Po
książkę sięgnęłam dzięki polecankom dziewczyn z programu
Trochę Kurtury. Ile ja się naszukałam papierowego egzemplarza, to
moje - w każdym bądź razie te intensywne poszukiwania bardzo
podsyciły mój głód lektury. „Jak być kobietą” to
najogólniej mówiąc wywód Caitlin Moran na temat wszystkiego, co
dotyczy nas – kobiet. Autorka pisze o feminizmie, depilacji, botoksie, komplekasach, bieliźnie, mężach i porodach. Niektóre
poglądy autorki są mi bardzo bliskie, z niektórymi się nie
zgadzam lub nie do końca je rozumiem – na przykład różnicę w
stosunku autorki do pornografii w kontekście jej opinii o klubach ze
striptizem. Natomiast ogromnie podobało mi się podejście Moran do
samej definicji feminizmu – to było dla mnie coś nowego i
odkrywczego. Feminizm to nie nienawidzenie i unikanie mężczyzn, a równość i
wolność – kobieta może nie pracować, zajmować się domem, być
na utrzymaniu męża i jednocześnie wciąż być feministką –
skoro taki jest jej życiowy wybór, to jest on równie dobry jak
każdy inny. Niektóre fragmenty nieco nużą, niemniej
jest to zdecydowanie najfajniejsza i najlepsza książka
feministyczna, jaką czytałam. Dowcipna, bezpruderyjna i mądra.
Uczta i afirmacja kobiecości – jak spotkanie na plotki z
przyjaciółką i szczere wyznania przy winku. Plus duża dawka
śmiechu i dowcipu, choć wydaje mi się, że nie każdemu będzie
odpowiadało takie poczucie humoru – dosadne, bezkompromisowe,
kontrowersyjne, autorka miejscami ociera się praktycznie o granice
dobrego smaku. Ja polecam – wrażenia mam bardzo pozytywne, a głowę
pełną własnych przemyśleń i spostrzeżeń. Tylko tej koszmarnej okładki nie mogę odżałować...
3 komentarzy:
Rzeczywiście okładka jest koszmarna... ale sama ksiazka zapowiada się calkiem ciekawie. Teraz Ty narobiłaś mi apetytu na nią :P
Chyba nie dla mnie ta książka, coś mnie w niej odstrasza :)
Moje-ukochane-czytadelka
Okładka nie jest taka zła :) a po ksiązkę sięgnę :P
Prześlij komentarz