Mam już wolne – chwytam ten
przedświąteczny czas i wykorzystuję jak mogę. Spotkania ze
znajomymi, byłam w kinie na Gwiezdnych Wojnach, przede mną jeszcze wieczór panieński przyjaciółki, ostatnie sprawunki prezentowe, a także teatr z Ukochanym. Odsypiam, dużo czytam pod kocem, lenię
się - mam teraz ten komfort, że mogę, więc bezwstydnie korzystam.
W jeden dzień połknęłam tę przyjemną, leciutką lekturę –
gdzieś między kawą a szykowaniem się do wyjścia. Komercyjna
rozrywka, żadna to tam wielka literatura czy ambitna, ale co z tego,
jeśli w okresie przedświątecznym całkiem miło można spędzić z nią
czas?
Rok temu przeczytałam pierwszą część serii, książkę „Kot Bob i ja” - to była sympatyczna, ale też średnia literacko i nieco płaska powieść. Podobnie jest z
tą lekturą, choć tu nawet miałam miejscami poczucie, jakby była to pozycja pisana nieco na siłę,
pod koniec irytował mnie też trochę autor-narrator, ale nie chcę wnikać czy pastwić się, bo nie taki jest przecież cel czytania świątecznych książek. Coś lekkiego, nieco
odmóżdżającego, ale też miłego dla oczu i ducha, a przede
wszystkim pozytywnego, optymistycznego i wprowadzającego w świąteczny klimat. Lekka i łatwa rozrywka - dobra na okres, gdy skupienie ucieka ku innym sprawom, a myśli krążą gdzieś między pakowaniem prezentów a ubieraniem choinki.
1 komentarzy:
Czytałam pierwszą część i jestem nią totalnie zauroczona! Muszę wkrótce sięgnąć po kolejną część, o tym, że robię dobrze upewnia mnie zdjęcie kocura obok "swojej" książki <3 Pozdrawiam ciepło, Idalia ;**
http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Prześlij komentarz