wtorek, 29 lipca 2014 | By: Annie

"Odrodzona. Dzienniki 1947-1963" - Susan Sontag

                    Dość trudna lektura – zupełnie nie w typie klasycznych dzienników, jakie zdarzało mi się w przeszłości czytać, które po prostu dzień po dniu opisywały perypetie autora. To raczej chaotyczne fragmenty z życia, przemyślenia, ulotne spostrzeżenia poczynione przez Susan Sontag - wybitną amerykańską intelektualistkę – zawodowo autorkę esejów i pisarkę, a prywatnie najpierw żonę i matkę, a następnie wyzwoloną homoseksualistkę. Znajdziemy tu również m.in. jej listy książek do przeczytania, notatki o obejrzanych filmach, szkice pierwszych opowiadań i powieści, a także wiele innych puzzli składających się na nietuzinkową osobowość pisarki. Nie ma tu za to zbyt wielu informacji na temat jej codzienności – o ważnych wydarzeniach z jej życia (np. o rozwodzie) dowiadujemy jedynie w formie mało wyrazistych napomknięć, aluzji i sugestii, zdominowanych przez przemyślenia oraz nastroje autorki. Zabrakło mi w takich momentach jakiegoś bardziej prozaicznego wprowadzenia w temat, dokładniejszych przypisów opisujących, co dokładnie dzieje się w życiu Susan – gdzie mieszka, pracuje, w kim jest zakochana - czasami ciężko się w tym połapać polegając jedynie na kontekście, choć jednocześnie dzięki temu „Dzienniki” zyskują na autentyzmie – widać, ze autorka pisała je tylko i wyłącznie dla siebie...

                     Susan Sontag to zdecydowanie wybitna osobowość – niezwykle oczytana, zaznajomiona z filmami, filozofią, muzyką. Podziw budzi jej rozwinięta już w bardzo młodym wieku wszechstronna znajomość kultury i wyrobione poglądy, choć ona sama zarzucała sobie przesadny konformizm. Czytamy o jej opiniach na temat filmów, literatury (źródło mnóstwa czytelniczych inspiracji), a także o pierwszych doświadczeniach seksualnych i spotkaniach z wybitnymi postaciami ze świata sztuki, W latach 1947-1963, czyli w okresie, który obejmuje pierwszy tom „Dzienników”, Susan miała 14 do 33 lat - widzimy jak stopniowo dojrzewa, dorasta, aż staje się 'odrodzona...'

Źródłem lęku przed starością jest świadomość, że w tej chwili nie żyje się tak, jak by się chciało.”

Nie wiem, co naprawdę czuję, więc aby się tego dowiedzieć, zwracam się do innych ludzi - innej osoby. Ta osoba mówi mi , co chciałaby, abym czuła. Ja zaś nie mam nic przeciw temu, bo przecież i tak nie znam swoich emocji, a lubię być zgodna.”

Pisarze dzielą się na zewnętrznych (Homer, Tołstoj) + wewnętrznych (Kafka). Świat to szaleństwo.”

                    „Dzienniki” to książka, która zwiększa samoświadomość i nasuwa pewne przemyślenia – choć do nich nie zmusza. Tę pozycję można równie dobrze 'zaliczyć' w dwa dni - po prostu czytając ciurkiem - nie zagłębiając się, nie analizując. Ale można także spędzić godzinę nad jednym akapitem – rozmyślając, szukając odpowiedzi. To nierówna pozycja - niektóre fragmenty, jak na przykład kilkadziesiąt stron urywków wspomnień z dzieciństwa wymiennych bez ładu i składu, nudzą, a niektóre (szczególnie te z późniejszych okresów – gdy Susan mieszkała w Paryżu i Nowym Jorku) są naprawdę ciekawe i fascynujące. Nie wiem czy polecać – to raczej nie jest książka, która można zaklasyfikować 'podała się/nie podobała'. Warto sięgnąć – ale tylko wtedy gdy zamiast odprężającej lektury chcemy, aby coś podręczyło nasz umysł, wywołało refleksje, rozwinęło nas i wymusiło bezwarunkowe skupienie. Gdy chcemy 'od środka” poznać niezwykłą i niewątpliwie wyjątkową osobę, jaką była Susan Sontag. „Dzienniki” oceniam oczywiście z punktu widzenia laika, na pewno dla osób będących fanami Susan Sontag, analizujących jej prace i życie, ta książka będzie jedynie niezgłębionym źródłem zachwytów i bezcennych informacji. Nie jest to prosta lektura – wymaga skupienia, ale daje także dużo satysfakcji... Raczej skierowana do bardziej świadomych i dojrzalszych czytelników – lubiących delektować się ulotnym spostrzeżeniem i pięknie sformułowaną myślą.

6 komentarzy:

Gia Stembeck pisze...

Mam na półce, ostatnio nawet myślałam, czy by jej wreszcie nie przeczytać :).

Zatracona w książkach pisze...

Niestety nie słyszałam wcześniej o Susan Sontag, ale zaciekawiła mnie ta pozycja. Lubię czytać wszelkiego rodzaju dzienniki, pamiętniki, wspomnienia bo pozwalają na poznanie autora w sposób, który żadna biografia nie jest w stanie zrobić :)

Unknown pisze...

Nigdy mi nie po drodze z dziennikami i z tym będzie podobnie.

Mała pisze...

W dziennikach, które zbyt szczegółowo relacjonują codzienność, często się gubię. Nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich nazwisk i ułożyć ich w jakiejś konkretnej relacji z autorem. Słabsze i lepsze momenty chyba zawsze są obecne w tego typu literaturze. Zwłaszcza jeśli pisane były dla siebie, a nie dla czytelnika.

My Slow Nice Life pisze...

Bo z dziennikami jest tak, że są pisane "dla siebie" - niby. Niby prywatnie, ale z nieujawnianym przewidywaniem odkrycia i wydania przez potomnych. Więc kreacja. Ale z drugiej strony zero kompozycyjnego przymusu (piszę dziennik, a poza tym, kiedy go czytacie, prawdopodobnie i tak już mnie nie ma, więc mi to lata:). No i potem takie właśnie czytelnicze trudności z uchwyceniem jakiejś choćby szczątkowej spójności. Dziennik to hybryda, wolna amerykanka i prywata. No i spróbujcie się przyczepić:) - myśli sobie autor - to ja wam pokażę, co naprawdę myślę. Jeśli te zapiski znajdziecie:)

Annie pisze...

My Slow Nice Life - hahha, dobre! sama prawda :)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...