wtorek, 22 listopada 2016 | By: Annie

"Jesień" - Karl Ove Knausgård

                      Myślę, że potrzebowałam tej książki znacznie bardziej niż ona mnie. Takie dziwne poczucie towarzyszy mi już po zakończeniu lektury i chyba po raz pierwszy w życiu - a to nie lada paradoks, zważywszy, iż wyznaję zasadę, że bez swojego czytelnika żadna książka nie istnieje. Żeby zgłębić ten tom potrzebowałam ciszy, wypoczętego umysłu i pełni skupienia. W zanadrzu czekał ołówek do podkreślania fragmentów. To pozycja niełatwa, nie powiem, że niedostępna, ale pokryta jakby wielowarstwową powłoką – tylko od czytelnika zależy ile czasu poświęci - ile tych warstw odkryje, jak głęboko sięgnie. I choć w wielu innych lekturach taka narzucona przez autora ekwilibrystyka umysłowa mierzi, a nawet irytuje  - bo przecież książka jest dla czytelnika, a nie czytelnik dla książki - to akurat Knausgard potrafi tak omamić, że jestem mu wdzięczna za tę możliwość intelektualnej gimnastyki, za gonitwę myśli i skojarzeń. Za rozbudzenie mojego umysłu. Bo mam poczucie, że było warto, a w zamian za wysiłek otrzymałam coś naprawdę wyjątkowego.  
                      „Jesień” to dzieło w pewien sposób ponadczasowe, napisane w postaci krótkich rozdziałów, każdy skupia się na jakimś przedmiocie, emocji, pojęciu. To swoisty hołd dla świata, jego złożoności, głębi. Właściwie nie wiem co bardziej mi się podobało – czy piękny język, czy zaskakujące spostrzeżenia rzucające nowe światło na rzeczy oczywiste, a może to magiczne uczucie tuż po lekturze, kiedy świat wokół zwalnia i staje się nagle jakby pełniejszy, bardziej wyraźny? Knausgard to ten typ pisarza, który potrafi sprawić, że czytanie o jabłku staje się intensywniejszym doznaniem niż jego faktyczne jedzenie. Ta książka pokazała mi jaką literaturę warto czytać, ponownie dostrzegłam to, co umknęło mi w ostatnich miesiącach – w ciągłym biegu pod hasłem ‘więcej, szybciej’. Chyba po prostu potrzebowałam przypomnienia o co naprawdę w tym całym czytaniu chodzi.  I co dobra książka potrafi zrobić z otwartym, chłonnym umysłem. A Knausgard, choć niekiedy pisze bezpruderyjnie o rzeczach obrzydliwych, to wciąż jest to literatura (zaskakująco) piękna. 
niedziela, 20 listopada 2016 | By: Annie

Była sobie paczka...

                      Przyszła do mnie pewna wyjątkowa paczka… Mąż nawet nagrał to dzikie szaleństwo rozpakowywania, darcie papieru, ten niepohamowany uśmiech od ucha od ucha i ogromną radość z każdej nowej książki, która wcale nie mija mi z wiekiem czy stopniem zapełnienia półek. Jednak to już zbyt duży poziom ekshibicjonizmu, żeby pokazać ten filmik publicznie. :) I tak, przyznaję, jestem książkowym pazerniakiem i maniakalnym książkoholikiem – ale wiecie co? Dobrze mi z tym. :) Ach, ale mam czytania! Stosik wybrałam starannie na arosie, umiliło mi to kilka deszczowych wieczorów, różne pozycje rozważałam, wkładałam i wyjmowałam z koszyka, jednak ostatecznie przywędrowały do mnie oto dwa śnieżne kryminały z klasyki angielskiej, do tego smaczek bibliofilski, czyli „Sztuka powieści” – wywiady z największymi pisarzami naszych czasów, które pierwotnie były opublikowane w The Paris Review. I kolejny tom z cyklu pór roku Knasugarda, gdyż jego „Jesień” urzekła mnie i zachwyciła. "Oswajanie świata" to pozycja, z którą bardzo chcę się zmierzyć. A resztę widać na zdjęciach... Ale mam radochę! I chwalę się, a co! :)

niedziela, 13 listopada 2016 | By: Annie

"Sekretny dziennik Laury Palmer" - Jennifer Lynch

                   W oczekiwaniu na gorącą premierę „Sekretów Twin Peaks” wróciłam myślami do mojej przygody z tym kultowym serialem. Jak to zwykle bywa, wszystko zaczęło się od pierwszego odcinka, choć my do jego obejrzenia przymierzaliśmy się kilka dobrych lat. Koniec końców skusiliśmy się – i dalej już samo poszło. Ta muzyka, ten odrealniony klimat i pełna niepokoju atmosfera … Niepodrabialne. :) Zwykle nie piszę w jakich okolicznościach trafiła do mnie dana książka, jednak w tym wypadku muszę zrobić wyjątek. Bo otóż wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy pewnego czerwcowego poranka, gdy tuż przed wyjściem z domu szukałam kolejnej lektury, którą mogłabym szybko wrzucić do torebki i pobiec dalej w świat, natrafiłam na tę oto zupełnie mi nieznaną pozycję, i to przeglądając moje własne książkowe zbiory! Cienka, czerwona, niepozorna książeczka wetknięta między znajome tomy. Cicha i spokojna – leżała sobie cierpliwie, czekając jakby specjalnie na mnie. Skąd się wzięła? Jak długo tu stoi? Kto ją podłożył? Nikt się nie przyznawał… Na fali serialowych emocji poczułam się niemal jak jedna z bohaterek, która odkrywa mroczną tajemnicę z przeszłości. Oczywiście nie muszę pewnie pisać, że książkę połknęłam natychmiast i z wielką przyjemnością. A po dłuższym śledztwie okazało się, że to mój ukochany, przy pomocy mojego taty, zrobili mi taką oto niespodziankę. Chyba największą w historii. :D 

                         „Sekretny dziennik Laury Palmer” to wyjatkowy smaczek, ale tylko dla miłośników serialu. Swoiste dopełnienie dla maniaków, którzy pokochali ten świat i chcą poznać go jak najlepiej. To również mroczna, miejscami szokująca lektura, która pozwala lepiej odkryć historię Laury, zgłębić jej losy i myśli. Bardzo umiejętnie ukazane jest tu jej dorastanie, począwszy od dwunastego roku życia - jak Laura zmienia się z naiwnej dziewczynki w… lepiej przeczytajcie sami. Mroczny, miejscami oniryczny i psychodeliczny klimat tworzą niepowtarzalną mieszankę. Nie lada smaczek - choć zaznaczam, tylko dla tych, którzy mają choć kilka odcinków serialu za sobą. :) 
wtorek, 8 listopada 2016 | By: Annie

"Zmiana" - Monika Jaruzelska

                   Lubię czytać felietony, dobrze pasują do poranków pachnących kawą, a także skutecznie umilają czas podczas jazdy zatłoczonym metrem w godzinach szczytu. Dotychczas mam za sobą dwa książkowe spotkania z Moniką Jaruzelską – „Towarzyszka Panienka”, a szczególnie „Oddech” podobały mi się, bardzo! „Rodziny” jeszcze nie czytałam, ale mam w planach. Natomiast co do najnowszego dziecka autorki mam mieszane uczucia, muszę przyznać. Przede wszystkim zabrakło mi tu jakoś pomysłu na tę książkę, gdyż pod szyldem tytułowej zmiany wrzucane są do jednego worka przeróżne historie, opowiastki (niestety gorszej jakości niż w poprzednich książkach) i wywiady – a to wspomnienia o uwalnianiu ryb z dzieciństwa, a to rozmowa z psychiatrą o dysmorfofobii, a to felieton o strojach w panterkę i szarym dresie. Bardzo to naciągane. Trochę jakby autorka miała deadline na karku, a zero pomysłu i weny – zatem zmiksowała opisy swojej codzienności z fragmentami ostatnio czytanych książek, do tego dorzuciła parę wywiadów, napisane lata temu teksty o modzie i usiłowała nadać temu wszystkiemu na siłę jakiś górnolotny sens czy myśl przewodnią. Ot i cała książka. Dobrze się to czyta, przyjemnie, lekko, choć z drugiej strony miejscami irytowały mnie te wszystkie wydumane mądrości w stylu Paulo Coehlo, zaprezentowane niemalże jako objawienie wiedzy tajemnej – autorka spostrzegawczo oznajmia: ‘wszyscy się zmieniamy, wszyscy się starzejemy, wszystko płynie!’ A ja się pytam - czy naprawdę tak nisko ceni swoich czytelników? I dziwię się, że ktoś serio może pisać takie rzeczy i jeszcze uważać je za odkrywcze... Ta książka składa się z mnóstwa frazesów ubranych w mądre słowa i oczywistych stwierdzeń nieumiejętnie przebranych w zawiłe zdania. Razi to banałem, choć muszę zaznaczyć, że wyjątek stanowi tu rozmowa z lekarzem psychiatrą oraz ta ostatnia, z filozofem. Jednak dla przykładu, cytując jeden z losowych fragmentów książki: „Jeśli blokujemy emocje w ciele, to nie możemy ich przeżywać. A jak nie możemy ich przeżywać, nie możemy doświadczać świata.” Serio?! Wyjmuję zatem ostrą szpilę i przekłuwam ten wypełnioną pseudo-mądrością i niby-filozofią balon. Za sprawą tej książki odkryłam, że zdecydowanie wolę gdy autorka wspomina minione lata lub tylko pisze subiektywnie o aktualnych wydarzeniach, bo gdy zaczyna dorabiać jakąś większą ideologię czy zgłębiać psychologię lub filozofię… Wychodzi to słabo, sztucznie, niewiarygodnie, irytuje i mierzi ten mentorski, przemądrzały ton. A ignorancja i zarazem też pewność siebie autorki jeśli chodzi o tematykę medyczną są naprawdę zatrważające...

                       Poprzednie książki nie były lekkie i wesołe, ale pozostawiały też pewne ciepło na sercu i pozytywne wrażenia. "Zmiana" to natomiast lektura smutna i zgorzkniała, przepełniona marudzeniem i po prostu niesympatyczna – czyżby jakiś kryzys egzystencjonalny? A może zmiana wydawcy zaszkodziła? Nie mogę się również pozbyć myśli, że to pozycja pisana wyłącznie ‘na siłę’. Reasumując – książka umiliła mi czas (choć też i zirytowała), miejscami była całkiem ciekawa i zawsze lepiej sobie poczytać niż wyglądać przez okno w metrze... Jednak po tej lekturze zdecydowanie mniej lubię autorkę. Polecam wcześniejsze jej książki, ale "Zmianę" można sobie spokojnie darować.
sobota, 5 listopada 2016 | By: Annie

"Persepolis" - Marjane Satrapi

                       Podczas jednego z tych błogo-leniwych, deszczowych popołudni spędzonych w domowej przytulności, zatęskniłam niespodziewanie i gwałtownie za moim projektem czytania książek nieoczywistych i zapomnianych. Jesienny wysyp nowości nie sprzyja literackiemu szperactwu i choć świeżynki wydawnicze mają swój niezaprzeczalny urok, który jak najbardziej doceniam, to jednak wydaje mi się, że warto wygospodarować również kilka chwil na pozycje nietuzinkowe i w naszym codziennym czytaniu nietypowe, a przez to tak ciekawe i poszerzające literackie horyzonty. Zatem, aby zaspokoić ten nagły głód lektury nieoczywistej, sięgnęłam po „Persepolis” Marjane Satrapi. Owa pozycja to powieść graficzna - czyli komiks, jednym słowem. Mój pierwszy w dorosłym życiu. Przyznam, że sama jestem zaskoczona jak ciekawa, przystępna i wciągająca jest to książka! Obrazki i niewielka ilość tekstu, a jaka zdumiewająca siła przekazu, emocji, ogrom treści - zupełnie jak w rasowej powieści. 

                      "Persepolis" to autobiografia autorki - śledzimy jej dorastanie w Iranie, kilkuletni pobyt w Austrii, a następnie powrót do kraju i walkę o własną niezależność w realiach islamskiego reżimu. Na podstawie komiksu powstał nawet film - swego czasu było o nim głośno, zdobył liczne nagrody - koniecznie muszę obejrzeć. Jeśli chcecie liznąć Iranu, dowiedzieć się nieco o jego kulturze, społeczeństwie i współczesnej historii – a to wszystko podane w sposób nietuzinkowy, zabawny, intrygujący, bardzo przystępny i absolutnie niemający nic wspólnego z podręcznikową nudą - to będzie idealna pozycja na wstęp, a zarazem też wyjątkowe spotkanie – na pewno poszerzające horyzonty oraz wiedzę. Bo Iran to kraj spoza schematu, o niezwykle bogatej kulturze, który jednak ma naprawdę zły PR - wiele osób utożsamia go z Irakiem i światem arabskim. Warto wiedzieć, że nie zamieszkują go arabowie, a Persowie, i również nie sami fanatycy religijni... "Persepolis" uzupełnia takie właśnie luki w wiedzy, które - wstyd przyznać - posiadałam aż do tej pory. Niestety, książkę tę bardzo trudno jest zdobyć, nad czym ogromnie ubolewam. Jeśli tylko macie możliwość, koniecznie sięgnijcie - to jedna z tych rzadkich pozycji, które osiedlają się gdzieś w tyle głowy i zapadają w pamięć na zawsze. Wartościowa i poszerzająca wiedzę pozycja. I do tego świetna rozrywka. Polecam!!!


wtorek, 1 listopada 2016 | By: Annie

"Para zza ściany" - Shari Lapena

                     Po raz pierwszy od bardzo dawna mam ochotę gorąco przyklasnąć wydawcy, blurbom na okładce i wszelkim reklamom. Bo jeśli którykolwiek thriller faktycznie zasługuje na taki szum, jaki zaserwowano nam przy promocji „Dziewczyny z pociągu”, to właśnie ta pozycja - zdecydowanie. Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio powieść wciągnęła mnie tak intensywnie w wir fabuły, co więcej – żadna od miesięcy nie wywołała we mnie tak silnych emocji – niepokoju, ciekawości, szybszego bicia serca. Dosłownie oderwać się nie mogłam, pochłaniałam stronę za stroną jak uzależniona, szczególnie początek - moim zdaniem mistrzostwo. Stopniowanie napięcia, to powietrze aż gęste od emocji i przeczucia tragedii, która zaraz się wydarzy... Bo otóż mamy zamożne, niemal idealne małżeństwo ze śliczną, 6-miesięczną córeczką. Para wychodzi na kolację do sąsiadów, opiekunka w ostatniej chwili odwołała przyjście, więc niemowlę zostaje samo, choć rodzice co pół godziny sprawdzają czy wszystko w porządku i monitorują pokój za pomocą elektronicznej niani. Jednak dziecko znika... Jesteśmy rzuceni w szalony bieg wydarzeń, autorka niezwykle umiejętnie manipuluje naszym współczuciem i podejrzeniami. Powiem tyle - jeśli wśród zalewu thrillerów psychologicznych szukacie takiego, który faktycznie sprawi, że zarwiecie noc i nie będziecie mogli myśleć o niczym innym, to „Para zza ściany” będzie najlepszym wyborem. Gorąco polecam! Wow, jak to jest napisane! Co za książka!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...