czwartek, 30 stycznia 2014 | By: Annie

"ości" - Ignacy Karpowicz

           Sporo ostatnio czytam, choć czas mi się skurczył – na szczęście sesja już za mną, teraz pora na ponad dwa tygodnie wolnego, urozmaicone wyprawą nad morze – ale o tym przy innej okazji. :) Mam obecnie ogromny apetyt na książki i potrzebę, aby czytać różnorodnie. Od dawna chciałam zmierzyć się z twórczością Karpowicza - przez jednych wychwalana, przez drugich odradzana, na pewno bardzo kontrowersyjna i niełatwa w odbiorze. Dawno temu czytałam fragmenty „Balladyn i romansów” - podobały mi się szalenie. Autor portretuje społeczeństwo, naszą codzienność w nieco krzywym, ironicznym, ale także bardzo  humorystycznym zwierciadle – nie można odmówić mu niesamowitej spostrzegawczości.


            Przede wszystkim naszła mnie podczas czytania taka myśl, że ta książka oferuje czytelnikowi o wiele więcej niż jest on w stanie wychwycić podczas jednorazowej lektury – smaczki, niuanse językowe, przeróżne wieloznaczności. To jedna z tych rzadkich powieści, przy których ponownej lekturze wciąż można odkryć w nich coś nowego. Chociażby jedno z pierwszych zdań: „Autobus stał wolno w korku i niepoprawnym związku frazeologicznym.” Można to zdanie przeczytać bez zastanowienia i bezrefleksyjnie, płynnie przejść w kolejne akapity. Można również się nad nim pochylić, przeanalizować i odkryć jego ironię, inteligencję oraz zaczepną grę z czytelnikiem, którą można podjąć na dalszych stronach powieści...


             „ości” podobały mi się, nawet bardzo. Oczarował mnie niesamowicie żywy język, ciekawi, nietuzinkowi bohaterowie, a także nieprzewidywalność i wieloznaczność sytuacji. Polecam tym, którzy lubią odkrywać nowe literackie rejony. Czytanie tej książki, wniknięcie w ten współczesny świat wymaga pewnego wysiłku, intelektualnej gimnastyki – powieść jest napisana dość specyficznym językiem - ale warto podjąć wyzwanie. To naprawdę soczysta i zaskakująca lektura – można się w niej rozsmakować. Na pewno nietuzinkowa i zapadająca w pamięć. Coś innego, wyróżniającego się spośród tuzinów identycznych pozycji na jedno kopyto – przede wszystkim za sprawą niepowtarzalnego, żywego języka, nieschematycznych bohaterów i niepoprawności politycznej. Bardzo polecam. Moje nowe literackie odkrycie, nowy autor do lepszego poznania i pokochania...
środa, 22 stycznia 2014 | By: Annie

"Lewą ręką przez parwe ramię" - Selma Lønning Aarø

         Książka idealna na jeden zimowy wieczór, gdy za oknem szaleje śnieżyca, a my mamy chwilę spokoju i wytchnienia po długim dniu – oczywiście z kubkiem gorącego kakao, pod ciepłym kocem, przy zapalonej lampce. Warto podarować czas bohaterom tej powieści, pochylić się nad ich życiem. Książka rozpoczyna się bardzo intrygującą sceną: na chodniku stoją mężczyzna i kobieta. Całują się szybko, niespokojnie, a następnie mężczyzna wybiega niespodziewanie na środek ulicy, gdzie zostaje potracony przez nadjeżdżający samochód. Kim są? Co się wydarzyło...? Tak oto ciekawość czytelnika zostaje rozbudzona, a to dopiero początek tej wielobarwnej, nieschematycznej i nietuzinkowej powieści, która trafia prosto w czułą strunę w sercu czytelnika...

             Uwielbiam tego typu literaturę obyczajową - o ludzkiej naturze, o niesamowitych historiach życiowych, tysiącach emocji i perypetii, które mogą skrywać się za fasadą maski na twarzach obcych ludzi mijanych na ulicy... Wielobarwna, rewelacyjnie  napisana – niby obyczajowa, a porywa jak najlepszy kryminał czy też fantastyka – co kto woli. ;) Życie to pasmo zbiegów okoliczności, zawirowań, przeróżnych odcieni emocji – ta książka demaskuje niektóre z nich. Polecam, szczególnie tym, którzy lubią i cenią sobie dobrą, nietuzinkową literaturę obyczajową. Naprawdę warto. Żałuję ogromnie, że jak na razie „Lewą ręką przez prawe ramię” to jedyna przetłumaczona na język polski powieść tej młodej, choć bardzo już docenionej, norweskiej autorki...
wtorek, 21 stycznia 2014 | By: Annie

Pierwsza odsłona małego, prywatnego wyzwania czytelniczego, czyli "Nowy wspaniały świat" - Aldous Huxley

             W pewien słoneczny, styczniowy poranek trzy dobre koleżanki spotkały się na pogaduchy przy sobotnim śniadaniu. Podczas kawy padła propozycja pewnego wyzwania, a właściwie inicjatywy czytelniczej – otóż co miesiąc będziemy czytały jedną książkę, wyznaczaną cyklicznie przez każdą z nas, a następnie porównywały wszelkie wrażenia polekturowe. Naszą umowę zwieńczyłyśmy wypadem do antykwariatu. :) Nie mogę się doczekać pierwszego spotkania - za mało mi w życiu takich szczerych rozmów o książkach, gdy z wypiekami na twarzy można porównać swoje wrażenia – wiadomo, radość i frajda współdzielenia pasji z innymi maniakami czytania jest ogromna. Uwielbiam te rozmowy bez końca, wypisywanie dziesiątek tytułów, okrzyki ‘musisz to przeczytać’ itd. :). To tak tytułem przydługiego wstępu, aby wyjaśnić moją najświeższą lekturę – „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxley’a wybrany jako pozycja na styczeń.

               Książka powstała w 1932 roku i jest nieco odmienna językowo od tego, co serwują nam współcześni autorzy – mam tu na myśli przystępność tekstu. „Nowy wspaniały świat” czyta się dobrze, choć jednak odbiega od wygody, do której przyzwyczaili nas obecni pisarze – nagłe przeskoki między wątkami, zmiany perspektywy snucia opowieści, zmiany bohaterów są w „Nowym wspaniałym świecie” bardzo częste - jakby autor nie dbał o to czy czytelnik za nim nadąży, czy takie skakanie sprawi mu przyjemność. Wynika to pewnie z mojego rozleniwienia współczesną literaturą, gdzie jednak w większość przypadków wszystko jest podane na tacy – niestety, ta słynna i wysoko ceniona książka nie porwała mnie ani nie rzuciła na kolana – wydaje mi się, że pod względem stylistycznym jest już nieco przedawniona. Natomiast nie można odmówić jej głębi oraz mądrości - interpretować ją można na wielu płaszczyznach, wnikać w niuanse znaczeń – tu pole do popisu jest ogromne. Wrażenia mam średnie, z jednej strony doceniam jej wartość, wymowę oraz wizjonerstwo autora. Jednak z drugiej strony język nie do końca mi podpasywał, nie miał dla mnie szczególnego uroku – jednocześnie zbyt prosty, mało klimatyczny, narracja również jakoś nie przypadła mi do gustu. Niemniej cieszę się, ze przeczytałam tę powieść – to klasyka, którą chcę znać.
Za to lektura na luty będzie prawdziwym wyzwaniem...
piątek, 17 stycznia 2014 | By: Annie

"Zanim się pojawiłeś" - Jojo Moyes

              Ta powieść zdecydowanie zasługuje na lepszy tytuł, lepszą okładkę i lepszą reklamę. Przeczytałam ją jesienią i, mimo czasu, który już upłynął, jest to jedna z tych historii, które wciąż tkwią świeże w mojej pamięci, wciąż wracam do nich myślami... To piękna opowieść o dwójce ludzi z całkowicie różnych środowisk, których ścieżki życiowe splotły się za sprawą przypadku – jak na powieść romantyczną w bardzo nietypowych okolicznościach. Will jest zgorzkniały, nie ma chęci do życia - został sparaliżowany na skutek wypadku, wcześniej wiódł szalone życie pełne podróży i przygód. Natomiast Lou boi się życia, wciąż mieszka rodzicami, właśnie straciła pracę, brakuje jej pieniędzy, jej związek stoi w miejscu.
Myślę, ze pisząc tego typu książkę niezwykle łatwo jest popaść we wszelkiego rodzaju schematy, szczególnie, że nawet czytelnik w pewnym momencie chciałby aby autorka jednak popełniła kilka banałów. ;) A powstała z tego naprawdę mądra, pięknie napisana książka, która chwyta za serce i, mimo wszystko, naprawdę napawa optymizmem. Sprzedawana jako babskie czytadło do zabicia czasu, a to jest naprawdę świetna kobieca literatura obyczajowa – porównałabym ją nawet do takich perełek jak „Do ostatniej łzy” czy może nawet „Jeden dzień” – wyjątkowo zgodzę się tu z rekomendacją z okładki. Jeśli sięgać po książki w tym typie, to tylko po powieści takie jak „Zanim się pojawiłeś”. Bardzo polecam. Napisano już tyle wspaniałych słów o te książce, nie chcę się powtarzać... Po prostu czytajcie. :)
środa, 15 stycznia 2014 | By: Annie

"Sobota" - Ian McEwan

           Znacie to uczucie gdy stajecie przed pełnymi regałami, lustrujecie wzrokiem książki - wyławiacie kilka tytułów, kartkujecie, następnie odkładacie z powrotem...? Aż w końcu jakaś pozycja zaabsorbuje całą uwagę, czuje się podskórnie, że to wreszcie ‘ta właściwa’... Takie wybieranie to jeden z moich ulubionych momentów – ogrom możliwości, kieruje mną tylko intuicja oraz fanaberia. To tak tytułem wstępu naszło mnie na zwierzenie, gdyż właśnie w taki sposób wyłowiłam z odmętów mojej biblioteczki nieco przykurzoną i zapomnianą „Sobotę” – wiele mam takich lektur na półkach, które w ciszy czekają na swój czas. Zapragnęłam ponownie zanurzyć się w świat mojego ulubionego Iana McEwana -  to jeden z nielicznych pisarzy, których chcę przeczytać absolutnie wszystko, co wyszło spod ich pióra. „Sobota” to opis jednego dnia z życia londyńskiego neurochirurga.

             Uwielbiam jak Ian McEwan kształtuje swoich bohaterów, jak wnika w ich myśli, uczucia, jak stawia ich w nietypowych sytuacjach – zawsze wierzę mu bezkrytycznie. Jego proza wymaga pewnego wysiłku w postaci skupienia na nienajprostszym języku oraz przeżyciach wewnętrznych bohaterów – ale rozkosz obcowania jest ogromna, wynagradza wszelki trud. Jestem pełna podziwu jak autor poznał i przedstawił tajniki neurochirurgii – niesamowite opisy z sali operacyjnej, a także świata postrzeganego z perspektywy wybitnego neurochirurga – szczególnie interesowało mnie to ze względu na mojego chłopaka, który planuje karierę w tej właśnie dziedzinie medycyny. Bardzo podobała mi się ta książka, choć uważam, że to również jedna z bardziej wymagających powieści McEwana, o wiele trudniejsza niż np. „Słodka przynęta”.
Uwielbiam prozę tego pana, już planuję kolejne spotkanie z jego twórczością... Za każdym razem czuję się po takim spotkaniu wzbogacona – to soczysta literatura z najwyższej światowej półki...
czwartek, 9 stycznia 2014 | By: Annie

"Pięć małych świnek" - Agata Christie

             Koniec wolnego, powrót na uczelnię – ponownie zanurzam się w wir zaliczeń, kolokwiów, egzaminów. Minęły błyskawicznie te świąteczne dni wypełnione po brzegi książkami, pysznym jedzeniem, spokojnymi porankami w rodzinnym gronie – teraz pora stawić czoła sesji. ;) Na otarcie łez i pocieszenie w ostatni dzień wolnego zaserwowałam sobie wspaniały kryminał Agaty Christie, co jak zwykle okazało się niesamowitą przyjemnością oraz inteligentną rozrywką w najczystszej formie. Tym razem przed Herkulesem Poirot stoi nie lada wyzwanie – ma udowodnić, że skazana kilkanaście lat wcześniej za zabójstwo kobieta była jednak niewinna... Połknęłam tę powieść błyskawicznie – z każdą kolejną przeczytaną książką Agaty Christie coraz bardziej doceniam jej niesamowitą wyobraźnię, a i mój apetyt na kolejne kryminały jej autorstwa rośnie...  

             Jak zwykle typowałam mordercę i już prawie miałam nadzieję, już, już byłam pewna, że wreszcie udało mi się odgadnąć kto zabił... i jak zwykle to bywa na ostatnich stronach okazało się, że jednak nie dorównuję geniuszem Herkulesowi. ;) Ale byłam blisko... Może następnym razem. Coś czuję, że literacko ten rok upłynie mi mocno pod znakiem kryminałów Agaty Christie – dużo smakowitych kąsków przede mną...
poniedziałek, 6 stycznia 2014 | By: Annie

"Jak w życiu. Felietony" - Barbara Bursztynowicz

              Felietony to moje najnowsze literackie odkrycie – od momentu przeczytania „Mojej drogiej B” wszelkiego rodzaju zbiory przyjmuję z ogromnym entuzjazmem. „Jak w życiu” łyknęłam w jeden dzień. To ciekawe, czasami zabawne anegdoty, historyjki, opowiastki z życia Barbary Bursztynowicz – jest sporo o teatrze, serialu, znajomych, podróżach. Lubię takie małe urywki codzienności zaprezentowane w krótkiej formie – czyta się je doskonale. Jakieś takie ciepło, spokój i radość życia biją od tej pani – czytanie jej felietonów było jak otulenie się ciepłym kocem życzliwości – obcowanie z uprzejmym, sympatycznym człowiekiem, który przy porannej kawie dzieli się z nami swoimi perypetiami. W dodatku na uwagę zasługuje bardzo ładne, staranne wydanie książki.
Polecam. Mi się podobało. Bardzo.
piątek, 3 stycznia 2014 | By: Annie

"Rublowka" - Walerij Paniuszkin

            Dawno, dawno temu wpadła mi w ręce pewna zapomniana już obecnie książka Oksany Robski „Casual”. Z tego, co widzę pozycja ta ma raczej średnie opinie, ale pamiętam jak zafascynował mnie wówczas tajemniczy świat moskiewskich oligarchów – morderstw, olbrzymich pieniędzy i bajecznych domów. Potem nieco dorosłam i odkryłam, że rzeczywistość wcale nie jest tak kolorowa, jednak moja ciekawość nie zmalała - gdy tylko w Wysokich Obcasach zobaczyłam reklamę „Rublowki” natychmiast zapragnęłam przeczytać tę pozycję - stęskniona dobrego reportażu pochłonęłam ją w półtora dnia. Walerij Paniuszkin uchyla rąbka tajemnicy, która szczelnym płaszczem otacza słynne podmoskiewskie osiedle miliarderów, choć jak sam pisze, udało mu się dotrzeć tylko do pewnego poziomu wtajemniczenia... Z kart książki wyłania się absurdalny i abstrakcyjny obraz, ale również niezaprzeczalnie prawdziwy – Rublowka to miejsce gdzie bogiem są Pieniądze, gdzie zasady są po to, aby je łamać i gdzie zawsze wygrywa silniejszy.

              Moja wiedza na temat współczesnej Rosji jest znikoma, dlatego nie jestem w stanie oceniać tej pozycji pod względem merytorycznym. Natomiast forma jest skrupulatnie przemyślana, a cała opowieść została przyrównana do gry komputerowej – życie w Rublowce zostało przedstawione jako zdobywanie kolejnych poziomów, artefaktów i doświadczenia – dobrze się to czyta. Książka zawiera dużo informacji, ale ja wcale nie czuję się nasycona, a moja ciekawość raczej jeszcze bardziej wzrosła. Chciałabym więcej... i chyba właśnie na tym polega magia dobrego reportażu... Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu brukowo-plotkarskim, a to jest naprawdę porządna i ambitna literatura faktu – wiadomo, nie pochłania się jej z wypiekami na twarzy do trzeciej nad ranem, jednak lubię od czasu do czasu sięgnąć po pozycję, po której przeczytaniu czuję się choć trochę mądrzejsza. ;)
czwartek, 2 stycznia 2014 | By: Annie

"Skazana" - Hannah Kent

             Nowy rok czytelniczy oficjalnie uznaję za otwarty - na pierwszą lekturę w 2014 roku wybrałam „Skazaną”, czyli historię ostatniej kobiety skazanej w Islandii na śmierć. Fascynuje mnie wszystko, co ma związek z tą niesamowitą wyspą, i choć zabrakło mi tu nieco magicznego i tajemniczego klimatu „Dostatku” czy „Dotyku”, to wciąż jest to całkiem dobra książka. Nie jest to co prawda porywająca lektura, która wciąga bez reszty, a raczej nastrojowa, wymagająca skupienia i pewnego wysiłku. Taka, której trzeba podarować czas i uwagę. Miejscami czytanie nieco mi się dłużyło, ale końcówkę pochłonęłam już z dużym zainteresowaniem. Warto było - powieść ma swój urok, szczególnie gdy pod kocem, z kubkiem gorącej herbaty czyta się o zimnych islandzkich przestrzeniach, zorzach i śnieżycach... Nie jest to pozycja obowiązkowa, ale ci, którzy lubią pewien typ lektur – nieco mrocznych, niebanalnych i nastrojowych, gdzie wiatr hula po pustkowiach, a bohater przeżywa dramat – mogą odnaleźć w „Skazanej” fascynującą historię.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...