Zanim zabiorę się do spisywania moich
wrażeń z lektur wyjazdowych i tych jeszcze wcześniejszych,
zaległych od kilku miesięcy, koniecznie muszę 'na świeżo',
gdy emocje polekturowe wciąż szumią w głowie, podzielić się z
Wami najnowszą swieżynką spod pióra Guillaume'a Musso. Dorwałam
natychmiast po powrocie do domu, zamówiłam jeszcze z wakacji i
natychmiast pochłonęłam – ale z Musso nie da się inaczej. ;)
Szczerze mówiąc przestałam już nawet czytać opisy jego
książek - ufam temu pisarzowi i wiem, że jeśli chodzi o lekką,
wciągająca historię nie zawiodę się - jego powieści kupuję w
ciemno.
Poznajemy Emmę i Matthew, którzy za
sprawą kupionego na garażowej wyprzedaży laptopa nawiązują
mailową korespondencję. Jednak po nieudanej próbie spotkania
okazuje się, ze Emma żyje w roku 2010, a Matthew w 2011! Musso jest
w świetnej formie – wrócił bardziej w stronę realizmu
magicznego, w jego dwóch poprzednich książkach było go
zdecydowanie mniej. A stosowanie go wychodzi mu naprawdę
rewelacyjnie, także jak najbardziej z korzyścią dla jego
najnowszej powieści. „Jutro” to bardzo dobra, wciągająca
rozrywka – jak najlepszy film, komedia romantyczna połączona z
thrillerem. Do połknięcia na raz – świetny styl pisania, wartka
akcja z wątkiem zagadki, umiejętnie wplecione w nią klimatyczne,
przemawiające do czytelnika opisy – idealna dawka dialogów, stopniowania
napięcia, zaskoczenia i romantyzmu. Najnowsze powieści Musso są do siebie bardzo podobne - mam na myśli schemat: dwa miasta, kobieta i mężczyzna, zagadka kryminalna w tle. Jednak można mu tę schematyczność wybaczyć, bo jego książki to zawsze 400
stron czystej rozrywki, która nie ogłupia – nie jest przesadnie
lekko, ale, co lubię i bardzo sobie cenię, autor bez wydumanych aspiracji, bez kompleksów i pretensji względem
lektur ambitniejszych, niesamowicie zręcznie porusza się w dziale
'literatura lekka i przyjemna' – jest w tym prawdziwym mistrzem.
Czekam niecierpliwie na tłumaczenie jego kolejnej powieści - "Central Park"!
A tak swoją drogą to moje zdumienie i
pewne zaciekawienie wzbudza polityka wydawnictwa Albatros – ile
razy można zmieniać szatę graficzną jednej książki? Nie tylko
okładkę ale także czcionkę, wysokość, wielkość liter na
okładce, raz drukowane, raz nie... Po co to robić tak szybko po
ukazaniu się pierwszego wydania? Czy to się może opłacać? Czy
ktoś wie o co w tym chodzi..? Intryguje mnie to już od kilku lat ;)
11 komentarzy:
Mam takie same odczucia jak Ty, jeśli chodzi o Musso- biorę bez zastanowienia i zawsze mi się podoba :)
Kiedyś nadgryzłam Musso i już więcej nawet nie próbuję. Za lekko dla mnie ;) ale rozumiem, że może się podobać :)
Bardzo lubię Musso, dlatego chętnie przeczytam tę książkę, poza tym fabuła co nieco kojarzy mi się z filmem "Dom nad jeziorem", tam również bohaterowi żyli w różnych przedziałach czasowych :-)
Musso również kupuję w ciemno - wiem że mnie nie zawiedzie :-) A co do Albatrosa - sama tego nie rozumiem, nie przepadam za tym wydawnictwem właśnie głównie z tego powodu...
Luka Rhei - haha, ja również jak najbardziej rozumiem, że dla niektórych Musso okazać się zbyt lekki :)
Trinity - mnie też to nieco irytuje, szczególnie kiedy zbieram całą serię książek pisarza, stawiam je obok siebie, a tu każda w innej wielkosci i grafice... :(
Moja mama przeczytałam jedną książkę tego autora i mnie zachęcała. Na pewno się skuszę : >
Lubię Musso, wcale nie uważam aby był zbyt lekki, dla mnie ma idealną wagę rozrywkowej literatury. Również pochłaniam jego książki, nie da się inaczej :)
Ojej...aż wstyd się przyznać, ale nie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora. Dziękuję za polecenie - już zapisałam sobie dane autora i szybko muszę nadrobić moje zaległości, skoro tak polecasz jego twórczość.
Z chęcią spróbuję po tak pozytywnej recenzji. :)
Nie czytałam jeszcze żadnej książki Musso, choć słyszę na ich temat same komplementy, więc na pewno wkrótce przeczytam :)
Super książka:) jedna z moich ulubionych tego autora:)
Prześlij komentarz