Jak
cudowanie jest mieć czytających rodziców – nie mówię tu tylko o
zrozumieniu dla ciągłego znoszenia kilogramów nowych książek, polecaniu
sobie nawzajem kolejnych tytułów, możliwości dyskutowania na temat
przeczytanych powieści czy też posiadania w domu drugiej dużej
biblioteczki pełnej nieco starszych książek zgromadzonych przez rodziców
– tu z dużym naciskiem na literaturę podróżniczą, iberoamerykańską oraz
kryminały. Nie zaprzeczam, ma to swoje plusy. ;) Mam tu jednak na myśli
mój perfidny egoizm, który przejawia się tym, że kupuję rodzicom w
prezencie książki, które ich cieszą, a które sama również chcę
przeczytać - potem je bezczelnie podbieram... ;) Tak było też z
„Towarzyszką panienką”...
Bardzo
fajna lektura, choć zdecydowanie nie jedna z takich, które mogą
odmienić życie czy do głębi poruszyć. Sympatyczna, zabawna, lekka -
wpada jednym okiem, wypada drugim. Nie jest to autobiografia w ścisłym
tego słowa znaczeniu– to raczej niewielkie urywki codzienności, takie
puzzle z przeszłości Moniki Jaruzelskiej zaprezentowane w postaci wielu
króciutkich rozdziałów – ciekawie i interesująco opisuje swoją młodość w
latach 60 i 70, podróże z ojcem, spotkania z największymi tego
świata... Czytało się te wspomnienia bardzo dobrze, choć zabrakło mi tu
jednak jakieś głębszej rysy, pozostawienia jakiegoś śladu w czytelniku,
głębszych emocji czy przemyśleń – przynajmniej ja tego nie odczułam i
tego mi właśnie zabrakło aby w pełni zachwycić się tą książką. Lekka,
ciekawa i sympatyczna lektura, w sam raz na jedno popołudnie – bo czyta
się błyskawicznie. Dobra rozrywka, choć może nieco zbyt powierzchowna.
Polecam, ale bardziej jako ciekawostkę czy miłe czytadło, nie jako
literaturę ambitną czy z półki „ważne”.
3 komentarzy:
Ciekawa jestem tej książki :D
Pozdrawiam :>
Ja wręcz przeciwnie. Nie jestem fanem autobiografii, więc odpuszczę. :)
Książkę chętnie bym przeczytała. A co do prezentów książkowych - z moimi rodzicami, zwłaszcza mamą, robię identycznie! ;)
Prześlij komentarz