poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | By: Annie

"Tajemnica domu Helclów" - Maryla Szymiczkowa (Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński)

                  Urzekła mnie ta powieść ze względu na klimat Krakowa sprzed ponad stu lat, a także dzięki osobie głównej bohaterki - nietuzinkowej, odważnej mieszczki – profesorowej Zofii Szczupaczyńskiej, która tropi mordercę w domu spokojnej starości Helclów. Zachwyca cięty, żywy i dowcipny język, super oddane realia epoki, z ogromną dbałością o wszelkie detale, a także co stronę serwowane czytelnikowi kolejne smaczki w postaci wplecionych wydarzeń historycznych – pogrzeb Matejki, ślub Sienkiewicza czy postać Tadeusza Żeleńskiego – to tylko przykłady. Wszystko to podane w formie ciekawej i dowcipnej - tak, że nawet ja, ogromna ignorantka, która zasypiała notorycznie na lekcjach historii w szkole albo pochłaniała pod ławką kolejne powieści, czytałam z ogromnym zainteresowaniem – jakbym przeniosła się w czasie. A zaznaczę, że ogółem na pozycje historyczne kręcę nosem, wybrzydzam i na tę książkę także raczej bym się nie skusiła, gdybym nie otrzymała jej w prezencie urodzinowym od przyjaciółki. Maryla Szymiczkowa to literacki pseudonim Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego. Z tego duetu narodziła się świetna powieść - doskonała rozrywka, sycąca umysł, niegłupia, intrygująca i ani przez chwilę nie nudna. Liczę na dalsze części!!!
niedziela, 30 sierpnia 2015 | By: Annie

"Lotnisko w Monachium" - Greg Baxter

                  Przygnębiająca książka o samotności, wyobcowaniu i życiowej pustce. Historia o byciu nieszczęśliwym na własne życzenie. Zimna i przytłaczajaco smutna. Mgła, która uwięziła bohaterów na lotnisku, to tylko pretekst do przeanalizowania wydarzeń wcześniejszych – głodowej śmierci siostry, samotnego życia w Londynie, podróży ojca z synem po Europie, w oczekiwaniu na wydanie zwłok Miriam... Lubię babranie się w emocjach, ale tu było tego za dużo, nawet dla mnie. Może to nie ten etap w moim życiu, czuję się zwyczajnie szczęśliwa, nie mam potrzeby czytania wywodów o niczym nieuzasadnionym bólu istnienia. Bo moim zdaniem szczęście nosi się w sobie i nawet mając wszystko, człowiek może sam siebie uczynić nieszczęśliwym – oczywiście pomijając tu skrajne sytuacje losowe, zdecydowana większość zależy tylko od naszego nastawienia i chęci. To nie była udana lektura, także jeśli chodzi o podróż pociągiem – nie przykuła mojej uwagi, nie wciągnęła – bardziej interesowały mnie pagórki i mijane stacje za oknem. Nużyło i męczyło mnie ciągłe skakanie po wątkach, miejscach i czasie – ciężko mi było się w tym połapać – wiadomo, uwaga w drodze jest bardziej rozproszona, trudniej też o koncentrację. I wyznam szczerze – nudziłam się. Nie jest to zła książka, na pewno umiejętnie napisana, ma swoje dobre i ciekawe momenty, ale jakoś nie po drodze mi z nią było. Nie podeszła mi. Nawet główny bohater i jego ojciec nie wzbudzili mojej sympatii – dziwne to postacie, trochę na siłę moim zdaniem wykreowane, wyolbrzymione i mdłe, a ich postępowanie niczym nieumotywowane – czemu zachowują się tak, a nie inaczej? Co kierowało Miriam? Odpowiedzi brak.... Po prostu nie uwierzyłam autorowi i jeśli tak właśnie postrzega on obraz współczesnego człowieka, to bardzo mu współczuję... Niby obyczajówka, niby ciekawy pomysł – ale coś nie zaklikało. Szkoda, ale myślę, że powieść mimo wszystko może się podobać i na pewno można czerpać dużo przyjemności z lektury, będąc akurat w melancholijnym czy refleksyjnym nastroju. Choć nie wiem czy można tu w ogóle mówić o przyjemności – to książka tak przygnębiająca i depresyjna... Kto czyta regularnie moje notki, wie na pewno, że kocham literaturę obyczajową całym sercem - jednak tym razem pokonało mnie to pesymistyczne, przegadane i przesadnie wydumane wydanie. A może to po prostu był zły czas na sięgnięcie po tego typu powieść... Szkoda. :(
sobota, 29 sierpnia 2015 | By: Annie

Krakowskie czytanie

                  Coroczna wyprawa na książki do Krakowa – przemiła tradycja, ogrom radości, a także romantyczny czas we dwoje. Mój chłopak powinien dostać medal za cierpliwość, a także odznakę za siłę mięśni. Bo ktoś musi przecież te książki dźwigać... ;) Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego kompana - rok w rok odwiedzamy ulubione księgarnie, odkrywamy przy okazji nowe zakątki pięknego Krakowa – Kazimierz, Stradom czy Podgórze. To miasto skradło moje serce i oczarowało swoim klimatem, urokliwymi kawiarenkami czy restauracjami, wolniejszym tempem życia, w którym jest miejsce na kontemplację i kawkę w słońcu. Mnóstwo tu zieleni, urokliwych skwerków, gdzie można na chwilę przysiąść ze świeżym preclem (lub obwarzankiem ;)) i odpocząć w cieniu drzew. Jeśli zdarzy się Wam być w Krakowie i poczujecie dojmującą potrzebę nowej książki - gorąco polecam odwiedziny w księgarni „Pod Globusem” czy też w którejś z niewielkiej sieci „Czytanie”. Kraków to dla mnie niepodważalnie polska stolica książki. Nie mogę tylko odżałować zniknięcia firmowej księgarni Znaku, która mieściła się tuż przy Rynku, buu... :( 

                    A stos, jak widać, jest pokaźny, obfitujący w smaczki i wyszperane perełki. Mnóstwo w nim autorów, których od lat chcę poznać – Cormac McCarthy, Jonathan Franzen, Elif Safak, Roma Ligocka. Ogromnie kusi mnie wznowiona świeżynka „Budda z przedmieścia”. „Jak oddech” Małgorzaty Wardy już czytałam, ale pożyczone i koniecznie chciałam mieć własny egzemplarz tej genialnej powieści... Do tego klasyka w postaci „Małych kobietek”, Toni Morrison do kolekcji i trochę lżejszej literatury kobiecej. Łowy niezwykle udane, zaznaczę tylko, że za każdym razem cena książki to tylko bardzo niewielki ułamek ceny okładkowej. I jak tu się nie skusić? ;)
poniedziałek, 24 sierpnia 2015 | By: Annie

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" - Mario Vargas Llosa

                   Przepiękna historia o miłości – wyjątkowe uczucie między kobietą i mężczyzną, nakreślone w sposób romantyczny, ale też nie oderwany od rzeczywistości. Ze skrawków opisów, z rozmów bohaterów przebija autentyzm – to uczucie, wrażenie, które zatrzymuje cię w trakcie lektury, bo zdumiewa ten realizm, bo w tym dialogu czy zachowaniu widzisz siebie, swoje słowa, innym razem zachwyca opis jesiennego Paryża albo klimat hipisowskiego Londynu lat 60'. Proza Mario Vargasa Llosy to naprawdę najwyższy światowy poziom, ale czyta się ją zaskakująco łatwo i przystępnie, a książka wciąga i fascynuje - taka mieszkanka jest dla mnie całkowicie obca przy czytaniu polskiej literatury ambitnej, o czym już z resztą nie raz wspominałam. Na przestrzeni lat i rożnych miast rozgrywa się ta historia miłosna - zabawa w kotka i myszkę - on bezgranicznie zakochany, ona chłodna i egoistyczna materialistka, ale nie bez uroku i błysku w oku. Miłość toksyczna, szaleńcza, spalająca, a jednocześnie tak nieskończona i piękna - opisana i ujęta w sposób zdecydowanie niebanalny. Bardzo podobała mi się ta powieść... A gdy raz zasmakuje się wyjątkowej prozy Llosy, chce się do niej wracać raz po raz. Co polecacie na następne spotkanie? „Pochwała macochy”? „Pantaleon i wizytantki”? A może jeszcze coś innego?


                    A tymczasem chwilowo znikam z naszego blogowego światka – wyjeżdżam na ksiażkoturystykę do Krakowa. Ciekawe jakie smaczki uda mi się w tym roku wyszperać... :)
sobota, 22 sierpnia 2015 | By: Annie

"Prawda i inne kłamstwa" - Sascha Arango

                   Intrygująca i zdumiewająca powieść – nie czytałam opisu ani streszczenia, więc byłam ogromnie zaskoczona jej treścią i fabułą. Inna to książka, bo ukazująca popełnione przestępstwo od strony mordercy. Ciekawa, bo mocno nastawiona na psychologię. I dziwna - czasami czytałam... i oczom nie wierzyłam. Nawet niekoniecznie pokusiłabym się tu o słowo kryminał – to raczej proza psychologiczna i nieustanne igranie z czytnikiem - to na pewno. Sięgnęłam dzięki Monice z Kroniki Błękitnej Biblioteczki, za co serdecznie dziękuję. 

                   Główny bohater to sławny pisarz, ale o wątpliwej moralności – życie oparte na kłamstwie, a kłamstwo na bezwzględnym egoizmie. Jak daleko posunie się, aby dopiąć swego? Dobra rozrywka, czytałam z dużą przyjemnością, ogromnie ciekawa, w którą stronę potoczy się ta historia. To również niejednoznaczna lektura i dość trudna w ocenie - sądzę, że nie każdemu przypadnie do gustu. Mam tu na myśli przede wszystkim czytelników oczekujących skrupulatnie przemyślanego morderstwa i szczegółowego policyjnego śledztwa. Tego tu nie ma. Jest za to ciekawy, niejednoznaczny bohater i akcja zaskakująca co rozdział. Nie powiem, że bezgranicznie zachwycił mnie ten kryminał i rzucił na kolana, ale spędziłam przyjemny czas na wciągającej i na pewno bardzo nietuzinkowej lekturze. Pewien urok tkwi też w samym języku, który czasami fascynuje, czasami irytuje. Oryginalna książka, na pewno ma w sobie to 'coś' dla poszukiwaczy nowych doznań literackich. Taka mieszanka - coś nowego i coś starego, ale podane przewrotnie i w niebanalnej formie. Więc czemu nie? Podobało mi się.
piątek, 21 sierpnia 2015 | By: Annie

"Lost and Found. Opowiadania" - Zadie Smith

                   Jeśli chodzi o czytanie opowiadań, to zawsze byłam w tym kiepska - sprawia mi to dużo trudności, a mało przyjemności. Najbardziej lubię gęstą, opasłą i wielowątkową prozę – pełną bohaterów, dziejącą się na przestrzeni lat – a tego opowiadania nigdy nie zapewniają. Jednak zbiór „Lost and Found” porwał mnie od pierwszej strony – to piękna literatura, w którą momentalnie wsiąkasz. Piękny język i piękne zarysy ludzkich historii. Mamy trzech bohaterów, każdy z nich na życiowym zakręcie, rozdrożu – bezradnie dryfujący przez meandry losu, naznaczony samotnością i smutkiem. Nie znam twórczości Zadie Smith, chociaż od kilku lat przymierzam się do „Białych zębów”. Jej opowiadania to był dobry wybór na pierwsze spotkanie – jest coś hipnotyzującego w tej prozie, trafiającego prosto do serca, bez bariery trudnych słów czy maniery wyszukanych porównań. Przykuwa uwagę, zatrzymuje w ruchu. Jazda autobusem i poranek na tarasie spędzony w miłym towarzystwie. Chcę więcej.

                Ostatnie strony książki to kilka słów od autorki - parę stron, które zmieniły moje postrzeganie formy opowiadania...

"Opowiadania i nowele są czymś więcej niż poniechanymi w pół drogi powieściami. Autorzy tych pierwszych zatrzymują się, aby dopieścić detale, które powieściopisarze celebranci z bezwiednym rozmachem rozrzucają po pokoju. Owe krótsze formy to nie panoramy, lecz zbliżenia."

Tak.
środa, 19 sierpnia 2015 | By: Annie

"Szczęśliwi ludzie czytają książki i piją kawę" - Agnès Martin-Lugand

                   Miło zapamiętam czas spędzony z tą powieścią, choć nie wiem na ile to faktycznie zasługa książki, a na ile umiejętnie wykreowanej otoczki wokół niej – przepiękna okładka, intrygujący i chwytliwy tytuł, a także zachęcający blurb: 'weź kubek, usiądź w wygodnym fotelu i zacznij czytać… ' I tak też uczyniłam. Na raz pochłonęłam historię Diane, która straciła w wypadku córeczkę i męża – aby odnaleźć spokój postanowiła zaszyć się w małej irlandzkiej miejscowości... Oczywiście, książka trąci banałem, jest to raczej literatura niskich lotów, ale muszę też przyznać, że czyta się ją zadziwiająco szybko i przyjemnie. Nie jest to również pozycja infantylna czy irytująco naiwna, a raczej powiedziałabym, że pełna ciepła i niegłupia. Może tylko ciut zabrakło mi jakiś bibliofilskich smaczków – mało tu o książkach, na co, przyznam szczerze, bardzo liczyłam. Sięgnęłam z czystej ciekawości i nie żałuję, choć aby czerpać przyjemność z lektury na pewno trzeba mieć odpowiednie podejście oraz nastrój. Bez wygórowanych oczekiwań - miło spędzony wieczór w towarzystwie tej pozycji. Czasem mam po prostu potrzebę otulić się taką ciepłą i zwyczajną historią - bez drugiego dna, bez dotykania ambitnej tematyki. Bo przewidywalne powieści o irlandzkich miasteczkach i złamanych sercach też potrafią mieć swój urok. :) 
poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | By: Annie

"Amsterdam" - Ian McEwan

                  Cztery lata – tyle trwa już moja literacka znajomość z genialnym Ianem McEwanem. Jakiś czas temu zakupiłam wszystkie jego powieści oraz dwa zbiory opowiadań. Teraz czytam powoli, stopniowo dawkując sobie ogromną przyjemność odkrywania kolejnych książek ulubionego pisarza. Już wiele razy podkreślałam – kocham i podziwiam McEwana za jego umiejętność zgłębienia ludzkiej psychiki i motywów postępowania, za wyjątkowy styl pisania, a także za niebanalną tematykę powieści – za każdym razem jestem zaskakiwana przez oryginalną fabułę. Po „Amsterdam” sięgnęłam nie czytając wcześniej opisu na okładce i to była bardzo trafna decyzja. Dwaj przyjaciele, dwaj odnoszący sukcesy mężczyźni – redaktor naczelny gazety oraz słynny kompozytor. Po pogrzebie ich wspólnej kochanki podpisują pakt o wzajemnej eutanazji. To dopiero skrawek tej powieści – zadziwiająco treściwej i pełnej wydarzeń jak na zaledwie 200 stron druku. Nie będzie to moja ulubiona książka McEwana, ale jest to naprawdę bardzo dobra pozycja, za którą autor otrzymał zresztą swoją jedyną (na razie) Nagrodę Bookera. Warto odkryć twórczość McEwana, warto zasmakować w jego prozie, bo pisze on wyjątkowo i niebanalnie. Nie jest to literatura łatwa, ale w zamian bardzo satysfakcjonująca i rozwijająca. Gorąco polecam.


                 A tymczasem wróciłam do Warszawy. Kilka pozycji z wyjazdu czeka jeszcze na opisanie, a od paru dni przebywam nieustannie w świecie Agaty Christie – obecnie na tapecie „Słonie mają dobrą pamięć”. I oczywiście, jak zdarta płyta napiszę - postaram się też nadgonić zaległe wpisy, bo po prostu żal mi tych książek, których notki jakoś zagubiły się w tłumie innych, bardziej przebojowych lektur. Poranna kawka za mną, więc teraz pora na wyzwania. A końcówka sierpnia zapowiada się intensywnie - sprawy na uczelni, spotkania towarzyskie, próba liźnięcia hiszpańskiego oraz wyjazd do Krakowa. Dziś w planach także napad na bibliotekę oraz wybiorę się po zamówione wcześniej powieści Mario Vargasa Llosy. Miłego dnia!
piątek, 14 sierpnia 2015 | By: Annie

Urodzinowo...

... bo mam najlepszego chłopaka na świecie, który doskonale wie, że nic mnie tak nie ucieszy jak stosik smakowitych książek.
:) 

Moja kolekcja kryminałów Agaty Christie powoli się rozrasta... To teraz pora na nowe regały, hihi. ;)
środa, 12 sierpnia 2015 | By: Annie

"Za ścianą" - Sarah Waters


                   Powieść, która od pierwszych stron zafascynowała mnie i wciągnęła w swoje sidła, choć muszę przyznać, że gdzieś około 200 strony byłam zaskoczona, w którą stronę zmierza jej fabuła – ciut mnie to zniechęciło i wywołało pewien zgrzyt - spodziewałam się czegoś bardziej w mrocznym klimacie „Dziecka Rosemary”, a otrzymałam raczej romans z kryminałem. W sumie sama nie wiem skąd wzięłam takie oczekiwania, trochę głupie i niesprawiedliwe względem książki. Jednak już chwilę później moje wątpliwości skutecznie przegnała ta fascynująca opowieść. I tak doczytałam już do końca. Z zapartym tchem. Nie chcę za dużo zdradzić, bo ogromna przyjemność tkwi w samodzielnym odkrywaniu tej historii. Panie Wray - matka i córka - to damy z wyższych sfer, które w wyniku wojennych zawirowań i problemów finansowych zmuszone są do wynajęcia części swojego domu obcym lokatorom. Wprowadza się młode małżeństwo i od tej pory nic już nie jest takie samo. Odgłosy zza ściany, spotkania na korytarzu - stopniowe przenikanie się światów tych dwóch rodzin i zaskakujący kierunek, jaki obiera ta relacja...


                 Po drugim spotkaniu z twórczością Sarah Waters stwierdzam, że naprawdę lubię jej książki, choć obawiam się, że powtarzalność wątku lesbijskiego jako tematu przewodniego może być nużąca przy którymś tam kolejnym spotkaniu z rzędu. A może się mylę? Mam nadzieję. Powieść „Za ścianą” bardzo mi się podobała – dostarczyła mnóstwa emocji i doskonałej rozrywki na dwa dni pełne słońca. Zachwyca bogate tło obyczajowe - mistrzowskie oddanie realiów tamtej chylącej się ku upadkowi epoki... Bardzo podobały mi się także opisy domu - odgłosy zza ściany oraz powolny zanik jego dawnej świetności... Plus Londyn w tle – i nic mi więcej do szczęścia nie trzeba. ;) Doskonała powieść, bardzo przystępna, nie powiedziałabym jednak, że ambitna – jak dla mnie to po prostu bardzo umiejętnie napisane czytadło z górnej półki. Z klasą. Historia wciąga i fascynuje – spotkanie udane, ale może też nie bezgraniczny zachwyt. Solidna, satysfakcjonująca lektura. Jak najbardziej polecam.
wtorek, 11 sierpnia 2015 | By: Annie

"Wampir z M-3" - Andrzej Pilipiuk

                  W powolnym rytmie mijają te wyjątkowo upalne, sierpniowe dni - na kocu lub przy stoliczku pod wierzbą spędzam leniwe poranki przy kawie oraz podziwiam piękne zachody słońca – głowę mam wypełnioną po brzegi mnóstwem wspaniałych lektur i planami na dalsze wakacyjne miesiące. Dziś od rana intensywnie pochłaniam najnowszą powieść Sarah Waters – przewracam stronę za stroną, ciężko się oderwać, a emocje są ogromne – ale o tym przy innej okazji. Czekam też niecierpliwie na czwartek i przyjazd mojego chłopaka – stęskniłam się ogromnie i odliczam dni - zupełnie jakbyśmy się znali dopiero od miesiąca. ;) A tymczasem – w myśl nadrabiania nawału zaległości notkowych - zamieszczam krótki wpis o powieści, którą przeczytałam dawno temu, która nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, a zapewniła jedynie trochę lekkiej rozrywki. „Wampir z M-3”, czyli historia o wampirach i innych potworach w czasach PRL – to chyba największy atut tej książki – tło społeczne i związane z nim smaczki typu czarna wołga i piosenki Limahla. Trochę dowcipu też tu znajdziemy, można się parę razy uśmiechnąć pod nosem. ;) Ciężko napisać cokolwiek sensownego o tego typu pozycjach – ani wybitnie złych, ani też szczególnie dobrych. Raczej nijakich i szybko blaknących z czasem. Bo czytało się bez bólu, ale do zachwytu też jeszcze daleka droga. Może być… jako bardzo lekka rozrywka, czemu nie?
poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | By: Annie

"Tajemnica Sittaford" - Agata Christie

              Agatha Christie - moja ulubiona autorka kryminałów, niczym literacka ciocia, którą odwiedzam co jakiś czas na popołudniowy podwieczorek z herbatką. Ciocia Agatha zawsze ma dla mnie jakąś ciekawą opowieść, a jako że jest ona fascynującą i zdecydowanie nietuzinkową osobą, to zamiast historyjek o kotach i reumatyzmie za każdym razem raczy mnie kryminalną zagadką, testując moją inteligencję, spostrzegawczość oraz zmysł intuicji. Jednak i tym razem nie udało mi się wytypować mordercy - a taka już byłam pewna i przekonana o swojej racji... No cóż, może następnym razem się uda. ;) Zimowy wieczór, śnieżyca, małe angielskie miasteczko Sittaford. Kilkoro znajomych postanawia urządzić seans spirytystyczny - jeden z przybyłych duchów oznajmia, że właśnie zostało popełnione morderstwo. I okazuje się, że ma rację... Mistrzostwo i świetna rozrywka. Uwielbiam.

A tak sobie czytam :)
niedziela, 9 sierpnia 2015 | By: Annie

"Ring" - Koji Suzuki

                  Przyznaję się bez wstydu – boję się horrorów, stresują mnie te filmy ogromnie, daję się wystraszyć najbardziej oczywistymi sztuczkom, typu kukła w szafie i obcięty palec - przeżywam to wówczas całą sobą i przerażona obgryzam paznokcie. Nie bałam się tylko raz – gdy oglądałam „Sierociniec”, kiedy dopiero poznawaliśmy się z moim Ukochanym. Z próżności nie włożyłam wtedy okularów, a nie nosiłam jeszcze soczewek – nie widziałam zatem nic i mogłam z powodzeniem udawać dzielną oraz nieustraszoną. ;) Dawno temu, u szczytu jego popularności, obejrzałam też film „The Ring” – nie spałam później całą noc, a bałam się jeszcze przez cały następny tydzień. Powieść, na podstawie której nakręcono ekranizację, wypożyczyli z biblioteki moi rodzice. Zachęcona ich pozytywnymi wrażeniami sięgnęłam i ja - przyznam dumnie, że prawie się nie bałam, no ale kto by się tam bał w pełnym słońcu nad jeziorkiem? Natomiast będąc sama w moim mieszkanku i czytając tę powieść późno w nocy – oj tak, tu można się nieźle wystraszyć. Niewiele pamiętam z filmu, ale mam wrażenie, że to zupełnie inna historia, oparta tylko na w miarę podobnym szkielecie pomysłu – czyli mroczna kaseta, a po jej obejrzeniu nagła śmierć po 7 dniach. W sumie literatura japońska jest mi całkowicie obca, znam tylko Murakamiego, więc to było dla mnie bardzo ciekawe, nowe spotkanie. W ogóle kultura japońska i mentalność wydają mi się tak abstrakcyjne oraz tajemnicze, że już samo to wywołuje pewną nutką grozy. Tokio ma swój mroczny klimat – ta anonimowość, gigantyczne wieżowce mieszkalne, gdy nie masz pojęcia kto jest twoim sąsiadem... Rozbudza to wyobraźnię. Bardzo udana lektura. Wciągająca, aż chce się czytać dalej i dalej. W dodatku ciekawe tło społeczne - tak zupełnie inne od naszego, europejskiego. Naprawdę podobała mi się ta książka, w sumie jestem aż zdziwiona jak bardzo - pozytywne zaskoczenie.
sobota, 8 sierpnia 2015 | By: Annie

"Będziesz tam?" - Guillaume Musso

                    Pierwszy zachwyt twórczością Musso minął mi już chyba bezpowrotnie, a poczucie, że jego proza to coś nowego, świeżego i odkrywczego uleciało gdzieś przy szóstej książce. Teraz jego powieści czytam już raczej tylko siłą rozpędu i przyzwyczajenia, bo Musso to po prostu dobry kompan na wakacyjny relaks – szczególnie gdy upał mąci myśli, a potrzebna jest lekka i przystępnie napisana książka, która łatwo przykuje uwagę, nie wymagając przy tym nadmiernego wysiłku intelektualnego. Pewien 60-letni lekarz, za sprawą magicznych tabletek, ma szansę odbyć kilka krótkich podróży w czasie. Ma możliwość po raz ostatni ujrzeć kobietę, którą kochał, a która od wielu lat nie żyje – a może uda mu się ją uratować? 

                   Mam wrażenie, że Musso w kółko pisze tę samą powieść – zmieniają się nazwiska i zawody bohaterów, ale miasta, wydarzenia i ogółem konstrukcja książki wciąż pozostają te same. Nie zmienia to faktu, że jego powieści wciąż niesamowicie wciągają i czyta się je rewelacyjnie. Tylko ten urok nowości i zaskoczenia gdzieś się zagubił w trakcie, a to przecież w dużej mierze właśnie dzięki niemu książki Musso tak bardzo mi smakowały przez kilka ostatnich lat. Na pewno skuszę się jeszcze na najnowszą powieść autora, która wychodzi lada dzień – „Central Park”. W sumie spotkanie z tym panem raz czy dwa razy do roku nie boli, ale zachwyt niestety uleciał. Pozostał tylko wciągający styl i poczucie, że to lekka literatura spożywcza, dobra na zajęcie czymś oczu gdy żar leje się z nieba.
piątek, 7 sierpnia 2015 | By: Annie

Zostałam oczarowana... "Ciotka Julia i skryba" - Mario Vargas Llosa

                  Po wielu latach wątpliwości, przymierzania się i ogólnie podchodzenia jak 'pies do jeża' wreszcie porządnie przywitałam się z twórczością Mario Vargasa Llosy. Na pierwszy ogień wybrałam chyba najsłynniejszą jego książkę - "Ciotkę Julię i skrybę", która oparta na watkach autobiograficznych opowiada historię romansu 18-letniego Maria z jego starszą o 14 lat ciotką Julią. Mario pracuje w rozgłośni radiowej, gdzie poznajemy także oryginalnego skrybę - jego niesamowicie wciągające powieści radiowe przeplatają się z wydarzeniami z 'prawdziwego' życia, z perypetii romansu Julii i Varguitasa. 

               Zaczęło się od ogromnego zaskoczenia jak przystępna i zabawna jest to powieść. Będąc na stronie 150 zaczęłam żałować, że na wyjazd zapakowałam tylko jedną książkę autorstwa Llosy. Przekraczając stronę 300 zamówiłam dwie kolejne powieści przez internet - na szczęście dla mojego budżetu sporo jego książek już mam, czekają cierpliwie w domowej biblioteczce. Zostałam oczarowana - po prostu... Zachwyciła mnie ta niczym nieokiełznana, południowoamerykańska fantazja, romantyzm oraz porywczość. I humor - rzadko tak często zaśmiewam się przy lekturze. A w tle smaku nadawał jeszcze dodatkowo niepowtarzalny klimat Peru oraz fascynująca mentalność jego mieszkańców. Nie wspominajac tu o niesamowitym piórze, magicznym stylu pisania - przystępnym, lekkim, ale też nieco zadziornym i zawsze trafiającym w samo sedno. Mario Vargas Llosa to nowe, ważne nazwisko na mapie moich literacki podróży - chcę zebrać i przeczytać wszystko, co wydał ten genialny Peruwiańczyk. Myślę, że pomoże mi w tym mój nowy, drugi kierunek studiów, który rozpoczynam od października na UW - Kulturoznawstwo Karaibów i Ameryki Łacińskiej. Wiele osób jest zaskoczonych moim wyborem, większość nie dowierza, część się śmieje. A dla mnie to przygoda, wyprawa w nieznane. Może zrezygnuję po tygodniu, może okaże się, że to zmieni moje życie. Na pewno będzie ciekawie. Intensywnie, zaskakująco i emocjonująco. 
Nie mogę się doczekać! :)

czwartek, 6 sierpnia 2015 | By: Annie

"Carrie" - Stephen King

                    Sporadycznie sięgam po książki Stephena Kinga – nie jestem wielką fanką jego twórczości, ale przyznam, że lubię co jakiś czas zanurzyć się w świecie horroru – ma to swój urok i niepowtarzalny smak. Carrie to samotna i nieszczęśliwa nastolatka – prześladowana w szkole, w domu pod jarzmem matki-fanatyczki religijnej – na każdym kroku upokarzana i poniżana. Aż w końcu, na szkolnym balu, szala goryczy zostaje przelana – okazuje się, ze dziewczyna ma paranormalne zdolności, a jej prześladowców czeka krwawa zemsta. „Carrie” to debiutancka powieść autora – nie jest to jeszcze do końca ten wciągający styl, ten sam kunszt i popis umiejętności, który poznałam w genialnym „Lśnieniu”, ale czytało się naprawdę dobrze i nie bez emocji. W każdym bądź razie lubię te okazjonalne spotkania z prozą Kinga – za każdym razem są to bardzo wciągające i intrygujące lektury. Ciekawostka – do sięgnięcia po pierwszą pozycję autorstwa Kinga skłonił mnie najlepszy serial wszechczasów – „Przyjaciele”. „Shinig”, czyli ulubiona książka Joey’a, trzymana w lodówce… tak, to zdecydowanie jeden z moich ulubionych odcinków, w którym bohaterowie czytają również "Małe kobietki". :) A na następne spotkanie szykuję sobie legendarne „Cujo” – ciekawa jestem jakie to będą wrażenia i emocje… Przy wyborze tej lektury także inspirowałam się "Przyjaciółmi". :)

Źródło: http://theyarereading.tumblr.com/page/3
 
Źródło: http://theyarereading.tumblr.com/page/3
środa, 5 sierpnia 2015 | By: Annie

"Z jednym wyjątkiem" - Katarzyna Puzyńska

Tom IV serii o Lipowie
                    Katarzyna Puzyńska i jej kryminały to moje największe tegoroczne objawienie i odkrycie. Uwielbiam klimat prowincjonalnego Lipowa, bardzo polubiłam też bohaterów powieści – sympatycznego policjanta Daniela Podgórskiego i oryginalną komisarz Klementynę Kopp. Tym przyjemniej czytało mi się tę książkę, bo aktualnie wypoczywam w całkiem podobnej do Lipowa miejscowości – i wyobraźnia działa na całego. Watro było ćwiczyć cierpliwość i zachować sobie tę książkę 'na później', na sierpniowy wyjazd. Ja po prostu uwielbiam te misterne, enigmatyczne zagadki oraz niezwykle umiejętne wodzenie czytelnika za nos - zakończenie to dla mnie za każdym razem mnóstwo emocji i ogromna niespodzianka. Tym razem mamy do czynienia z zabójstwem starej kwiaciarki. Na miejscu zbrodni leży rozpoczęta partia szachów, a ofiara ma na ciele tajemniczy tatuaż… 750 stron, które czyta się na jednym wdechu - połknęłam w półtora dnia. I zakończenie, które wywołuje natychmiastową chęć sięgnięcia po kolejny tom... "Utopce" - czekam...myślę, że to będzie idealna lektura na długie, jesienne wieczory... A "Z jednym wyjątkiem" bardzo, bardzo polecam!
wtorek, 4 sierpnia 2015 | By: Annie

"Kocha, lubi, pragnie" - Zbigniew Lew-Starowicz

                  Lektura tej książki już dawno za mną – to było spotkanie ciekawe, ale też niezwykle łatwo ulatujące z pamięci i z głowy. Rozmowa najsłynniejszego polskiego seksuologa z redaktor naczelną Wysokich Obcasów to wiele interesujących spostrzeżeń oraz przemyśleń o niuansach i zgrzytach w relacjach damsko-męskich – jednym słowem – jak stworzyć udany i trwały związek. Książka-lustro, w którym można bliżej przyjrzeć się swojemu partnerowi oraz samemu sobie, znaleźć ewentualne elementy do poprawy - lektura na pewno może skłonić do licznych refleksji oraz przemyśleń. Oczywiście sporo tu także praktycznych porad jak poprawić swoje życie uczuciowe i seksualne, wiele interesujących anegdot czy pikantnych sugestii. Ja sięgnęłam raczej w ramach ciekawostki, nie pod kątem poradnika, choć na pewno można tę pozycję zgłębiać, czytać wielokrotnie i analizować, czerpiąc z niej wiele przydatnych informacji. Nie powiem jednak, żeby akurat mnie ta lektura jakoś szczególnie dotknęła – być może gdy w związku jest akceptacja totalna, pełnia szczęścia, a sporadyczne kłótnie dotyczą jedynie zupełnie nieistotnych dupereli, to książka siłą rzeczy przechodzi bez echa. Obiektywnie patrząc to jednak wiele z tych porad, to są raczej po prostu zdroworozsądkowe, logiczne spostrzeżenia - nikt tu Ameryki nie odkrywa. Niemniej lubię czasem sięgnąć po tego typu psychologiczno-poradnikową pozycję – może dlatego, że praktycznie nie czytam gazet i czasami brakuje mi tego typu lektury - dociekliwego wywiadu z mądrą osobistością. Przystępnie napisana, interesująca książka – myślę, że każdy może znaleźć w niej coś dla siebie, choć na pewno trzeba lubić tego typu pozycje i żywo interesować się tematyką związków. ;)
poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | By: Annie

"Przewrotność dobra" - Jolanta Kwiatkowska


                 Jaka to jest genialna obyczajówka!!! Nie rozumiem zupełnie czemu o takich książkach się nie mówi, czemu nie są nominowane do największych ogólnopolskich nagród, chociażby Nike, czemu nie ma reklam w gazetach, w metrze… Nawet nałogowy czytelnik, szperający notorycznie w poszukiwaniu coraz to nowych lektur, natrafia na TAKĄ książkę przypadkiem... Łatwo przeoczyć tę niepozorną perełkę o skromnej okładce, więc co mogę, dorzucam moją cegiełkę do machiny reklamy – bo jeśli kochacie obyczajówki – literaturę mądrą, poruszającą, ujmującą człowieka i jego psychikę w niezwykle wiarygodną całość, to jestem pewna, że „Przewrotność dobra” przypadnie Wam do gustu, a wieczorem nie da zasnąć. Ja będę tę powieść gorąco polecała koleżankom, dam do przeczytania mamie… Warto, naprawdę warto!

               To historia o względności dobra i zła. O sztuce manipulacji. O zranionej psychice. O życiu - po prostu. Dorota miała traumatyczne dzieciństwo. Postanawia zatem poświęcić swoje życie w imię dobra – lecz dziewczyna nie staje się aniołem, a raczej wytrawną manipulatorską, która bezwzględnie dąży do celu, nawet po trupach. Jest to bowiem dobro rozumiane na opak– przekształcone przez pryzmat ciężkiego dzieciństwa, braku miłości i akceptacji... Głębia konstrukcji psychologicznej, detale składające się na codzienność bohaterki, autentyzm uczuć – to wszystko tworzy niesamowicie wiarygodną, realną powieść, historię płynącą prosto z serca. Ogrom emocji, przemyśleń, pytań i refleksji. Pozycja bardzo przystępnie napisana, ale też pięknym stylem i przejmująco. Trudno się oderwać - mimo, że nie ma tu nagłych zwrotów akcji czy przysłowiowego ‘trupa w szafie’, to książka porywa, czyta się ją naprawdę doskonale. Połknęłam w jeden dzień spędzony na kocu pod chmurką.  Lektura mądra, poruszająca, wciągająca, dająca do myślenia. I zupełnie nieznana…

niedziela, 2 sierpnia 2015 | By: Annie

Dwie powieści Hanny Cygler - "Grecka mozaika" i "Złodziejki czasu"

               Kilka lat temu odkryłam twórczość Hanny Cygler i od tamtej pory jest to jedna z moich ulubionych polskich pisarek lekkiej literatury kobiecej. Niezawodna. To są dobre książki dla kobiet i o kobietach, czyta się je doskonale, ale co ważniejsze, nie ma się poczucia miałkiego osadu głupoty na mózgu – po prostu świetne czytadła z jakością i humorem. Nie czytam wszystkich powieści tej autorki, ale śledzę wznowienia oraz nowości - co jakiś czas któraś mnie szczególnie skusi i wówczas pochłaniam na 'raz'.

               „Grecka mozaika” zachwyciła mnie swoją okładką – tak do szpiku grecka i wakacyjna, chyba jedna z piękniejszych okładek w ogóle. To również dość przewrotna okładka, bo sugerująca lekką i błahą historyjkę, a w rzeczywistości jest to chyba najbardziej 'serio' i ambitna książka ze wszystkich powieści Hanny Cygler, poruszająca tematy wyobcowania, emigracji oraz odnajdowania swoich korzeni. To także spora dawka greckiej historii i jej powiązań z polskimi dziejami - perypetie greckich imigrantów w Polsce, na przestrzeni lat i różnych miast. Jest też tu oczywiście bardzo ładna, romantyczna historia miłosna, ale nieprzesłodzona i z dużym naciskiem na obyczajowość. Życiowa książka. Przejmująca, mądra i świetnie napisana. 

                  "Złodziejki czasu" to natomiast lektura leciutka i czysto wakacyjna. Historia czterech autorek, które spotykają się na jednym z konkursów literackich - początkowo rywalizują, ale stopniowo nawiązuje się między nimi przyjaźń. Każda ma swoje perypetie - są tu romanse, wątki kryminalne, zdrady, morderstwa i rosyjscy saperzy. Jest zabawnie, nierealnie, lekko oraz przyjemnie. Smaczek, bo można usiłować dopatrywać się powiązań z prawdziwymi polskimi pisarkami. Sympatyczna lektura, ale historia mnie nie zachwyciła, choć czytałam z dużym zainteresowaniem. Może być. Chyba najsłabsza książka Hanny Cygler, co oczywiście nie znaczy, że zła i niewarta przeczytania.
sobota, 1 sierpnia 2015 | By: Annie

"Kłamczucha" - Sophie Marceau

               Nie należę do czytelników, którzy lubią książkową stagnację i monotonię – są krótkie okresy kiedy rzucam się tylko i wyłącznie na nowości, mam fazy na kryminały czy biografie, ale równie często zdarzają się też chwile gdy nachodzi mnie ogromna ochota na lekturę ambitną, wyszperaną i nikomu nieznaną – która będzie dla mnie wyzwaniem oraz weryfikacją moich czytelniczych gustów i upodobań. Czy ktoś z Was słyszał kiedyś o książce napisanej przez Sophie Marceau? Przyznam, że to moja ulubiona aktorka - zachwyca mnie jej sposób bycia, uroda, osobowość – tylko dzięki temu natrafiłam na tę pozycję w internecie i szybciutko zamówiłam na allegro. Jestem w tym przypadku stronnicza i nieobiektywna, ale ogromnie podobała mi się ta książka. To także lektura niesamowicie trudna językowo i stylistycznie – czasami brniecie przez tekst to prawdziwe wyzwanie, ale tkwi w tym też pewien urok. I poezja. „Kłamczucha” to monolog kobiety, płynący prosto z rozdartego serca. Nie ma tu akcji czy klarownie przedstawionych uczuć. Są za to półcienie emocji, niedomówienia, aluzje... zdrada? porzucenie? Jest w tej książce coś takiego, co dotyka serca. Szczerość. Kobiecość. Samotność. Miłość. I pytanie – na ile jest to fantazja, a na ile autobiografia? Nikt tak nie potrafi pisać o bolącej, samotnej duszy jak Francuzi – Patrick Modiano, Delphine de Vigan... I Sophie Marceau.

"Czułam podmuch życia gdzieś ponad głową, jak kurczę wyczekuje aż skorupka pęknie i ktoś po nie przyjdzie. Byłam gotowa."

"Jest niedziela, niechybna niedziela, rozpoznawalna nawet bez wytykania nosa z pościeli. Słyszę dzwony i wyobrażam sobie złocistość ciepłych rogali na wielkiej tacy, psy, dzieci, piłki co o mało nie rozlewają wrzącej herbaty, skarpetki na stopach jak w reklamach rozpuszczalnej kawy, w telewizyjną niedzielę."

"Ze stopami wtopionymi w ruchome piaski, rozpaczliwie budowałam chwiejne rusztowanie mojego świeżego panieńskiego życia."


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...