środa, 30 września 2015 | By: Annie

"Guguły" - Wioletta Grzegorzewska

                  Ostatnie dni wrześniowe upłynęły mi pod znakiem załatwiania dziesiątek drobnych spraw i miłych spotkań towarzyskich. Po raz pierwszy od dwóch lat dopadło mnie też przeziębienie, więc siłą rzeczy więcej czasu spędzam pod kocem, z gorącą herbatą, pochłaniając smacznie książkę za książką. Niby dziś koniec wakacji, ale zajęcia zaczynam dopiero w poniedziałek – cieszę się z tych kilku dodatkowo uszczkniętych dni wolności, choć nie powiem – czuję również pewną ekscytację na myśl o zbliżających się jesiennych miesiącach – wyzwaniach, miłych chwilach i wspólnym planowaniu przyszłości.

                W tym roku - częściowo celowo, ale bardziej przypadkiem - podążam literacko za nagrodą Nike. Z długiej listy przeczytałam „Cudowną”, „Angoli”, a także trzy pozycje, które dostały się do finałowej siódemki - „Sońkę” Karpowicza, „Szum” Magdaleny Tulli i ostatnio „Guguły” Wioletty Grzegorzewskiej, którym zamierzam gorąco kibicować w walce o nagrodę. Specjalnie czytałam tę książkę wolno - smakując jej klimat, nurzając się w tej pięknej prozie, która płynie i czaruje opisami. Dwadzieścia cztery krótkie, ale bardzo treściwe i wymowne rozdziały – każdy to jakby mały, misternie utkany ze wspomnień obrazek, budzący w czyteniku tęsknotę na dzieciństwem, za wsią, za przyrodą – za beztroskim bieganiem boso po trawie, za czasem, który płynął wolniej – kiedy dni były dłuższe i pełniejsze. Można smakować każde słowo, które syci duszę, umysł oraz wyobraźnię. Cudna to książka, tak bardzo przepełniona pięknem prawdziwego, słodko-gorzkiego życia. Gorąco kibicuję „Gugułom”, ale jakbym miała stawiać, to niestety raczej na Karpowicza lub Tokarczuk. Rozdanie już w tę niedzielę – zamierzacie oglądać? Kogo typujecie? :)

"Położyłam się obok niej i żując świeżo wyłuskaną mieszankę ziarenek bordowego, fioletowego i szarego maku, spoglądałam na niebo, które raz po raz kręciło z chmur cukrową watę."
niedziela, 27 września 2015 | By: Annie

"Koronkowa robota" - Pierre Lemaitre

                    Najpierw myślałam, że to będzie po prostu mocny, brutalny i bardzo 'męski' kryminał – czytałam z zainteresowaniem, ale bez oczarowania. Jednak końcówka – wow!!!!!!!!!! Wbija w fotel. Autor igra z czytelnikiem, to książka wielowarstwowa - kolejne warstwy dopiero stopniowo wyłaniają się spod poprzednich, a wówczas wcześniejsze wydarzenia nabierają podwójnego znaczenia. Inteligentny kryminał dla ludzi o mocnych nerwach. Teraz już rozumiem czemu Lemaitra czyta cała Francja, a za nią pół Europy. W Paryżu dochodzi do serii brutalnych morderstw, które, jak odkrywa policja, inspirowane są zbrodniami opisanymi w najsłynniejszych powieściach kryminalnych - nie chcę za dużo zdradzić, bo to może tylko popsuć Wam przyjemność z czytania. „Koronkowa robota” to pierwsza część cyklu o bardzo niskim, ale piekielnie inteligentnym inspektorze Camille'u Verhoevenie – i to właśnie od niej koniecznie zacznijcie czytanie tej serii, bo wydawnictwo znowu się nie popisało i zaczęło wydawanie od tomu drugiego... Po co? Dlaczego? Tego nigdy nie zrozumiem - skąd się wzięła ta dziwaczna maniera, ostatnio tak popularna wśród wielu polskich wydawców..? „Koronkową robotę” gorąco polecam i pędzę czytać tom drugi przygód inspektora Verhoevena, do czego niejako samo zmusza mnie zakończenie tej książki!!!!!
sobota, 26 września 2015 | By: Annie

"Pierwsza na liście" - Magdalena Witkiewicz

                  Moja ulubiona biblioteka specjalizuje się w polskiej literaturze kobiecej – mają oczywiście tysiące innych książek - kryminały, fantastykę, biografie – jednak to właśnie czytadła polskich autorek cieszą się tu chyba największą popularnością, w każdym bądź razie ustawiają się do nich najdłuższe kolejki czytelniczek, a półki zawsze są zaopatrzone w najświeższe nowości w tym temacie. Bliziutko mam do tej biblioteki, a już wkrótce, po przeprowadzce, będę ją miała zaraz po drugiej stronie ulicy, tuż przy parku, do którego lubię zawsze zajść i przywitać się ze świeżo wypożyczonymi pozycjami. Magdalena Witkiewicz zaintrygowała mnie swoimi wcześniejszymi powieściami – czytałam dwie – jakoś nie mogę jej zaklasyfikować ani do pisarek 'z jakością', ani do tych od leciutkich, głupiutkich, ale przyjemnych czytadeł. 

                   „Pierwsza na liście” to opowieść o potędze kobiecej przyjaźni, o zmaganiach z chorobą, o determinacji i sile, jaką czerpiemy z miłości rodziny. Dużo górnolotnych słów, ale muszę przyznać, że jak na tak poważną tematykę, książka zrobiła na mnie zaskakująco małe wrażenie – ani mnie nie poruszyła, a nie zapadła szczególnie w pamięć. Czyta się to dobrze, szybko, choć bez zachwytu. Napisano tysiące podobnych pozycji – ta nie urzekła mnie ani historią, ani swoim nastrojem - bo mimo że kocham literaturę obyczajową całym sercem, to jednak oczekuję, że książka będzie miała też to dodatkowe 'coś' – zapadającą w pamięć bohaterkę, piękny klimat czy poruszające zakończenie. A "Pierwsza na liście" to po prostu czytadło – mam za sobą lekturę dwóch innych powieści Magdaleny Witkiewicz – czytałam prześmieszną „Moralność pani Piontek” oraz poruszającą „Opowieść niewiernej”. Ta książka wypada na ich tle jakoś blado – ani to ambitne, ani lekkie czy zabawne - może być, ale też bez szału.
piątek, 25 września 2015 | By: Annie

"Na plaży Chesil" - Ian McEwan

                 Kolejne spotkanie z McEwanem – moje małe literackie święto. Osobiście uważam, że żaden inny pisarz nie potrafi tak umiejętnie uchwycić różnicy między tym, co uzewnętrzniamy w słowach i czynach, a tym co tak naprawdę czujemy - czasami sami nie zdając sobie z tego sprawy. Co kryje się pod powłoczką gestów, jaka jest prawdziwa przyczyna gniewu, proces podejmowania decyzji, oddawania się we władzę urazie – głębiny najskrytszych lęków i niewypowiedzianych obaw. Uczucia, motywy i psychologiczne podstawy zachowań – to specjalność McEwana. „Na plaży Chesil” przedstawia historię Edwarda i Florence, którzy są tuż po weselu i właśnie ma nastąpić ich noc poślubna. Edward nie może się doczekać, choć stresuje się 'czy podoła', natomiast Florence czuje jedynie paraliżujący strach. Jak potoczą się wydarzenia tej nocy? Co skrywa się za każdym gestem, każdym słowem przyszłych kochanków? W roku 1962, gdy wciąż królowało pruderyjne wychowanie, a o seksie nikt nie rozmawiał, sieć uprzedzeń, nieporozumień, strachu i wstydu omotywała zakochane pary, prowadząc do dramatu... Ambitna, psychologiczna proza. Warto czytać McEwana – za każdym razem są to spotkania wyjątkowe i na długo zapadające w pamięć.
czwartek, 24 września 2015 | By: Annie

Jesienne plany

                 Jesień – moja ukochana pora roku - powoli wkracza do Warszawy. Przytulna, domowa i bardzo książkowa. Jesień to smak zupy dyniowej, herbaty z cynamonem, kolor czerwonego koca i żółtych liści. Literacko to dla mnie pora felietonów, dzienników i biografii, a także dobry czas na opasłe, wielopokoleniowe, skandynawskie sagi. Pasują mi również kryminały i horrory - w cieple domowego zacisza otulić się kocem i zanurzyć nos w mrocznej historii, gdy szary deszcz puka w okno – takie wieczory już wkrótce, mam nadzieję. Spokój. Pachnący druk, chłodne poranki i ciepłe swetry. Pod ręką kubek herbaty, a wokół stosik smacznych lektur. Niedługo czeka mnie przeprowadzka do mieszkania babci, prawdziwie samodzielne mieszkanie - co prawda niedaleko od rodziców, w odległości zaledwie 25-minutowego spaceru, ale zawsze - choć na pewno wciąż będę wpadała do domu na obiadki i aby uzupełnić zapas lektur. W te ostatnie wolne dni myślę powoli, które książki zabiorę ze sobą - bo, że nie zabiorę wszystkich, to niestety oczywiste. Stąd ukształtowały mi się w głowie pewne plany czytelnicze na najbliższe miesiące - garść luźnych pomysłów i przemyśleń - zapisuję, aby nie uleciały. 

Na pewno będę chciała rozwijać świeżo zawartą znajomość z Romą Ligocką i jej pięknymi felietonami - „Wolna miłość” to mój wybór na drugie spotkanie z autorką.

Planuję czytać dalej dzienniki Krystyny Jandy – delektuję się tą lekturą i dawkuję ją sobie stopniowo, aby starczyło na dłużej. Jeśli nie czytaliście jeszcze felietonów jej autorstwa – zazdroszczę i gorąco polecam!

Na raty czytam także "Listy niezapomniane" - co za przyjemność!

Biografia Księżnej Diany - ogromnie jestem ciekawa.

Z lektur mroczniejszych na pewno chcę sięgnąć po „Drogę” Cormaca McCarthy'ego i coś Kinga - „Cujo” lub „Cmętarz zwieżąt”. Kryminalnie szykuję się na drugą część Millenium i kolejne smakołyki pióra Agaty. Kusi mnie też Lemaitre oraz podobno świetny kryminał islandzki.

Gdy najdzie mnie ochota na lekturę ciepłą i przytulną mam naszykowane„Smażone zielone pomidory”, a z biblioteki pewnie przytacham jakąś kolejną polską obyczajówkę - jest w czym wybierać. Jakąś mam dziwną ciągotę do "Kolacji z Anną Kareniną" - pewnie wkrótce przeczytam. Kusi mnie również skandynawska saga "Stulecie" Herbjorg Wassmo. A także "Szczygieł", "Sekretne życie pszczół" i "Grupa" Mary McCarthy.

Tej jesieni nie może zabraknąć również klasyki, którą ostatnio mocno zaniedbałam, a przecież zawsze mnóstwo frajdy sprawiało mi smakowanie i odkrywanie tego typu literatury – myślę nad „Małymi kobietkami”, "Szkarłatną literą", "Panią Bovary" i "Tramwajem zwanym pożądaniem", ale zobaczymy jeszcze na co najdzie mnie ochota i smak. Nie zapomnę też o ulubionych pisarzach – McEwan, Llosa...

Jesień to również dużo obiecujących nowości. Czekam na „Wakacje” wydawnictwa Wiatr od morza - kupuję wszystko, co wydają. Perełki to dwie obyczajówki Agaty Chrstie – muszę koniecznie przeczytać. Inne smaczki to „Uległość” i „Dziewczyna z pociągu” Pauli Hawkins, nagrodzone Pulitzerem „Światło, którego nie widać” oraz „Olbrzym” Ishiguro – pierwsza powieść autora po 10 latach ciszy. I „Utopce” - już 3 listopada!!!

Naszło mnie na planowanie w ten pierwszy, prawdziwie jesienny dzień... Garść pomysłów do zapamiętania. Na pewno pojawią się też lektury-niespodzianki, które skuszą mnie szelestem pachnących stron lub piękną okładką. Apetyt na czytanie mnie nie opuszcza.
środa, 23 września 2015 | By: Annie

"Zaplątana miłość" - Karolina Wilczyńska

                    Książka zupełnie nie w moim dotychczasowym stylu i guście, choć muszę przyznać, że ostatnio, ku mojemu własnemu zaskoczeniu, ciągnie mnie do tego typu lektur, a moja bieżąca historia czytelnicza obfituje w coraz to nowe spotkania z literaturą polską w wydaniu kobiecym. Muszę bardziej uważać, gdyż łatwo się w tym temacie naciąć – mnóstwo ukazuje się teraz podobnych powieści na jedno kopyto - w większość gniotki. Sięgając po „Zaplątaną miłość” oczekiwałam czegoś lekkiego, przytulnego i optymistycznego na pocieszenie po ciężkim, zabieganym dniu – czy książka spełniła swoje zadanie? Mam mieszane uczucia. To historia o matce, córce i przypadkowo poznanej starszej pani, mieszkającej na wsi - ich perypetie, miłości, zmagania z codziennością. Początkowo strasznie raził mnie styl – plaski, bez głębi emocjonalnej, rodem ze szkolnego wypracowania. Bohaterowie marudni, jęczący, non stop narzekający, a przez to irytujący. Później przestałam zwracać na to uwagę i nie wiem – czy to ostatecznie książka się poprawiła, czy ja przywykłam? I nagle, około połowy, nareszcie coś zaklikało - trudna relacja na linii matka-córka została pogłębiona – a ja czytałam już tylko z rosnącym zainteresowaniem i ciekawością. Książka rozwinęła się w zupełnie innym kierunku niż się spodziewałam – oczekiwałam raczej lekkiego romansu z sielską wsią i robieniem przetworów w tle, a otrzymałam przede wszystkim klasyczną obyczajówkę – bez pazura i fajerwerków, ale za to ciekawie przedstawiającą konflikt na linii matka-córka. Dopiero pod koniec znalazłam tę okładkową 'przytulność' i optymizm, których poszukiwałam. Mam problem z jednoznaczna oceną - nie jest to zła powieść, ale znam wiele lepszych lub podobnych czytadeł w wydaniu polskich autorek. Obyczajówka, ale bez wyjątkowego klimatu, napisana średnim językiem i stylem, choć jednocześnie muszę wyznać, że pochłonęłam ją w jeden dzień... Nie powiem, że były to zmarnowane godziny - bardzo chciałam mile spędzić czas z tą lekturą i mam wrażenie, że to głównie dzięki takiemu właśnie pozytywnemu nastawieniu przeczytałam ją w miarę bezboleśnie, a pod koniec nawet przyjemnie. Zatem spotkanie w miarę na plus, ale sama nie wiem czy jakoś szczególnie polecać... 
wtorek, 22 września 2015 | By: Annie

"Cudowna" - Piotr Nesterowicz

                Na książkę natknęłam się przeglądając długą listę pozycji nominowanych do nagrody Nike 2015 - zaintrygowała mnie okładka, opis i samo wydawnictwo – Dowody na Istnienie – nowe na rynku, ale kuszące doskonałymi reportażami – na pewno będę chciała zawrzeć z nim dłuższą znajomość. Książka Piotra Nesterowicza to opowieść o cudzie z 1965 roku – czternastoletniej dziewczynce ukazała się Matka Boska na łące... Ta historia stanowi po części tylko pretekst do ukazania szerszego tła społecznego i wiejskiej mentalności - polskiego kołtuństwa, zaściankowości, hipokryzji, wszechobecnej zawiści. Do tego realia PRL'u – jak władze starały się za wszelką cenę stłumić kult, jakie środki represji stosowały - szeroka panorama ówczesnej obyczajowości. W ten klimat trzeba powoli wniknąć - przyznam, że początkowo trochę się nudziłam, ale ostatecznie bardzo podobała mi się ta pozycja, która pod względem stylu przypominała mi nieco „Beksińskich” - wydarzenia przedstawione obiektywnie, stopniowo wyłaniające się z rozmów ze świadkami i z materiałów źródłowych. Bezstronna relacja, pozostawiająca czytelnikowi pole do przemyśleń i interpretacji. Lektura poszerzająca horyzonty, wiedzę. Mądra, wartościowa, wzbogacająca. Ciekawa. Wycinek z polskiej historii i obyczajowości, którego nie znajdziecie w podręczniku. Jeśli najdzie Was akurat ochota na dobry reportaż, bądący kadrem z pewnego okresu, uchwyceniem pewnej mentalności – bardzo polecam.
niedziela, 20 września 2015 | By: Annie

"Central Park" - Guillaume Musso

                 Żegnam się z panem Musso. Rozchodzimy się. Bierzemy literacki rozwód. Po 3 latach intensywnej znajomości czuję jedynie przesyt i znużenie. Czytając „Central Park” miałam wrażenie, że po raz któryś z rzędu czytam tę samą książkę skopiowaną z jednego szablonu– dotyczy to przede wszystkim pięciu najnowszych powieści, które autor ewidentnie pisze jak robot z następującego wzorca: Francuzka i Amerykanin spotykają się w dziwnych okolicznościach, później pościg, ucieczka, w tle kryminalna zagadka z przeszłości, obowiązkowy romans, a na końcu niby wielkie 'zaskoczenie', które tym razem o tyle mi się nie podobało, bo moim zdaniem nijak się kupy nie trzyma. Jakby Musso najpierw wymyślił zakończenie, a do niego usiłował dopisać w miarę pasującą resztę książki - w efekcie historia rozchodzi się w szwach. Nie przeczę – to wciąż sprawnie napisana powieść, umiejętnie, w bardzo filmowym stylu. Być może gdy jest to pierwsza lub trzecia książka Musso, którą czytacie, to wciąż można się zachwycić, dać oczarować, wciągnąć - taką mam nadzieję. Dla mnie niestety magia prysła, a urok zagubił się gdzieś po drodze. Ogromna przyjemność i czar nowości jego prozy uleciały bezpowrotnie. Wyznanie – momentami nawet się nudziłam. I jeszcze ten na siłę wciśnięty wątek romantyczny – masakra. Zabrakło mi też cudownego klimatu realizmu magicznego, który tak bardzo mi się podobał przy pierwszych spotkaniach z tym autorem... 

                 Dlatego na razie koniec z Musso - wolę ten czas poświęcić na lekturę może mniej przebojową, ale za to oryginalną i świeżą, a nie takie odgrzewane kotlety skopiowane z szablonu. Może jeszcze kiedyś się spotkamy - nie mówię nie. Ale na razie: rozwód lub co najmniej długotrwała separacja. ;) Trochę smutno, bo mam z tym pisarzem związane naprawdę przemiłe wspomnienia... mnóstwa pozotywnych wrażeń i emocji dostarczył mi na przestrzeni ostatnich lat, towarzyszył mi w niejednej podróży. Mam nadzieję, że swoich nowych czytelników Musso wciąż potrafi zachwycać i oczarowywać, a tylko mi przestała jego proza jakoś podchodzić i smakować...
sobota, 19 września 2015 | By: Annie

"Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit" - Suki Kim

                Tematyka Korei Północnej interesuje mnie i fascynuje od kiedy kilka lat temu natknęłam się na genialny reportaż Barbary Demick „Światu nie mamy czego zazdrościć”. To była niesamowita lektura, z bliska ukazująca ten absurdalny i irracjonalny świat, którego nie da się pojąć ani ogarnąć umysłem – za sprawą literatury czy nawet wycieczki można go jedynie powierzchownie liznąć. Gigantyczne pranie mózgów, wszechobecna inwigilacja, jakby urzeczywistniony „Rok 1984” Orwella – jednym słowem koszmar. Do tego głód, donosicielstwo, brak samodzielnego myślenia - za to w zamian co krok serwowane wizerunki przywódcy, a dla ludzi z zewnątrz jedna wielka pokazówka świetności i potęgi - przez człowieka Zachodu postrzegana raczej jako śmieszna i zabawnie nierealna. Tego wszystkiego doświadczyła także Suki Kim, która przez rok uczyła dzieci elit na najlepszym północnokoreańskim uniwersytecie – gdzie studenci informatyki nie wiedzą czym jest internet, kampus przypomina więzienie, a każda lekcja musi zostać wpierw zaakceptowana przez zwierzchników z góry... Bardzo ciekawa książka, niektóre historie zdumiewają i szokują – aż ciężko uwierzyć... Dla zainteresowanych tematem – myślę, że pozycja obowiązkowa.
wtorek, 15 września 2015 | By: Annie

"Dante na tropie" - Agnieszka Olejnik

                     Lubię czasem sięgnąć po typowo babską lekturę, szczególnie w wydaniu polskim. Nie zawsze są to spotkania udane, jednak tym razem jestem aż zaskoczona jak bardzo mi się ta powieść podobała. Naprawdę. Jakby ktoś mi klepki w mózgu poprzestawiał, bo powieść zupełnie nie w moim stylu i guście, a mimo tego spędziłam z nią przemiły czas. Może to nałożenie kilku elementów – szukałam czegoś lekkiego dla przewietrzenia umysłu, wciągającego - za oknem deszcz, ja pod kocem. Idealnie. Podobał mi się wątek miłosny, podobała mi się główna bohaterka, zagadka także mnie intrygowała. Bibliotekarka Anna Drozd mieszka wraz ze swoim psem w dworku na obrzeżach miasteczka, jest 'obca', trzyma się na uboczu lokalnej społeczności. Podczas jednego ze spacerów wyżeł Dante znajduje czyjś palec – i tak rozpoczyna się śledztwo, które wywraca życie głównej bohaterki do góry nogami. Brzmi banalnie i faktycznie, nie jest to książka odkrywcza czy rewelacyjna, ale zdecydowanie coś w sobie ma – może to sympatyczna główna bohaterka, a może lekkie pióro – czyta się to naprawdę dobrze. Muszę przyznać, że polska wieś, kiedy nie jest ukazana jedynie w wydaniu czysto 'rozlewiskowym', a bardziej kryminalno-obyczajowym, może nawet z nutką romansu, ma dla mnie duży urok. Ciekawe czy za kilka lat będę się jednak zaczytywała także w „Domu nad Rozlewiskiem” i w innych 'chatkach na polance' – no zobaczymy. ;) W każdym bądź razie lekturę „Dante na tropie” wspominam super i w ramach takiej typowo babskiej, lekkiej, wciągającej rozrywki polecam. Chętnie przeczytałabym także kontynuację, ale niestety się nie zanosi... :(
poniedziałek, 14 września 2015 | By: Annie

"Kobieta w podróży" - Roma Ligocka

                Jestem oczarowana. Felietony Romy Ligockiej zawierają wszystko to, co kocham i cenię sobie w tej krótkiej formie najbardziej – skupienie na ulotnej myśli, przeżycie chwili całą sobą, błyskotliwe spostrzeżenia, do tego kobiecość, a wszystko to niepozbawione nutki melancholii oraz zachwytu nad istnieniem. Autorka kolekcjonuje wspomnienia oraz okruchy codzienności – następnie uwiecznia je w krótkim, błyskotliwym tekście. Uczta dla duszy, przestrzeń mądrych przemyśleń i refleksji. Umysł może odpocząć, przeskoczyć na inne, spokojniejsze i bardziej kontemplacyjne tory. Lektura bardzo przystępna, łatwa, a jednocześnie mądra i wzbogacająca. Książka, po której czujesz się lepiej. Spokojniej. To jest to.
niedziela, 13 września 2015 | By: Annie

"Angole" - Ewa Winnicka

               Reportaż Ewy Winnickiej to smutny, szczery i bardzo realistyczny obraz polskiej emigracji na Wyspach. Po 2004 roku rzesze ludzi wyruszyły na Zachód w poszukiwaniu lepszego życia – większość bez znajomości języka, bez wykształcenia, ale za to z marzeniami i wielką nadzieją w sercu. Cena, jaką przyszło im zapłacić, jest dla większości ogromna - wyobcowanie, osamotnienie... choć w zamian też i spory zysk. We wspomnieniach mam jedynie niewielkie skrawki z tego emigracyjnego okresu, nikt z mojego najbliższego otoczenia wówczas nie wyjechał, nie myślał o emigracji – nigdy nie dotknął mnie ten problem i choć przyznam, że w szerokiej perspektywie rozważamy z Ukochanym wyjazd za granicę, to zupełnie innego rodzaju - na własnych warunkach i nie z nożem przy szyi - jak przygodę, wyzwanie - zobaczymy co życie przyniesie. Pamiętam jednak dość dobrze czas, kiedy serial „Londyńczycy” świecił triumfy w telewizji, a także zaskoczenie ilością Polaków podczas mojej pierwszej wizyty w Londynie - okazało się, że w sklepie spożywczym wszyscy mówią po polsku... Ewa Winnicka rozmawia z nimi - z emigrantami. To historie przeważnie smutne, przesycone zgorzknieniem, choć są też wyjątki – ludzie szczęśliwi, spełnieni, zadowoleni. Jednak wyłaniający się obraz jest raczej przykry – jest źle, strasznie... ale mimo tego wciąż lepiej niż w domu. Ważna książka, nominowana do nagrody Nike – historia, która rozgrywa się teraz. Mądra pozycja, na pewno lektura obowiazkowa dla osób myśląych o emigracji. Warto przeczytać. 
sobota, 12 września 2015 | By: Annie

Migawki wakacyjnych wspomnień

                Warszawa przywitała nas jesienną pogodą, ale ja naprawdę lubię i cieszę się nadejściem tej najbardziej przytulnej pory roku. Szczególnie gdy w sercu tyle radości, optymizmu i planów na wspólną przyszłość... Zdjęcia mówią za siebie - wspaniały wyjazd, którego nigdy nie zapomnę. A książki jakoś dziwnym trafem chwilowo zeszły na drugi plan... ;)
Z samolotu...
...w drodze do hotelu.
Widok z balkonu. Cudnie było.
Plażujemy...
...jemy...
...i jemy...
...czytamy nudnego Musso...
...pijemy kawkę i colę ;)...
...opalamy się...
...i znowu czytamy...
...czytamy...
i czytamy...
...a niektóre książki okazują się być czymś więcej niż zwykłą lekturą...
:D

Magiczne zachody słońca...
i dużo śmiechu! :)
piątek, 4 września 2015 | By: Annie

Wakacje pod palemką

               Walizka spakowana. Jutro, o szokująco wczesnej porze, wylatujemy z Ukochanym na tydzień do Turcji - zamykam zatem drzwi do mojej książkowej codzienności, choć oczywiscie pod palemkę zabieram kilka smacznych lektur - kolejny tom dzienników Jandy, Roma Ligocka i nowy Musso, którego planuję pochłonąć w samolocie. Do tego bestsellerowa „Niezgodna” i najnowsza powieść autora „Jednego dnia”. No i Agatha - obowiązkowo. Starałam się wybrać książki lekkie, przyjemne, ale też niegłupie i różnorodne. Zobaczymy czy się udało, bo dylematów było sporo. Jednak najważniejszy jest dla mnie ten romantyczny, wyjątkowy czas, który spędzimy tylko we dwoje. Liczę także na naładowanie baterii przed jesiennymi wyzwaniami i wygrzanie się w promieniach śródziemnomorskiego słońca. Będzie basen, morze, ogród, piękne widoki i, mam nadzieję, pyszne jedzenie –  zatem relaks całkowity. Do napisania! :)
czwartek, 3 września 2015 | By: Annie

Podwójne spotkanie: "Zbrodnia na festynie" oraz "Słonie mają dobrą pamięć" Agaty Christie

                   W sierpniu przeczytałam łącznie 17 książek, a gdzieś między ostatnimi lekturami pochłonęłam także dwie kolejne powieści Agaty Christie, co daje łączny bilans trzech książek jej autorstwa przeczytanych w tym upalnym miesiącu. Rzadko zdarza mi się tak często sięgać po jednego pisarza, jednak Agata stanowi tu wyjątek od reguły – uwielbiam te kryminalne smaczki, które przeważnie połykam na raz. Nigdy mnie nie zawodzą.

                   „Zbrodnię na festynie” i „Słonie mają dobrą pamięć” łączy postać Herculesa Poirot i jego przyjaciółki, autorki kryminałów, Ariadny Oliver, która stanowi podobno alter ego samej Agaty Christie - to dodatkowy smaczek, nie powiem. Myślę, że nie ma co streszczać tych książek – przed sięgnięciem po kryminały Agaty nigdy nie czytam opisu, patrzę jedynie kto jest detektywem. I muszę przyznać, że jak na razie doskonale sprawdza się taka strategia, szczególnie, że tytuły jej książek często mówią same za siebie. ;) A póki co szykuję już stosik lektur na wyjazd pod palemkę – i Agatha oczywiście też jedzie ze mną.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...