Nie
czytuję poradników, nie interesują mnie porady lifestylowe, a
wszelkie gazety o tej tematyce omijam przeważnie szerokim łukiem.
Dwa lata temu zrobiłam jednak wyjątek dla „Lekcji Madame Chic”,
a lektura ta dostarczyła mi niespodziewanie wielu pozytywnych
wrażeń, a także góry przemyśleń oraz motywacji. Będąc
ostatnio w bibliotece zgarnęłam zatem z półki
kontynuację, „W domu Madame Chic” - zanurzyłam się w nowej
odsłonie tej sympatycznej pozycji.
Lubię książki Jennifer L. Scott - oprócz lekkiej rozrywki, to również pokaźna dawka wewnętrznego spokoju oraz afirmacji domowej codzienności. Bo, mimo wielu banałów, ich treść, to przede wszystkim zachęta do celebracji życia - cieszenia się chwilą, zauważania miłych drobnostek dnia codziennego. Jak z porannej kawy uczynić przyjemny rytuał - po prostu nauczyć się doceniać to, co zwyczajne. Każde doświadczenie przeżywać świadomie i czerpiąc z niego jak najwięcej radości. Gdyż nie sztuką jest przebiec przez życie, ale właśnie płynąć przez fale losu powoli, świadomie i uważnie, ciesząc się każdym dniem – zostać koneserem własnego życia i kolekcjonerem pięknych chwil – nie stwarzać ich od nowa, ale dostrzec je w tym, co już mamy. Słońce na podłodze, zapach jesieni, deszcz i powrót zimą do przytulnego domu, upiec ciasto, pięknie się ubrać na zwyczajne wyjście - wycisnąć z każdego, nawet pozornie rutynowego i nużącego doświadczenia, tyle pozytywnych emocji, ile tylko się da. Mindfulness. To my sami - nasza perspektywa, podejście – nadajemy codziennym rzeczom oraz czynnościom negatywny wydźwięk – i tylko my możemy to zmienić. Żyć pełniej. Szczęśliwiej. Czuć się dobrze w swojej skórze. Ze spokojem ducha. Rozpieszczać siebie i szanować. Chodzi o życie z jakością. Nie jest to proste, ale zawsze warto próbować. I ta książka o tym przypomina - chociażby tylko dlatego warto po nią sięgnąć. Wydaje mi się, że te wartości siedzą w każdym z nas - czasami tylko gdzieś o nich zapominamy, w biegu obowiązków, z resztą sama to po sobie widzę - jak łatwo ta celebracja chwili, spokój ducha ulatują w obliczu spóźnionego autobusu czy trudnego zaliczenia...
Natomiast jeśli chodzi o sam pomysł i 'wykonanie' "W domu Madame Chic" wydaje mi się znacznie słabsze niż pierwsze "Lekcje Madame Chic"- trochę zalatuje 'odgrzewanymi kotletami'. ;) Ale mimo wszystko podobało mi się. Jeśli potrzebujecie bodźca, który postawi zabiegany umysł do pionu i przypomni jak afirmować każdy nowy dzień - to jest to książka, którą jak najbardziej warto przeczytać. :)
Lubię książki Jennifer L. Scott - oprócz lekkiej rozrywki, to również pokaźna dawka wewnętrznego spokoju oraz afirmacji domowej codzienności. Bo, mimo wielu banałów, ich treść, to przede wszystkim zachęta do celebracji życia - cieszenia się chwilą, zauważania miłych drobnostek dnia codziennego. Jak z porannej kawy uczynić przyjemny rytuał - po prostu nauczyć się doceniać to, co zwyczajne. Każde doświadczenie przeżywać świadomie i czerpiąc z niego jak najwięcej radości. Gdyż nie sztuką jest przebiec przez życie, ale właśnie płynąć przez fale losu powoli, świadomie i uważnie, ciesząc się każdym dniem – zostać koneserem własnego życia i kolekcjonerem pięknych chwil – nie stwarzać ich od nowa, ale dostrzec je w tym, co już mamy. Słońce na podłodze, zapach jesieni, deszcz i powrót zimą do przytulnego domu, upiec ciasto, pięknie się ubrać na zwyczajne wyjście - wycisnąć z każdego, nawet pozornie rutynowego i nużącego doświadczenia, tyle pozytywnych emocji, ile tylko się da. Mindfulness. To my sami - nasza perspektywa, podejście – nadajemy codziennym rzeczom oraz czynnościom negatywny wydźwięk – i tylko my możemy to zmienić. Żyć pełniej. Szczęśliwiej. Czuć się dobrze w swojej skórze. Ze spokojem ducha. Rozpieszczać siebie i szanować. Chodzi o życie z jakością. Nie jest to proste, ale zawsze warto próbować. I ta książka o tym przypomina - chociażby tylko dlatego warto po nią sięgnąć. Wydaje mi się, że te wartości siedzą w każdym z nas - czasami tylko gdzieś o nich zapominamy, w biegu obowiązków, z resztą sama to po sobie widzę - jak łatwo ta celebracja chwili, spokój ducha ulatują w obliczu spóźnionego autobusu czy trudnego zaliczenia...
Natomiast jeśli chodzi o sam pomysł i 'wykonanie' "W domu Madame Chic" wydaje mi się znacznie słabsze niż pierwsze "Lekcje Madame Chic"- trochę zalatuje 'odgrzewanymi kotletami'. ;) Ale mimo wszystko podobało mi się. Jeśli potrzebujecie bodźca, który postawi zabiegany umysł do pionu i przypomni jak afirmować każdy nowy dzień - to jest to książka, którą jak najbardziej warto przeczytać. :)
2 komentarzy:
"Lekcje..." czytałam i podobały mi się. Może i na tę pozycję się skuszę :)
Nie znam żadnej książki tej autorki, ale może na pierwszą część Madame Chic się skuszę :)
Prześlij komentarz