poniedziałek, 14 grudnia 2015 | By: Annie

"Światło, którego nie widać" - Anthony Doerr

                   Jednym z moich wielu małych zwyczajów oraz jednocześnie ambicją czytelniczą jest podążanie krok w krok za laureatami największych światowych nagród literackich - Nobla, Bookera i Pulitzera. Różnie to wychodzi, niestety nie da się przeczytać wszystkiego, nie zawsze też zaintryguje mnie dana książka (nie mogę się na przykład przekonać do sięgnięcia po prozę Mo Yana, mimo, że jego powieść od lat czeka u mnie na półce). Planuję sięgnąć wkrótce po „Ścieżki północy” (Booker 2014) i oczywiście po coś Swietłany Aleksijewicz - ale o tym innym razem, gdyż dzisiejsza notka należy do zdobywcy Pulitzera 2015, czyli świetnej książki „Światło, którego nie widać”. To jedna z tych powieści, o których niezwykle trudno jest pisać, nie serwując dwustronicowego streszczenia, a nawet i ono i tak nie oddałoby w pełni treści, istoty książki, która tkwi ukryta gdzieś pomiędzy słowami i zdaniami – uchwycona w rytmie prozy czy opisie morza... 

                 II Wojna Światowa. Niewidoma dziewczynka z Paryża ucieka wraz z ojcem, klucznikiem muzeum, do małego nadmorskiego miasteczka-twierdzy - Saint-Malo. Jednocześnie poznajemy losy młodego niemieckiego chłopca, później żołnierza, który odznacza się niezwykłym umysłem ścisłym oraz technicznymi zdolnościami. Nie jest to powieść sensacyjna, nie jest to również romans, ciężko ująć tę prozę w słowa czy zaklasyfikować do jednego gatunku. Na pewno jest w tej książce coś niepowtarzalnego i poruszającego – wyjątkowe połączenie dziecięcej ciekawości świata, bezradności ludzi w obliczu miotającej nimi wielkiej historii, z ciągłością istnienia, odwiecznym cyklem życia i śmierci. Ta powieść to również niesamowite kontrasty – piękno świata zestawione z koszmarem wojny... 
To cudowne, ale też okrutne życie - odbite, uwiecznione na stronach powieści... Jednak przede wszystkim urzekł mnie sposób prowadzenia fabuły – splątane nitki losów, które stopniowo łączą się w jeden węzeł-punkt kulminacyjny. Plastyczny język i styl, który od pierwszej strony porywa - wnika się w tę literacką przestrzeń – jesteś, czujesz, widzisz... 

                    Smaczek. Ogromny. Książka może nie wybitna, ale naprawdę bardzo, bardzo dobra. Tak przyjemnie było za każdym razem brać tę opasłą księgę w ręce, wyjmować zakładkę, zanurzać nos między strony i czytać, czytać, czytać... Przepiękna historia. Rasowa powieść. Gorąco polecam!

4 komentarzy:

pas pisze...

Czytałam niedawno i powiem tak: książka mi się podobała, ale po tytule nagrodzonym Pulitzerem i po tytule dotyczącym II wojny światowej w jednym spodziewałam się większego "WOW". Były inne historie okołowojenne, które bardziej mnie porwały, ale przyznaję, że w tym tomie był specyficzny klimat i nietuzinkowi bohaterowie. :)

Annie pisze...

pas - rozumiem o czym piszesz i mam chyba podobne wrazenia - nie jest to ksiazka genialna, nie ma tego gigantycznego 'wow', ale i tak baaardzo mi się podobała, z tym, że u mnie chyba z naciskiem znacznie większym niż u Ciebie na to 'podobanie'. ;) Złodziejka ksiażek była lepsza, prawda? czytałaś? :)

Po drugiej stronie... pisze...

już w empiku stałam trochę przed półką, gdzie leżała i bardzo chciałam mieć, ale przeraziła mnie trochę ta wojenna tematyka - mam jakiś uraz, praktycznie prawie nie czytam książek z wojną w tle. ale chyba jednak się skusze :)

Paperback Head pisze...

Kusi, bardzo. Na liscie do kupienia. ;)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...