poniedziałek, 20 kwietnia 2015 | By: Annie

AAA!!! Wiadomość dnia! Będzie kontynuacja!!!

               Pamiętacie rewelacyjną powieść "Zanim się pojawiłeś" autorstwa Jojo Moyes? Tę cudowną, ciepłą i niesamowicie wzruszającą historię o nieco postrzelonej Lou i sparaliżowanym Willu? Będzie kontynuacja, druga, nieplanowana część! Angielska premiera książki "After You" już 24 września 2015!
Więcej informacji TUTAJ.

Jojo Moyes, nie zawiedź mnie!!!
Ale się cieszę! :D

sobota, 18 kwietnia 2015 | By: Annie

"Przepis na życie" - Agnieszka Pilaszewska

                W telewizji widziałam zaledwie kilka odcinków „Przepisu na życie”. Podobało mi się, ale szybko odpuściłam oglądanie - ja zwyczajnie nie umiem śledzić seriali, nie kręci mnie to - jakoś nigdy nie mam głowy do pilnowania kolejnych odcinków, sezonów... W życiu obejrzałam w całości tylko dwa seriale - „Seks w wielkim mieście” i „Przyjaciół”. Nie dokończyłam natomiast „Gotowych na wszystko”, poległam na 6 sezonie „Lost”, znudziły mnie już też „Girls” Leny Dunham, długo mogłabym tak jeszcze wymieniać... ;) To tak tytułem wstępu, bo jednak kilka odcinków „Przepisu” widziałam i choć szybko zarzuciłam śledzenie nowych, to ostatecznie ciekawosć tej historii zwyciężyła i w nagłym zrywnie czytelniczej spontaniczności zgarnęłam książkę z bibliotecznej półki. Bardzo rzadko sięgam po pozycje, które wcześniej w jakiejkolwiek formie widziałam na ekranie – zawsze staram się podchodzić z czystym umysłem, unikać sytuacji, kiedy w głowie mam już obsadzone role, słyszę głosy konkretnych aktorów w trakcie czytania dialogów itd. Jednak muszę przyznać, że w przypadku „Przepisu nażycie” nadało to książce dodatkowego smaczku – mając przed oczami Maję Ostaszewską w roli Beatki czy Adamczyka jak Żabcię oraz genialną Edytę Olszówkę jako szaloną Polę bawiłam się doskonale. :) I choć dla mnie „Przepis na życie” to zdecydowanie jednorazowa lektura, do zapomnienia w ciągu tygodnia, to nie przeczę - to również dobra i nawet całkiem śmieszna rozrywka. Ma swój urok. Lekka, wiosenna pozycja, nieco głupawa, niewymagająca myślenia, ale takie też są potrzebne, gdzieś między jednym zaliczeniem a drugim... :)
piątek, 10 kwietnia 2015 | By: Annie

"5 sekund do IO" - Małgorzata Warda

                  Za oknem raz deszcz, raz pełne słońce. A ja czytam, czytam i czytam. Zachłannie pochłaniam coraz to nowe lektury, marzy mi się posiadanie trzech par oczu i czytanie wszystkiego naraz, bo zaraz znowu nauka, zaliczenia, kolokwia... W dwa wieczory pochłonęłam najnowszą powieść Małgorzaty Wardy – uważam, że to jedna z najciekawszych polskich autorek i jedna z tych pisarek, których przeczytam wszystko, co tylko napiszą. Tym razem w wydaniu dla młodzieży – przyznam, że niestety sporo słabszym niż chociażby w „Mieście z lodu” czy „Dziewczynce, która widziała zbyt wiele”. 17-letnia Mika zostaje zatrudniona przez policję, aby dostarczać informacji na temat nowej, bardzo zaawansowanej technologicznie gry komputerowej, która potrafi imitować prawdziwe życie – ból, temperaturę, głód... Ląduje z wirtualną misją na jednym z księżyców Jowisza, Io, gdzie ma infiltrować środowisko graczy. Być może zbyt doszukiwałam się elementów znanych mi z wcześniejszych powieści – niestety, mało tu obyczajowości, mało psychologii, a dużo akcji – przede wszystkim przygód w stylu 'trzeba wysadzić wejście, ty zabijesz wrogów, strzelają do nas z okna'. Pomysł oryginalny, ciekawy, ale czuję lekkie rozczarowanie - uważam, że ten temat można było ująć od innej, bardziej obyczajowej strony – mniej skupić się na grze, wirtualnych przygodach, a podejść do tematu od strony postaci – przedstawić ich motywy, psychikę. Szczególnie, że wątki psychologiczne wychodzą pisarce znacznie lepiej niż te fantastyczno-przygodowe. Ale to tylko moje czysto subiektywne marudzenie... Rozumiem, że to powieść dla młodzieży – ma być szybko, niezbyt ambitnie – może ja już za stara jestem po prostu. :) Jednak mimo wszystko wcale nie uważam, że powieść młodzieżowa wyklucza głębsze tło psychologiczne, że powinna opierać się tylko na akcji, a być pozbawiona głębi i emocji... Koniec aż prosi się o jakieś dłuższe rozwinięcie, spuentowanie... Trudno. Nie jest to zła książka, ale pozostawia po sobie pewien niedosyt, szczególnie, że poznałam już panią Wardę w znacznie lepszej formie. 
czwartek, 9 kwietnia 2015 | By: Annie

„Boginie z Žítkovej” - Kateřina Tučková

               Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że moje wybory literackie opierają się przeważnie na dwóch filarach – jednym z nich jest samotność w wielkim mieście, drugim właśnie wielopokoleniowa saga o silnych kobietach. „Boginie z Žítkovej” to cudowna, niezwykle realistyczna, niekiedy też bezkompromisowa powieść o rodzie Bogiń z czeskich Moraw - zielarek, czarownic, przepowiadaczek przyszłości, ludowych lekarek. Dora jest ostatnią z klanu - pracuje na uniwersytecie, absolutnie nie wierzy w magię, cuda i zabobony, pisze pracę na temat swoich korzeni. Przy okazji prowadzonego przez nią śledztwa, zahaczającego między innymi o teczki StB oraz badania naukowe nazistów, odkrywamy losy innych Bogiń. A co to były za wyjątkowe, nietuzinkowe kobiety z krwi i kości!!! Niektóre spalono na stosie, niektóre pomagały całej ludności, jeszcze inne rzucały klątwy i uroki, bezczelnie kradnąc cudzych mężów. Kocham to uczucie gdy za sprawą wyjątkowej lektury nagle wsiąkam w inny świat, zatracam się między słowami, gubię czas, a moje myśli wciąż krążą wokół przeczytanych historii. Gdy powieść jest odbiciem życia, gdy bezkrytycznie wierzę w każde przeczytane słowo. I to jest właśnie taka wyjątkowa książka...

                    Niedopowiedzenia, magia przenikają na wskroś karty tej pozycji, mieszając się z racjonalizmem, nauką, choć absolutnie nie jest to powieść z gatunku realizmu magicznego! Zabobon czy wiedza ludowa? Reportaż czy fikcja? Ale jak to jest napisane... Autorka igra z czytelnikiem, wodzi go za nos, niezwykle zręcznie splatając ze sobą wątki, wydarzenia, miesza także sposoby prowadzenia narracji – nic tu nie jest jednoznaczne, przewidywalne, ale jednocześnie wszystkie elementy historii idealnie tkwią na swoich miejscach. „Boginie z Žítkovej” to nietuzinkowa, wielowarstwowa, pełnokrwista historia, niekiedy także przepełniona melancholią za światem, który odchodzi – za światem, w którym istniało jeszcze miejsce na tajemnice, na wiarę w nadprzyrodzone zjawiska i magię... Wyjątkowa powieść, pozbawiona wszelkiej schematyczności czy banału. Daje do myślenia. Zakończenie zostawia w osłupieniu, dosłownie wbija w fotel. Mnie osobiście ta książka zachwyciła, oczarowała – najlepsza pozycja jaką przeczytałam w tym roku! Prawdziwa uczta słowa, jezioro emocji i wrażeń, zachwyt!!! Długo nie zapomnę tej lektury. Ufff...
czwartek, 2 kwietnia 2015 | By: Annie

"Tylko dla kobiet" - Magdalena Samozwaniec

                    Upływający czas wyraźnie odcisnął swoje piętno na tej pozycji - obecnie traktować ją można chyba już tylko jako ciekawostkę, choć przyznam, że wciąż czyta się ją całkiem przyjemnie, ciesząc się jednocześnie obserwacją jak bardzo zmieniła się pozycja kobiety na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. :) Lektura jak znalazł do kawy w deszczowe przedpołudnie, do czytania w drodze lub w poczekalni u dentysty. To lekkie, całkiem zabawne felietoniki o kobietach i dla kobiet – jak się ubierać, jak przywitać gości gdy w lodówce pustki, sporo tu także o kłopotach z pończochami – trochę kosmos. :) Najbardziej przypadła mi do gustu porada o wybieraniu męża – dziewczyny, pamiętajcie – najgorszy jest ubogi skąpiec, za takiego absolutnie nigdy nie wychodźcie za mąż! ;) Jako ciekawostka, skrawek obyczajowości - jak najbardziej, ale nie jest to jednak jakaś wybitna pozycja, z etykietką 'do natychmiastowego przeczytania'. Bardziej ciekawa jestem teraz innych pozycji pióra Magdaleny Samozwaniec, szczególnie tych o jej dzieciństwie i młodości z siostrą - „Maria i Magdalena”, „Zalotnica niebieska” - te książki przeczytam obowiązkowo! I jedno muszę przyznać – wydawnictwo W.A.B. naprawdę się postarało – cała ta seria jest po prostu cudnie wydana!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...