Nie lubię
czytelniczej monotonii, dlatego postanowiłam, że pora na małą
przerwę od thrillerów. Dla urozmaicenia zaserwowałam sobie zatem
rasową obyczajówkę, która skusiła mnie podczas ostatniej wizyty
w bibliotece. To druga wydana w Polsce powieść autorki „Ostatnich dni Królika” – przepięknej książki, która zachwyciła mnie
jesienią półtora roku temu. Jeśli chodzi o „Gdzieś tam, w
szczęśliwym miejscu” to aż takiego zachwytu nie podzielę, choć książka jest bardzo dobra i to wciąż ten sam poruszający styl powieści – zabawny, lekki,
ale też dramatyczny i dotykający poważnych tematów;
słodko-gorzki, choć jednocześnie optymistyczny. Siłę tej książki stanowią przede wszystkim przesympatyczni bohaterowie, których lubi się od pierwszej strony.
Cała historia to
w pewnym sensie retrospekcja - opowieść Maisie o utracie ukochanego
syna. Właściwie od samego początku znamy zakończenie tej książki - poznajemy tylko okoliczności, które doprowadziły do tragedii. W rezultacie, chyba właśnie przez tę znajomość finału, "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" nie wywołało we mnie takiej lawiny emocji jak "Ostatnie dni Królika", ale to jednak wciąż dość emocjonująca historia o walce z przeciwnościami losu na dublińskim
przedmieściu z lat 90’, opowieść o homofobii i o tym jakie
piekiełko ludzie bezinteresownie potrafią zgotować innym. Jednocześnie nasuwa się refleksja jak ogromny, a
jednak wciąż za mały postęp wykonaliśmy jako
społeczeństwo, cywilizacja względem tolerancji
homoseksualizmu...
"Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" to pełna ciepła i mądrości książka obyczajowa.
Żadne tam arcydzieło, ale w pewien sposób bardzo wartościowa lektura,
wypełniająca serce dobrymi emocjami. Niezbyt głęboka, ale pozytywna, w sam raz, aby zdystansować
się od swoich trywialnych, wyimaginowanych problemów i docenić
szczęście dnia codziennego. I przypomnieć sobie, że w każdej
sytuacji warto – mimo wszystko – starać się być po prostu
dobrym, przyzwoitym człowiekiem. Czyta się błyskawicznie,
400 stron połknęłam nawet nie wiem kiedy. Jest coś
w pisarstwie Anny McPartlin, co przypomina mi twórczość Jojo Moyes
czy Marian Keyes. Czytadło z jakością. Jeśli lubicie tego typu przystępnie napisane, ale też pełne emocji i wzruszajace obyczajówki - gorąco polecam twórczość Anny McPartlin.
2 komentarzy:
Warto sięgać po takie książki - emocjonujące i uczące czegoś. Okładka moim zdaniem świetna, prosta ale jednak ma coś w sobie. Jestem bardzo ciekawa tej lektury :)
Bardzo dobrze wspominam tę książkę, więc tym większą ochotę mam na "Ostatnie dni Królika".
Prześlij komentarz