Z pewnością każdy mól książkowy ma w swoim
czytelniczym dorobku autora, którego nazwisko zna doskonale ze słyszenia, którego
polecają wszyscy w koło, ale z którym ciągle jakoś nie może się spotkać na literackiej drodze. Dla mnie od lat takim pisarzem był Richard Paul Evans –
możecie wierzyć lub nie, ale to moje pierwsze spotkanie z jego
prozą. A przy okazji też pierwsza w tym roku lektura bożonarodzeniowa.
„Hotel pod jemiołą” to taka typowo krzepiąca, romantyczna
opowieść o miłości w okołoświątecznych realiach.
Smaczek stanowi fakt, iż wydarzenia osadzono w scenerii konferencji dla początkujących pisarzy.
Dzięki temu sporo tu ciekawych detali o samym procesie wydawniczym w Stanach oraz co rusz otrzymujemy przeróżne smaczki literackie - ogólnie klimat panuje mocno okołoksiążkowy, co
każdej powieści dodaje w moich oczach sporo punktów – o
spotkaniach z wydawcami i agentami literackimi czytałam z ogromną ciekawością. Dla mnie osobiście książka Evansa to taka typowa, stereotypowa esencja
amerykańskiej prozy popularnej – z półki Nicholasa Sparksa czy Danielle Steel – ugładzona, jednowymiarowa lektura, optymistyczna, z obowiązkowym happy endem na końcu. Ale jednocześnie tkwi w tym również pewien urok - nie wiem, być może to kwestia wakacyjnej podróży lub
też zawartych amerykańskich znajomości – ale mam wrażenie, że teraz lepiej
rozumiem funkcjonowanie takich książek, jak inaczej można je
odebrać w kontekście amerykańskiego stylu życia pod sztandarem haseł ‘yes, you can’ oraz ‘let's have a blast’. Ugładzonego
zewnętrznie, pełnego optymizmu i możliwości. Wiary w lepsze jutro.
I taka jest również ta książka. Pozytywna, fajna lektura, o ile
spojrzy się na nią przymrużonym okiem i z odpowiednim nastawieniem. I choć oczywiście obiektywnie doskonale widzę, że jest to pozycja raczej średnia literacko, to jednak podobała mi się – lektura w sam raz na lekki relaks po ciężkim tygodniu.
"Misery" - Stephen King
Sporadycznie, raz na rok czy dwa, sięgam po
twórczość Stephena Kinga. Wielką fanką nie jestem, nie jest to
zaplanowane, wynika ze mnie jakoś samo, spontanicznie – niespodziewanie nachodzi
mnie ochota, więc zaspokajam czytelniczy głód. „Misery”
czytałam długo i na raty - zaczęłam jeszcze w maju, kiedy
dosłownie rzuciłam się na tę nową, śliczną prenumeratę. Książkę
połknęłam aż do zakończenia części drugiej… gdzie utknęłam
na makabrycznych opisach – kto czytał, ten na pewno wie o czym
mowa. Doczytałam do końca dopiero teraz – podczas mojego
listopada z horrorem - postanowiłam wreszcie dzielnie stawić czoła tej
makabrze. Owa powieść to historia pisarza, który ulega wypadkowi samochodowemu na odludziu, a następnie zostaje ‘otoczony opieką' przez swoją fanatyczną
fankę. Nie wiem czemu, ale jakoś nie chwyciła mnie ta historia.
Niby jest umiejętnie napisana, niby czytałam w sumie ze sporym
zainteresowaniem i nic konkretnego nie mogę jej zarzucić, ale jakoś jednocześnie dłużyła mi się ta lektura,
nie poczułam również tego ‘czegoś’, jak przy poprzednich książkach
Kinga, które podobały mi się zdecydowanie bardziej. Co oczywiście
nie oznacza, że nie sięgnę po resztę jego twórczości – na
spokojnie, przez lata chcę stopniowo poznawać jego największe dzieła.
"Wypowiedz jej imię" - James Dawson
Lubię ten mój sposób czytania i
dobierania lektur – najpierw schwytana w locie myśl przewodnia, a
potem szperanie, wertowanie, przeglądanie dziesiątek stron, list,
rankingów na tropie inspiracji w danym temacie. Dużo frajdy
sprawiają mi takie poszukiwania ‘tematyczne’, a radość z
ciekawego odkrycia jest podwójna lub nawet potrójna. Nie pamiętam
już gdzie, co i jak, ale w ten właśnie sposób, w szale szperania
pod hasłem ‘powieść grozy’, natrafiłam na „Wypowiedz jej
imię” – smakowitą lekturę osadzoną w realiach położonej na odludziu, mrocznej i pełnej tajemnic szkoły z
internatem, gdzie grupa nastolatków w halloweenową noc postanawia wywołać ducha Krwawej Mary... Nie bałam się jakoś szczególnie (może
tylko trochę na samym początku), ale za to historia wciągnęła
mnie bez reszty – nie mogłam się oderwać, przekręcałam stronę
za stroną. To fajna, dość młodzieżowa lektura na listopadowe dni, która doskonale zgrała
się z moim nowym rytmem wieczornym, kiedy wcześnie wskakuję do
łóżka i dużo czytam. Nie jest to pozycja obowiązkowa, ale nie żałuję, że sięgnęłam. Dobra rozrywka.
"Psychoza" - Robert Bloch
Listopad z horrorem w toku, sięgnęłam
zatem po klasykę gatunku, czyli słynną „Psychozę” Roberta
Blocha, na podstawie której Alfred Hitchcock nakręcił kultowy film
o tym samym tytule. Książeczka jest cienka, niewielka objętościowo,
skrywa natomiast bardzo ciekawą, wciągającą historię. Pewna młoda kobieta
rzuca swoje dotychczasowe życie i ucieka z ukradzioną gotówką.
Na noc zatrzymuje się w pustym, położonym na odludziu hotelu prowadzonym przez dziwacznego Normana Batesa i jego toksyczną matkę… Reszty możecie się pewnie domyślić...:) Co było dla mnie
zaskoczeniem, wcale nie jest to rasowy horror, a raczej kryminał, w
każdym razie bardzo duży nacisk został tu położony na śledztwo, choć momentami
bywa też groźnie. Wiadomo, forma trochę odbiega od tych bardziej
współczesnych lektur, przy czym warto mieć na uwadze, że książka
powstała w 1959 roku. Podobało mi się. Coś innego, ciekawego.
Klasyka, którą warto znać, szczególnie pozycja warta uwagi dla
fanów gatunku grozy. Do połknięcia w jeden wieczór.
Wielkie WOW!!! "Niepełnia" - Anna Kańtoch
WOW! Co to jest za książka!!! Sięgnęłam
przypadkiem, intuicyjnie, widzę, że wracam na dawne, dobre tory
czytelnicze, bo oto udało mi się odkryć prawdziwą literacką
perełkę – lekturę, do której będę wracała myślami po
latach, która zostanie gdzieś w moim umyśle i powróci czkawką
literackich wspomnień. Owa książka to rasowa powieść
szkatułkowa, majstersztyk i niesamowita perełka dla tych, którzy poszukują nieoczywistych doznań literackich. Historia dotyczy
pewnych wydarzeń rozgrywających się w tajemniczym, położonym na
odludziu Białym Domu – zahacza o wielu bohaterów i wiele
płaszczyzn czasowych, z których powoli wyłania się pełny, choć nieco przymglony i nieuchwytny obraz
wydarzeń - jak elementy układanki, z której każdy może ułożyć swój własny, unikalny obrazek. To opowieść z pogranicza kryminału, obyczajówki… nic
więcej nie napiszę, żeby nie psuć Wam przyjemności z
samodzielnego odkrywania tej historii. Czuję w pełni satysfakcję, ale jednocześnie też niedosyt jeśli chodzi o zakończenie - tu przyznam, że myślałam, że będzie ono łatwiejsze, bardziej przystępne. Autorka z jednej strony wybrała łatwiejszą, bo w pewnym sensie otwartą na interpretacje drogę, a z drugiej strony też bardziej ryzykowną i ambitniejszą... chciałabym dyskutować, czytać analizy, zrobiłam sobie nawet notatki z książki, żeby zrozumieć ją 'głębiej', żeby dostrzec wszelkie niuanse i ukryte znaczenia.
Jestem pod wrażeniem jaka to soczysta, świetnie napisana powieść! Niesamowicie wciąga,
dosłownie nie można się oderwać – od pierwszej strony, aż do
samego końca. A jednocześnie jest w niej jakaś niesamowicie
satysfakcjonująca głębia – literacka, intelektualna,
psychologiczna. Dla mnie to jedna z najlepszych książek, które
przeczytałam w tym roku, choć mam świadomość, że jej 'poplątanie' nie każdemu pewnie przypadnie do gustu. Ja jestem zachwycona i już wiem, że
sięgnę po pozostałe kryminały tej pani. Polecam, czytajcie!!!!
"To przez Ciebie!" - Mhairi McFarlane
Książki Mhairi McFarlane to doskonałe
pozycje na poprawę humoru, na kryzys czytelniczy i momenty, kiedy w
głowie tętni myśl ‘chciałabym coś poczytać, ale w zasadzie
nie wiem co’. Nie dajcie się zwieść - pomijając przeciętne
tytuły i średnie okładki, są to pierwszej klasy obyczajówki dla kobiet – niebanalne, sympatyczne, lekkie i zabawne. Jest
coś takiego w pisaniu autorki, że ja to kupuję momentalnie, jakaś
realność bohaterów, którzy mylą się, błądzą, zaskakują
swoimi decyzjami – jak to w życiu. Są bliscy, ludzcy, prawdziwi.
Niby banał, a jednak tak pisać o kobietach i dla kobiet potrafią
tylko nieliczne autorki. Książki Mhairi są grube, wielowątkowe,
można wsiąknąć w ten świat, dobrze poznać i polubić bohaterów,
choć widziałam również zarzuty, że są za długie i przegadane.
Ale ja to lubię najwyraźniej. :)
„To przez Ciebie!” to historia perypetii trzydziestoparoletniej Delii, która w dniu zaręczyn przez przypadek otrzymuje dziwnego smsa od narzeczonego... a wcale nie był on przeznaczony dla jej oczu… Oczywiście uruchamia to lawinę zmian i życiowych rewolucji. Perełka „Nie mów nic, kocham Cię” tej samej autorki podobała mi się nieco bardziej, ale „To przez Ciebie!” to również bardzo dobra, kobieca obyczajówka. Powoli, z czasem przeczytam resztę książek autorki, zawsze dobrze mieć w zanadrzu parę takich ciepłych, pozytywnych lektur. A tymczasem rozpoczynam listopad z horrorem i thrillerem – tak sobie postanowiłam. Ale jak wyjdzie, zobaczymy. :)
„To przez Ciebie!” to historia perypetii trzydziestoparoletniej Delii, która w dniu zaręczyn przez przypadek otrzymuje dziwnego smsa od narzeczonego... a wcale nie był on przeznaczony dla jej oczu… Oczywiście uruchamia to lawinę zmian i życiowych rewolucji. Perełka „Nie mów nic, kocham Cię” tej samej autorki podobała mi się nieco bardziej, ale „To przez Ciebie!” to również bardzo dobra, kobieca obyczajówka. Powoli, z czasem przeczytam resztę książek autorki, zawsze dobrze mieć w zanadrzu parę takich ciepłych, pozytywnych lektur. A tymczasem rozpoczynam listopad z horrorem i thrillerem – tak sobie postanowiłam. Ale jak wyjdzie, zobaczymy. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)