Już za parę dni będę miała okazję odkryć Neapol na nowo – końcówkę września, a zarazem pożegnalne chwile tych pod każdym względem wyjątkowych wakacji planujemy spędzić na południu Włoch, łapiąc ostatnie promienie śródziemnomorskiego słońca i zajadając się pizzą od rana do wieczora. W Neapolu byłam już parę lat temu – oczarowało mnie wówczas to niepowtarzalne, dzikie miasto, obdarzone niepokorną duszą, z górującym Wezuwiuszem i sznurami prania rozwieszonymi w labiryncie kamienic. Jednak tym razem planuję zwiedzać inaczej niż przeciętny turysta - chcę poznać Neapol Eleny Ferrante. Wyruszę śladami jej bohaterek - odwiedzę między innymi Piazza dei Martiri, gdzie Lina sprzedawała zaprojektowane przez siebie buty oraz Via Chiaia, na której obie dziewczyny odkryły istnienie tej lepszej, niedostępnej strony Neapolu. Nie wiem tylko czy zawędruję do dzielnicy ich dzieciństwa - Rione Luzzatti - bo to okolica wciąż dość niebezpieczna i nieoswojona. W każdym razie w bagażu jadą ze mną tom trzeci (jestem w połowie) oraz czwarty cyklu. Specjalnie zachomikowałam je sobie i oszczędziłam ich lekturę na takie właśnie okoliczności. A na blogu zdam relację z tego mojego małego tour-de-Ferrante - obiecuję. :)
"Historię nowego nazwiska", czyli drugą część Tetralogii Neapolitańskiej, przeczytałam już dawno temu, ale jakoś nie mogłam się zabrać do napisania notki – dopiero wyjazd mnie zmobilizował. Poznajemy dalsze losy Lenu i Liny - dorastanie, studia, małżeństwo - nie ma sensu opisywać czy streszczać, bo mogę jedynie komuś zniszczyć przyjemność z lektury. Jakoś nie potrafię pisać o tych książkach, chciałabym tyle przekazać, uchwycić jak bardzo są one głębokie, jak dotykają istoty przyjaźni czy relacji międzyludzkich w ogóle... Że odbija się w nich najczystsze życie, że nie ma tu przekłamań czy półprawd. Są za to emocje i motywy – skomplikowane, bezkompromisowe, obnażone, a przez to tak prawdziwe. Nie wierzę, że to fikcja - to jest zbyt autentyczne, szczegółowe - jak dla mnie musi to być przynajmniej częściowa autobiografia autorki i być może jedyny klucz do odkrycia kim tak naprawdę jest Elena Ferrante wiedzie przez jej powieści właśnie... W moim odczuciu to jest wybitna literatura i chyba tak właśnie bywa z tymi najgenialniejszymi książkami - wymykają się słowom i wszelkim klasyfikacjom. Je trzeba po prostu czytać, co też gorąco polecam wszystkim uczynić!