Jeśli ktoś wciąż
ma wątpliwości czy polska autorka jest w stanie napisać powieść
niesamowicie wciągającą, a zarazem poruszającą ważne tematy
społeczne w sposób nieprzerysowany i nieschematyczny, jednocześnie
traktując czytelnika jak inteligentnego partnera do dyskusji, proszę
bardzo – wystarczy sięgnąć po najnowszą książkę Małgorzaty
Wardy. To świetna powieść obyczajowa – niejednoznaczna,
zmuszająca do przemyśleń, absolutnie wyróżniająca się z nurtu
lekkich małomiasteczkowo-wiejskich czytadeł na poprawę humoru –
żeby nie było - nie mam nic przeciwko takim książkom, boję się
tylko, że „Miasto z lodu” zostanie wrzucone z nimi do jednego
worka, zgubi się w tłumie przeciętności na półce 'lekka
literatura kobieca'...
Teresa to piękna
kobieta cierpiąca na chorobę afektywną dwubiegunową. Wraz z
nastoletnią córką przyjeżdża do niewielkiego miasteczka w górach
– pragnie rozpocząć nowe, szczęśliwe życie, ale lokalna
społeczność odnosi się do niej niechętnie, wręcz wrogo...
Dochodzi do tragicznego wypadku – to on stanowi oś wydarzeń...
Ludzka zawiść, zakłamanie, znieczulica, bezkarność w internecie
oraz absurdalna nienawiść do wszystkiego co choć trochę inne i
obce – najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy mają swoje odbicie
w tej świetnej powieści. Obraz choroby psychicznej i trudne pytanie
– czy okresowo niepoczytalna, samotna matka powinna wychowywać własne
dziecko? A do tego nastrojowy, chłodny, zimowy klimat niedostępnych
gór, odludzia... To zdecydowanie więcej niż kolejna babska lektura
– „Miasto z lodu” jest napisane bardzo sprawnie, chwyta za
serce, porusza – pochłania się je jednym tchem, ale nie
bezrefleksyjnie. To powieść wieloznaczna, wielowarstwowa,
nietuzinkowa. Naprawdę, świetna pozycja – stawiająca trudne
pytania, nie dająca jednoznacznych odpowiedzi, prowokująca do
dyskusji. Polecam, bardzo polecam!