piątek, 6 czerwca 2014 | By: Annie

Trzy kiepskie książki, którym nie dałam rady...

              Miałam kiedyś takie postanowienie czytelnicze, że jeśli już zacznę czytać książkę, nieważne – kupioną, wypożyczoną czy otrzymaną, to zawsze doczytam ją do końca. Jednak im starsza jestem, tym bardziej dociera do mnie absurd takiego rygoru – w imię czego mam marnować czas i zmuszać się do bezwartościowej lektury? Po co? Dlaczego? Mam tu na myśli głównie tak zwaną literaturę lekką i przyjemną. Tyle innych fascynujących i wartościowych powieści czeka na odkrycie... Dziś post o trzech książkach, które leżą na mojej szafce nocnej czekając od kilku miesięcy na dokończenie, na wciąż odwlekane 'kiedyś'. Nie uważam się za szczególnie wymagającego czytelnika, jednak te pozycje skutecznie zniechęciły mnie do siebie na tyle, że żadnej z nich nie doczytałam do końca – w każdej utknęłam gdzieś w połowie. Dzisiejszy wpis zamieszczam ku mojej pamięci i jako ewentualną przestrogę dla innych czytelników. Oto pozycje, dla których nie starczyło mi chęci, sił, cierpliwości i ochoty, aby doczytać je do końca:

             Po pierwsze „Teraz i zawsze” Carolyn Egan. To książka opowiadająca o tematach ważnych i smutnych, ale napisana w sposób niezwykle miałki i przewidywalny. Banał za banałem, sztywne i drętwe dialogi. Autorka przedobrzyła – książka jest przez to zbyt tkliwa, cukierkowata i szczerze mówiąc, nieco kiczowata - w rezultacie nie wywołuje żadnych uczuć, oprócz chęci sięgnięcia po jakiś krwawy kryminał. Powiem tak - o śmierci bliskiej osoby napisano tysiące książek – żeby nie zginąć w tym tłumie trzeba napisać coś, co będzie dla czytelnika choć trochę wiarygodne, poruszy w nim jakiekolwiek głębsze uczucia. Nie będzie jedynie polukrowaną bajeczką, rozwiniętym artykułem z serii 'prawdziwe historie' z teletygodnia. Wątek realizmu magicznego pominę wymownym milczeniem... Zero emocji, zero głębszych wzruszeń. Nuda i ziew. Zdecydowanie nie warto. Czytałam wywiad z autorką – jest on szczery, smutny i sprawia, że głupio jest mi pisać w ten sposób o tej książce, jednak nie zamierzam owijać tu w bawełnę – ta powieść jest po prostu słaba.


               Po drugie „Pierwsze światła poranka” Fabio Volo, czyli jeszcze gorsze popłuczyny po i tak już samych w sobie fatalnych „Pięćdziesięciu twarzach Greya”. Pozycja ewidentnie napisana tylko po to, aby zarobić na fali popularności książek erotycznych. Powieść bezsensowna, z absurdalnie płaskimi, papierowymi postaciami, schematyczna do bólu, przewidywalna i zwyczajnie nudna. Nie przepadam za pozycjami z modnego ostatnio nurtu erotyki, dlatego być może nie jestem najlepszą ich recenzentką. Mi się zwyczajnie nie podobało. Nawet jak na lekkie czytadło „Pierwsze światła poranka” prezentuje wyjątkowo niski poziom. Całkowita strata czasu.



                    Po trzecie „Ryszard i kobiety” - to pozycja wyróżniająca się w dzisiejszym wpisie tym, że jest ona nie tyle zła i nieciekawa, co raczej napisana bardzo na siłę, opowiadająca o niczym. Jak sam Ryszard Kalisz twierdzi we wstępie – wcale nie chciał pisać tej książki, dopiero po dwóch miesiącach uległ natrętnej dyrektorce z wydawnictwa, która orzekła, że „to będzie hit”. Niby większość przemyśleń trafna, niby sensowna i ciekawa, ale jakby nic nie wnosząca – nie jest źle, ale to takie bezcelowe krążenie wokół tematu, czyli miejsca kobiety w życiu społecznym na przestrzeni dziejów oraz w czasach współczesnych i spostrzeżeń na ten temat poczynionych przez autora – za dużo owijania w bawełnę, za mało konkretów. Ogólnie moje rozważania po tej lekturze mogę streścić w zdaniu: „Kobiety są od wieków dyskryminowane, a pan Kalisz jest ich przyjacielem i doskonale je rozumie.” I tyle. Niekiedy autor aż prosi się, aby wbić złośliwą szpilę i przekłuć z głośnym hukiem ten balonik z tytułem znawcy kobiet. ;) Szkoda, Ryszard Kalisz wydaje mi się jednym z sensowniejszych polityków, który naprawdę ma sporo do powiedzenia – mógłby pokusić się o coś ambitniejszego, bo cieniutka książka za 50 złotych, gdzie więcej jest zdjęć niż tekstu jest dla mnie aż zbyt oczywistym przykładem próby wciśnięcia czytelnikowi ładnie opakowanej pustki...

I to by było na tyle moich literackich narzekań. :)


21 komentarzy:

My Slow Nice Life pisze...

Brawo!
Zawsze to moim uczniom powtarzam, żeby nie marnowali życia na książki, które ich nie porywają. A oni zawsze nie mogą uwierzyć, że polonistka im to mówi:).
A książek tyle, co gwiazd na niebie, więc jest z czego wybierać, jak słusznie zauważasz.
Cudny wpis!

Unknown pisze...

Żadnej z wyżej wymienionych książek nie czytałam, więc na ich temat nie mogę się wypowiedzieć. Jednak jeśli chodzi o sam temat doczytywania do końca, to zazwyczaj nie lubię zaczynać powieści i jej nie kończyć, ale oczywiście od czasu do czasu mi się to zdarza :)

Książki do poduszki pisze...

Nie czytałam wymienionych książek. Kiedyś też miałam tak, że jak zaczęłam książkę to musiałam ją skończyć bez względu na to czy mnie nudzi czy nie. Teraz już nie zmuszam się do tego, w końcu czytanie ma być przyjemnością, a nie męczarnią. Pozdrawiam :)

Marie Bell pisze...

Generalnie wychodzę z założenia, że jeśli już coś zaczęłam czytać, to wypada to skończyć. Może założenie zbyt pochopne. I kiedy trafia się 'gorsza letura', która nudzi, to zastanawiam się, czy warto jest marnować czas na jej czytanie. Ksiażkę ostatecznie skończyłam czytać, ale teraz już wiem, że czasami należy odpuścić, bo jest wiele ciekawszych książek i nie ma sensu męczyć się.

Paperback Head pisze...

Żadnej z tych książek, na szczęscie, nie czytałam. Pierwszy opis genialny ;D Szczególnie wątek z krwawym kryminałem - ja tak czasem mam, kiedy czytam coś K. Michalak... ;)

Unknown pisze...

Przeważnie kończę nawet kiepskie książki, ale rzadko mi się zdarza czytać coś bardzo dennego. Sięgam głównie po znanych autorów, ale również im zdarza się napisać nieciekawie ; )

Aneta Wojtiuk pisze...

Dobrze, że po żadną z nich nie sięgnęłam. Dużo negatywnych recenzji tych pozycji czytałam, także Twoje mnie nie dziwią. W swoim dorobku też mam kilka pozycji, których nie doczytałam, bo po prostu nie mogłam. :)

Annie pisze...

My Slow Nice Life - dziękuję bardzo! :) Nie miałam pojęcia, ze jesteś polonistką i uczysz! :)

Annie pisze...

Owocowa - wiadomo, ja też nie lubię niedoczytywać książek... najlepiej by było w ogóle trafiać na same fajne pozycje. ;) Czasem wolę jednak nie doczytać niż zmarnować trzy godziny nad fatalna książką. Dojrzałam ostatnio do tego ;)

moleslaw pisze...

Błagam Cię jest zbyt wiele rewelacyjnych książek czekających na przeczytanie by tracić czas na męczenie się nad czymś co znajduje się , wedle obiektywnej opinii na drugim biegunie. Poza irytacją niczego nie zyskasz.

Annie pisze...

M. - dokładnie tak! szczególnie dotyczy to moim zdaniem literatury lekkiej (dla literatury z półki ambitniejszej jestem w stanie znieść nieco więcej ;)), która z założenia powinna być czysta przyjemnością - po co się męczyć? jest tyle innych fajnych powieści. :)

Annie pisze...

Marie Bell - i słusznie! :) też miałam na początku takie podejście, jednak po głębszym zastanowieniu doszłam do takich jak Ty wniosków, że nie warto marnować życia na kiepskie książki,, jest tyle rewelacyjnych pozycji - nie sposób przeczytać wszystkie :)

Annie pisze...

Littleveronica - dziękuję :) hahahah, co do twórczości K. Michalak to zgadzam sie w zupełności. "Poczekajka" aż prosi się, żeby jej lekturę odreagować jakimś krwawym kryminałem, w którym trup ściele się gęsto ;)

Annie pisze...

Magdalena Wasilewska - ja tez z reguły znam swój gust, mam swoich ulubionych pisarzy i wiem co mi się spodoba. Lubię jednak czytać różnorodnie i zapuszczać się w nieznane mi literacko rejony - wiąże się to ze zwiększonym ryzykiem trafienia na pozycję kiepską, ale nieraz udaje mi się również odkryć zapomniane perełki. :)

Annie pisze...

Moleslaw - to prawda, dlatego odpuszczam ;)

Annie pisze...

Aneta Wojtiuk - chyba będę dokładniej sprawdzała recenzje ksiażek, które mam zamiar przeczytać - moze uchroni mnie to przed takimi 'niewypałami'... Choć z drugiej strony lubię sięgać po książki w ciemno - i wiąże się z tym pewne ryzyko. ;)

klucz do wyobraźni pisze...

Nie miałam w/w pozycji w planach, ale Twoje argumenty do mnie trafiły, dlatego nawet się do nich zbliżać nie będę. No może teściowej kupię :)

Annie pisze...

Agnieszka T - hahhaha, najlepiej tę erotyczną ;)

Kruszynka pisze...

moja koleżanka czyta Graya i raczej ceni ja za zlozonsc charakteru bohatera i to ja fascynuje.Ja nie czytalam, to nie wiem. Co do Ryszarda... tytuł okropny według mnie , stawia Kalisza w roli guru, znawcy problemow kobiet itd. Dlaczego taki temat ? Nie znam sie na polityce, zresztą tak jak ty bym tego nie kanczyla - ba nawet nie wzięła bym do reki...
http://mojezdjeciaagnieszka.blogspot.com/

Kasia pisze...

Czyli skutecznie odstraszasz, a zastanawiałam się na tą drugą. Teraz nie ma się już nad czym zastanawiać :)

kruszkin pisze...

Co do modnej literatury erotycznej, ominęłam szerokim łukiem 50 twarzy, wystarczyły mi fragmenty "pożalsieboże", ale jakieś dwa lata temu przeczytałam prawie do końca Deltę Wenus Anaïs Nin i ją polecam, choć też nie porywa aż tak jak można, by się spodziewać po samej autorce.

(http://bookiemonster.blox.pl/html)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...