Jacek Hugo-Bader zabrał mnie w podróż nietypową, niebezpieczną i niezwykle oryginalną. Taką, w którą sama raczej nigdy nie wyruszę, ale dzięki autorowi odbyłam ją bardzo realistycznie w wyobraźni, nie ruszając się z fotela... Kołyma to miejsce, gdzie pije się na potęgę, a rosyjska fantazja szaleje niczym nieokiełznana. Miejsce, gdzie mieszają się ze sobą dziesiątki narodów wschodnioazjatyckich, gdzie mróz -20 nie jest mrozem, gdzie wciąż przetrwała wiara w czary szamanów i duchy. Miejsce, gdzie dziki niedźwiedź może dopaść cię w drodze do pracy, gdzie niegdyś w Gułagach zginęły setki tysięcy ludzi.... Autor przebył 2025 kilometrów Trasą – jedyną drogą łączącą Magadan z Jakuckiem. Cała tę odległość pokonał autostopem, poznając przy okazji dziesiątki kierowców – mężczyzn niekiedy odrażających, zawsze wiozących ze sobą wódkę oraz ciężki bagaż przeżyć i doświadczeń – z historią swojego życia gotową do opowiedzenia. A wokół jadącego samochodu bezkresne przestrzenie, góry, gęste lasy – niczym nie zmącona, dzika przyroda. Piękna, ale również szalenie niebezpieczna. Wzbudzająca szacunek, pokorę oraz zachwyt...
"Dzienniki kołymskie" - Jacek Hugo-Bader
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
O, i to jest właściwy wybór w odpowiedzi na plagiatową aferę. "Dzienniki kołymskie", nie żadne "filmy o miłości", zwłaszcza "długie". Z reportażystów polecałabym Wańkowicza. Stary, ale jary.
My Slow Nice Life - slyszałam własnie ostatnio o tej aferze z plagiatem. Trochę mnie to zniesmaczyło i zniechęciły do lektury "Dzienników kołymskich", bo jak to? Taki szanowany dziennikarz i tak banalny plagiat?! Niemniej "Dzienniki kołymskie" to naprawdę dobry reportaż, ewentualne późniejsze potknięcia autora tego nie zmienią.
Mimo wszystko czuję się zainteresowana ;)
Pozdrawiam!
Bardzo lubię czytać reportaże, dlatego chętnie sięgnę i po ten :) Choć na pierwszy plan wysuwa się na razie przeczytanie książki tego pana o wyprawie na Broad Peak
No pewnie, że tak. Chyba zostałam zrozumiana na opak:). To serio dobry wybór. Właśnie mimo tej afery należy doceniać to, co dobrego napisał. A Wańkowicza swoją drogą. Zresztą książka o Broad Peak też jest pewnie ciekawa. Zwłaszcza że pisana stamtąd. A Dobroch i Wilczyński mają oczywiście rację w swych zarzutach, jednak w dogryzaniu nie na temat moim zdaniem osuwają się w niedorzeczności. Ale teraz to już ja nie na temat:)
Ja jakoś nie mam przekonania, a okładka działa na mnie odpychająco, więc pewnie nie przeczytam.
My Slow Nice Life - nie, nie - to chyba ja zostałam zrozumiana na opak. :) Ja absolutnie nie neguję tego, że Ty twierdzisz, że to dobry wybór i nie odczytałam Twojego komentarza jako krytyki "Dzienników kołymskich". Po prostu stwierdziłam, że to dobra książka, nie ważne co tam później autor nawyczyniał. Ciężko się czasem zrozumieć w internecie za pomocą suchych zdań, bez mimiki, gestów itd. :) Czytałam własnie artykuły na temat tego reportażu o Broad Peak i faktycznie, plagiat jest ewidentny, mam jednak wrażenie, że zarzuty opierają się głównie na dogryzaniu o treść, sposób pisania, o wyłacznośc pisania na ten temat, a wcale nie na plagiacie. I masz rację, jest to mocno niedorzeczne - Dobroch i Wilczyński realnie mają do czego sie 'przyczepić' - plagiat widać gołym okiem - a czepiają się polemizowania z czymś, czego absolutnie nie da się udowodnić, jak 'kto pierwszy wpadłna pomysł reportażu o Broad Peak'. Za polecenie Wańkowicza dziękuje - czytałam kiedyś "Ziele na kraterze", ale nic nie pamiętam. ;) Komentarze nie na temat są zawsze mile widziane, serio :)
Jędrzej J - skoro okładka jest dla Ciebie aż tak decydującym czynnikiem, że odrzucasz naprawdę świetny reportaż to nie mam tu nic od dodania ;)
Prześlij komentarz