Nursery Rhymes, czyli tradycyjnych, angielskich wierszyków dla dzieci. Powoli zgłębiamy!
2 komentarzy:
Ulica Czereśniowa, polecam! Oglądałem już z 20 razy, a jednak za każdym razem coś nowego znajduję :)
Świetny pomysł z "osłuchiwaniem" dziecka angielskim. Myślę, że Laurka wyrośnie na dużego małego czytacza ;)
Grzesiu, a jaką będziemy mieli radochę jak już skompletujemy wszystkie części Ulicy Czereśniowej! Będziemy zabierać Laurce i po nocach oglądać :D No po takich rodzicach innej opcji niż duży mały czytacz nie widzę, hihi ;)
Prześlij komentarz