środa, 23 marca 2016 | By: Annie

Łowy :)

                 Upychając ostatnio nowe nabytki na przepełnionych półkach mojej domowej biblioteczki, doszłam do wniosku, że nigdy na blogu nie poświęciłam dostatecznej uwagi pewnemu miejscu, w którym ogromnie lubię zaopatrywać się w takie właśnie wyszperane i zupełnie nietuzinkowe lektury – a mianowicie sieci księgarni Dedalus. Niestety, Warszawa to nie Kraków – muszę przyznać, że mało jest tu tanich, klimatycznych księgarenek (a może to ja mam pecha i po prostu nie znajduję takich miejsc?), znikają za to jedna po drugiej przytulne książko-kawiarnie - do dziś nie odżałowałam Czułego Barbarzyńcy i Tarabuka, który w nowej lokalizacji to już jednak nie to samo... :( Zatem tym bardziej doceniam tę mini-sieć, gdzie godzinami można szperać, a ceny są naprawdę zachęcające – kilka, no góra kilkanaście złotych za książkę, co więcej, widać, że to miejsce przyciąga ludzi z pasją czytelniczą. Czuć klimat. A przede wszystkim można tu znaleźć książki nieoczywiste, sprzed lat, pozycje niekrzykliwe i nienarzucające się swoją obecnością - one w ciszy regałów skromnie czekają na swojego czytelnika. Ciekawy jest również sam pomysł rozmieszczenia książek - seriami i wydawnictwami, co moim zdaniem bardzo ułatwia szperactwo i stanowi dodatkowy smaczek. Uzbierało mi się trochę tych nowych nabytków, oczywiście kupowałam na raty, przez kilka czy nawet kilkanaście ostatnich tygodni. Z zapałem i ogromną satysfakcją – kierując się intuicją, tytułem, ciekawą okładką czy intrygującym pierwszym zdaniem - powstał taki oto dedalusowy stosik - zamieszczam, bo a nuż coś Was zaciekawi? :)

                      Kilka pozycji ("W poszukiwaniu istoty czasu", "Gwiazdy mają czerwone pazury", "Porządek alfabetyczny"), to książki, które chciałam mieć i przeczytać praktycznie 'od zawsze'. Cieszę się też na myśl o lekturze pozostałych powieści - na pewno będą one stanowiły nie lada gratkę, gdyż jest to literatura pochodząca z przeróżnych, niekiedy bardzo tajemniczych  zakątków świata. Mamy tu akcent izraelski, sudański realizm magiczny, kulturę beduinów oraz tajemnice wielkiego miasta. Do tego podróż tropem wieloryba wzdłuż wybrzeży Ameryki Południowej i samotność dziewczyny pracującej w perfumerii na promie kursującym na trasie Dania-Niemcy. Chciałabym to wszystko jak najszybciej przeczytać, pochłonąć, ciekawość mnie zżera - jednak czasu jak zwykle brakuje... na szczęście od piątku zaczynam 10 dni ferii wiosennych, wiec mam nadzieję, że już wkrótce chociaż nadgryzę to stosisko. :)

9 komentarzy:

J. pisze...

O, też bardzo lubię Dedalus :). W Krakowie też jest i regularnie sprawdzam, co tam nowego mają :).

Annie pisze...

J. - :) zawsze jak jestem w Krakowie to też odwiedzam tego Dedalusa na Grodzkiej, strasznie podoba mi się jego witryna - jest taka... londyńska :D

Unknown pisze...

Zazdroszczę!

Anonimowy pisze...

Łowy udane :)

AnnRK pisze...

Za każdym razem, jak jestem w Krakowie, wychodzę stamtąd z reklamówką książek. We Wrocławiu staram się Dedalusa omijać, ale w Krakowie jakoś nie potrafię. :D

Gia Stembeck pisze...

A to zależy, co kto lubi :). Ja tam zawsze wchodzę, będąc skuszoną cenami i pewnie, zawsze chce się coś kupić, ale potem w domu okazuje się, że książka leży i tak naprawdę jej nie czytam. Kupiłam, bo była tania. Także już raczej przestałam tam kupować. Szkoda pieniędzy. Stamtąd udało mi się znaleźć i przeczytać tak naprawdę dwie książki (na min. kilkanaście zakupionych), które przeczytałam i uznałam za naprawdę wartościowe. Tam są książki, które nie idą wydawnictwom i to widać po tym, co się później z nimi dzieje u mnie w domu (czyt. Nic. Stoją i się kurzą). Acz zawsze w księgarni wyglądają na super ciekawe i kuszące ;).

Annie pisze...

Gia - no ja mam zuuupelnie inne podejście :) To prawda, Dedalusie nie ma nowosci i aktualnych świezynek literackich, czy natomiast są to tylko książki, które nie idą wydawnictwom? Hm... Tu się zdecydowanie nie zgodzę, gdyż wiele z nich to po prostu książki sprzed kilku lat, również bestsellery. Mam wrazenie, że właśnie wizyta w Dedalusie bardzo wyraźnie unaocznia, jak szybko dzisiejsze rezreklamowane hity staną się wczorajszymi promocjami - to te same ksiażki, które jeszcze trzy lata temu stały w polecanych w empiku, ale nie mogły stać tam wiecznie, bo przyszły kolejne swieżynki itd, itp. :). Ja uważam, ze to piękne, że wciąż są miejsca, gdzie książki ciut starsze maja okazję znaleźć swoich czytelników... A nawet jeśli faktycznie część trafiajacych tam ksiażek to te, które nie poszły wydawnictwom (i pewnie faktycznie tak jest - pytanie jak to świadczy nie tylko o tych książkach, ale też o ich czytelnikach? nie poznali sie na Doris Lessing? Virginii Woolf? na Mario Vargasie Llosie? Oates?)- dla mnie to jest pzrezważnie jak komplement, gdyż dawno temu przekonałam się, ze te wszytskie och i ach bestsellery, to tylko kwestia postawienia na reklamę danego tytułu, przeważnie nie ma nic wspólnego z jakością i wartością książki... Na przykład seria wydawncitwa Noi Sur Blanc - w Dedalusie do dostania po kilka złotych za książkę, te same tytuły można wyszperać w empiku i matrasie po okładkowych cenach, natomiast nigdy nie widziałam ich na polskim rynku pod szyldem 'bestsellery' - a to przeważnie książki, które odniosły miedzynarodowy sukces, z rewelacyjnymi ocenami na goodreads itd. Muszę przyznać, że trochę zaskoczył mnei Twój komentarz - bo czy to oznacza, że uważasz, iż warto czytać tylko książki, które 'poszły' wydawnictwom, że liczba sprzedanych egzemplarzy to jest miarodajny wskaźnik jakości książki? Zapraszam do dyskusji :)

Anonimowy pisze...

Co to za książka, piąta od dołu? Po Jadzie?

Annie pisze...

5000lib - to "Prom do Puttgarden" autorstwa Helle Helle. bardzo ciekawie się zapowiada, jako rasowa obyczajówka, ale jeszcze nie zdążyłam przeczytać, więc więcej niż można wyczytać w opisie na okładce niestety Ci o niej nie powiem :( A opis mówi, ze to historia dziewczyny, która po studiach podejmuje monotonną pracę na promie kursujacym do Niemiec i z powrotem - książka o samotności i kobiecym świecie :)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...