piątek, 29 maja 2015 | By: Annie

"Więcej czerwieni" - Katarzyna Puzyńska

                Drugi tom cyklu o Lipowie za mną i na usta ciśnie mi się jedno wielkie wow! Jakie to są dobre kryminały! Zagadka i misterne plątanie wątków - moim zdaniem mistrzostwo świata, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. „Więcej czerwieni” to upalne lato i seria morderstw w Lipowie oraz pobliskich Żabich Dołach. Ponownie spotykamy się ze znajomymi bohaterami, powoli poznajemy ich coraz lepiej - i tu brawa za nieschematyczność wątków obyczajowych oraz rozbudowanie psychiki postaci. Doskonale bawiłam się prowadząc śledztwo razem z policjantami z Brodnicy, choć oczywiście także i tym razem nie odgadłam kto jest mordercą. Pudło. A kombinowałam ile wlezie. Myślę, że Katarzyna Puzyńska już wkrótce nieźle namiesza w polskim światku kryminalnym – czekam na nagrody, wywiady i oczywiście na ekranizacje powieści. Życzę jej tego z całego serca. Miałam teraz czytać coś innego, ale od razu sięgam po tom trzeci serii i odliczam dni do premiery czwartej części... Bardzo, bardzo polecam!!! 
czwartek, 28 maja 2015 | By: Annie

"Religa. Biografia najsłynniejszego polskiego kardiochirurga" - Dariusz Kortko, Judyta Watoła

                     Zawsze uważałam, że żeby zostać dobrym lekarzem trzeba mieć do tego powołanie, a także specjalny zestaw cech charakteru, obejmujący między innymi ogromną empatię, cierpliwość, żelazne nerwy i umiejętność wyczucia ludzi. Że trzeba włożyć w medycynę całe serce, umysł i wolny czas. Pasja również jest niezbędna. Ja natomiast znam siebie i wiem, że zwyczajnie nie byłabym w stanie oddać się temu w 100% - nie mam także cierpliwości do ludzi, boję się szpitalnego cierpienia, brzydzą mnie choroby, brud i zaniedbanie. Ten zawód to ogromna odpowiedzialność, poświecenie, wręcz służba – a przy braku wewnętrznego przekonania, kierowanie się jedynie prestiżem, kwestią zarobków i 'bo wszyscy tam idą' jest moim zdaniem błędne z samego założenia. Dlatego, mimo że miałam takie możliwości, nie zdecydowałam się na studiowanie medycyny – wiele osób to dziwi, wiele nie rozumie, że można świadomie zrezygnować z bardziej 'prestiżowego', 'lepszego' kierunku... Ja jednak cieszę się, że w owym czasie podjęłam właśnie taką decyzję, a ta książka jedynie utwierdziła mnie w jej słuszności. To fascynująca historia człowieka zakochanego w medycynie - wielkiego wizjonera, niezwykle odważnego, empatycznego lekarza, ale jednocześnie osoby z krwi i kości – z wadami, nałogami, z charakterem. Religa został bardzo autentycznie sportretowany w tej książce – bez wybielania, ugładzania – bije z tego jakaś szczerość, prawda. Może dlatego nie sposób nie polubić Religi, nie poczuć się oczarowanym jego osobowością... Inspirująca lektura. Film "Bogowie" także zachwyca, a książka może wedle uznania stanowić jego zwieńczenie lub wstęp - co kto woli. To również kawał polskiej historii i obyczajowości. Nie przegapcie!

Cieszę się, że dużo pozycji o medycznej tematyce się ostatnio ukazuje... wreszcie mam co kupować mojemu ulubionemu prawie-lekarzowi. ;)
wtorek, 26 maja 2015 | By: Annie

"Zadyma w dzikim sadzie" - Kiran Desai

                  Leciutka, typowo wakacyjna lektura, do pochłonięcia w jedno słoneczne popołudnie, ale dobra też na rozświetlenie kolejnego deszczowego dnia, gdy świat za oknem zlewa się w mokrą plamę. Wyróżnia ją swoista egzotyka, czyli indyjskie smaki i zapachy ubrane w bardzo kolorowe barwy, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że z pogranicza absurdu czy parodii. Ale być może tak właśnie wygląda hinduska rzeczywistość... Sampath to bardzo nietuzinkowa postać – ku przerażeniu swojej rodziny postanawia zamieszkać na drzewie, aby w ciszy móc kontemplować piękno przyrody. Jednak spokój nie jest mu dany – okoliczni mieszkańcy okrzykują go mędrcem i ustawiają się w kolejkach, aby uzyskać poradę – pod drzewem zaczyna kwitnąć handel wraz ze wszystkimi okołopielgrzymkowymi atrakcjami, a gangi małp skutecznie uprzykrzają wszystkim życie. To była całkiem przyjemna lektura, która jednak nie zachwyciła – zdecydowanie nie jest to jedna z 'naj' powieści o Indiach, które miałam okazję poznać. To zupełnie inna liga niż przepiękne, trafiające prosto do serca ”Brzemię rzeczy utraconych” tej samej autorki czy też „Slumdog”, którego przeczytałam lata temu, ale wciąż doskonale pamiętam multum wrażeń jakich dostarczyła mi ta lektura. I stąd może moje małe rozczarowanie, bo żadnej głębi i emocjonalnych przeżyć w „Zadymie w dzikim sadzie” nie znalazłam. Żeby było jasne– to książka dobra, ale nie rewelacyjna. Nie żałuję poświęconego jej czasu – warto było ją przeczytać dla kilku godzin całkiem niezłej rozrywki w rytm hinduskich barw, zapachów i smaków oraz chociażby dla takiego oto cytatu:

(...)Jak dziwne jest przeżywanie piękna. Łaknął go, łaknął nienasycenie. Mógł patrzeć na nie bez ustanku i nie był w stanie go w pełni oddać... Z początku wpatrywał się usilnie, obserwował wszystko wokół siebie z gwałtownym pragnieniem, by wziąć to i odbić w swoim wnętrzu, każdy szczegół, każde poruszenie.”
niedziela, 24 maja 2015 | By: Annie

"Rok 1984" - George Orwell

                    Książka-legenda. Absolutnie nie czuję się na siłach, nawet nie zamierzam próbować opisywać jej treści, snuć wywodów, analiz, interpretacji... Nie będę też tu wyrzucała z siebie monologu zachwytów i pisała hymnów pochwalnych. Uważam, że czasami spotykamy na swojej drodze książki, o których lepiej z szacunkiem milczeć, które należy przeżywać w ciszy swojego serca. Książki-arcydzieła, które nie potrzebują zachwalań, reklamy, tony komplementów i wykrzykników. Niemniej chciałam, żeby jakiś ślad, podobnie jak po każdej innej, przeczytanej przeze mnie pozycji, na blogu się pojawił. I zdradzę tylko, że „Rok 1984” podobał mi się o niebo bardziej niż utrzymany w podobnej, antyutopijnej tematyce „Nowy wspaniały świat” Huxleya. Zdecydowanie warto - gdzieś w natłoku świeżynek, literackich nowości i bestsellerów, znaleźć  dla tej powieści czas. Obowiązkowo. Porażająca, wybitna lektura.
sobota, 23 maja 2015 | By: Annie

"Oddech" - Monika Jaruzelska

                      „Towarzyszka Panienka” to była owszem bardzo ciekawa, przyjemna i miła lektura, ale także ulotna, lekka i miejscami błaha. Pamiętam jak pochłonęłam ją błyskawicznie, ale nie miałam poczucia, że ta książka w jakiś sposób mnie dotknęła czy też poruszyła. Natomiast „Oddech” to o wiele bardziej mroczna, szczera i osobista pozycja - pełna uczuć, emocji i refleksji, obok których nie można przejść obojętnie. To jak spotkanie nad kawą, kiedy przyjaciółka siada obok i prosto z serca opowiada o swoich przeżyciach, przemyśleniach. Wiele tu cytatów – smaczków. Bardzo podobały mi się fragmenty o latach szkolnych – co prawda autorka jest ode mnie 30 lat starsza, ale część wspomnień mam podobnych - chyba byłam jednym z ostatnich pokoleń, które jeszcze latało bez ograniczeń po podwórku, jadło śnieg jak lody i co o drugi dzień odwiedzało szkolną bibliotekę, aby zaopatrzyć się w nowy stosik książek – pamiętam srogie oko pani bibliotekarki i ciężkie rozterki - można było wypożyczyć tylko trzy książki naraz... Szkoła nie kojarzyła się z korporacyjnym obowiązkiem, stresem i rywalizacją, a była raczej okazją do spotkań towarzyskich, przeplatanych lekcjami, na których oczywiście pisało się karteczki... Doskonale pamiętam też tę radość z choroby, tę nadzieję w trakcie mierzenia temperatury i pełne emocji oczekiwanie na słowa mamy 'dzisiaj zostajesz w domu'. Autorka pisze w jednym z rozdziałów: „Najlepiej gdy przez cały ten czas padał deszcz. A po spadku gorączki herbata z malinami, emskie, no i – wstrzymuję oddech, czy Kasi i Marcinowi uda się uratować miłość... Zamiast „Naszej szkapy”, „Zapałka na zakręcie” Siesickiej. Chwilo, trwaj wiecznie!” Pochylenie nad myślą, spostrzeżeniem, piękne cytaty z największych dzieł literatury, ciekawe anegdoty, a miejscami także przepełniony smutkiem, melancholijny pamiętnik - rozliczenie ze śmiercią, starością, przemijaniem... Spędziłam z tą pozycją bardzo przyjemny, ale też intymny czas, pełen refleksji, wspomnień, przemyśleń. Cisza poranka, kawa i dobra, mądra książka. Uczta dla duszy i spokój serca. Czy jest coś przyjemniejszego?

"Zdrowo czy przyjemnie? Raczej stawiam na to drugie. Palić, leniuchować z książką, napić się wina z przyjaciółmi... (...) Bawi mnie zdrowotny puryzm naszych czasów. Kiełki, koktajle oczyszczające, kasza quinoa i inne ortodoksyjne natręctwa. I żeby było zdrowe, musi być bardzo drogie, wtedy lepiej działa. (...) A potem, bęc i sto pięćdziesiąt osób, zapewne zdrowych i może odżywiajacych się według najmodniejszych zaleceń dietetyków, ginie nagłą i niespodziewaną śmiercią we francuskich Alpach."
Ach...
czwartek, 21 maja 2015 | By: Annie

"Najpiękniejsza na niebie" - Małgorzata Warda

                   Maj tonie w deszczu, a ciężkie od chmur niebo sprzyja intensywnemu czytaniu. Skończyłam już zajęcia na uczelni, przede mną sesja, 7 zaliczeń i ogrom nauki. Już dawno przestałam się tym przejmować, nie wiem czy było to po 100 czy 300 zaliczeniu, ale obecnie ruszają mnie już chyba tylko egzaminy praktyczne, a takich nam tym razem oszczędzono – to baaardzo na plus. Niemniej nie za bardzo czuję motywację i ostatnio nieszczególnie wiążę swoją przyszłość z farmacją, no zobaczymy... Także najbliższe tygodnie zapowiadają się mocno naukowo, a w przerwach odpoczywam oczywiście czytając, pisząc i myśląc o książkach. Ostatnio udaje mi się czytać całkiem sporo – kilka lektur wciąż czeka na opisanie, postaram się sukcesywnie nadgonić notki... Dwa ostatnie wieczory spędziłam natomiast w jednym z najmilszych towarzystw - pochłonęłam upolowaną na tragach, najnowszą powieść autorstwa przesympatycznej Małgorzaty Wardy.

                    Szczęśliwe dzieciństwo to dar od losu – prezent, loteria, przypadek. Zazwyczaj niedoceniane – mimo usilnych prób ciężko jest, nie znając innej rzeczywistości, nie traktować go jak czegoś oczywistego. Osoby połamane przez trudne dzieciństwo – dopiero ich widok uświadamia nam jak wiele mieliśmy szczęścia, jak wiele dostaliśmy w prezencie od losu... Tacy ludzie są jak samotny okręt dryfujący przez życie – niezdolni do zaufania, marzący o prawdziwej rodzinie, a jednocześnie niepotrafiący tworzyć prawidłowych relacji, związków. Przeszłość kłębi się w ich sercach, nie dając o sobie zapomnieć, nie pozwalając także iść do przodu... Pewnego dnia u progu domu dziennikarki Poli zjawia się chorująca na anemię aplastyczną Sylwia – prosi o pomoc w odnalezieniu biologicznej rodziny, która może być jej jedyną szansą na przeszczep i wyzdrowienie... I jak to u Małgorzaty Wardy – od pierwszych stron płynie proza, w którą momentalnie wsiąkasz, która przemawia wprost do serca. Autorka pięknie maluje świat, bohaterów, klimat – jest w jej piórze coś nieuchwytnego, jakaś magia, która mnie osobiście niemal za każdym razem zachwyca i głęboko porusza. Chyba chodzi o to jak snuta jest ta opowieść – piękna prozą, ale też o głębię emocji, ich autentyczność, o nastrojowe opisy i niebanalne prowadzenie fabuły. I o to jak misternie upleciona jest ta historia - z fragmentów wspomnień, myśli i okruchów codzienności, jak puzzle składają się wydarzenia przeszłości i teraźniejszości. Doskonała, poruszająca powieść. Nie zawiodłam się. Co prawda, „Jak oddech” wciąż podobało mi się nieco bardziej, ale akurat tej książki już chyba nic nie przebije...
wtorek, 19 maja 2015 | By: Annie

"Księżniczka z lodu" - Camilla Läckberg

                         Faza, ogromny apetyt na kryminały ani trochę mnie nie opuszcza, szczególnie jeśli chodzi o pozycje z dodatkowo rozbudowaną obyczajowością i obowiązkowo z mroźną zimą w tle. Tak mnie niespodziewanie naszło z opóźnieniem kilkuletnim w stosunku do reszty świata, choć kryminały skandynawskie nie są mi obce i jakieś tam skromne doświadczenie w tej materii mam. Smakuję, szperam w internecie, notuję – wypisuję nowe tytuły, nowe nazwiska – czuję jakby ktoś mi klepki w mózgu poprzestawiał i nagle otworzyły się przede mną nowe literackie przestrzenie. Wydawnictwo Czarna Owca i jego Czarna seria to na razie dla mnie top1 źródło inspiracji, choć na pewno przyjdzie też pora na dalsze odkrycia i zachwyty... 

                      Camilli Lackberg nikomu przedstawiać nie trzeba, swego czasu było jej wszędzie pełno i miałam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która jej książek jeszcze nie zna – bo króciutkiego spotkania z „Zamiecią śnieżną i wonią migdałów” raczej nie liczę. Uwielbiam to uczucie towarzyszące rozpoczynaniu nowych cykli, kiedy tyle tomów i wrażeń jeszcze przede mną – lubię towarzyszyć bohaterom przez dłuższy czas ich życia, śledzić ich losy, perypetie, lubię też na przestrzeni lat wracać do znanych mi już miejsc i postaci. W myślach przymierzam się do kolejnych części serii, bo „Księżniczka z lodu” bardzo przypadła mi do gustu i w związku z tym chciałabym poznać cały cykl. Napiszę krótko, bo o tych książkach powiedziano już tyle, że aż szkoda się powtarzać.. Zagadka kryminalna doskonale dopracowana, klimat małej Fjallbacki z jej malowniczymi widokami urzeka, jestem też bardzo ciekawa dalszych perypetii głównych bohaterów. Spotkanie zaliczam do bardzo udanych. :)
niedziela, 17 maja 2015 | By: Annie

Potargowe wrażenia i stos.

                       Dawno nie wrzucałam stosów, ale tak sobie pomyślałam, że ten potargowy – czemu nie? Targi odwiedziłam głównie w piątek, na chwilę wpadłam także w sobotę i w niedzielę. Piątek był oczywiście najlepszym wyborem, kiedy przez kilka godzin mogłam na spokojnie wszystko ogarnąć i pozwiedzać - pospacerować, pooglądać, porozmawiać – jednym słowem delektować się książkową atmosferą. Natomiast w sobotę szybciutko uciekłam z tych tłumów, choć oczywiście po drodze zdążyłam jeszcze w locie zakupić kilka pozycji. ;) Autografy nie kręcą mnie za bardzo, a przynajmniej nie na tyle, aby stać w kilometrowych kolejkach do pisarzy, których nie darzę żadnym specjalnym uczuciem - nie mam na to zwyczajnie cierpliwości. Natomiast co innego jeśli chodzi o ulubionych autorów – tu jak najbardziej poproszę o autograf! :) I tak w tym roku skusiłam się na piękne podpisy Katarzyny Puzyńskiej oraz Małgorzaty Wardy. 

                      Atmosfera targów, ta radość, pasja i książki wszędzie wokół – niepodrabialne. Z wypiekami na twarzy, obłędem w oczach i torbami pełnymi książek, wędrować od stosika do stoiska, wyszukiwać nowe tytuły, nowe nazwiska - uwielbiam! Książki to moja największa pasja, niemal obsesja, nie wyobrażam sobie bez nich życia - jak miło zobaczyć, że mnóstwo innych osób podziela ten entuzjazm i radość. Patrząc na tłumy, aż trudno uwierzyć, że tyle osób w Polsce nie czyta... Mam wrażenie, że z roku na rok na targach robi się coraz fajniej, żałuję tylko, że w tym razem nie spotkałam nikogo z naszego blogowego światka – może za rok..? :)

                          Stos uzbierał się praktycznie bez żadnych planów, mocno wynikowy i spontaniczny, z dużą pomocą mojego chłopaka, który rozpieszcza mnie i rozpuszcza bez opamiętania, niestrudzenie wspierając i podsycając mój książkowy nałóg. ;) Seria o Lipowie Katarzyny Puzyńskiej - „Motylka” już czytałam, ale wypożyczonego i koniecznie musiałam nabyć własny egzemplarz, a kolejne tomy leżą już teraz przy moim łóżku, kusząc okładkami i rozmiarami. Zacieram też ręce na lekturę pozycji o upalnym lecie 1953 roku, które Sylvia Plath spędziła w Nowym Jorku, i które opisała później w „Szklanym kloszu”. Zresztą równie mocno nie mogę doczekać się zanurzenia w przepięknie wydanych „Listach niezapomnianych”, które zamierzam sobie powoli dawkować, aby przyjemności czytania starczyło na dłużej... Konsumpcję stosu zacznę chyba jednak od najnowszej powieści Małgorzaty Wardy, choć najchętniej czytałabym wszystko naraz - dzisiejszy wieczór i noc zdecydowanie poświęcę lekturze...

Zdjęć niestety za dużo nie robiłam, wiadomo jak to w ferworze emocji i wrażeń...

sobota, 16 maja 2015 | By: Annie

"Przekleństwa niewinności" - Jeffrey Eugenides

                   Duszna, parna atmosfera tej książki od pierwszych stron oblepia czytelnika, pochłaniając zmysły i wciągając w sam środek pewnego gorącego lata na przedmieściach Detroit lat 70'. Historia oscyluje wokół pięciu dorastających sióstr Lisbon, będących główną atrakcją i fascynacją chłopców z sąsiedztwa, którzy obsesyjnie, ze skrawków wspomnień i rzeczy należących do dziewcząt, próbują odtworzyć przebieg wydarzeń i znaleźć przyczynę tragedii. Bo pięć sióstr to pięć samobójstw... Zawsze otaczała je tajemnica, jakby mieszkały we własnym świecie, do którego nikt postronny nie miał dostępu – były dziwaczne, wyjątkowe i nieprzewidywalne. Mnóstwo niedopowiedzeń, niedomówień, sekretów i snutych fantazji – w tym tonie nakreślone są wydarzenia tych letnich dni, podczas których wieczorne powietrze buzowało od hormonów, marzeń i dojrzewającej seksualności... Klimat tej książki na myśl przywodzi mi duszną, makabryczną atmosferę panującą na stronach „Betonowego ogrodu” pióra Iana McEwana... „Przekleństwa niewinności” to powieść, która zapada w pamięć – jest mroczna, miejscami porażajaca, oblepia duszę i serce, a jednocześnie jest w niej coś perwersyjnie intrygującego – przez dziurkę od klucza podglądamy historię - zarazem straszną, ale też fascynującą.... Niezapomniana, bardzo intensywna lektura.
piątek, 15 maja 2015 | By: Annie

"Białe kruki" - Christer Mjåset

                     Doskonała książka obyczajowa! Tematyka skusiła mnie głównie ze względu na przyszłą pracę mojego chłopaka - mogłabym godzinami słuchać jego podyżurowych opowieści o pacjentach, o operacjach, o szpitalnej, neurochirurgicznej rzeczywistości... Jednak zawsze szczególnie interesują mnie sami lekarze – jacy są? jak wygląda ich codzienność? Medycyna zaprząta przecież 99% ich myśli, czasu i uwagi... „Białe kruki” to historia trzech stażystów, którzy rywalizują o stałą posadę na oddziale neurochirurgii w szpitalu w Bergen. A w tle ich życie codziennie, problemy osobiste i szpitalne intrygi... Książka jest bardzo umiejętnie napisana, a dzięki cliffhangerom i niespodziewanym zwrotom akcji czyta się ją znakomicie, nie sposób oderwać się od lektury – niby obyczajówka, a wciąga jak najlepszy kryminał – choć zaznaczam - to w żadnym razie nie jest kryminał! Czytałam tę książkę jakoś w marcu, trochę wrażeń i emocji niestety już uleciało, przez co ciężko jest mi napisać coś na tyle sensownego i odkrywczego, aby zachęcić do lektury - a warto, naprawdę warto! Przeczytajcie, to doskonała, wciągająca powieść – ciekawie i podobno bardzo autentycznie oddaje fascynującą, a jednocześnie bardzo trudną rzeczywistość i atmosferę panującą na szpitalnych korytarzach oddziałów neurochirurgii...
niedziela, 10 maja 2015 | By: Annie

"Kurort Amnezja" - Anna Fryczkowska

                       Czwarta książka Anny Fryczkowskiej, którą przeczytałam. Wrażenia bardzo pozytywne, z resztą jak zawsze w przypadku tej autorki - po jej powieści sięgam w ciemno i z pełnym zaufaniem. Nadmorski kurort poza sezonem, mroczny i zimny luty, kobieta z amnezją powypadkową umieszczona w niewielkim pensjonacie przez swojego dziwacznego narzeczonego. Za nią z Warszawy przyjeżdża żona mężczyzny, który zginął w tym wypadku, który prowadził samochód... Mnożące się pytania i trupy, wścibstwo i dziwne zachowania okolicznych mieszkańców, narastająca atmosfera grozy... Może tylko zakończenie nie rzuciło mnie na kolana – ale klimat, nastrój, stopniowanie napięcia – to jak najbardziej na plus. Mam ostatnio fazę i smaka na takie właśnie małomiasteczkowe kryminały z zimą w tle, oczywiście nie może w nich zabraknąć także rozbudowanych wątków obyczajowych. „Kurort Amnezja” bardzo mi się podobał, nie mogłam oderwać się od lektury i przypuszczam, że w okresie wakacyjnym książkę połknęłabym 'na raz'. Tymczasem czekam niecierpliwie na kolejne powieści Anny Fryczkowskiej, a wkrótce planuję zapodać sobie jedyną pozycję tej autorki, której jeszcze nie czytałam - „Z grubsza wenus”. Anna Fryczkowska ma niezaprzeczalny talent do snucia takich obyczajowo-kryminalnych historii – czyta się je znakomicie – lekko, ciekawie, wciągają bez reszty.
sobota, 9 maja 2015 | By: Annie

"Uprawa roślin południowych metodą Miczurina" - Weronika Murek

                  Dziwna to książka. Oryginalna. Na pewno bardzo inna, co nie znaczy, że zła. Zastanawiająca, intrygująca, miejscami nieco zniechęcająca swoim absurdem, miejscami zabawna, czasami fascynująca. Najbardziej doceniam pióro autorki – zabawę słowem, sprawne operowanie językiem. Podobał mi się też klimat – oniryczny, czułam się jakbym przez chwilę przebywała w cudzym śnie, dryfowała w oparach absurdu – takie wejrzenie w alternatywną rzeczywistość, w której absolutnie wszystko jest możliwe. Nawet nie będę próbowała silić się tu na jakiekolwiek streszczenia – Matka Boska robiąca skarpety dla Jezusa, katalog fryzur ze zdjęciami zmarłych ludzi i przedszkolak bojący się, że Jezus ukradnie mu kapcie – to tylko przedsmak tego, co czeka na czytelnika na stronach książki Weroniki Murek. 
                    
                      „Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” to ciekawa i nietuzinkowa lektura, choć na pewno nie jest to pozycja z półki 'do błyskawicznego połknięcia z wypiekami na twarzy'. Mimo jej niewielkich rozmiarów, książkę czytałam długo, na raty, przeplatając ją z innymi, mniej 'dziwacznymi' lekturami. Nie porwała mnie ta pozycja i nie zachwyciła, ale jednocześnie cieszę się, że po nią sięgnęłam - ja lubię takie wyzwania – lubię wciąż na nowo weryfikować swój gust, chcę wiedzieć co w literaturze piszczy. Wywiad z autorką zaintrygował mnie skutecznie i skusił do sięgnięcia po tę pozycję. Książka zdecydowanie ma w sobie to 'coś', ale uważam, że skierowana jest do bardzo wąskiej grupy czytelników. Mnie się całkiem podobało, ale zachwycona i rzucona na kolana też nie jestem - nie wiem czy poleciłabym tę książkę innym. To kwestia gustu, oczekiwań, a także otwartości na wyzwania i ciekawości odkrywania nowych regionów literackiego świata.
wtorek, 5 maja 2015 | By: Annie

"Motylek" - Katarzyna Puzyńska

                 Kilka dni temu, gdy nad Warszawą szalała wieczorna burza, a zacinające o parapet krople nie dawały mi zasnąć, zapaliłam lampkę i przy wtórze wiatru z deszczem rozpoczęłam lekturę „Motylka” Katarzyny Puzyńskiej – smakowicie opasłego kryminału, osadzonego w realiach polskiej prowincji. O ile historie w stylu „Domu nad rozlewiskiem” w ogóle mnie nie kręcą, tak kryminały dziejące się na polskiej wsi – jak najbardziej, o każdej porze, pochłaniam ze smakiem! I ach! - jak mi się ta książka podobała! Uwielbiam kryminały, ale tylko gdy są solidnie oparte na obyczajowości – to właśnie urzeka mnie w twórczości Agaty Christie i także w „Motylku” jak najbardziej spotkamy całą plejadę bardzo realistycznych bohaterów z rozbudowaną psychiką oraz bez problemu wsiąkniemy w duszną atmosferę małej wsi. Zachwyciła mnie właśnie ta autentyczność postaci – mam wrażenie, że w większości książek o polskiej prowincji wszyscy bohaterowie zajmują się głównie robieniem przetworów i pomaganiem sobie nawzajem - taki wyidealizowany, ugładzony i mało wiarygodny obrazek z pocztówki. A tu nie, tu mamy policjanta bijącego swoją żonę, małomiasteczkową homofobię, zawiść, plotkarstwo... No i morderstwa oczywiście. ;)

                   Jeśli podobała się Wam „Kobieta bez twarzy” Anny Fryczkowskiej, to książka Katarzyny Puzyńskiej także Was nie zawiedzie. "Motylek" jest utrzymany w bardzo podobnym klimacie, a jego ogromną zaletę i dodatkową przewagę stanowi fakt, iż jest to dopiero pierwszy tom cyklu – dotychczas ukazały się jeszcze dwie następne części, a kolejne dwie są już w zapowiedziach wydawniczych. Tak się cieszę! Nowe odkrycie, nowe nazwisko do wynotowania i zapamiętania – natknęłam się całkiem przypadkiem, dziwię się, że wcześniej nie trafiłam na te powieści – a przecież ciągle szperam, szukam nałogowo... Czysta przyjemność lektury, świetna zagadka, doskonale skonstruowana i napisana. W dodatku ciekawe oddane realia polskiej wsi, autentycznie i wiarygodnie sportretowane. Plus sympatyczni bohaterowie z krwi i kości. Przez 600 stron lektury nie nudziłam się ani sekundy. Pochłonęłam błyskawicznie i szykuję się od razu na następne części. Gorąco wszystkim polecam!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...