środa, 31 grudnia 2014 | By: Annie

"Czarne skrzydła" - Sue Monk Kidd

             Uwielbiam czytać tak inspirujące książki - wciągające od pierwszej strony i jednocześnie poszerzające moja wiedzę, bez dojmującego poczucia nudy rodem ze szkolnej lekcji historii, na której zawsze przysypiałam. „Czarne skrzydła” to duża dawka naprawdę świetnej prozy, ale przede wszystkim kawał dziejów Stanów Zjednoczonych - czasów sprzed wojny secesyjnej, z okresu kiedy narodził się abolicjonizm, a także ruch feministyczny. Z czasów kiedy niewolnik stanowił wyłączną własność swojego pana, zaraz obok mebli, worków z bawełną i zwierząt. Jednak w końcu coś drgnęło, w dużej mierze za sprawą sióstr Grimke – Sary i Angeliny – całkowicie zapomnianych przez współczesną historię. To właśnie im Sue Monk Kidd poświeciła swoją najnowszą książkę, a także fikcyjnej niewolnicy Szelmie. Takie historie pisze tylko życie... Pełnokrwiste, budzące sympatię bohaterki - niesamowita duma i empatia, a serca przepełnione odwagą... Nieugięta siła kobiet... "Czarne skrzydła" to wielobarwna, soczysta lektura, napisana z prawdziwym rozmachem. Wciągająca bez reszty, fascynująca, inspirująca. Pięknie portretująca tamte czasy – mnóstwo detali, smaczków – bo w tego typu powieści zwyczajnie się wsiąka - bez tchu, od pierwszej strony. Doskonała rozrywka, a jednak zdecydowanie coś więcej. Znacznie więcej. Bardzo polecam! Rewelacja! Jedna z lepszych książek jakie czytałam w tym roku.
wtorek, 30 grudnia 2014 | By: Annie

"Powrót na Route 66" - Michael Zadoorian

                Tyle czasu minęło od przeczytania tej książki, a ja cały czas nie za bardzo umiem się do niej ustosunkować, uporządkować moje wrażenia, sprecyzować zalety oraz wytknąć wady... „Powrót na Route 66” to lektura ciekawa, pomysłowa, zapadająca w pamięć, choć coś mi zazgrzytało i w pełni zachwycona nie jestem – jednak zaznaczam, że nic konkretnego tej powieści nie jestem w stanie zarzucić.... Poznajemy Ellę i Johna – małżeństwo z 60-letnim stażem u kresu swojego życia – oboje są chorzy, oboje mają dość bycia uzależnienionym od innych osób. Decydują się wyruszyć w swoją ostatnią podróż – przejechać kamperem całą trasę słynną Route 66. 

                 Dla tych co bardzo lubią literaturę obyczajową, nawet niekoniecznie w jej najlepszej i najbardziej porywającej odsłonie – czemu nie? Jedna z całkiem niezłych obyczajówek, ale nie powiem, że wybitna. A może to po prostu nie był właściwy czas i miejsce na tego typu lekturę... To mądra książka, dająca do myślenia, ale ja chyba nie dojrzałam jeszcze do czytania o smutnej starości, o bezczynnym czekaniu na śmierć – na to będzie jeszcze czas, mam nadzieję. ;) Myślę, że powieść może zachwycić, ale osoby bardziej w wieku 60+, choć mogę się też mylić... 
poniedziałek, 29 grudnia 2014 | By: Annie

"Opowieść wigilijna" - Charles Dickens

                  Zawsze czuję się dziwnie i niezręcznie, gdy okazuje się, że klasyka literatury, powieść kultowa i zbierająca same 'ochy i achy' wywołuje u mnie jedynie chęć ziewania, a także szereg emocji znacznie odbiegających od bezkrytycznego zachwytu... Takie odczucia towarzyszyły mi kiedyś m.in. podczas lektury „Alicji w Krainie Czarów”, a ostatnio także podczas czytania „Opowieści wigilijnej” - książki moim zdaniem nieaktualnej, trącącej myszką, przykurzonej, archaicznej i... zwyczajnie nudnej. Obrosłej prawdziwą legendą, ale w moim odczuciu nie zdającej próby czasu. Być może jest to kwestia tego, że po „Opowieść wigilijną” sięgnęłam w tym roku po raz pierwszy – dlatego nie oceniam jej przez pryzmat dzieciństwa, nie mam sentymentu oraz dziesiątek sielskich wspomnień związanych z tą książką, które pewnie przysłoniłyby mi i odpowiednio ukształtowały prawdziwy obraz tej powieści. Wynudziłam się szczerze mówiąc, nie przemówiła do mnie ta historia – pewnie zostanę zlinczowana, ale nie zamierzam słodzić tylko dlatego, że wypada się zachwycić, bo to klasyka. ;) Mi się niestety nie podobało... Jedna z tych powieści obowiązkowych, kiedy masz świadomość, że czytasz dzieło, książkę kultową, a za cholerę nie możesz tego poczuć sercem w trakcie lektury...
niedziela, 28 grudnia 2014 | By: Annie

"Wnuczka do orzechów" - Małgorzata Musierowicz

               Jeżycjada towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo oraz wczesną młodość – czytałam i wciąż będę czytała każdą kolejną ukazującą się powieść z tej serii, nawet mimo pewnych ewidentnych jej mankamentów... ;) Nie chcę się tu przyłączać do nurtu narzekania i złorzeczenia na Małgorzatę Musierowicz... Jaka jest każdy wie, a jej konserwatyzm oraz upychanie po rozdziałach moralizatorskich tekstów traktuję jako swoisty folklor jej książek, który aż tak bardzo mi nie przeszkadza – trochę bawi, śmieszy, ale niespecjalnie irytuje. Po prostu przyjęłam, że trzeba to jakoś przetrawić, taki po prostu jest 'bonus' tych powieści. ;)

               „Wnuczka do orzechów” podobała mi się – nie jest to co prawda poziom „Pulpecji” czy „Kwiatu kalafiora”, ale jest całkiem nieźle, znacznie lepiej niż w poprzednich trzech czy czterech częściach. Trochę się pośmiałam, czytało się bardzo miło i przyjemnie - bo ja książki Małgorzaty Musierowicz zwyczajnie lubię - staram się też za bardzo nie wnikać w te mniej odpowiadajace mi, konserwatywne fragmenty, a po prostu cieszyć się lekturą jako całością. Nie zawiodłam się, miło czasem wrócić do smaków dzieciństwa, ponownie spotkać się z rodziną Borejków - całkowicie nierealistyczną i oderwaną od rzeczywistości, ale wciąż pełną ciepła i uroku. Przyznam, że marzy mi się, aby jeszcze raz przeczytać wszystkie książki z serii, począwszy od pierwszego, aż po ostatni, dwudziesty już tom – urządzić sobie taki maraton z Jeżycjadą - może kiedyś się uda...

"W śnieżną noc" - Maureen Johnson, John Green, Lauren Myracle

                    W sumie bardzo sympatyczna lektura, aż jestem zaskoczona jak bardzo bezpretensjonalna, urokliwa i zabawna jest to książka. Trzy opowiadania, napisane przez trzech młodzieżowych pisarzy – wszystkie dzieją się w jednym, niewielkim miasteczku, każde dotyczy innej grupy znajomych ze szkoły, których życie odmienia się podczas bożonarodzeniowej śnieżycy. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Lekka sympatyczna lektura, z nienachalnym morałem - świetna świąteczna rozrywka. I tym samym kończę sezon czytania książek związanych ze Świętami – w tym roku przeczytałam trzy pozycje o takiej właśnie tematyce, a ta była wśród nich zdecydowanie najlepsza.
sobota, 27 grudnia 2014 | By: Annie

"Szklany klosz" - Sylvia Plath

                Bardzo cenię sobie takie odkrycia – książki zapomniane, samodzielnie wyszperane, a stanowiące prawdziwą perełkę i smaczek czytelniczy. „Szklany klosz” to pozycja podobno kultowa, a wydaje mi się, że obecnie całkowicie przykurzona, pomijana... Napisana pięknym językiem, fascynująca, częściowo autobiograficzna powieść Sylvii Plath o losach 19-letniej Esther. Lata 50', wakacyjny staż w Nowym Jorku - dziesiątki przyjęć, praktyki w gazecie, pokazy mody i randki. A potem nagłe załamanie psychiczne, depresja, próby samobójcze... Niezwykłe, jak bohaterka stała mi się w pewien sposób bliska – może nie miałam podobnych przeżyć, ale pierwiastek szaleństwa drzemie w każdym – ta mroczna, neurotyczna strona, tak doskonale sportretowana w książce... "Szklany klosz" to bardzo dobra powieść w stylu tych, które lubię najbardziej – klasycznie obyczajowa, skupiająca się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Głębia uczuć i różne odcienie emocji zaprezentowane na bogatym tle społeczno-obyczajowym ówczesnych czasów – uwielbiam!
poniedziałek, 22 grudnia 2014 | By: Annie

"Jak oddech" - Małgorzata Warda

                    Nie sposób przeczytać ostatnią stronę tej książki, a następnie spokojnie odłożyć ją na półkę i myślami poszybować od razu ku kolejnej lekturze. Każda następna pozycja traci przy powieści Małgorzaty Wardy na znaczeniu, istotności – bo „Jak oddech” zostaje w czytelniku - powraca czkawką emocji i dziesiątkami pytań bez odpowiedzi... Zmusza do myślenia, porusza serce. Nie da się tej książki tak po prostu zapomnieć - ona opanowuje umysł, dręczy wątpliwościami. Mistrzowsko opisane, wymowne sceny, kilka zdań tak niesamowicie wyrazistych... Jedna migawka z przeszłości – niezwykle realistycznie naszkicowany obrazek - zaledwie parę słów przesyconych uczuciami mówi znacznie więcej niż najdłuższe opisy... Żeby tak pisać trzeba mieć prawdziwy talent! Staszek i Jasmin są nierozłączni od urodzenia – razem spędzili dzieciństwo, łączy ich przyjaźń, która stopniowo, w miarę ich dojrzewania, przeradza się w miłość. Pewnego dnia Staszek wychodzi z domu i... znika. Co się stało...? 

                      Niejednoznaczność emocji, przeczucia, które możemy interpretować na wiele sposobów, nieschematyczni bohaterowie, a także atmosfera narastającego napięcia i grozy – to największe atuty tej powieści. Szczególnie zarysowanie postaci Staszka niesamowicie mi się podobało – bo na ile rzeczywiście można poznać drugiego człowieka...? Bardzo ważna książka, rewelacyjna lektura, niezwykle umiejętnie napisana. Mimo wciągającej fabuły nie mogłam, nie potrafiłam czytać jej szybko – dla mnie zawierała za duży ładunek emocjonalny, aby połknąć ją 'na raz'. Nawet teraz emocje wciąż we mnie kipią, a umysł wypełniony mam przemyśleniami, wątpliwościami, a także ogromnym uznaniem dla pani Małgorzaty Wardy. „Jak oddech” to powieść gęsta od mrocznej, tajemniczej atmosfery, przesycona najróżniejszymi odcieniami ludzkich emocji, niejednoznaczna, a na koniec pozostawiająca czytelnika w totalnym osłupieniu i oszołomieniu. Wyjątkowa pozycja, rewelacyjna literatura obyczajowa! Jestem zachwycona. Przeczytałam dotychczas trzy książki autorstwa Małgorzaty Wardy. Ta jest najlepsza. Bardzo, bardzo polecam!
niedziela, 21 grudnia 2014 | By: Annie

Podwójne spotkanie z serią "Babie lato"

                Serię „Babie lato” wydawnictwa Nasza Księgarnia cenię i zwyczajnie lubię – to dobrze wyselekcjonowane babskie czytadła, często z wątkiem kryminalnym – lekkie, ale nie durne. Bardzo wciągające, choć także szybko ulatujące z głowy i pamięci. Jakiś czas temu przeczytałam rewelacyjne "Lalki" Karoliny Święcickiej i od tamtej pory mam ten cykl na oku, śledzę co tam nowego wydają i okazjonalnie czytam. Po „Przebudzenie” Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak sięgnęłam jeszcze wiosną - pamiętam jak niesamowicie mnie wówczas ta lektura porwała. Zuzanna niespodziewanie otrzymuje spadek na Mazurach, zaczyna drążyć w historii swojej rodziny, co sprowadza na nią mnóstwo kłopotów i niebezpiecznych sytuacji. Absolutnie nie jest to kolejna książka inspirowana „Domem nad Rozlewiskiem”! To bardziej powieść kryminalno-sensacyjna, bardzo sprawnie poprowadzona, wciągająca bez reszty.

                „Nie licząc kota” przeczytałam natomiast w jeden wakacyjny dzień, leżąc na kocu, grzejąc się w słońcu... Tu także pojawia się motyw spadku, który skłania mieszkającą w Warszawie Asię do odwiedzin w małym miasteczku, z którego wyjechała nagle i gwałtownie lata temu. Stopniowo poznajemy tajemnicę z jej przeszłości, przed którą wciąż ucieka...To także sympatyczna powieść, choć moim zdaniem nieco słabsza niż „Przebudzenie” - co wcale nie znaczy, że kiepska.

                 Obie książki przeczytałam z dużą przyjemnością, obie stanowią idealną lekturę na jeden wieczór, pod palemkę lub popołudnie spędzone pod kocem z kubkiem herbaty. Babskie, lekkie, ale niegłupie – podchodząc bez wygórowanych oczekiwań można naprawdę cieszyć się ich lekturą. Takie małe gulity pleasure.
sobota, 20 grudnia 2014 | By: Annie

"Zamieć śnieżna i woń migdałów" - Camilla Lackberg

              Co roku w okresie przedświątecznym staram się zaserwować sobie co najmniej jedną nastrojową lekturę z Bożym Narodzeniem w tle – pozycję miłą, lekką, ciepłą i nastrojową. W tym roku, jako, że mam nieco więcej czasu niż dotychczas, takich książek planuję przeczytać co najmniej kilka – a na pierwszy ogień wybrałam właśnie „Zamieć śnieżną i woń migdałów” słynnej Camilli Lackberg. Nie wiem czy to kwestia jakiegoś dawno przeczytanego i wypartego z pamięci spoilera, czy też może nagłego i niespodziewanego zrywu mojej intuicji - rozwikłania zagadki domyśliłam się po przeczytaniu zaledwie 30 stron książki! Jak na mnie to rzecz niespotykana – zazwyczaj nigdy nie udaje mi się wytypować mordercy... 

               „Zamieć śnieżna” to sympatyczna, lekka i króciutka lektura, ale zdecydowanie nie z tych 'naj' kryminałów, które wciągają bez reszty i nie dają zasnąć. Zjazd rodzinny w pensjonacie na wyspie, którą śnieżyca odcięła od świata, dziadek-miliarder umiera w trakcie kolacji – kto zabił? Mordercą musi być jeden z członków rodziny... Książka w sam raz na jeden zimowy wieczór, gdy chcemy się rozerwać, do połknięcia gdzieś między ostatnimi świątecznymi zakupami, ubieraniem choinki, a pieczeniem ciasteczek. Największa zaleta tej pozycji to właśnie zimowa, przedświąteczna aura... W sumie podobało mi się, ale bez szału.

******

W 2014 roku czytałam bardzo dużo i intensywnie – dumna jestem przeogromnie zarówno z ilości, jak i z jakości moich czytelniczych wyborów - jednak na bardziej szczegółowe podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Niestety, nie wszystkie lektury udawało mi się opisywać na bieżąco, część wrażeń wywietrzała już z umysłu i pamięci, a ostatnie jesienne miesiące jeszcze dodatkowo spotęgowały te zaległości – czytałam bardzo dużo, ale głowy do pisania nie miałam... Są książki, którym koniecznie chcę podarować osobne notki, kilka wyjątkowych pozycji na pewno je otrzyma, jednak część książek opiszę pewnie zbiorowo... W najbliższych dniach i tygodniach planuję zdecydowanie zwiększyć moją aktywność, może uda się nieco nadgonić ten nawał zaległości. Do dzieła. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...