niedziela, 7 maja 2017 | By: Annie

"Kocham Nowy Jork" - Isabelle Laflèche

                     Czytanie książek trudniejszych i ambitniejszych to dla mnie aktualnie nie lada wyzwanie. Brakuje mi skupienia do tych bardziej wymagających lektur, szczególnie gdy głowa dymi od planowania, zgrywania terminów, załatwiania tysiąca drobnych spraw i pisania pracy magisterskiej. Dużo się dzieje i mam nadzieję, że wkrótce będę mogła się pochwalić. A w międzyczasie postanowiłam się nie katować - na wszystko jest właściwa pora, na wyzwania i zdobywanie literackich Mount Everestów też przyjedzie jeszcze czas. Czytanie ma być przede wszystkim przyjemnością – tak postanowiłam:). W ramach relaksu i odprężenia sięgam zatem po lekkie, przyjemne powieści lub thrillery psychologiczne – na co akurat najdzie mnie smak, a czytam w ostatnim czasie naprawdę sporo. 

                        „Kocham Nowy Jork” przeczytałam jakby mimochodem, gdzieś tam w biegu, ani się obejrzałam i byłam już na ostatniej stronie. Miała to być moja książka ‘torebkowa’, ale tak mnie wciągnęła, że czytałam również w domu. Jakbym miała określić ją dwoma słowami to byłyby to po prostu stwierdzenie ‘przyjemne czytadło’. Pamiętam, że kiedyś sporo radości sprawiało mi pochłanianie tego typu chick-lit głupotek – był to czas kiedy zaczytywałam się w powieściach Sophie Kinselli, Lauren Weisberger czy Candace Bushnell. Wielkie miasto, kariera, zakupy, przebojowa singielka i bogaty książę na horyzoncie. Smaczkiem było ukazanie pracy w nowojorskiej korporacji – oj nie zazdroszczę… ;) Polecam, ale na takie książki trzeba mieć nastrój i ochotę, w przeciwnym wypadku mogą irytować swoja błahością, powierzchownością. Mnie się podobało, ale nie będę jakoś specjalnie zachwalać i reklamować, że warto, że koniecznie trzeba itd. Co kto lubi:)

0 komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...