Lubię
czytać felietony, dobrze pasują do poranków pachnących kawą, a
także skutecznie umilają czas podczas jazdy zatłoczonym metrem w
godzinach szczytu. Dotychczas mam za sobą dwa książkowe spotkania
z Moniką Jaruzelską – „Towarzyszka Panienka”, a szczególnie
„Oddech” podobały mi się, bardzo! „Rodziny” jeszcze nie
czytałam, ale mam w planach. Natomiast co do najnowszego dziecka
autorki mam mieszane uczucia, muszę przyznać. Przede wszystkim
zabrakło mi tu jakoś pomysłu na tę książkę, gdyż pod szyldem
tytułowej zmiany wrzucane są do jednego worka przeróżne historie,
opowiastki (niestety gorszej jakości niż w poprzednich książkach)
i wywiady – a to wspomnienia o uwalnianiu ryb z dzieciństwa, a to
rozmowa z psychiatrą o dysmorfofobii, a to felieton o strojach w
panterkę i szarym dresie. Bardzo to naciągane. Trochę jakby
autorka miała deadline na karku, a zero pomysłu i weny – zatem
zmiksowała opisy swojej codzienności z fragmentami ostatnio
czytanych książek, do tego dorzuciła parę wywiadów, napisane
lata temu teksty o modzie i usiłowała nadać temu wszystkiemu na
siłę jakiś górnolotny sens czy myśl przewodnią. Ot i cała
książka. Dobrze się to czyta, przyjemnie, lekko, choć z drugiej
strony miejscami irytowały mnie te wszystkie wydumane mądrości w
stylu Paulo Coehlo, zaprezentowane niemalże jako objawienie wiedzy
tajemnej – autorka spostrzegawczo oznajmia: ‘wszyscy się
zmieniamy, wszyscy się starzejemy, wszystko płynie!’ A ja się
pytam - czy naprawdę tak nisko ceni swoich czytelników? I dziwię
się, że ktoś serio może pisać takie rzeczy i jeszcze uważać je
za odkrywcze... Ta książka składa się z mnóstwa frazesów
ubranych w mądre słowa i oczywistych stwierdzeń nieumiejętnie
przebranych w zawiłe zdania. Razi to banałem, choć muszę
zaznaczyć, że wyjątek stanowi tu rozmowa z lekarzem psychiatrą
oraz ta ostatnia, z filozofem. Jednak dla przykładu, cytując jeden
z losowych fragmentów książki: „Jeśli blokujemy emocje w ciele,
to nie możemy ich przeżywać. A jak nie możemy ich przeżywać,
nie możemy doświadczać świata.” Serio?! Wyjmuję zatem ostrą
szpilę i przekłuwam ten wypełnioną pseudo-mądrością i
niby-filozofią balon. Za sprawą tej książki odkryłam, że
zdecydowanie wolę gdy autorka wspomina minione lata lub tylko pisze
subiektywnie o aktualnych wydarzeniach, bo gdy zaczyna dorabiać
jakąś większą ideologię czy zgłębiać psychologię lub
filozofię… Wychodzi to słabo, sztucznie, niewiarygodnie, irytuje
i mierzi ten mentorski, przemądrzały ton. A ignorancja i zarazem
też pewność siebie autorki jeśli chodzi o tematykę medyczną są
naprawdę zatrważające...
Poprzednie
książki nie były lekkie i wesołe, ale pozostawiały też pewne ciepło na sercu i pozytywne wrażenia. "Zmiana" to
natomiast lektura smutna i zgorzkniała, przepełniona marudzeniem i
po prostu niesympatyczna – czyżby jakiś kryzys egzystencjonalny?
A może zmiana wydawcy zaszkodziła? Nie mogę się również pozbyć
myśli, że to pozycja pisana wyłącznie ‘na siłę’. Reasumując –
książka umiliła mi czas (choć też i zirytowała), miejscami
była całkiem ciekawa i zawsze lepiej sobie poczytać niż wyglądać
przez okno w metrze... Jednak po tej lekturze zdecydowanie mniej
lubię autorkę. Polecam wcześniejsze jej książki, ale "Zmianę"
można sobie spokojnie darować.
3 komentarzy:
Nie, nie, nie. Zdecydowanie nie moja bajka. :)
Buziaczki! ♥
Zapraszam do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Bardzo lubię czytać felietony. Szczerze przyznam, że nie wiedziała o twórczości Moniki Jaruzelskiej, a chętnie to zmienię. Jednak tak jak piszesz - zacznę od "Oddechu" :)
Niestety nie przepadam za tą Panią, więc nie sądzę żebym sięgnęła po książkę.
www.word-is-infinite.blogspot.com
Prześlij komentarz