czwartek, 30 sierpnia 2018 | By: Annie

"Opowiadania bizarne" - Olga Tokarczuk

                    Leniwe poranki z kawą zbożową w ulubionym kubku, wsłuchiwanie się w poranne odgłosy miasta stojącego u progu jesieni – ile jeszcze takich spokojnych chwil przede mną? Odliczam dni, wszystko zapięte na ostatni guzik, niecierpliwie czekamy na wielki finał, a ja tymczasem zanurzam nos w lektury, bo chcę jak najwięcej pochłonąć ‘przed’. Kolejna pozycja za mną – tym razem wyjątkowo nieciążowa. ;)

                    Tak sobie myślę, że bizarne to jest właśnie TO słowo, które najlepiej oddaję istotę tych opowiadań – są one bowiem dziwno-straszne, zastanawiające, niezwykłe, uwierające umysł niejednoznacznym finałem. Przede wszystkim zatrzymuje piękny język, co dla mnie – nieco odzwyczajonej w ostatnim czasie za sprawą babskich czytadeł i poradników, które konsumuję namiętnie – stanowiło nie lada gratkę i przypomnienie co to znaczy literatura naprawdę piękna. Niemniej mam świadomość, że opowiadania to nie do końca mój gatunek – za szybko ulatują z głowy, nigdy nie będę w stanie zachwycić się nimi tak mocno i entuzjastycznie jak powieścią - chociaż na chłodno doceniam ich kunszt. Natomiast cieszę się, że przeczytałam ów zbiór - jego lektura wymaga intelektualnego wysiłku, umysłowej gimnastyki, zatrzymuje i zmusza do przemyśleń. Małe mam porównanie jeśli chodzi o ten gatunek, ale ogólnie podobało mi się, wrażenia na plus - a niektóre historie zrobiły na mnie naprawdę spore wrażenie.
wtorek, 28 sierpnia 2018 | By: Annie

"Gdy zakwitną poziomki" - Agnieszka Walczak-Chojecka

                   Naprawdę, sama jestem szczerze zaskoczona jak bardzo spodobała mi się ta książka. Miałam bowiem ochotę na typowo babską, klasyczną obyczajówkę - i dokładnie taką właśnie lekturę otrzymałam. „Gdy zakwitną poziomki” to historia o życiu – po prostu. Warszawska codzienność, zmagania z zajściem w ciążę, pracą, zawirowania rodzinne i miłosne. Plus bonus w postaci pięknych obrazów Chorwacji. Ot, zwykłe-niezwykłe życie i jego wiarygodna, sympatyczna właścicielka-nasza bohaterka. Co ciekawe, jestem przekonana, że większości ta powieść raczej nie przypadnie do gustu  - jest mało przebojowa, tematyka nie porywa. Ja natomiast jestem bardzo zadowolona – właśnie takiej spokojnej, choć jednocześnie pełnej burzliwych barw kobiecości lektury oczekiwałam - która będzie niczym spotkanie z przyjaciółką przy kawie. Jak dla mnie - smaczek. Połknęłam w bezsenną noc.
poniedziałek, 27 sierpnia 2018 | By: Annie

"Gdzie kończy się cisza?" - C.L. Taylor

                      Ostatnio wspominałam o pewnej lekturze pod szyldem serii Kobieca strona thrillera, jednak chronologicznie sięgnęłam wpierw po inną powieść z tego cyklu – a mianowicie po „Gdzie kończy się cisza?” pióra C.L. Taylor. Owa lektura to historia matki, która walczy o pogrążoną w śpiączce córkę – córkę, która usiłowała popełnić samobójstwa w ucieczce przed straszną tajemnicą, którą teraz usiłuje rozwikłać matka. Historia toczy się dwutorowo, bowiem ze współczesnymi wydarzeniami przeplatają się wspomnienia głównej bohaterki z jej toksycznego związku z przeszłości. 

                     Na brak emocjonalnej wrażliwości w ciąży nie narzekam, ale tu ponownie mam ten sam zarzut co w przypadku „Dopóki cię nie zdobędę” – jest zbyt nijako, przeciętnie i przewidywalnie - bez większych wrażeń czy emocji podczas lektury. I ponownie bez zaskoczenia na końcu. Przeczytałam bez bólu, a nawet z przyjemnością, ale na pewno nie zapadnie mi ten thriller na dłużej w pamięć, jak również na pewno nie będę go nikomu polecać. I choć daty wydania dzieli zaledwie kilka lat, to naprawdę daleko tej książce do najnowszych bestsellerowych thrillerów, chociażby tych autorstwa B.A. Paris czy Shari Lapena. Czyżby ten gatunek tak bardzo poszedł do przodu w ostatnim czasie? A może to ja stałam się literacko rozpieszczona i tak wybredna..?
niedziela, 26 sierpnia 2018 | By: Annie

"Dopóki cię nie zdobędę" - Samantha Hayes

                    Ostatnie tygodnie ciąży upływają mi powoli i leniwie na dopinaniu na ostatni guzik wyprawki, szykowaniu naszego mieszkanka, niecierpliwym oczekiwaniu, ale również na intensywnych lekturach - głównie tych okołonoworodkowych i wychowawczych. Zastanawiam się czy jest sens je opisywać na blogu – być może w przyszłości popełnię jakiś zbiorczy wpis, co moim zdaniem z morza poradników warto wyłowić i przeczytać. Niemniej, obok skrupulatnego doszkalania się w tematyce dziecięcej, nadal czytam sporo dla przyjemności - choć tu również poruszam się głównie w rejonie okołociążowym. Przyznam, że już na długo przed ciążą miałam sporządzoną całą listę lektur do przeczytania podczas tych wyjątkowych dziewięciu miesięcy, którą teraz skwapliwie i z ogromną przyjemnością realizuję. 

                              Jedną z takich wylistowanych pozycji był thriller „Dopóki cię nie zdobędę” – historia o zamożnej ciężarnej i podejrzanej opiekunce do dzieci. Zdecydowanie spodziewałam się tu większego kalibru wrażeń, zwłaszcza że hormony mi szaleją i emocjonalna jestem ogromnie – płaczę przy muzyce, wzruszam się na reklamach – mąż kupił nie taki rogalik jak chciałam – to również powód do mega łez i nerwów. A ten thriller czytałam o dziwo bez większych emocji – na chłodno, czasami przysypiając. W efekcie brnęłam przez tekst długo i na raty, jak również domyśliłam się wcześniej zakończenia, więc nawet koniec nie zafundował mi efektu 'wow'. Szkoda, bo takiego sobie smaka narobiłam, gdy po raz pierwszy natrafiłam w internecie na serię Prószyńskiego Kobieca strona thrillera, tak się nakręciłam, że oto właśnie odkryłam worek z literackimi skarbami – a tu klops. :( Nie jest bardzo źle, tylko jakoś tak... nijako. A po thrillery sięgam jednak głownie dla emocji i mocniejszych wrażeń, których w przypadku tej lektury zupełnie mi zabrakło.
wtorek, 7 sierpnia 2018 | By: Annie

"Położna. 3550 cudów narodzin" - Jeannette Kalyta

                       Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę w tym wyjątkowym dla mnie okresie, jakim jest końcówka ciąży. Jednak jeszcze bardziej cieszę się, że kilkadziesiąt lat temu na warszawskich porodówkach pojawiły się takie postaci jak Jeannette Kalyta – położne-rewolucjonistki. To w ogromnej mierze właśnie dzięki nim – dzięki ich uporowi i odważnej wizji – tak bardzo zmieniły się okołoporodowe realia w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Kobiety zyskały godność, dzieci bliskość matek, a ojcowie możliwość uczestniczenia w tym niezwykłym wydarzeniu. Serio, jakby to nadal miało wyglądać jak w PRL’u to ja zaciskam nogi i wolę rodzić w domu. :P 

                       Owa książka to kombinacja wspomnień z początków pracy w zawodzie położnej, kronika dokonujących się zmian, ale również opis najciekawszych i najoryginalniejszych spotkań z przyszłymi rodzicami. Nie zgadzam się z niektórymi poglądami Jeannette, typu wiara w bioenergoterapię czy w radiestezję, nie podobało mi się włączanie elementów 'paranormalnych' w narodziny. Niemniej nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie podczas lektury, która sama w sobie stanowi fajne, mentalne przygotowanie do porodu – afirmację kobiecości oraz naturalnej siły, która drzemie w każdej z nas. A jednocześnie jest też źródłem bezcennej wiedzy i mądrości płynącej z wieloletniego doświadczenia - przede wszystkim nie nastawiać się, nie planować za dużo – bo można się tylko rozczarować. Zdać się na własne ciało, a w razie potrzeby na medyczny personel. Ta książka sprawiła, że w mojej głowie pojawiła się zupełnie nowa myśl - ‘nie mogę się doczekać porodu’. To chyba mówi samo za siebie w temacie ‘czy warto sięgnąć’. W ciąży na pewno!
piątek, 3 sierpnia 2018 | By: Annie

"Dopasowani" - John Marrs

                    Znacie i lubicie netflixowe „Czarne lustro”? Otóż mamy tu książkę, która jest niczym jeden świetny, wciągający odcinek tego popularnego serialu o dystopijnych wizjach niedalekiej przyszłości. „Dopasowani” to opowieść o alternatywnej rzeczywistości, w której odkryty zostaje gen odpowiadający za ‘sparowanie’ – wystarczy zarejestrować się w odpowiedniej aplikacji, zapłacić, przesłać swoje DNA i... czekać na znalezienie tej drugiej, idealnie dobranej połówki. 

                        Historia opowiedziana jest z perspektyw wielu różnych bohaterów, których ‘dopasowanie’ stawia przed trudnymi wyborami – czy możliwe, że system czasem się myli? Czy można zostać sparowanym z seryjnym mordercą? Co jeśli druga polówka jest niespodziewanie tej samej płci, jest znacznie młodsza, starsza lub… nie żyje? Na pozycję składa się wiele krótkich rozdziałów, tempo jest szybkie, każdy wątek intryguje i zaskakuje ciągłymi zwrotami akcji. To lektura raczej pozbawiona waloru literacko-artystycznego, a po prostu umiejętnie skonstruowana opowieść, która stanowi świetną, wciągającą rozrywkę. Pochłania się ją naprawdę błyskawicznie i z przyjemnością. Poszukującym takich wrażeń - bardzo polecam. Na wakacje jak znalazł. :)

środa, 1 sierpnia 2018 | By: Annie

"Błoto" - Hillary Jordan

                        Soczysta, pełnokrwista proza prosto z odmętów błotnistego Południa lat 40’. Przesiąknięta rasizmem, pobrzmiewająca echami Ku Klux Klanu. Duszna, gęsta, niesamowicie klimatyczna. I wspaniale napisana. Dawno nie czytałam tak rasowej, żywej opowieści, która porwałaby mnie od pierwszej strony. 

                      Historię poznajemy z perspektyw kilku bohaterów – Laury, która wraz z mężem i córkami przeprowadza się na podupadłą, odciętą od świata farmę. Jej szwagra Jamiego, który wraca do domu z wojny, oraz męża Henry'ego - zapalonego farmera. A także Ronsela – czarnoskórego żołnierza - oraz jego rodziców. Ich głosy składają się na opowieść o rasizmie, o niełatwej przyjaźni i wymagajacej miłości - o życiu, po prostu - w tamtym czasie, w tamtym miejscu. Uwielbiam taką gęstą, tętniącą barwami i emocjami literaturę – ambitną, wzbogacającą, przenoszącą w inny świat, a jednocześnie tak przystępnie i lekko napisaną. Mam wrażenie, że wciąż brakuje takiej prozy na polskim rynku wydawniczym – gdzie jest albo lekko i banalnie, albo ambitnie i nieprzystępnie. Rzadko coś pomiędzy. A „Błoto” to naprawdę znakomita, niemalże wzorcowa powieść – absolutnie dla każdego. Gorąco polecam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...