Naprawdę trudno
jest napisać coś odkrywczego na temat którejś tam kolejnej części
w serii, dlatego postanowiłam, że nie będę skupiała się na
każdej książce osobno i potraktuję temat bardziej ‘zbiorowo’.
Ci, którzy śledzą mojego bloga regularnie, wiedzą na pewno, że
od prawie dwóch lat regularnie zaczytuję się w cyklu o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej
– ukazanie się każdego kolejnego tomu to moje małe literackie
święto. Nie mogłam zatem przejść obojętnie obok nowych części, a że grudzień zbliża się ku końcowi - pora podsumować.
W tym
roku ukazały się dwie kolejne pozycje: tom 6 „Łaskun”
oraz 7 „Dom czwarty”. Oba połknęłam ze smakiem, zaraz po
premierze. Książki Kasi Puzyńskiej to zawsze dopracowane, ciekawe
zagadki, wplecione w kręte ścieżki osobistych losów bohaterów.
Charakteryzuje je również bardzo łatwy, prosty język - czasami chyba nawet aż zbyt prosty i ugładzony, co pewnie nie każdemu przypadnie do gustu - i w zasadzie jest to chyba jedyny
zarzut jaki można tym książkom postawić.
W „Łaskunie” najbardziej podobało mi się to, jak zaskakujący i nieoczywisty obrót przyjmują
sprawy osobiste głównych bohaterów. Strasznie mi się podoba, że
autorka nie idzie w sztampę, a ciągle usiłuje czymś zaskoczyć
czytelnika. I robi to naprawdę skutecznie. Co w „Łaskunie” podobało mi się mniej, to
wprowadzenie wątku narkotykowo-mafijnego. Jest to owszem, dobrze
napisane, ale po prostu nie gustuję w takich klimatach. I trup
również ściele się trochę zbyt gęsto jak na moje potrzeby. Ja w kryminałach szukam raczej zbrodni romantycznej, emocjonalnej, osobistej. Lubię czytać o rodzinnych tajemnicach, zemście za zdrady z przeszłości, o podstępnych i wścibskich kamerdynerach. Natomiast wszelkie handle narkotykami i bossowie mafii... nie lubię, nudzi mnie to. Kwestia gustu, choć lekturę "Łaskuna" mimo wszystko wspominam bardzo dobrze.
Natomiast jeśli chodzi o
„Dom czwarty” to zastanawiam się czy w zasadzie nie jest to (przynajmniej dotychczas) najlepszy tom w serii. A na pewno najmroczniejszy i
również bardzo klimatyczny. Opuszczamy bowiem Lipowo i odwiedzamy Złociny, a właściwie pewien stary, tajemniczy hotel. Dodatkowy smaczek to również możliwość poznania
lepiej przeszłości Klementyny Kopp - wreszcie!
Swoją drogą strasznie bym chciała, żeby na podstawie tego cyklu powstał kiedyś serial, coś w stylu Sherlocka - jednoodcinkowe, półtoragodzinne epizody, każdy zadedykowany jednej książkowej zagadce. To byłoby coś! Lipowo to moja pierwsza w życiu kryminalna seria, w której się regularnie zaczytuję, mam dla niej dużo życzliwości i jeszcze więcej sentymentu, dlatego nie potrafię ocenić obiektywnie tych książek. Z jednej strony niby wiem, że styl i język są średnie... ale właściwie co z tego, skoro za każdym razem nie mogę się oderwać od zagadki, czytam z wypiekami późno w noc. Zatem nieobiektywnie i stronniczo, ale gorąco i szczerze - polecam!!!
4 komentarzy:
O tak, serial też mi się marzy, o wiele bardziej niż ekranizowanie powieści Mroza. Jestem zakochana w prozie Puzyńskiej <3
Od dłuższego czasu mam w planach zapoznanie się z twórczością tej autorki, ale zawsze w moje ręce wpadnie inna powieść. Jednakże w postanowieniach książkowych na 2017r. nazwisko tej autorki na pewno się pojawi :)
Trochę mi wstyd, że jeszcze nie znam twórczości Puzyńskiej - oby rok 2017 pozwolił mi to zmienić. :)
K-Alinki, Sylwia - trzymam zatem kciuki za Wasz 2017 rok z Puzyńską :)
Prześlij komentarz