Ostatnie
dni wrześniowe upłynęły mi pod znakiem załatwiania dziesiątek
drobnych spraw i miłych spotkań towarzyskich. Po raz pierwszy od
dwóch lat dopadło mnie też przeziębienie, więc siłą rzeczy
więcej czasu spędzam pod kocem, z gorącą herbatą,
pochłaniając smacznie książkę za książką. Niby dziś koniec
wakacji, ale zajęcia zaczynam dopiero w poniedziałek – cieszę
się z tych kilku dodatkowo uszczkniętych dni wolności, choć nie powiem –
czuję również pewną ekscytację na myśl o zbliżających się
jesiennych miesiącach – wyzwaniach, miłych chwilach i wspólnym
planowaniu przyszłości.
W tym
roku - częściowo celowo, ale bardziej przypadkiem - podążam
literacko za nagrodą Nike. Z długiej listy przeczytałam „Cudowną”,
„Angoli”, a także trzy pozycje, które dostały się do
finałowej siódemki - „Sońkę” Karpowicza, „Szum” Magdaleny
Tulli i ostatnio „Guguły” Wioletty Grzegorzewskiej, którym
zamierzam gorąco kibicować w walce o nagrodę. Specjalnie czytałam
tę książkę wolno - smakując jej klimat, nurzając się w tej
pięknej prozie, która płynie i czaruje opisami. Dwadzieścia
cztery krótkie, ale bardzo treściwe i wymowne rozdziały – każdy
to jakby mały, misternie utkany ze wspomnień obrazek, budzący w czyteniku tęsknotę na dzieciństwem, za wsią, za przyrodą – za beztroskim
bieganiem boso po trawie, za czasem, który płynął wolniej –
kiedy dni były dłuższe i pełniejsze. Można smakować każde słowo, które syci duszę, umysł oraz wyobraźnię. Cudna to książka, tak bardzo
przepełniona pięknem prawdziwego, słodko-gorzkiego życia. Gorąco
kibicuję „Gugułom”, ale jakbym miała stawiać, to niestety raczej na
Karpowicza lub Tokarczuk. Rozdanie już w tę niedzielę
– zamierzacie oglądać? Kogo typujecie? :)
"Położyłam się obok niej i żując świeżo wyłuskaną mieszankę ziarenek bordowego, fioletowego i szarego maku, spoglądałam na niebo, które raz po raz kręciło z chmur cukrową watę."