czwartek, 31 maja 2018 | By: Annie

"Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" - Izabela Meyza, Witold Szabłowski

                         Ostatnio staram się sięgać po książki, które chciałam przeczytać w zasadzie ‘od zawsze’ – póki mam czas, nadrabiam zaległości i spełniam swoje literackie zachcianki. W każdym razie wokół tej książki krążyłam jakieś 7 lat i nadeszła wreszcie jej pora. 

                           Głownie bohaterowie, a zarazem autorzy tej pozycji, to współczesne, warszawskie małżeństwo, które na pół roku postanawia przenieść się do PRL-u. Kompletują zatem wyprawkę – nowe mieszkanie, maluch, meblościanka, przydział ziemniaków i papieru toaletowego. Wyłączają internet, komórki, on zapuszcza wąsy, a ona robi trwałą. Czy da się tak żyć? Przede wszystkim ta książka to fajne źródło wiedzy o owych czasach – dużo ciekawostek, anegdotek, drobiazgów malujących PRL-owską codzienność. Natomiast irytował mnie główny bohater-autor, który wymagał od wszystkich innych, tylko jakoś najmniej od siebie. W sumie dla niego to była korzystna zmiana – jako mężczyzna z gatunku homo sovieticus głownie siedział na kanapie, czytał gazety i pił wódkę z kumplami, a to żona zasuwała od świtu do nocy – zakupy, pranie, gotowanie, opieka nad dzieckiem. Więc tu, gdzie zmiana była wygodna, nasz autor stosował się w 100%. Ale  jednocześnie, jak się okazało, że praca na maszynie jakoś nie idzie, że jakoś mniej wygodnie, to zaraz poleciał po laptopa… Trochę zaleciało hipokryzją. Gdzieś tam w tyle głowy liczyłam też na trochę głębsze i ambitniejsze obserwacje – coś więcej niż marudzenie, że ‘kiedyś to ludzie wpadali do siebie bez zapowiedzi, a teraz nie wypada i trzeba zadzwonić’. Ano trzeba, bo teraz nikt nie siedzi całe dnie w domu i się nie nudzi.;) Niemniej książka jak najbardziej na plus. Miły relaks w ten koszmarny upał. Ciekawostka. Ale chyba oczekiwałam ciut więcej.
piątek, 25 maja 2018 | By: Annie

Targi 2018

                      Kolejne targi książki zaliczone – coroczna uczta literacka, wielkie święto i przede wszystkim ogromna przyjemność. W tym roku dla mnie pod każdym względem wyjątkowe, bo z wymarzonym 'brzuszkiem’. ;) 
                      Wrzucam nie tylko zdobycze stricte targowe, ale też te, które przyszły do mnie w okolicy targów – zamówione z bonito itd. Pierwszy stosik to moje przyjemności - starałam się w tym roku za bardzo nie szaleć i kupować rozsądnie, bo czasu będzie coraz mniej, a nieprzeczytanych lektur jakoś wcale nie ubywa. Drugi stosik wyjątkowy – kolekcja książek Laury błyskawicznie się powiększa. I parę poradników, które zamierzam uważnie pochłonąć na wakacjach już za trzy tygodnie. :)



Niemniej jak na założenie, że nie będę NIC kupować to i tak sporo tego wyszło… zupełnie nie wiem jak to się stało, co najlepiej ilustrują poniższe zdjęcia. ;)))

środa, 9 maja 2018 | By: Annie

"Na skraju załamania" - B.A. Paris

                         Wiem jedno – po każdą kolejną powieść B.A. Paris sięgnę w ciemno, nie czytając nawet opisu na okładce. Bo jej książki to gwarancja znakomitej, wciągającej rozrywki – lektura, od której nie można się oderwać. Rok temu dosłownie połknęłam świetny thriller o pozornie idealnym małżeństwie – „Za zamkniętymi drzwiami” – kto nie czytał, pora nadrobić. Tym razem sięgnęłam po swieżynkę literacką „Na skraju załamania” – historię Cass, która nie pomogła przypadkowo spotkanej kobiecie. Następnego dnia okazuje się, że ta sama kobieta została zamordowana... a dla Cass zaczyna się spirala poczucia winy, do tego dochodzą głuche telefony i kłopoty z pamięcią... Atmosfera osaczenia i paranoi narasta. Wiadomo, żadne to tam arcydzieło, ale to ten rzadki typ lektury, że zaczynasz czytać i czytasz nieprzerwanie do rana. I choć (o dziwo! nigdy mi się to nie zdarza) domyśliłam się zakończenia, to jednak do końca czytałam z wypiekami i gryząc paznokcie. Jeśli na wakacje szukacie wciągającej lektury na leżak czy do samolotu – koniecznie sięgnijcie. Najwyższej jakości thriller.
niedziela, 6 maja 2018 | By: Annie

"Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" - Karolina Domagalska

                  Wydawnictwo Czarne ponownie mnie nie zawiodło. Tym razem pokusiłam się o zupełnie nową tematykę – nie podróżniczą, nie historyczną, a społeczną - mianowicie kwestię in vitro. Oczywiście, oprócz jak zwykle świetnej jakości reportażowej, w książce przede wszystkim podobało mi się jedno – że nie jest to kolejna pozycja w stylu ‘czy warto robić in vitro, a może jednak nie, bo przecież niezgodne nauką kościoła itd.’. To reportaż, który poszedł o wiele dalej, na temat patrzy z szerszej perspektywy, z europejskiego, bardziej otwartego punktu widzenia. Nie ma tu dywagacji czy warto, czy powinno się robić – odpowiedź jest jasna – kto chce, niech robi, komu religia nie pozwala – jego sprawa. Dla mnie w tym miejscu kończy się dyskusja, ale za to zaczynają się fascynujące zagadnienia wokół tematu – co z dawstwem nasienia, bankami spermy, jak honorować anonimowość dawców, co z parami homoseksualnymi, co z surogacją, samotnymi matkami itd. - i właśnie te tematy omawia książka, w dodatku w szerokim, globalnym kontekście. 

                        Swoją drogą nie jestem stanie zrozumieć, że w Polsce in vitro nadal wzbudza takie kontrowersje – choć cały świat poszedł dalej, my nadal wałkujemy ten jeden temat. A jednocześnie brakuje regulacji prawnych, więc w zasadzie wolno niemal wszystko – oprócz niszczenia zarodków - mało kto o tym wie, a jest to przecież główny argument na 'nie' przeciwników sztucznego zapłodnienia. Z kolei byłam pozytywnie zszokowana jak tolerancyjnym krajem w kontekście polityki reprodukcyjnej jest Izrael. Jednego jestem pewna - ja, osobiście, gdybym nie mogła zajść w ciążę naturalnie, to przed in vitro nie wahałabym się nawet pięciu minut. A książkę polecam, cieszę się że sięgnęłam. Wcześniej pewnie nie zainteresowałaby mnie ta tematyka, ale teraz, gdy sama mam zostać mamą, ciągnie mnie do takich okołociążowych tematów. Ciekawe spojrzenie na niekonwencjonalne rodzicielstwo, można przemyśleć sobie parę kwestii, docenić jakim darem jest dziecko i co naprawdę oznacza bycie rodzicem. Wartościowa lektura, która poszerza horyzonty.
sobota, 5 maja 2018 | By: Annie

"Troje" - Sarah Lotz

               Oto książka, która chyba cztery lata przeleżała na moich półkach, aż w końcu, w przypływie czytelniczej łaskawości, stwierdziłam – nadszedł jej czas. ;) Chomikowałam ją długo, bo wiedziałam, że będzie to nie lada czytelniczy smaczek – ja po prostu uwielbiam takie klimaty! Owa historia dotyczy wydarzeń z Czarnego Czwartku – dnia, w którym cztery samoloty linii pasażerskich rozbijają się na czterech kontynentach. Przeżywa tylko trójka dzieci... Cud? Spisek? Przypadek? Wokół katastrofy narasta atmosfera paranoi i zagrożenia, co dodatkowo jest potęgowane przez dziwne zachowanie ocalałych dzieci. Strasznie podobał mi się sposób prowadzenia narracji – coś nowego, świeżego, oryginalnego. Bo otóż mamy tu jakby książkę w książce – autorka pisze reportaż o wydarzeniach Czarnego Czwartku – treść to miks przeprowadzonych przez nią wywiadów, nagrań, dokumentów, relacji świadków. Narracja toczy się wielotorowo, ale ani przez chwilę nie miałam poczucia zagubienia w wątkach. Wręcz przeciwnie – nie mogłam się oderwać. To historia o katastrofie, ale też o ludzkiej naturze – ogromnie podobały mi się opisy narodzin wszystkich tych teorii spiskowych, począwszy od religijnych objawień aż po najazd kosmitów. Wiele osób krytykuje zakończenie tej powieści. Sama nie wiem… Ja chyba jestem zadowolona, w każdym razie głowa szumiała mi od wrażeń i emocji, długo nie mogłam zapomnieć o tej historii, uwielbiam to uczucie oszołomienia po lekturze. Ostrzę sobie żeby na kolejną książkę tej autorki – „Dzień czwarty” – już zamówiłam, nie mogę się doczekać kiedy wreszcie dorwę ją w swoje ręce!!!
piątek, 4 maja 2018 | By: Annie

Idzie nowe... :)

                     Mam mnóstwo zaległych notek, blog przez ostatnie miesiące zarósł niestety grubą warstwą kurzu oraz pajęczyn – niemniej bardzo potrzebowałam tych chwil dla siebie, dla nas – na oswojenie nowej rzeczywistości... na przywitanie tej małej, idealnej dziewczynki, która fika właśnie radośnie w moim brzuchu. Odliczamy dni do września. :) Na szczęście wolny czas to obecnie mój wielki skarb i luksus - wraz z kwietniem skończyłam studia, odebrałam dyplom i mam ten ogromny komfort, że na razie nie muszę pracować, więc obijam się słodko, z niecierpliwością wyglądając przyszłości. Głowa powoli odlatuje ku nowemu – instynkt wicia gniazda się włączył. Mnóstwo czasu spędzam na necie czytając o wózkach, nosidełkach, rozwoju dziecka, zamawiając ubranka itd. A frajdę mam z tego ogromną. Apetyt na książki i zdolność skupienia na lekturze również wróciły. To fajny, spokojny i wyjątkowy okres. W związku z czym pora na reaktywację bloga. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...