środa, 26 grudnia 2018 | By: Annie

Świątecznie

                  Spóźnione, ale zawsze - najlepsze życzenia świąteczne dla wszystkich Książkoholików! Mam nadzieję, że spędziliście Święta w miłej, rodzinnej atmosferze, a prezenty obfitowały w same pozytywne niespodzianki - szczególnie te książkowe! Ja, tradycyjnie, znalazłam pod choinką mnóstwo smakowitych lektur, szkoda, że w pakiecie nie był dołączony czas wolny, haha! ;) Mała Laurcia skutecznie wypełnia mi dni, ale już samo patrzenie na ten stos sprawia mi mnóstwo frajdy. Hoduję małego książkoholika, więc siłą rzeczy pod choinką pojawił się również drugi stosik dla Laury - mam nadzieję, że dokonałam dobrych wyborów, bo na razie w świecie literatury dziecięcej poruszam się jeszcze nieco po omacku. Wesołych Świąt!



niedziela, 2 grudnia 2018 | By: Annie

Mama i czytanie

                     Wraz z nastaniem grudnia postanowiłam odkurzyć nieco bloga. Od jakiegoś czasu nadchodzą mnie fale przemyśleń podczas czytania, którymi chciałabym się podzielić, zebrało się we mnie także mnóstwo polekturowych wrażeń i emocji, a w związku z tym pojawiła się również nagląca potrzeba ich zanotowania -  blog zawsze był dla nich najlepszym ujściem. Jednym słowem - strasznie stęskniłam się za tym moim małym wirtualnym kącikiem. 

                     Od chwili kiedy zostałam mamą udało mi się przeczytać osiem książek - nie wiem w sumie czy to mało, czy dużo - w każdym razie mam co opisywać. Literatura nadal jest obecna w moim życiu i z tygodnia na tydzień czytam coraz więcej, co ogromne mnie cieszy. Wróciło skupienie, a fakt, iż chwile sam na sam z książką są niejako ukradzione rzeczywistości, sprawia, że przyjemność mam podwójną i w zasadzie jestem zadowolona niemal ze wszystkiego co czytam. A czytam w trakcie nielicznych drzemek Laurci w ciągu dnia, karmiąc, w wannie i wieczorem, kiedy cały dom już śpi, w błogiej ciszy i przytulności, z maleńką, cieplutką łapką trzymającą mnie za rękę - to jeden z przyjemniejszych momentów mojej codzienności. Niezastąpionym kompanem w tej nowej dla mnie roli mamy jest zdecydowanie kindle - mogę czytać przy zgaszonym świetle, potrzebuję tylko jednej ręki... czyli rzeczy, na które dotychczas nie zwracałam w ogóle uwagi - zatem miłość do mojego kindelka kwitnie. ;) 

                        Jeśli chodzi o dobór lektur to mam naprawdę wielkiego smaka na medyczną literaturę faktu - być może wynika to z mojego, ostatnio siłą rzeczy zintensyfikowanego, kontaktu ze służbą zdrowia, a może z faktu, iż od października jestem żoną już wreszcie pełnoprawnego lekarza i z wypiekami na twarzy słucham jak mąż opowiada o coraz to nowych perypetiach w szpitalu. Natomiast drugi temat przewodni mojego czytania to zdecydowanie pozycje parentingowe - zawsze omijałam szerokim łukiem wszelkie poradniki, a tu nagle odkryłam ile frajdy sprawia mi ich pochłanianie. Wszystkie przeczytane lektury z ostatnich miesięcy planuję konsekwentnie opisywać i w końcu nadrobić zaległości, ale też nic na siłę, zobaczymy jak wyjdzie. Czy ktoś tu jeszcze zagląda? :)
poniedziałek, 1 października 2018 | By: Annie

Laura

                       Zmieniło się wszystko - tego nie sposób pojąć, dopóki się samemu nie doświadczy - myślałam, że to ot takie gadanie, truizm - ale to najszczersza prawda. 12 września dołączyła do nas pewna mała, idealna dziewczynka - Laura. I od tej pory nic już nie jest takie samo. Lawina emocji, jakby nagle wylały się całe oceany uczuć - ogrom miłości, szczęścia, strachu... i niedowierzenia, że jest nasza, że to my ją stworzyliśmy. :) Na razie stopniowo oswajamy tę nową rzeczywistość i uczymy się siebie. Czytam malutko, ale z wielką przyjemnością i apetytem. Powoli sięgamy po pudło z książeczkami Laurci - kontrastowe idą oczywiście na pierwszy ogień. Za nami również pierwsza wspólna wyprawa do biblioteki po drugiej stronie ulicy. Nie mogę się doczekać wspólnego odkrywania świata literatury Córeczko!
niedziela, 2 września 2018 | By: Annie

"W skorupce orzecha" - Ian McEwan

                      W ten pierwszy wrześniowy weekend zafundowałam sobie prawdziwą literacką ucztę, książkowy smaczek w postaci najnowszej powieści pióra mojego mistrza – Iana McEwana. Ach, co to była za przyjemność zanurzyć się w tak pięknym języku, pływać myślami wśród intelektualnie budujących zdań oraz spostrzeżeń o ludzkiej naturze i współczesnym świecie. Za mną 13 książek tego pisarza, ale nadal zaskakuje mnie jego niezwykła umiejętność ujmowania w proste zdania całej głębi ludzkich przemyśleń, meandrów uczuć i motywów – tak pisać potrafi tylko światowa śmietanka literacka.

                       „W skorupce orzecha” to niebanalna, zaskakująca historia o planowanej zbrodni. Nietypowa, bowiem opowiedziana z perspektywy dziecka w brzuchu mamy – mamy, która wraz z kochankiem knuje morderczy spisek. Przyznam, że czytałam z wypiekami na twarzy, z większymi emocjami i zaangażowaniem niż jakikolwiek thriller ciążowy dotychczas. Natomiast widzę różnicę o ile ciężej jest mi teraz obcować z taką wymagającą, ambitniejszą lekturą – nie wiem czy to kwestia ciążowego mózgu, czy też pewnego rozleniwienia literackiego – czyli czytania mnóstwa babskich czytadeł. W każdym razie nie było łatwo jeśli chodzi o intelektualny wysiłek, ale jak najbardziej warto! Oj warto, bo satysfakcja jest niesamowita – zamiast siedmiu średnich czytadeł z jednej kalki, jeden niepowtarzalny McEwan. Idealna lektura na samą końcówkę ciąży, ogromnie cieszę się, że zdążyłam sięgnąć. Kocham McEwana!!!
czwartek, 30 sierpnia 2018 | By: Annie

"Opowiadania bizarne" - Olga Tokarczuk

                    Leniwe poranki z kawą zbożową w ulubionym kubku, wsłuchiwanie się w poranne odgłosy miasta stojącego u progu jesieni – ile jeszcze takich spokojnych chwil przede mną? Odliczam dni, wszystko zapięte na ostatni guzik, niecierpliwie czekamy na wielki finał, a ja tymczasem zanurzam nos w lektury, bo chcę jak najwięcej pochłonąć ‘przed’. Kolejna pozycja za mną – tym razem wyjątkowo nieciążowa. ;)

                    Tak sobie myślę, że bizarne to jest właśnie TO słowo, które najlepiej oddaję istotę tych opowiadań – są one bowiem dziwno-straszne, zastanawiające, niezwykłe, uwierające umysł niejednoznacznym finałem. Przede wszystkim zatrzymuje piękny język, co dla mnie – nieco odzwyczajonej w ostatnim czasie za sprawą babskich czytadeł i poradników, które konsumuję namiętnie – stanowiło nie lada gratkę i przypomnienie co to znaczy literatura naprawdę piękna. Niemniej mam świadomość, że opowiadania to nie do końca mój gatunek – za szybko ulatują z głowy, nigdy nie będę w stanie zachwycić się nimi tak mocno i entuzjastycznie jak powieścią - chociaż na chłodno doceniam ich kunszt. Natomiast cieszę się, że przeczytałam ów zbiór - jego lektura wymaga intelektualnego wysiłku, umysłowej gimnastyki, zatrzymuje i zmusza do przemyśleń. Małe mam porównanie jeśli chodzi o ten gatunek, ale ogólnie podobało mi się, wrażenia na plus - a niektóre historie zrobiły na mnie naprawdę spore wrażenie.
wtorek, 28 sierpnia 2018 | By: Annie

"Gdy zakwitną poziomki" - Agnieszka Walczak-Chojecka

                   Naprawdę, sama jestem szczerze zaskoczona jak bardzo spodobała mi się ta książka. Miałam bowiem ochotę na typowo babską, klasyczną obyczajówkę - i dokładnie taką właśnie lekturę otrzymałam. „Gdy zakwitną poziomki” to historia o życiu – po prostu. Warszawska codzienność, zmagania z zajściem w ciążę, pracą, zawirowania rodzinne i miłosne. Plus bonus w postaci pięknych obrazów Chorwacji. Ot, zwykłe-niezwykłe życie i jego wiarygodna, sympatyczna właścicielka-nasza bohaterka. Co ciekawe, jestem przekonana, że większości ta powieść raczej nie przypadnie do gustu  - jest mało przebojowa, tematyka nie porywa. Ja natomiast jestem bardzo zadowolona – właśnie takiej spokojnej, choć jednocześnie pełnej burzliwych barw kobiecości lektury oczekiwałam - która będzie niczym spotkanie z przyjaciółką przy kawie. Jak dla mnie - smaczek. Połknęłam w bezsenną noc.
poniedziałek, 27 sierpnia 2018 | By: Annie

"Gdzie kończy się cisza?" - C.L. Taylor

                      Ostatnio wspominałam o pewnej lekturze pod szyldem serii Kobieca strona thrillera, jednak chronologicznie sięgnęłam wpierw po inną powieść z tego cyklu – a mianowicie po „Gdzie kończy się cisza?” pióra C.L. Taylor. Owa lektura to historia matki, która walczy o pogrążoną w śpiączce córkę – córkę, która usiłowała popełnić samobójstwa w ucieczce przed straszną tajemnicą, którą teraz usiłuje rozwikłać matka. Historia toczy się dwutorowo, bowiem ze współczesnymi wydarzeniami przeplatają się wspomnienia głównej bohaterki z jej toksycznego związku z przeszłości. 

                     Na brak emocjonalnej wrażliwości w ciąży nie narzekam, ale tu ponownie mam ten sam zarzut co w przypadku „Dopóki cię nie zdobędę” – jest zbyt nijako, przeciętnie i przewidywalnie - bez większych wrażeń czy emocji podczas lektury. I ponownie bez zaskoczenia na końcu. Przeczytałam bez bólu, a nawet z przyjemnością, ale na pewno nie zapadnie mi ten thriller na dłużej w pamięć, jak również na pewno nie będę go nikomu polecać. I choć daty wydania dzieli zaledwie kilka lat, to naprawdę daleko tej książce do najnowszych bestsellerowych thrillerów, chociażby tych autorstwa B.A. Paris czy Shari Lapena. Czyżby ten gatunek tak bardzo poszedł do przodu w ostatnim czasie? A może to ja stałam się literacko rozpieszczona i tak wybredna..?
niedziela, 26 sierpnia 2018 | By: Annie

"Dopóki cię nie zdobędę" - Samantha Hayes

                    Ostatnie tygodnie ciąży upływają mi powoli i leniwie na dopinaniu na ostatni guzik wyprawki, szykowaniu naszego mieszkanka, niecierpliwym oczekiwaniu, ale również na intensywnych lekturach - głównie tych okołonoworodkowych i wychowawczych. Zastanawiam się czy jest sens je opisywać na blogu – być może w przyszłości popełnię jakiś zbiorczy wpis, co moim zdaniem z morza poradników warto wyłowić i przeczytać. Niemniej, obok skrupulatnego doszkalania się w tematyce dziecięcej, nadal czytam sporo dla przyjemności - choć tu również poruszam się głównie w rejonie okołociążowym. Przyznam, że już na długo przed ciążą miałam sporządzoną całą listę lektur do przeczytania podczas tych wyjątkowych dziewięciu miesięcy, którą teraz skwapliwie i z ogromną przyjemnością realizuję. 

                              Jedną z takich wylistowanych pozycji był thriller „Dopóki cię nie zdobędę” – historia o zamożnej ciężarnej i podejrzanej opiekunce do dzieci. Zdecydowanie spodziewałam się tu większego kalibru wrażeń, zwłaszcza że hormony mi szaleją i emocjonalna jestem ogromnie – płaczę przy muzyce, wzruszam się na reklamach – mąż kupił nie taki rogalik jak chciałam – to również powód do mega łez i nerwów. A ten thriller czytałam o dziwo bez większych emocji – na chłodno, czasami przysypiając. W efekcie brnęłam przez tekst długo i na raty, jak również domyśliłam się wcześniej zakończenia, więc nawet koniec nie zafundował mi efektu 'wow'. Szkoda, bo takiego sobie smaka narobiłam, gdy po raz pierwszy natrafiłam w internecie na serię Prószyńskiego Kobieca strona thrillera, tak się nakręciłam, że oto właśnie odkryłam worek z literackimi skarbami – a tu klops. :( Nie jest bardzo źle, tylko jakoś tak... nijako. A po thrillery sięgam jednak głownie dla emocji i mocniejszych wrażeń, których w przypadku tej lektury zupełnie mi zabrakło.
wtorek, 7 sierpnia 2018 | By: Annie

"Położna. 3550 cudów narodzin" - Jeannette Kalyta

                       Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę w tym wyjątkowym dla mnie okresie, jakim jest końcówka ciąży. Jednak jeszcze bardziej cieszę się, że kilkadziesiąt lat temu na warszawskich porodówkach pojawiły się takie postaci jak Jeannette Kalyta – położne-rewolucjonistki. To w ogromnej mierze właśnie dzięki nim – dzięki ich uporowi i odważnej wizji – tak bardzo zmieniły się okołoporodowe realia w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Kobiety zyskały godność, dzieci bliskość matek, a ojcowie możliwość uczestniczenia w tym niezwykłym wydarzeniu. Serio, jakby to nadal miało wyglądać jak w PRL’u to ja zaciskam nogi i wolę rodzić w domu. :P 

                       Owa książka to kombinacja wspomnień z początków pracy w zawodzie położnej, kronika dokonujących się zmian, ale również opis najciekawszych i najoryginalniejszych spotkań z przyszłymi rodzicami. Nie zgadzam się z niektórymi poglądami Jeannette, typu wiara w bioenergoterapię czy w radiestezję, nie podobało mi się włączanie elementów 'paranormalnych' w narodziny. Niemniej nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie podczas lektury, która sama w sobie stanowi fajne, mentalne przygotowanie do porodu – afirmację kobiecości oraz naturalnej siły, która drzemie w każdej z nas. A jednocześnie jest też źródłem bezcennej wiedzy i mądrości płynącej z wieloletniego doświadczenia - przede wszystkim nie nastawiać się, nie planować za dużo – bo można się tylko rozczarować. Zdać się na własne ciało, a w razie potrzeby na medyczny personel. Ta książka sprawiła, że w mojej głowie pojawiła się zupełnie nowa myśl - ‘nie mogę się doczekać porodu’. To chyba mówi samo za siebie w temacie ‘czy warto sięgnąć’. W ciąży na pewno!
piątek, 3 sierpnia 2018 | By: Annie

"Dopasowani" - John Marrs

                    Znacie i lubicie netflixowe „Czarne lustro”? Otóż mamy tu książkę, która jest niczym jeden świetny, wciągający odcinek tego popularnego serialu o dystopijnych wizjach niedalekiej przyszłości. „Dopasowani” to opowieść o alternatywnej rzeczywistości, w której odkryty zostaje gen odpowiadający za ‘sparowanie’ – wystarczy zarejestrować się w odpowiedniej aplikacji, zapłacić, przesłać swoje DNA i... czekać na znalezienie tej drugiej, idealnie dobranej połówki. 

                        Historia opowiedziana jest z perspektyw wielu różnych bohaterów, których ‘dopasowanie’ stawia przed trudnymi wyborami – czy możliwe, że system czasem się myli? Czy można zostać sparowanym z seryjnym mordercą? Co jeśli druga polówka jest niespodziewanie tej samej płci, jest znacznie młodsza, starsza lub… nie żyje? Na pozycję składa się wiele krótkich rozdziałów, tempo jest szybkie, każdy wątek intryguje i zaskakuje ciągłymi zwrotami akcji. To lektura raczej pozbawiona waloru literacko-artystycznego, a po prostu umiejętnie skonstruowana opowieść, która stanowi świetną, wciągającą rozrywkę. Pochłania się ją naprawdę błyskawicznie i z przyjemnością. Poszukującym takich wrażeń - bardzo polecam. Na wakacje jak znalazł. :)

środa, 1 sierpnia 2018 | By: Annie

"Błoto" - Hillary Jordan

                        Soczysta, pełnokrwista proza prosto z odmętów błotnistego Południa lat 40’. Przesiąknięta rasizmem, pobrzmiewająca echami Ku Klux Klanu. Duszna, gęsta, niesamowicie klimatyczna. I wspaniale napisana. Dawno nie czytałam tak rasowej, żywej opowieści, która porwałaby mnie od pierwszej strony. 

                      Historię poznajemy z perspektyw kilku bohaterów – Laury, która wraz z mężem i córkami przeprowadza się na podupadłą, odciętą od świata farmę. Jej szwagra Jamiego, który wraca do domu z wojny, oraz męża Henry'ego - zapalonego farmera. A także Ronsela – czarnoskórego żołnierza - oraz jego rodziców. Ich głosy składają się na opowieść o rasizmie, o niełatwej przyjaźni i wymagajacej miłości - o życiu, po prostu - w tamtym czasie, w tamtym miejscu. Uwielbiam taką gęstą, tętniącą barwami i emocjami literaturę – ambitną, wzbogacającą, przenoszącą w inny świat, a jednocześnie tak przystępnie i lekko napisaną. Mam wrażenie, że wciąż brakuje takiej prozy na polskim rynku wydawniczym – gdzie jest albo lekko i banalnie, albo ambitnie i nieprzystępnie. Rzadko coś pomiędzy. A „Błoto” to naprawdę znakomita, niemalże wzorcowa powieść – absolutnie dla każdego. Gorąco polecam!
wtorek, 31 lipca 2018 | By: Annie

"Pokalane poczęcia" - Natalia Rogińska

                       Wreszcie udało mi się natrafić na szczerą, wiarygodną obyczajówkę o kobietach w ciąży i dla kobiet w ciąży – nieprzesłodzoną, wciągającą i - co najważniejsze - realistyczną. „Pokalane poczęcia” to zbiór kilku zupełnie odmiennych kobiecych historii, które łączy jeden wspólny mianownik - gabinet ginekologiczny, w którym bohaterki prowadzą swoje ciąże. Nie zniechęćcie się tylko początkiem – wulgarnymi, seksistowskimi tekstami lekarza-ginekologa (nie wiem po co ten zabieg literacki, mnie osobiście zniesmaczył), a zyskacie przejmującą i interesującą obyczajówkę, z poruszonymi wieloma aktualnymi problemami - takimi jak trudności z zajściem i donoszeniem ciąży, kwestia surogacji czy ‘wrobienia’ mężczyzny w dziecko. Na pewno nie poleciłabym tej pozycji do czytania we wczesnej ciąży lub na czas przed – lepiej sięgnąć po nią później i oszczędzić sobie stresu – bo emocje podczas lektury mogą być silne. Dotychczas jest to zdecydowanie najlepsza powieści o tematyce ciążowej, na którą natrafiłam. Bliska sercu i życiu, niejednowymiarowa, sprawnie napisana, pozwalająca docenić jak cudownie mieć nudną, nieskomplikowaną ciążę i od pierwszych chwil po prostu cieszyć się z dwóch kresek na teście. Polecam!!!
sobota, 28 lipca 2018 | By: Annie

"Czekam na ciebie" - Lisa Scottoline

                        Kolejna pozycja, którą miałam zaplanowaną do przeczytania na czas ciąży - już za mną. „Czekam na ciebie” to historia pewnego małżeństwa, które po latach walki z bezpłodnością decyduje się na dawcę z banku spermy. Christine zachodzi w ciążę i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie przypadkowo obejrzana relacja w telewizyjnych wiadomościach – seryjny morderca pielęgniarek okazuje się być łudząco podobny do ich dawcy. Christine na własną rękę postanawia zgłębić sprawę i przeprowadzić śledztwo. 

                         Wrażenia po lekturze mam mieszane - „Czekam na ciebie” to z jednej strony całkiem fajna, kobieca obyczajówka, ale jednocześnie naprawdę słaby kryminał. Zgrzytają w zębach pewne niedociągnięcia w śledztwie, których autorka nawet nie pokusiła się wyjaśnić – jakby zakładała, że jej czytelniczki nie są na tyle bystre, spostrzegawcze czy inteligentne by dostrzec nielogiczności czy pourywane wątki - więc nie ma po co wysilać pióra. Nie wiem czy sięgnę po kolejne książki Lisy Scottoline, ale nie mówię nie. W sumie podobało mi się, ale widzę też sporo niedociągnięć, uproszczeń, banałów, więc na pewno nie będę się zachwycać i pisać jaka to ‘naj, naj’ powieść. Ot, babskie czytadło. Bez bólu przeczytałam, ale szału też w sumie nie ma.
piątek, 27 lipca 2018 | By: Annie

"Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea" - Romain Puértolas

                        Owa leciutka, cienka książeczka stanowiła miły przerywnik w moich poradnikowych i okołociążowych lekturach. „Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie Ikea” to opis europejskich perypetii pewnego fakira prosto z Indii, który przybywa do Francji tylko w jednym celu – aby zrobić zakupy w słynnej Ikei. To sympatyczna, lekka, momentami zabawna historyjka, ale zdecydowanie nie jedna z tych lektur, przy których wyjesz i płaczesz śmiechu. Co najwyżej można pokusić się o lekki uśmiech pod nosem, a przynajmniej mnie taki humor w rodzaju komedii pomyłek ‘z deszczu pod rynnę’ nie za bardzo śmieszył. Niemniej, z nienachlanym, choć ciut banalnym morałem i kilkoma bystrymi spostrzeżeniami na temat emigrantów w Europie, stanowi niemal idealną wakacyjną lekturę. I choć w tym roku omija mnie wyjazd pod palmy, to wyobrażam sobie, że ta książka idealnie wpasowałaby się właśnie w klimat takiego beztroskiego, plażowego czytania. Przyjemna rozrywka do połknięcia w jedno popołudnie.
poniedziałek, 23 lipca 2018 | By: Annie

"Początki. Jak 9 miesięcy w łonie matki wpływa na resztę naszego życia" - Annie Murphy Paul

                     Pamiętam jak lata temu, na jednej ze wspaniałych wyprzedaży Weltbildu (kto jeszcze pamięta, że istniał kiedyś taki sklep, haha? :)), upolowałam „Początki” Annie Murphy Paul. I pamiętam również tę myśl – że przeczytam tę książkę jak kiedyś sama będę w ciąży. Wtedy wydawało mi się to niesamowicie odległą przyszłością, ale kilka lat upłynęło w mgnieniu oka – i nagle nadszedł odpowiedni czas na ową lekturę. 

                   „Początki” to popularnonaukowa pozycja opisująca najnowsze nowinki naukowe odnośnie tematu ciąży (między innymi wpływ żywienia, istnienie czynników determinujących proporcje w płciach), jak również ciekawostki historyczne typu powstanie USG czy tragedie związane z braniem przez kobiety w ciąży nieprzebadanych leków itd. Autorka skupia się przede wszystkim na wpływie jaki pierwsze dziewięć miesięcy w brzuchu mamy może mieć na dalsze życie dziecka – jego zdrowie, charakter, rozwój intelektualny. A to wszystko wplecione w osobiste perypetie związane z jej własną ciążą. Przyznam, że przeczytałam z ogromną ciekawością i mnóstwo frajdy sprawiła mi owa lektura. Chyba mój mózg, od kilku miesięcy niestymulowany, zatęsknił za latami nieustannego przyswajania wiedzy i z radością zanurzył się w morzu informacji, co stanowi dla mnie samej zaskoczenie i pewne odkrycie. „Początki” to nie poradnik, który powie Wam jak ‘właściwie’ przeżyć ciążę, ale źródło mnóstwa przystępnie podanych ciekawostek i ogromu wiedzy merytorycznej – z której każdy może wyłowić coś dla siebie - na pewno warto sięgnąć w okresie ciąży. Polecam z całego serca. Cudna i bardzo satysfakcjonująca intelektualnie lektura.
wtorek, 17 lipca 2018 | By: Annie

"Będzie bolało" - Adam Kay

                     Żyję ostatnio w dziwnym rozdarciu – z jednej strony wyłączyłam się zupełnie z życia internetowego – przestało mnie kręcić, interesować, wciągać. Czas spędzony przy komputerze ograniczam do minimum – czyli zamawiania kolejnych elementów wyprawki. Z drugiej strony bardzo tęsknię za blogiem, brakuje mi pisania – to jednak ważna część mnie. Muszę znaleźć jakiś złoty środek na te najbliższe miesiące i lata, bo jedno jest pewne – czytać nigdy nie przestanę, a lubię też dokumentować swoje wrażenia pod postacią notek – i nie chcę z tego rezygnować. A tymczasem wróciłam już do Warszawy po wypoczynku na Mazurach. Sporo przeczytałam i teraz pora nadgonić zaległości recenzenckie. Jednak najpierw, zanim przejdę do lektur wakacyjnych, koniecznie chcę uwiecznić wrażenia z książki połkniętej już po powrocie – a mianowicie „Będzie bolało” Adama Kay’a. Owa pozycja to dziennik z pracy lekarza stażysty, a następnie rezydenta ginekologii i położnictwa w UK.

                       Na wstępie zaznaczę, że nie jest to najlepsza lektura dla kobiety w zaawansowanej ciąży, jak również dla żony, której mąż rozpoczyna od października pracę na stanowisku lekarza stażysty. Ale może właśnie dlatego pozycja ta zrobiła na mnie tak ogromne, emocjonalne wrażenie. Napisana z niesamowitą dawką humoru i dowcipu, ale to śmiech przez łzy, bowiem obok zabawnych perypetii (między innymi o dziwnych przedmiotach znajdowanych w kobiecych pochwach), to również dramatyczny i zwyczajnie smutny portret służby zdrowia – która opiera się na barkach notorycznie przemęczonych, przepracowanych, niewspieranych przez starszych kolegów i fatalnie opłacanych stażystów oraz rezydentów. Opisane realia niby brytyjskie, ale jakby lustrzane odbicie tych polskich. Koniec wbił mnie w fotel i zostawił z lawiną myśli. Jaka to niesamowita praca - lekarz - ciężka, odpowiedzialna, niezbędna. Ratująca ludzkie życie – na porodówce w ilości co najmniej podwójnej. Trzeba docenić, podziwiać i szanować - jednak aby zrozumieć, najpierw warto zobaczyć jak wygląda ten lekarski świat 'od zaplecza'. Dlatego gorąco polecam tę książkę - bowiem oprócz tego, że powierzchownie niesamowicie śmieszna i rozrywkowa, to w gruncie rzeczy jest to przede wszystkim ważna, szczera i poszerzająca horyzonty lektura.
piątek, 22 czerwca 2018 | By: Annie

"Wrócę po Ciebie" - Guillaume Musso

                     Stęskniłam się za moim wakacyjnym kompanem Musso. Jego najnowsza powieść wychodzi dopiero w sierpniu, więc w oczekiwaniu na premierę skusiłam się na sięgnięcie do zapasów - czyli po jedną z jego starszych powieści - i zarazem po jedną z nielicznych, których jeszcze nie czytałam. I tak oto w pierwszy letni dzień połknęłam ze smakiem "Wrócę po Ciebie" - podobno hit wakacji 2010.

                     Owa powieść to stary, dobry Musso w swoim najbardziej klasycznym wydaniu. Otrzymujemy bowiem nowojorsko-francuską historię miłosną z nutką realizmu magicznego. Główny bohater to odnoszący sukcesy, ale nieszczęśliwy psychoterapeuta - pewnego dnia los postanawia się o niego upomnieć...

                     Przede wszystkim kupiły mnie opisy Nowego Jorku jesienią - muszę przyznać, że za każdym razem na nowo zaskakuje mnie jak plastycznie i filmowo pisze Musso - uwielbiam. I choć czasami bywa, że również mnie denerwuje i irytuje, to ja jednak jego twórczość po prostu lubię - a co roku w wakacje czytam jedną lub dwie jego powieści - to taki mój mały zwyczaj-rytuał, który celebruję. "Wrócę po Ciebie" to miła, lekka lektura do błyskawicznego połknięcia, a jednocześnie coś w sobie ma, że przypomina o tym, co w życiu najważniejsze. Te wszystkie mądrości można również zignorować i czytać bezrefleksyjnie, na szybko, z beztroską radością. I może jakby zastanowić się głębiej, to faktycznie niewiele więcej w tej książce jest prócz pięknej iluzji, ale w sumie czasami też niewiele więcej do czytelniczego szczęścia potrzeba. :)
wtorek, 19 czerwca 2018 | By: Annie

"Isola" - Isabel Abedi

                    Bezludna, odcięta od świata, egzotyczna wyspa u wybrzeży Brazylii. A na niej dwanaścioro nastolatków, którzy uczestniczą w pewnym tajemniczym projekcie filmowym - ten, kto śledzi regularnie mojego bloga, wie na pewno, że tego typu historie kupują mnie natychmiastowo. Szybka akcja, do tego parę nagłych zwrotów, a także kilka niespodzianek. I tak oto owa powieść z pogranicza młodzieżówki i thrillera, wyszperana za grosze w Dedalusie, bardzo mi się podobała, wciągnęła mnie i, co więcej, stanowiła doskonałą inaugurację sezonu letniego czytania na kocu. Wiadomo, żadne to tam arcydzieło czy wybitna literatura. Po prostu dobra rozrywka, której nie mam ochoty analizować na drugą stronę czy też wynikać w jakieś tam drobne niedociągnięcia. Dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam. A mianowicie wciągającą, lekką, wakacyjną lekturę. Zatem polecam spragnionym podobnych doznań. :)
niedziela, 17 czerwca 2018 | By: Annie

"Policjanci. Ulica" - Katarzyna Puzyńska

                      Katarzynie Puzyńskiej literacko ufam bezwarunkowo i jeśli chodzi o każdą kolejną jej książkę - sięgam w ciemno. Nie inaczej było ze swieżynką "Policjanci. Ulica". Owa pozycja to zbiór wywiadów z policjantami pracującymi w terenie - na ulicy, w drogówce, jako obstawa meczy. Z początku były to rozmowy ogromnie ciekawe, niemniej im dalej w książkę, tym bardziej spadały moje zainteresowanie i uwaga. Pytania się powtarzają, odpowiedzi są niemal identyczne i jednocześnie jakby ciut za bardzo ugładzone, ugrzecznione. Co mam na myśli - zabrakło mi tu nutki pikanterii, przyciśnięcia, kontrowersji. Wiadomo, nie jest to pozycja, która miałaby na celu obnażać policyjne grzechy, ale jednak wyszło aż za grzecznie, prawie jak laurka. Czytało się to miło, ale jeśli chodzi o mnie to ciekawość zaspokoiłby równie skutecznie dłuższy wywiad w gazecie. Cała książka to trochę za dużo. Niemniej nie żałuję lektury.
sobota, 16 czerwca 2018 | By: Annie

Wakacyjną porą

                    Ten sam, co zawsze domek w nadbiebrzańskiej głuszy, ta sama wieś, staw i ławka pod wierzbą. Krowy muczące o poranku, stopy mokre od rosy i długie, spokojne zachody słońca wśród rechotu żab. Miejsce, gdzie czas płynie wolniej... Jednym słowem - wakacje. Przede mną trzy błogie tygodnie - na łonie natury, z mnóstwem książek, w gronie najbliższych, z coraz bardziej okazałym brzuszkiem. Piękny czas. Ku pamięci - wrzucam stosik książek, które przyjechały tu ze mną. 
wtorek, 5 czerwca 2018 | By: Annie

"Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej" - Cezary Łazarewicz

                        Kolejny reportaż Wydawnictwa Czarnego połknięty - nie wiem jak oni to robią, ale chyba po prostu nie wydają złych, czy nawet średnich książek. Wszystkie bez wyjątku są rewelacyjne. Najchętniej zakupiłabym całą tę serię i czytała bez końca. 

                        „Koronkowa robota” to literacki powrót do zbrodni popełnionej pewnej grudniowej nocy 1931 roku. Zamordowana zostaje nastoletnia Lusia, a główną oskarżoną zostaje Gorgonowa – guwernantka i zarazem też kochanka ojca Lusi. Czy faktycznie zabiła..? Dowody nie są jednoznaczne, ale innych podejrzanych i motywów brakuje. Była to sprawa, która swego czasu rozgrzewała całą Polskę i pół Europy. Dla mnie zupełna nowość.

                        Za sprawą dociekliwości i plastycznego języka Cezarego Łazarewicza otrzymujemy fascynujący, pełen detali opis tej nadal nie do końca rozwikłanej zbrodni-zagadki - a czyta się to niczym najlepszy kryminał. Ta pozycja to również wielobarwnie oddany klimat owych czasów oraz świadectwo mentalności ludzi, jak również źródło mnóstwa ciekawostek o dawnych metodach śledczych i rozwoju medycyny sądowej. Powiem tak – jakby podobnie wyglądały lekcje historii w szkole to może nie spędziłabym ich wszystkich czytając pod ławką lub przysypiając. Bo dla mnie to wciąż nowe odkrycie – że historia może być ciekawa. Z niecierpliwością czekam na kolejne znakomite reportaże Cezarego Łazarewicza. Przeczytam w ciemno.
sobota, 2 czerwca 2018 | By: Annie

"Dziesiąta aleja" - Mario Puzo

                         Oj, oj, jaka to dobra książka jest!!! Genialna, przepiękna obyczajówka, która odmalowuje losy rodziny włoskich imigrantów w Nowym Jorku na tle pierwszej połowy XX wieku. Ale tak, że momentalnie wsiąkasz, czujesz ten żar sierpniowych nocy, kiedy nestorki rodów na stołeczkach plotkują przed kamienicami i zajadają się sorbetem cytrynowym. Czujesz smak makaronu, pizzy i ten klimat ‘american dream’, który przesyca powietrze tęsknotą za lepszym jutrem. W tego rodzaju prozie nie sposób się nie zanurzyć, bo za sprawą słów przynosisz się do innego świata, a bohaterowie stają się bliscy jak rodzina. 

                       To powieść pozornie o niczym – po prostu zwykłe-niezwykłe życie - losy rodziny – mierzenie się z przeciwnościami losu, różne charaktery i marzenia, a to wszystko i tak nic w obliczu podmuchu wielkiej historii. Ale jak to jest napisane – niesamowicie plastycznie, wykwintnie, a jednocześnie zaskakująco przystępnie, lekko i wciągająco. Dawno nie czytałam takiej rasowej obyczajówki – gęstej, soczystej prozy pełnej wielobarwnych obrazów, emocji i zwykłego życia. To kolejna książka, do której lektury przymierzałam się od lat – cieszę się ogromnie, że wreszcie sięgnęłam. Literacka uczta. Jako ciekawostkę dodam, że „Dziesiątą aleję” polecił mi pewien kolega na obozie integracyjnym przed pierwszym rokiem studiów. Kolegi już dawno nie pamiętam, ale książka została. Siła literatury. ;)
piątek, 1 czerwca 2018 | By: Annie

"Stan nie! błogosławiony" - Magdalena Majcher

                        Z racji mojego własnego stanu ‘błogosławionego’ uaktywnił mi się jakiś dotychczas głęboko ukryty wewnętrzny radar – nagle widzę tyle kobiet z brzuszkami i wózkami, nagle dostrzegłam wielkie sklepy niemowlęce w centrach handlowych (one naprawdę były tam wcześniej? ;)). I przekłada się to również na literaturę. W bibliotece wyłowiłam zatem cały stosik powieści okołociążowych, a na pierwszy ogień poszedł „Stan nie! błogosławiony”. Owa lektura to historia pewnego małżeństwa, które oczekuje dziecka. I wszystko jest idealnie, aż do pierwszego USG genetycznego… 

                            Autorka, decydując się na takie a nie inne pokierowanie losami bohaterów, w zasadzie poszła po linii najmniejszego oporu – najmniej kontrowersyjnej, najbardziej ugładzonej. Nie chce tu za bardzo spoilować, ale historia jest do bólu wyidealizowana, postaci sztuczne, a dialogi drętwe i nierealistyczne. Uczucia potraktowano bardzo powierzchownie, schematycznie, płytko. ‘Pola była smutna', 'Pola płakała'. Takie frazesy, które można wybaczyć kryminałowi czy thrillerowi, ale od obyczajówki oczekuję jednak większego kalibru emocji. Po prostu nie udało się tu uchwycić wielowymiarowych wątpliwości, rozterek, dramatu - do tego stopnia, że ja, największa panikara jeśli chodzi o kwestie zdrowotne, czytałam i ziewałam - emocji zero. No i merytorycznie popełniono tu jeden spory błąd – istnieje alternatywa dla amniopunkcji - badania wolnego płodowego DNA (w skrócie NIPT), o których lekarz w prywatnej przychodni jakoś nawet nie wspomniał bohaterce. Hahaha, dobre sobie - w momencie, kiedy całe ściany takich placówek obwieszone są reklamami tych badań. ;) Natomiast podobał mi się wątek z matką głównej bohaterki – jedyny wyrazistszy akcent tej książki. Ale generalnie to bardzo średnia lektura, mdła strasznie i zwyczajnie nudna. Ciekawy temat, ale kiepskie pisarstwo. A ja nadal szukam fajnych książek o ciąży, ale coś mi z takimi nie po drodze. Czyżby w tym temacie napisano same mdłe i przesłodzone czytadła?!
czwartek, 31 maja 2018 | By: Annie

"Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem" - Izabela Meyza, Witold Szabłowski

                         Ostatnio staram się sięgać po książki, które chciałam przeczytać w zasadzie ‘od zawsze’ – póki mam czas, nadrabiam zaległości i spełniam swoje literackie zachcianki. W każdym razie wokół tej książki krążyłam jakieś 7 lat i nadeszła wreszcie jej pora. 

                           Głownie bohaterowie, a zarazem autorzy tej pozycji, to współczesne, warszawskie małżeństwo, które na pół roku postanawia przenieść się do PRL-u. Kompletują zatem wyprawkę – nowe mieszkanie, maluch, meblościanka, przydział ziemniaków i papieru toaletowego. Wyłączają internet, komórki, on zapuszcza wąsy, a ona robi trwałą. Czy da się tak żyć? Przede wszystkim ta książka to fajne źródło wiedzy o owych czasach – dużo ciekawostek, anegdotek, drobiazgów malujących PRL-owską codzienność. Natomiast irytował mnie główny bohater-autor, który wymagał od wszystkich innych, tylko jakoś najmniej od siebie. W sumie dla niego to była korzystna zmiana – jako mężczyzna z gatunku homo sovieticus głownie siedział na kanapie, czytał gazety i pił wódkę z kumplami, a to żona zasuwała od świtu do nocy – zakupy, pranie, gotowanie, opieka nad dzieckiem. Więc tu, gdzie zmiana była wygodna, nasz autor stosował się w 100%. Ale  jednocześnie, jak się okazało, że praca na maszynie jakoś nie idzie, że jakoś mniej wygodnie, to zaraz poleciał po laptopa… Trochę zaleciało hipokryzją. Gdzieś tam w tyle głowy liczyłam też na trochę głębsze i ambitniejsze obserwacje – coś więcej niż marudzenie, że ‘kiedyś to ludzie wpadali do siebie bez zapowiedzi, a teraz nie wypada i trzeba zadzwonić’. Ano trzeba, bo teraz nikt nie siedzi całe dnie w domu i się nie nudzi.;) Niemniej książka jak najbardziej na plus. Miły relaks w ten koszmarny upał. Ciekawostka. Ale chyba oczekiwałam ciut więcej.
piątek, 25 maja 2018 | By: Annie

Targi 2018

                      Kolejne targi książki zaliczone – coroczna uczta literacka, wielkie święto i przede wszystkim ogromna przyjemność. W tym roku dla mnie pod każdym względem wyjątkowe, bo z wymarzonym 'brzuszkiem’. ;) 
                      Wrzucam nie tylko zdobycze stricte targowe, ale też te, które przyszły do mnie w okolicy targów – zamówione z bonito itd. Pierwszy stosik to moje przyjemności - starałam się w tym roku za bardzo nie szaleć i kupować rozsądnie, bo czasu będzie coraz mniej, a nieprzeczytanych lektur jakoś wcale nie ubywa. Drugi stosik wyjątkowy – kolekcja książek Laury błyskawicznie się powiększa. I parę poradników, które zamierzam uważnie pochłonąć na wakacjach już za trzy tygodnie. :)



Niemniej jak na założenie, że nie będę NIC kupować to i tak sporo tego wyszło… zupełnie nie wiem jak to się stało, co najlepiej ilustrują poniższe zdjęcia. ;)))

środa, 9 maja 2018 | By: Annie

"Na skraju załamania" - B.A. Paris

                         Wiem jedno – po każdą kolejną powieść B.A. Paris sięgnę w ciemno, nie czytając nawet opisu na okładce. Bo jej książki to gwarancja znakomitej, wciągającej rozrywki – lektura, od której nie można się oderwać. Rok temu dosłownie połknęłam świetny thriller o pozornie idealnym małżeństwie – „Za zamkniętymi drzwiami” – kto nie czytał, pora nadrobić. Tym razem sięgnęłam po swieżynkę literacką „Na skraju załamania” – historię Cass, która nie pomogła przypadkowo spotkanej kobiecie. Następnego dnia okazuje się, że ta sama kobieta została zamordowana... a dla Cass zaczyna się spirala poczucia winy, do tego dochodzą głuche telefony i kłopoty z pamięcią... Atmosfera osaczenia i paranoi narasta. Wiadomo, żadne to tam arcydzieło, ale to ten rzadki typ lektury, że zaczynasz czytać i czytasz nieprzerwanie do rana. I choć (o dziwo! nigdy mi się to nie zdarza) domyśliłam się zakończenia, to jednak do końca czytałam z wypiekami i gryząc paznokcie. Jeśli na wakacje szukacie wciągającej lektury na leżak czy do samolotu – koniecznie sięgnijcie. Najwyższej jakości thriller.
niedziela, 6 maja 2018 | By: Annie

"Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro" - Karolina Domagalska

                  Wydawnictwo Czarne ponownie mnie nie zawiodło. Tym razem pokusiłam się o zupełnie nową tematykę – nie podróżniczą, nie historyczną, a społeczną - mianowicie kwestię in vitro. Oczywiście, oprócz jak zwykle świetnej jakości reportażowej, w książce przede wszystkim podobało mi się jedno – że nie jest to kolejna pozycja w stylu ‘czy warto robić in vitro, a może jednak nie, bo przecież niezgodne nauką kościoła itd.’. To reportaż, który poszedł o wiele dalej, na temat patrzy z szerszej perspektywy, z europejskiego, bardziej otwartego punktu widzenia. Nie ma tu dywagacji czy warto, czy powinno się robić – odpowiedź jest jasna – kto chce, niech robi, komu religia nie pozwala – jego sprawa. Dla mnie w tym miejscu kończy się dyskusja, ale za to zaczynają się fascynujące zagadnienia wokół tematu – co z dawstwem nasienia, bankami spermy, jak honorować anonimowość dawców, co z parami homoseksualnymi, co z surogacją, samotnymi matkami itd. - i właśnie te tematy omawia książka, w dodatku w szerokim, globalnym kontekście. 

                        Swoją drogą nie jestem stanie zrozumieć, że w Polsce in vitro nadal wzbudza takie kontrowersje – choć cały świat poszedł dalej, my nadal wałkujemy ten jeden temat. A jednocześnie brakuje regulacji prawnych, więc w zasadzie wolno niemal wszystko – oprócz niszczenia zarodków - mało kto o tym wie, a jest to przecież główny argument na 'nie' przeciwników sztucznego zapłodnienia. Z kolei byłam pozytywnie zszokowana jak tolerancyjnym krajem w kontekście polityki reprodukcyjnej jest Izrael. Jednego jestem pewna - ja, osobiście, gdybym nie mogła zajść w ciążę naturalnie, to przed in vitro nie wahałabym się nawet pięciu minut. A książkę polecam, cieszę się że sięgnęłam. Wcześniej pewnie nie zainteresowałaby mnie ta tematyka, ale teraz, gdy sama mam zostać mamą, ciągnie mnie do takich okołociążowych tematów. Ciekawe spojrzenie na niekonwencjonalne rodzicielstwo, można przemyśleć sobie parę kwestii, docenić jakim darem jest dziecko i co naprawdę oznacza bycie rodzicem. Wartościowa lektura, która poszerza horyzonty.
sobota, 5 maja 2018 | By: Annie

"Troje" - Sarah Lotz

               Oto książka, która chyba cztery lata przeleżała na moich półkach, aż w końcu, w przypływie czytelniczej łaskawości, stwierdziłam – nadszedł jej czas. ;) Chomikowałam ją długo, bo wiedziałam, że będzie to nie lada czytelniczy smaczek – ja po prostu uwielbiam takie klimaty! Owa historia dotyczy wydarzeń z Czarnego Czwartku – dnia, w którym cztery samoloty linii pasażerskich rozbijają się na czterech kontynentach. Przeżywa tylko trójka dzieci... Cud? Spisek? Przypadek? Wokół katastrofy narasta atmosfera paranoi i zagrożenia, co dodatkowo jest potęgowane przez dziwne zachowanie ocalałych dzieci. Strasznie podobał mi się sposób prowadzenia narracji – coś nowego, świeżego, oryginalnego. Bo otóż mamy tu jakby książkę w książce – autorka pisze reportaż o wydarzeniach Czarnego Czwartku – treść to miks przeprowadzonych przez nią wywiadów, nagrań, dokumentów, relacji świadków. Narracja toczy się wielotorowo, ale ani przez chwilę nie miałam poczucia zagubienia w wątkach. Wręcz przeciwnie – nie mogłam się oderwać. To historia o katastrofie, ale też o ludzkiej naturze – ogromnie podobały mi się opisy narodzin wszystkich tych teorii spiskowych, począwszy od religijnych objawień aż po najazd kosmitów. Wiele osób krytykuje zakończenie tej powieści. Sama nie wiem… Ja chyba jestem zadowolona, w każdym razie głowa szumiała mi od wrażeń i emocji, długo nie mogłam zapomnieć o tej historii, uwielbiam to uczucie oszołomienia po lekturze. Ostrzę sobie żeby na kolejną książkę tej autorki – „Dzień czwarty” – już zamówiłam, nie mogę się doczekać kiedy wreszcie dorwę ją w swoje ręce!!!
piątek, 4 maja 2018 | By: Annie

Idzie nowe... :)

                     Mam mnóstwo zaległych notek, blog przez ostatnie miesiące zarósł niestety grubą warstwą kurzu oraz pajęczyn – niemniej bardzo potrzebowałam tych chwil dla siebie, dla nas – na oswojenie nowej rzeczywistości... na przywitanie tej małej, idealnej dziewczynki, która fika właśnie radośnie w moim brzuchu. Odliczamy dni do września. :) Na szczęście wolny czas to obecnie mój wielki skarb i luksus - wraz z kwietniem skończyłam studia, odebrałam dyplom i mam ten ogromny komfort, że na razie nie muszę pracować, więc obijam się słodko, z niecierpliwością wyglądając przyszłości. Głowa powoli odlatuje ku nowemu – instynkt wicia gniazda się włączył. Mnóstwo czasu spędzam na necie czytając o wózkach, nosidełkach, rozwoju dziecka, zamawiając ubranka itd. A frajdę mam z tego ogromną. Apetyt na książki i zdolność skupienia na lekturze również wróciły. To fajny, spokojny i wyjątkowy okres. W związku z czym pora na reaktywację bloga. :)
niedziela, 11 lutego 2018 | By: Annie

"Arystokratka na koniu" - Evžen Boček

                   Mój umysł przebywa obecnie w zupełnie innym świecie, unoszę się trzy metry nad ziemią, głowy do czytania nie mam zupełnie – ale to wróci w swoim czasie, jestem pewna. Na razie czytam skokowo – tzn. jeden dzień zrywu, kiedy pochłaniam kilkaset stron, a potem znowu przestój. Widocznie tak ma być, notuję dla siebie, ku pamięci na przyszłość. ;) W każdym razie „Arystokratka” dobra na wszystko – tom trzeci zakupiłam na kindla dzień po premierze i połknęłam szybko oraz ze smakiem. Dla tych, którzy tej serii jeszcze nie znają – jest to autentycznie przezabawna opowieść o pewnej rodzinie czeskich arystokratów, która po latach odzyskuje rodowy zamek - Kostkę. Oczywiście wiąże się to z całą masą komicznych perypetii, natrętnymi turystami, awariami itd. Nie był to może taki zachwyt jak przy lekturze tomu pierwszego – wiadomo, urok nowości, zaskoczenie... W każdym razie przy „Arystokratce na koniu” nadal bawiłam się świetnie, szkoda tylko, że tak krótko! I znowu trzeba będzie czekać parę lat na kolejny tom... Ale wiem, że warto, bo żadna inna lektura nie zapewnia mi takiej dawki głośnego śmiechu i poprawy humoru. Panie Boček, pisz pan szybciej! ;)
sobota, 27 stycznia 2018 | By: Annie

"Kobieta w oknie" - A.J. Finn

                      Przyznam, że ostatnio nieco męczą mnie te wszystkie blurby, jak i wszelka krzykliwość oraz nachalność reklamowa - każda nowa książka jest ‘naj, naj, naj’ , ‘niesamowita’ i ‘wybitna’. A nie wystarczy, że będzie, jak wiele innych, zwyczajnie dobra? Tak, tak, wiem – marketing i pieniądze… W każdym razie czy „Kobieta w oknie” faktycznie jest tak ‘nieodkładalna’ jak zachwala Stephen King? Nie, nie jest, w międzyczasie przeczytałam inną pozycję, choć przyznam, że powieść A.J. Finn czytałam z zainteresowaniem, historia wciągnęła mnie. Czy jest to ‘najbardziej porywający thriller od czasu „Zaginionej dziewczyny”’ jak z kolei deklaruje Tess Gerritsen? Jeśli kogoś „Zaginiona dziewczyna” aż tak porwała, to być może tak lub nawet bardziej, natomiast ja nigdy nie byłam jakąś wielką entuzjastką książki Gillian Flynn – dobrze ją wspominam, ale bez fajerwerków. Do czego zmierzam – „Kobieta w oknie” to po prostu solidny, bardzo umiejętnie napisany thriller – naprawdę dobry, ale też bez przesady – arcydzieło to nie jest. 

                      Podobała mi się kreacja głównej bohaterki – pokiereszowanej przez życie prawie czterdziestolatki, która cierpi na agorafobię i nie wychodzi z domu, za to namiętnie ogląda czarno-białe filmy i obserwuje swoich sąsiadów - aż pewnego dnia widzi coś, czego zobaczyć nie powinna.... Podobało mi się zakończenie, które jak najbardziej mnie zaskoczyło. Jeszcze raz podkreślam – to bardzo porządna, dobra książka, ale nie wiem, czy to może już moje zmęczenie tematem, czy po prostu przy którymś tam dziesiąt przeczytanym thrillerze przestajesz się tak emocjonować – nie wiem, w każdym razie okładkowe zachwyty są na wyrost moim zdaniem, miejmy trochę umiaru w tych wielkich słowach. Natomiast jeśli lubicie thrillery – gorąco polecam tę pozycję! Solidny reprezentant swojego gatunku, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że znajdzie się w moim prywatnym rankingu TOP15 najlepszych thrillerów. :) 

niedziela, 14 stycznia 2018 | By: Annie

"Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka" - Cezary Łazarewicz

                     Ostatni tydzień to była w moim życiu istna jazda bez trzymanki, pełna wrażeń, emocji i pięknych chwil. Bałam się trochę, że sięgnięcie po ambitny reportaż to nie będzie dobry wybór na ten czas, że nie będę miała głowy do tego typu ‘poważnej’ lektury, a i moje myśli ulecą ku innym sprawom… A jednak - za każdym razem gdy siadałam do tej pozycji, natychmiastowo i w pełnym skupieniu przenosiłam się w nieznany mi, przerażający świat – czas lat 80, kiedy ZOMO bestialsko zamordowało warszawskiego maturzystę – Grzegorza Przemyka. Owa pozycja to opis tych dramatycznych wydarzeń, jak i wieloletniego procesu, który stał się przedmiotem manipulacji i ohydnych kłamstw polityków. To także niepowtarzalny portret ówczesnego społeczeństwa, codzienności i obyczajowości. 

                     Uważam, że nie ma sensu pisać więcej, streszczać, analizować – tę książkę po prostu trzeba przeczytać i w zadumie przetrawić. To reportaż idealny, dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, świetnie napisany, chwyta za serce, pozostawia z uczuciem niedowierzania, bezsilności i smutku. Zazwyczaj nie szczędzę słów pochwały lekturom – bo i dlaczego bym miała, skoro dana pozycja wzbudza we mnie same pozytywne emocje - niemniej teraz żałuję, że nie bywam jednak ciut oszczędniejsza w swoich zachwytach – miałabym rezerwę wielkich słów dla książki Cezarego Łazarewicza. W każdym razie nie przegapcie tej pozycji – niesamowita lekcja historii, reportaż doskonały, a jednocześnie czyta się to jak thriller, nie ma tu żadnej bariery nieprzystępności czy literackiego snobizmu, którego tak nie znoszę w polskiej prozie ambitnej. Już niedługo będę miała przyjemność obejrzeć sztukę w Teatrze Polonia, która powstała właśnie na podstawie tej lektury - nie mogę się doczekać. A książkę gorąco polecam!
sobota, 6 stycznia 2018 | By: Annie

"Podpalacz" - Wojciech Chmielarz

                           Lubię polski kryminał. Uważam, że mamy kilku naprawdę niezłych autorów, z ciekawymi pomysłami i dobrym warsztatem. Zatem sięgając po nowego dla mnie twórcę tego gatunku – Wojciecha Chmielarza – spodziewałam się książki dobrej, ale to, co otrzymałam przekroczyło wszelkie moje oczekiwania. Przyznam od razu – to chyba najlepszy polski kryminał, jaki przeczytałam w życiu. I nie chodzi nawet o samą intrygę, która swoją drogą jest bardzo wciągająca, dopracowana oraz umiejętnie poprowadzona, a zaznaczam, że nie ma tu ani jednego z tych elementów, które zawsze łatwo mnie ‘kupują’ i sprawiają, że patrzę na daną książkę przychylniejszym okiem – takich jak niewielkie miasteczko, rodzinna tajemnica i ograniczona przestrzeń, typu wyspa, samolot lub odcięta od świata rezydencja. Nie, książka Wojciecha Chmielarza nie ma z w sobie nic z romantycznej zbrodni - to rasowe policyjne śledztwo prowadzone po całej Warszawie, dotyczące serii podpaleń domów mieszkalnych - czyli tematyka zupełnie nie w moim guście. A jednak zachwyciłam się, a to, co mnie przekonało, to przede wszystkim znakomita postać komisarza Mortki – tak dobrze i wyraziście zarysowana - oraz naprawdę świetny styl pisania autora i zakończenie, które wbija w fotel. Plus mały bonus w postaci dobrze znanych mi okolic Ursynowa. 

                          Nadziwić się nie mogę - czemu ten autor nie został bardziej rozreklamowany? Czemu nie czytają go tłumy? On jest przecież lepszy niż Mróz, Miłoszewski, Krajewski, Jodełka, Puzyńska czy Bonda (choć akurat o to nietrudno)! W każdym razie ja zaraz zabieram się za tom drugi, jak tylko Tata odda mi książkę. ;) A "Podpalacza" GORĄCO polecam!!!!
środa, 3 stycznia 2018 | By: Annie

"Prowadź swój pług przez kości umarłych" - Olga Tokarczuk

                           Literacko rok 2018 rozpoczęłam z przytupem, bowiem od razu udało mi się przeczytać książkę jednocześnie ambitną, mądrą, piękną i świetnie napisaną. Z resztą po tej autorce nie spodziewałam się niczego innego – przedsmak jej stylu i wybitnych umiejętności literackich poczułam już w krótkim tomie opowiadań pod tytułem „Szafa”

                          „Prowadź swój pług przez kości umarłych” to opowieść osadzona w gęstych, górskich lasach Kotliny Kłodzkiej. Historia dotyczy serii tajemniczych morderstw dokonywanych na kolejnych myśliwych, do których dochodzi - jak sugeruje główna bohaterka - w ramach zemsty zwierząt. Książkę ilustrują piękne zdjęcia – kadry z filmu – co dodatkowo potęguje klimat nostalgii, osamotnienia, podziwu i respektu dla potęgi przyrody. Owa lektura to ponadto swego rodzaju manifest, proklamacja dla wszystkich przeciwników polowania, wegetarian i przyjaciół zwierząt. Wiele tu oryginalnych, wyrazistych scen, ciekawych zdań-cytatów oraz trafnych spostrzeżeń, które aż chce się analizować z ołówkiem w ręku. To mądra, refleksyjna lektura, która też bezlitośnie obnaża wszechobecną hipokryzję – kościelną, polityczną, społeczną. Plus główna bohaterka, którą zapamiętam na długo. To wszystko składa się na tak rzadki w Polsce przykład literatury jednocześnie ambitnej i przystępnej czytelnikowi. Chciałabym, żeby cały mój 2018 rok czytelniczo był tak dobry jak ta pierwsza pozycja. Oby jak najwięcej takich książek!
poniedziałek, 1 stycznia 2018 | By: Annie

Podsumowanie roku 2017

                       Rok 2017 zamykam z bilansem 79 przeczytanych książek na koncie. Bardzo dobry wynik, zważywszy, że był to również rok w którym napisałam i obroniłam pracę magisterską, zwiedziłam wschodnie wybrzeże Stanów, a także wykonałam połowę stażu aptecznego. Końcówka roku nie była dla mnie z wielu powodów łatwa, ale nie chcę rozpamiętywać złych czy smutnych chwil, z nadzieją patrzę w przyszłość.


                       Literacko rok 2017 zapamiętam jako ten, który rozpoczęłam dość ambitnie – reportażem i literaturą naprawdę piękną – aż nagle na długie miesiące skręciłam w stronę thrillerów psychologicznych, by zakończyć puszczeniem oka w kierunku romansu i… horroru – przyznaję, mnie samą niejednokrotnie zaskoczyły moje wybory czytelnicze. W ciągu ostatnich 12 miesięcy odkryłam kilku bardzo ciekawych pisarzy – takich jak Peter Swanson, Peter James, Rose Tremain czy mój osobisty król dowcipu Evzen Bocek. Czytałam sporo prozy polskich autorek - Magdaleny Witkiewicz, Katarzyny Bereniki Miszczuk oraz Manueli Gretkowskiej. Ponadto nadal nie umiem ustosunkować się do twórczości Remigiusza Mroza – widocznie dwie przeczytane książki to jeszcze za mało, by wydać werdykt. O tytuł najgorszej książki roku walczą u mnie dwa tytuły – dziwnym trafem oba przeczytane w grudniu - „Maybe someday” oraz „Pamiętnik księżniczki” – ciężko mi wybrać zwycięzcę na tym polu – obie te pozycje były naprawdę tragiczne i tylko zmarnowały mój czas. Natomiast jeśli chodzi o najlepszą książkę 2017 roku to tytuł ten zdobywa „Król” Szczepana Twardocha – sięgając po tę powieść nawet nie sądziłam, że mi się spodoba, ale jej wielopłaszczyznowość, wyraziści bohaterowie oraz odmalowany obraz przedwojennej Warszawy zachwyciły mnie bezgranicznie. Jeśli chodzi o inne, naprawdę rewelacyjne lektury, to chcę tu również wyróżnić „Małych bogów” Pawła Reszki, „Dzieci Norwegii” Macieja Czarneckiego, "Dom na wzgórzu" Petera Jamesa, "Niepełnię" Anny Kańtoch,  "Marię Pannę Nilu" Scholastique Mukasonga, "Dziennik kasztelana" Evzena Bocka i - koniecznie - naprawdę przecudną perełką bibliofilską „Prześlę Panu list i klucz” Marii Pruszkowskiej. Jeśli chodzi o thrillery psychologiczne to, jak naliczyłam, przeczytałam ich łącznie 16 (ale liczę wyłącznie te, które faktycznie są thrillerami, a nie mają tylko taki chwytliwy opis na okładce). Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje na pewno „Za zamkniętymi drzwiami” B.A. Paris, „Ostatnie wyjście” Federico Axat, "Czasami warto zabić" oraz "Każdy jej strach" - obie pióra Petera Swansona.

                       Jeśli chodzi o plany czytelnicze na nowy rok, to standardowo - chciałabym czytać więcej, ambitniej, intensywniej. Tradycyjnie marzą mi się reportaże i szczypta klasyki. Niemniej jakiś większych planów nie snuję, bowiem rok 2018 będzie dziwny pod wieloma względami. To będzie rok ważnych rozstrzygnięć i wielkich niewiadomych. Nie mam pojęcia jak będzie wyglądał i jak się potoczy. Rok, w którym wiele się okaże i wyjaśni – jak będzie wyglądała nasza przyszłość,  czy nasze marzenia się spełnią, w jakim kraju będziemy mieszkać itd. W marcu kończę staż, ale co potem – nie mam pojęcia, przyznam, że do pracy mi się jakoś nie spieszy. Niemniej, powtarzając za Szwejkiem ‘jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było’, zobaczymy co los przyniesie – w każdym razie jakoś to będzie. Życzę sobie, że gdy za rok spojrzę na dzisiejszą notkę, uśmiechnę się do myśli, że obecne marzenia się spełniły. I tego życzę również Wam – żeby ten nowy rok był pod każdym względem jeszcze lepszy. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...